+18
Quidditch. Sport, który był dla większości czarownic i czarodziejów tak emocjonujący, że jedyne, do czego można było go porównać, to greckie igrzyska olimpijskie. Zdawało się, że dla jednego meczu można było na czas jego trwania zatrzymać wszystkie wojny.
Nadszedł ten dzień. Uczniowie zebrali
się na drewnianych trybunach, odziani w płaszcze, peleryny lub pikowane kurtki,
a także szkarłatno-złote bądź szmaragdowo-srebrne barwy Gryfonów lub Ślizgonów.
Siąpił lekki deszczyk, lecz warunki do gry były bardzo sprzyjające. Żadnego
uciążliwego słońca, nękającego mrozu albo przykrego wiatru. Idealna pogoda na
mecz. Tylko czysta, sprawiedliwa gra pod czujnym okiem pani Hooch.
Hermiona
siedziała tuż przy drewnianej barierce w pierwszym rzędzie. Na twarzy miała
wymalowane czerwoną i żółtą farbą dwie linie, a na głowie osadzony kapelusz
czarownicy z proporczykiem Gryffindoru. Zarówno Harry, Ron, jak i Ginny byli w
drużynie, więc tym razem towarzyszył jej tylko Neville. Co jakiś czas
wymieniali kilka zdań na jakieś mało znaczące tematy, oczekując, aż gra się
rozpocznie.
W
pewnej chwili dziewczyna ujrzała jakąś znajomą postać, która dopiero co pojawiła
się na trybunach. Czarne, tłuste włosy powiewające na wietrze i długi,
haczykowaty nos Gryfonka poznała już na samym początku. Severus Snape zajął
miejsce po lewej stronie profesor McGonagall. Nauczyciele z reguły nie
kibicowali żadnemu z domów, lecz od dawien dawna wiadomo było, iż Mistrz
Eliksirów jest całym sercem i duszą po stronie swoich ślizgońskich wychowanków.
Najpierw Oliver Wood, a później Harry narzekał na znienawidzoną drużynę
przeciwników, dla której ich opiekun tak często wynajmował boisko, aby ci mogli
bezkarnie ćwiczyć, co utrudniało treningi pozostałym drużynom. Snape nie
wyglądał na takiego mężczyznę, którego fascynuje sport, prawdopodobnie nawet
nie potrafił latać na miotle, ale posiadał rozliczne talenty, których większość
czarownic i czarodziejów w jego wieku mogli mu tylko pozazdrościć, a o których
naprawdę nieliczni mieli pojęcie.
Czuł,
że jest obserwowany, lecz na trybunach znajdowało się tak wielu uczniów, że nie
mógł zgadnąć, do kogo należała para oczu uparcie wpatrzonych w jego osobę. W jakiś
sposób nawet go to radowało. Od samego początku chlubił się mianem najbardziej
przerażającego i wrednego nauczyciela Hogwartu. Już dawno temu minęły czasy,
kiedy przejmował się tym, co sądzą o nim ludzie. Nigdy nie czynił tego samego dwukrotnie.
Już raz naprawdę kochał, raz zdradził, a później się nawrócił… Kiedy nadeszła
dorosłość, bardzo szybko się nauczył, że może ufać tylko sobie i tylko tym się
przejmować. Ignorancja i chłód — to prowadziło go przez życie od wielu lat.
I
wystartowali…
Piętnaście
mioteł wzbiło się w powietrze, a czternaście z nich zajęło określone miejsca na
boisku. Tylko pani Hooch zawisła nieruchomo pomiędzy dwiema częściami murawy i
zaczęła bacznie przyglądać się każdemu graczowi, wypatrując ewentualnych wykroczeń
podczas gry.
Hermiona
usłyszała senny, rozmarzony głos Luny Lovegood dobiegający z wielkiego
megafonu. Od momentu, kiedy zastępczo komentowała mecz w zeszłym roku, tak
bardzo spodobała się uczniom, że otrzymała tę „posadę” na stałe. Zachichotała,
kiedy Krukonka po raz kolejny przekręciła nazwiska niemal wszystkich graczy z
Domu Węża, jednak uwaga Gryfonki wciąż była bardzo rozproszona. Co jakiś czas
zerkała na lożę, w której siedzieli nauczyciele. Był to pierwszy niesamowicie
ważny mecz quidditcha w tym roku. Od zawsze o pierwsze miejsce rywalizowali
głównie Gryfoni i Ślizgoni, dlatego dziś zjawili się praktycznie wszyscy
mieszkańcy zamku. Niektórzy kibicowali, inni byli ciekawi tylko wyniku. Harry
jako kapitan drużyny Gryffindoru trzymał się wciąż starego składu, natomiast
grupa Dracona Malfoya pozyskała nowego obrońcę i ścigającego, więc nic nie było
do samego końca jasne. Większa część uczniów oczywiście kibicowała drużynie
Domu Lwa, jednak nie mogli temu zaprzeczyć: Ślizgoni również byli bardzo dobrymi
graczami.
— Nowy
ścigający przejmuje kafla… Zaraz, jak on się nazywał? Rivers? Raidver? — mówiła
Luna, a przez trybuny przebiegła fala śmiechów. Profesor McGonagall wyrwała jej
megafon i syknęła:
— Rochester!
Brian Rochester!
Wśród kibiców
drużyny Harry’ego Pottera zapanowała jeszcze większa wesołość, ale szybko
została stłumiona przez wrzask radości Ślizgonów, gdyż ich nowy ścigający
zdobył pierwsze dziesięć punktów, przerzucając zgrabnie wielkiego, czerwonego
kafla przez sam środek lewej pętli. Weasley wzdrygnął się gwałtownie i oderwał
wzrok od pierwszego rzędu trybun, gdzie siedziała Hermiona. Jego twarz
momentalnie zapłonęła szkarłatem, tak, że trudno było rozróżnić, co jest
ciemniejsze — policzki Gryfona czy piłka, którą trzymał w dłoniach. Luna nie
omieszkała tego skomentować, wywołując jeszcze większy śmiech w kilku
miejscach, które zajmowali Ślizgoni:
— Do
mózgu Rona wleciały chyba gnębiwtryski, dlatego nie zauważył kafla. A może po
prostu znowu się zakochał? Jego związek z Lavender niestety nie wytrzymał próby
czasu, więc może tym razem mu się poszczęści?
McGonagall
zaczęła walczyć z Krukonką o megafon, natomiast gra toczyła się dalej.
Hermiona
przez chwilę śmiała się z komentarza Luny, jednak jej wzrok wciąż spoczywał na
kimś innym. Patrzyła dyskretnie w stronę trybun, na których siedzieli
nauczyciele. Srebrna broda Albusa Dumbledore’a powiewała na delikatnym wietrze,
on sam natomiast, siedząc po lewicy Snape’a, pochylał się nieco nad jego uchem
i szeptał doń coś bardzo zabawnego, co można było wywnioskować, patrząc na jego
minę. Twarz Mistrza Eliksirów pozostawała jednak niewzruszona, dopiero w
momencie, kiedy monolog dyrektora dobiegł końca, uśmiechnął się sztywno i
prosto, uparcie wpatrzony w szmaragdowozielone smugi pojawiające się to tu, to
tam, pomiędzy dwiema częściami boiska. Już się cieszył na samą myśl o
dzisiejszym wieczornym szlabanie, którym nagrodził Colina Creeveya za wałęsanie
się nocą po szkolnych korytarzach. Czasami ot tak, dla zabawy, wychodził po
północy na przechadzkę po Hogwarcie i wyłapywał uczniów, którzy chcieli
przemknąć niezauważeni do kuchni, na jakieś tajne spotkanie z dziewczyną bądź
chłopakiem z innego domu albo najnormalniej w świecie włamać się do Działu
Ksiąg Zakazanych w bibliotece. Żaden nauczyciel za kadencji Albusa Dumbledore’a
nie ukarał uczniów tyloma szlabanami, co Severus Snape. Smutek innych radował
go zazwyczaj wtedy, kiedy jego ofiarami padali sławni, cenieni, popularni i
bardzo utalentowani hogwartczycy. Mógł się chociaż po części zemścić na nich za
upokorzenia, których doznał z rąk podobnego ucznia. Jamesa Pottera. To przez
niego utracił jedyną i prawdziwą miłość, dla której mógł zrobić wszystko.
Lily
Evans.
Jednak
zła passa Gryfonów trwała krótko. Zaledwie dwadzieścia minut po rozpoczęciu meczu
Ginny Weasley zdobyła sto dwadzieścia punktów dla swojej drużyny, a nowy
ścigający Ślizgonów spadł z miotły i trzeba go było natychmiast
przetransportować do skrzydła szpitalnego, gdzie czekała pełna niechęci do
quidditcha pani Pomfrey. Tylko ona widziała same minusy w tej powietrznej grze.
Harry znowu
dał Gryfonom powód do radości i ogłuszającego aplauzu, który rozbrzmiał na
boisku zaledwie pół godziny po rozpoczęciu meczu. Schwytał złotego znicza tuż
nad zieloną, rozmokłą murawą, z którą szybko zderzył się ścigający go Draco
Malfoy. Idealne zakończenie popołudnia. Hermiona i Neville zerwali się w tym
samym momencie, bijąc brawo i podskakując radośnie. Szykowało się małe
przyjęcie w ich dormitorium, na które cieszyli się jak dzieci. Odetchnęli z
ulgą, że mają teraz pretekst do tego, aby w końcu cisnąć książki w kąt i skupić
się chociaż przez chwilę na czymś odprężającym. Jeszcze się nie zdarzyło, aby
Gryfoni przegrali ze Ślizgonami, jednak meczu z nimi nigdy nie należało
bagatelizować.
Hermiona
zbiegła z trybun i pobiegła od razu do zamku. Wiedziała, że teraz nie będzie w
stanie dostać się do szatni, gdzie przebierała się drużyna Gryfonów, ponieważ
każdy, kto im kibicował, pragnął pogratulować kapitanowi. Zazwyczaj robiła tak:
schodziła z trybun i natychmiast udawała się do zamku. W korytarzu prowadzącym
do dormitorium Gryfonów czekała cierpliwie, aż zjawią się jej przyjaciele.
Zawsze już kwadrans po zakończeniu meczu byli w umówionym miejscu.
Tym
razem jednak nie musiała czekać nawet tych piętnastu minut.
Szła
właśnie sprężystym, pełnym energii krokiem przez korytarz, kiedy usłyszała za
sobą jakieś echo. Odwróciła się szybko, a przez jej ciało przebiegła fala
przerażenia. Przecież wszyscy byli jeszcze na boisku i gratulowali wygranym. A
jeśli to jakiś niespełna rozumu Ślizgon postanowił zemścić się na jednym z
Gryfonów i akurat padło na nią? A jeśli…
Odwróciła
się szybko z bijącym jak dzwon sercem i ujrzała biegnącego w jej kierunku Rona.
Odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się krzywo, podczas gdy rudzielec usiłował
złapać oddech. Wciąż był ubrany w używaną szatę do quidditcha, którą otrzymał,
o ile Gryfonka dobrze pamiętała, po Oliverze Woodzie, za sobą ciągnął miotłę a
jego włosy były całkiem przemoczone. Otarł rękawem szaty czoło i również się
uśmiechnął, ukazując olśniewająco białe zęby. Granger nigdy dotąd nie
dostrzegała tych małych,
lecz znaczących cech w wyglądzie chłopaka. Taki przemoczony do suchej nitki i
tryskający radością Ron wydawał się być nawet całkiem uroczy.
— Świetnie
obroniłeś ten ostatni strzał! — Hermiona stwierdziła, że Gryfon
wystarczająco już odpoczął i mogą razem wrócić do ich wieży, aby napić się
kremowego piwa i porozmawiać o meczu. — A ty dalej denerwujesz się przed
każdym meczem. Masz talent do latania.
Poczuła,
jak wilgotna, stwardniała od ściskania miotły dłoń Weasleya chwyciła ją za
rękę. Nie zrobił tego mocno, lecz na tyle stanowczo, aby zatrzymać Hermionę,
która momentalnie poczuła jakiś uścisk w żołądku. Miły, lecz przepełniający ją
jakimś przedziwnym niepokojem. Zmusiła się, aby spojrzeć mu w oczy. Miały
zupełnie inny wyraz niż zwykle. Bardzo poważny i jakby… dojrzalszy. Starał się
być bezwzględny, lecz ów efekt niszczył strach, którego potrafił ukryć.
Serce
zabiło jej mocniej, kiedy przyciągnął ją do siebie, wpatrzony w te brązowe, pełne
lęków i nadziei oczy. Nie powiedział ani słowa, tylko chwycił mocno jej
podbródek i wpił się w te zmysłowo rozchylone usta. Na samym początku Gryfonka
zesztywniała, zaskoczona jego zachowaniem, jednak sekundę później odpowiedziała
z taką samą namiętnością. Delikatne, niepewne, choć gorące pocałunki wypełniły
tę chwilę, połączone z nieśmiałym dotykiem Rona i całkowitą uległością
Hermiony. Jej umysł na dobre się wyłączył. Pragnęła przylgnąć do chłopaka całym
ciałem i już nigdy się od niego nie odrywać, podczas gdy on przycisnął ją do
zimnej, kamiennej ściany i zaczął zsuwać z niej najpierw cieniutką skórzaną
kurtkę, później sweter w barwach ich domu. Ogarnęło go takie pożądanie, jakiego
jeszcze nigdy dotąd nie odczuwał. Nareszcie miał w ramionach ukochaną kobietę,
którą darzył nie tylko czysto erotycznym uczuciem, ale i przyjaźnią. Był to dla
niego związek idealny, dodatkowo fakt, że Hermiona nie opierała mu się,
zachęcił go do dalszego działania. Liczyła się dla niego tylko ona. Nic więcej.
Nigdy dotąd nie pragnął tak bardzo się z nią kochać. Żadna dziewczyna nie
działała na niego tak, jak ta inteligentna i czarująca Gryfonka. Zawsze, gdy
sypiał z Lavender, miał przed oczami tylko te głębokie, brązowe oczy, prosty,
uroczy nosek i burzę kasztanowych, gęstych włosów…
— Granger!
Weasley! A co to ma znaczyć?
Ostry,
zimny, przepełniony stanowczością głos przerwał tę romantyczną chwilę. Para
momentalnie oderwała się od siebie; Ron — zapinając rozporek, Hermiona —
podciągając bluzkę i zagarniając z ziemi sweter oraz kurtkę. Ani jedno, ani
drugie nie odważyło się spojrzeć w czarne, pełne pogardy oczy Snape’a, który
najwyraźniej, rozwścieczony porażką jego ukochanej drużyny, postanowił znaleźć
sobie kogoś, nad kim mógł się poznęcać, aby wyładować swój gniew. Teraz czuł
nie tylko wściekłość, ale i swego rodzaju… zazdrość. Nie, nie o tę parę, na
którą natknął się ku ich oczywistej rozpaczy. Przypomniał sobie scenę sprzed
bardzo wielu lat, o której właściwie starał się od samego początku nie myśleć.
Był
wieczór, a on wracał właśnie z biblioteki. Każdą wolną chwilę poświęcał na
naukę. Książki. Czarna magia. To coś, co kochał od samego początku. Pociągała
go tak, jak żadna inna rzecz na świecie. Nie kobiety. Nie złoto. Nie potęga.
Nie władza. Tylko czarna magia. Ta noc miała się jednak różnić od pozostałych.
Nie przewidział szoku, którego dozna chwilę później…
W tym
samym miejscu, w którym teraz stali przerażeni i zawstydzeni Ron i Hermiona,
dwadzieścia lat temu natknął się na równie namiętną i szczęśliwą parę. Inni
Gryfoni stali pod tą samą ścianą i całowali się płomiennie, nie pamiętając o bożym
świecie. Pierwszy raz zobaczył ich razem. James Potter nie był nieprzyjemny i
opryskliwy, a Lily Evans nie wyzywała go od najgorszych i nie patrzyła na
niego, jak na obrzydliwego robala. Młody Snape przyglądał im się przez chwilę,
czując w sercu nie tyle rozpacz, co pustkę, której już nic później nie mogło
wypełnić. Ściskał w ramionach książki, które teraz były dla niego niczym koło
ratunkowe dla tonącego. Ani chłopak, ani dziewczyna nie zwrócili na niego
uwagi, mało tego, nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, że ktoś ich obserwuje.
A Ślizgon sycił się tym obrazem, uświadamiając sobie tę przerażającą prawdę:
dla niego i Lily nie ma już przyszłości. To koniec.
Mistrz
Eliksirów uśmiechnął się, a jego czarne, puste oczy zalśniły złowrogo w ciepłym
świetle płonących nieopodal pochodni. W tym wzroku czaiło się najczystsze,
najbardziej triumfalne zło, z jakim jeszcze nigdy nie zetknął się ani Ron, ani
Hermiona. Oto nadarzyła się idealna okazja, aby wyładować na nich swą
frustrację. Nie będzie jednak krzyków, wyzwisk, o nie… Najbardziej zadowalała
go zimna i stonowana zemsta. Zemsta, którą odciągał w czasie tak daleko, jak
tylko mógł.
— Proszę,
proszę, nierząd w Hogwarcie. — Jego głos był ledwo dosłyszalny,
jednak tak przepełniony jadem, że nawet serce Hermiony zatrzepotało w jej
piersiach tak rozpaczliwie, jakby chciało się z niej wyrwać i uciec jak
najdalej od tego bezwzględnego spojrzenia nauczyciela. Tymczasem on
kontynuował, pławiąc się w przerażeniu Gryfonów, do których tego dnia czuł
wyjątkową niechęć: — Ledwo wygrał pan mecz, panie Weasley, a już
zabiera się pan za świętowanie. A pani, panno Granger… No, no, nie spodziewałem
się takiego zachowania po tak rozsądnej dziewczynie. Najwyraźniej seks w końcu
każdemu rzuca się na mózg.
— Ależ
panie profesorze, my wcale…
— Odejmuję
Gryffindorowi po pięćdziesiąt punktów za każde z was, powiedz jeszcze choć
jedno słowo, Weasley, a odejmę ci kolejne pięćdziesiąt. — Głos
Snape’a nagle stracił ten żartobliwy, pobłażliwy ton, a drwiący uśmieszek
ustąpił miejsca lodowatemu spokojowi. — Dwójka prefektów. Wprost
znakomicie. Skoro nie potraficie dać przykładu młodszym uczniom, to być może
nie zasługujecie na wasze odznaki? Macie tygodniowy szlaban. Granger, ty
zjawisz się dzisiaj w moim gabinecie. Weasley, dla ciebie Filch z całą pewnością
znajdzie jakąś pracę w swoim kantorku. Dzisiaj o godzinie szesnastej. Chyba nie
znajdziecie już czasu na wieczorną zabawę z okazji wygranej Gryfonów, co? Ach,
jaka szkoda, bo całkiem nieźle broniłeś, Weasley.
Odwrócił
się na pięcie i pomaszerował wzdłuż ściany w kierunku schodów, uśmiechając się
do siebie z satysfakcją. To było doskonałe zakończenie dnia.
*
Godzina
szesnasta już wybiła, kiedy Hermiona zastukała do drzwi gabinetu Severusa
Snape’a. Była pełna obaw, kiedy przekraczała jego próg i siadała na wskazanym
przez profesora twardym, kanciastym krześle. Od momentu jej pojawienia się nie
przemówił ani słowa, najwyraźniej rozkoszując się jej niewiedzą i niepokojem.
W końcu
odwrócił się do niej twarzą i postawił tuż przed jej nosem ogromną beczkę pełną
cuchnących, obślizgłych gumochłonów, a Hermiona natychmiast zrozumiała, co ją
czeka. Nauczyciel dostawił żelazne, zagięte w jednym miejscu wiaderko z urwanym
uchwytem i przemówił nienaturalnie spokojnym głosem:
— Jak
już pewnie się domyślasz, będziesz oddzielała zgniłe gumochłony od tych
nadających się jeszcze do użytku. Och, nie, nie będą ci potrzebne rękawice,
możesz mi wierzyć. A teraz zabieraj się do roboty, jeśli łaska.
Pozostawił
ją sam na sam z beczką obrzydliwych, niesamowicie nudnych i bezużytecznych magicznych
stworzeń, a Hermiona jęknęła w duchu. Nie mogła się spodziewać gorszej kary,
lecz skrycie współczuła Ronowi. Ona przynajmniej nie musiała wysłuchiwać
ciągłych utyskiwań Filcha, irytujących, złośliwych komentarzy dotyczących
uczniów i smrodu panującego w jego gabinecie. Tutaj miała chociaż święty spokój
i ciszę, w której mogła przemyśleć to, co wydarzyło się pomiędzy nią a
Weasleyem.
Wiadro
szybko napełniało się cuchnącymi, martwymi gumochłonami, jednak końca pracy nie
było widać. Co jakiś czas zerkała dyskretnie na wiszący na ścianie zegar, lecz
wciąż było wystarczająco wcześnie, aby mogła spędzić w tym ponurym,
przygnębiającym gabinecie jeszcze kilka godzin. Już przestała się łudzić, że
zdąży na kolację, choć wciąż miała nadzieję, że zabawa w wieży Gryfonów, choć
niestety bez Rona, będzie trwała do późnych godzin nocnych i Hermiona przekąsi
coś po powrocie.
Starała
się nie patrzeć na Snape’a. W tej chwili nienawidziła go z całego serca. To niewytłumaczalne
zauroczenie przeszło jej w sekundę. Zepsuł jej nie tylko wieczór, ale i dobrze
zapowiadający się związek. Od tak wielu miesięcy czekała, aż Ron zrobi pierwszy
krok, zainicjuje coś… A teraz musiała wszystko zaczynać od nowa. Weasley znowu
będzie musiał nabrać pewności, zanim ją pocałuje. Nie należał on niestety do
grona mężczyzn, którzy dla swoich kobiet są w stanie się poświęcić.
Mimowolnie
zerknęła na Mistrza Eliksirów. Siedział przy swoim biurku i skrobał coś po
pergaminie. Przy jego lewym łokciu znajdował się stos podobnych rolek, którymi
z całą pewnością były gotowe do ocenienia pisemne prace domowe uczniów.
Znalazł
sobie idealny zawód, zapyziały małpiszon, pomyślała, patrząc na niego
ognistym wzrokiem spomiędzy burzy kasztanowych, lśniących loków, a kolejny,
cuchnący gumochłony wpadł z głośnym plaśnięciem do miski. Jest nauczycielem i może do woli
mścić się na Bogu ducha winnych uczniach.
Spuściła
wzrok i zajęła się na nowo pracą, choć jej palce były już bardzo obolałe. Okropieństwo.
Całe umazane szarym, śmierdzącym śluzem wyglądały tak, jakby już nigdy nie dało
się ich umyć. Jednak nie mogły się równać z jej paznokciami, które wyglądały
tak, jakby Gryfonka nigdy ich nie myła.
Kilka
minut później usłyszała, jak Snape odsuwa krzesło i wstaje. Serce zabiło jej
mocniej, kiedy zdała sobie sprawę, że zmierza prosto w stronę kąta, w którym
siedziała. Jeszcze mocniej wbiła wzrok w opróżnioną do połowy beczkę z
gumochłonami, udając, że nie zdaje sobie sprawy z jego obecności. On
najwyraźniej poznał się na tym podstępie, bo zachichotał cicho i rzekł takim
tonem, jakby coś z wielką przyjemnością wspominał:
— Wiesz,
Granger, coś mi się nagle przypomniało. Och, tak, już wiem. Rok wcześniej na
tym samym krześle siedział Potter, twój ulubiony koleżka. I również zabawiał
się z gumochłonami. Widzisz, jak to łączy ludzi… Będziesz miała teraz z nim
kolejny wspólny temat do rozmów.
Niby
przypadkowo położył jej na ramieniu smukłą, bladą dłoń, a Hermiona zdębiała.
Był to dotyk tak subtelny i delikatny, jakiego się po nim nigdy nie spodziewała.
Fizycznie nie okazała żadnych uczuć, jednak w środku cała się rozpłynęła. Dłoń
Snape’a była dla jej obolałych barków jak cudowny, kojący balsam. Bezgłośnie
westchnęła i przymknęła oczy. Starała się oddychać normalnie, podczas gdy
Mistrz Eliksirów odsunął się od niej, wciąż jednak bacznie obserwując jej
postawę.
Zegar
wybił godzinę dwudziestą pierwszą.
— Cóż,
możesz już wrócić do swojego dormitorium — rzekł nauczyciel i wsunął
obie dłonie do kieszeni.
Hermiona
uniosła szybko głowę. W brzuchu ssało ją z głodu, a oczy same się zamykały.
Otarła ręce w chusteczkę i wyprostowała obolałe plecy. Podkrążone oczy
wypełniły się nadzieją, gdy nauczyciel kontynuował:
— Widzimy
się jutro, ale o godzinie dwudziestej. Muszę wymyślić kolejną użyteczną karę. A
teraz żegnam.
Ruchem podbródka
skazał jej drzwi, za którymi Hermiona bardzo szybko się znalazła, odczuwając
większą ulgę niż po dzisiejszej wygranej Gryfonów. Myślała tylko o tym, aby
nareszcie znaleźć się w swoim wygodnym, ciepłym łóżku.
Zamek
dawno już opustoszał, tylko co jakiś czas przemykały ciemnymi korytarzami
perłowo białe, świecące w półmroku duchu. Nie reagowały na Hermionę, ona
również je ignorowała, ponieważ do reszty pochłonęły ją wspomnienia, a złość na
Snape’a przeszła jej w sekundę, kiedy tylko opuściła lochy. Nie potrafiła
zapomnieć o tym, co się wydarzyło w jego gabinecie. Mimo że był to tylko
niewinny, przypadkowy dotyk, wymiótł z głowy dziewczyny wszystko, nawet
namiętny pocałunek Rona. Już nie mogła się doczekać kolejnego szlabanu, choć
nie potrafiła się sama do tego przyznać. Była zawstydzona do granic możliwości.
W tym
samym czasie Mistrz Eliksirów udał się na przechadzkę. Wyszedł na dziedziniec,
zachwycając się lekkim, choć już mocno zimowym wietrzykiem. Jego czarna
peleryna łopotała za nim złowróżbnie, on natomiast pogrążony był we
wspomnieniach. Nie wiedział, że dziewczyna, która kilkanaście minut temu
opuściła jego gabinet, myślała o nim i przekonywała sama siebie, że czuje do
niego to, co do każdego innego nauczyciela — czyli nic. On natomiast widział
tylko rude, błyszczące w złotym słońcu sploty włosów, wielkie, błyszczące,
szmaragdowozielone oczy, słodki uśmiech, lekko piegowatą buzię i te urocze dołeczki
w policzkach… Całkowicie zatopił się w tym obliczu.
Następny
dzień przyniósł kolejną burzę i zacinający lodowaty deszcz. Z tego powodu
odwołano wszystkie lekcje, które odbywały się na wolnym powietrzu. W zamku
panowała ponura, ociężała atmosfera, natomiast w cieplarni pani Sprout musiała
magicznie wzmocnić sobie głos, ponieważ nie była w stanie przekrzyczeć
uderzających w szklany dach kropli i niosących się echem po błoniach grzmotów
piorunów.
Hermiona
znów nie potrafiła się skupić. Siedziała na lekcjach jakaś dziwnie nieobecna,
natomiast śniadania prawie w ogóle nie zjadła. Ron również, dlatego wszyscy
myśleli, że to wina szlabanu i utraconych wczoraj punktów. I po części mieli
rację. Gryfonka rozmyślała tylko o tym. Wciąż i nadal odtwarzała tamtą sytuację
w pamięci, choć dziś… Czego właściwie oczekiwała? Czegoś więcej? Ale czego?
Przecież to wszystko mogło jej się tylko wydawać. Może profesor nie czuł tego
samego, co ona? A właściwie… Co ona czuła? Nie było to ani zauroczenie, ani tym
bardziej miłość. Pożądanie? Do tego było chyba najbliżej. Ale czuła do niego
też swego rodzaju słabość… Od tylu lat patrzyła na niego, a w duszy pulsowała
jej nienawiść pomieszana z jakąś przedziwną, chorą fascynacją.
Punktualnie
o godzinie dwudziestej dziewczyna zjawiła się w gabinecie nauczyciela
eliksirów. Profesor już na nią czekał. Siedział przy biurku, popijając powoli i
szykownie szkocką whisky z lodem. Jego wargi rozciągnęły się automatycznie,
kiedy ujrzał burzę lśniących, zadbanych włosów i zlęknione spojrzenie brązowych
oczu.
— Ach,
panna Granger — rzekł i wskazał dziewczynie krzesło stojące w kącie,
na którym wczoraj siedziała, selekcjonując gumochłony. — Dziś mam dla
pani inne zajęcie. Trochę czystsze. Trzeba zrobić nowe nalepki z nazwami
eliksirów. Oczywiście bez użycia czarów. Proszę zacząć od tej szafki.
Niesamowicie
uradowana dziewczyna ruszyła powoli we wskazanym kierunku. Obawiała się, że
Snape przyszykuje jej kolejne obrzydliwe zajęcie. Podwinęła więc rękawy
cienkiej, granatowej bluzki, usiadła przy niskim stoliku i zabrała się z
zapałem do opisywania poszczególnych eliksirów. Nigdy wcześniej nie przyglądała
im się jakoś specjalnie, lecz teraz, kiedy mogła przeczytać ich nazwy i
obejrzeć zawartość przez szklane fiolki, zdała sobie sprawę, jaką potęgę
profesor Snape skrywał w swoim gabinecie. Spora ilość buteleczek i słoików
zawierała mikstury, których spożycie gwarantowało błyskawiczną śmierć, Hermiona
zaś domyśliła się, że gdzieś w tym zamku znajdował się absolutnie prywatny
składzik, gdzie Mistrz Eliksirów trzymał jeszcze straszniejsze trucizny.
Czuła
na sobie intensywne spojrzenie Snape’a. Drażniło to niesamowicie jej kark,
jednak postanowiła całkowicie to zignorować, wmawiając sobie, że zupełnie nic
się nie dzieje. Oczywiście do czasu. Nauczyciel siedział nieruchomo przy swoim
biurku i po prostu patrzył. Hermiona zerknęła na niego mimowolnie, na co ten tylko
czekał. Od samego rana to planował, choć poprzedniego wieczora nie miał
pojęcia, że najdzie go ochota na ciało tej drobnej, uroczej szlamy. Obserwował
ją, od kiedy tylko zjawiła się w jego gabinecie. I doszedł do wniosku, że nie
jest wcale brzydka. Wręcz przeciwnie, bardzo się zmieniła od momentu, kiedy
pierwszy raz siedem lat temu pojawiła się w jego klasie. Wtedy była bardzo
brzydkim dzieckiem, teraz zaś wyszczuplała, twarz jej się wysmukliła, włosy…
Boże, jej włosy lśniły tak, jak włosy Lily. Nawet mugolski przyodziewek tego
dnia nie raził go tak bardzo w oczy, ba, zaczął się zastanawiać, jak
siedemnastolatka wygląda pod nim. Owiana lekką mgiełką tajemniczości pobudzała
jego zmysły. Być może tak na niego działała, ponieważ nie eksponowała swojego
wdzięku, co sprawiało, że jego wyobraźnia wciąż pracowała.
Wstał,
podobnie jak poprzedniego wieczora, i podszedł do niej. Jednak w tych krokach
było coś zbyt pewnego, wywołującego swego rodzaju niepokój w bezbronnej
dziewczynie. Odwróciła głowę w jego stronę i rzuciła mu bezwiednie prowokujące
spojrzenie. Ona również automatycznie wstała, oczekując, aż nauczyciel zjawi
się przy niej. Serce waliło jej w piersiach, a sama Gryfonka drżała lekko na
całym ciele, oczekując tego, co było wiadome już od godziny dwudziestej. Snape
spojrzał na nią z góry, a ona poczuła się nagle mała i bezsilna. Pragnęła, aby
zawładnął jej ciałem, aby posiadł ją tak brutalnie, jak tylko mógł. Mocny
uścisk jego ramion wywołał w niej dreszcze. Kolejny krok, którym był władczy pocałunek,
wydarł z jej gardła zduszony okrzyk. Mistrz Eliksirów uniósł ją wysoko,
obejmując despotycznie ciało Gryfonki i całując ją bez pamięci. Posadził siedemnastolatkę
na swoim biurku, z którego zrzucił jednym ruchem wszystkie pozwijane w rulony
arkusze pergaminu, a także jakieś trzy oprawione w skórę książki, które upadły
na podłogę z głuchym tąpnięciem. Oderwał się od jej złaknionych ust i zaczął
całować delikatną szyję, ramiona… Szybko zdarł z niej bluzkę i odrzucił na bok,
odsłaniając raczej małe, lecz jędrne piersi z wąskimi, różowymi sutkami.
Wszystko w jej ciele było tak dziewiczo piękne, że potwór pomiędzy nogami
Severusa szybko stwardniał, gotów do ataku. Dziewczyna patrzyła na niego
oczekująco, ale on tylko zaśmiał się cicho i odsunął nieco, zdejmując przez
głowę czarną koszulę. Błysk w oczach profesora sprawił, że natychmiast
zrozumiała. Zeskoczyła niezgrabnie z biurka i powoli przyklękła przed
mężczyzną, obawiając się tego, co za chwilę miała uczynić. Drżącymi rękami
rozpięła rozporek, czując gorąco bijące z pulsującego członka, który chwilę
później ujrzała. Imponująco duży, lecz nie do końca rozbudzony, domagał się jej
uwagi. Zerknęła szybko na zniecierpliwionego już Snape’a, który chwycił ją za
włosy i przynaglił cichym, samczym pomrukiem.
Dziewczyna
powoli rozchyliła usta, przerażona wielkością przyrodzenia, które za chwilę
miało się w niej znaleźć. Gdy jej wargi zacisnęły się delikatnie dookoła niego,
Mistrz Eliksirów przycisnął do siebie jej głowę. W jednej sekundzie zrozumiała,
o co w tym wszystkim chodzi. Przez chwilę ssała, całowała i pieściła językiem
błyskawicznie twardniejącego członka, z czułością zaciskając wargi dookoła jego
czubka, odchylając zalotnie głowę i zerkając na nauczyciela z dołu, potęgując
jego popęd. Niecierpliwość zmieniła się w potężną żądzę. Chciał ją posiąść w
tym momencie, usłyszeć jej jęki i westchnienia, poczuć na plecach zaciskające
się palce… Jęknął przeciągle, czując, że jest już blisko. Nie potrafił
zrozumieć, dlaczego ta mała, irytująca szlama tak na niego działała. Jej
pozorna pruderia pobudzała jego zmysły znacznie intensywniej niż wulgarne,
wyzywające dziwki lub Ślizgonki, które tak często i troskliwie zajmowały się
jego problemami. Od dawna nie robił tego sam. Jeśli potrzebował kobiety, już
wiedział, której uczennicy dać szlaban.
Chwycił
Hermionę mocno za włosy i posadził ją na biurku, rozkładając brutalnie jej
nogi. Zerwał z niej wąskie dżinsy i urocze, mocno zabudowane, cieliste majtki,
które ujawniły najbardziej wstydliwą, lecz zarazem niepozorną część jej ciała
skrytą za delikatnymi, poskręcanymi, ciemnymi włoskami. Snape wsunął dłoń
pomiędzy jej uda i zaczął zwinnymi, doświadczonymi palcami pieścić jej płeć,
wsłuchując się z rozkoszą w nieśmiałe, cichutkie, niepohamowane westchnienia
dziewczyny. Drugą rękę zacisnął brutalnie na jej szyi, wargami zaś przywarł do
jej ust, rozchylając je mocno, aby wcisnąć do środka swój język. Oddech obojga
stawał się urywany; nie mogli już dłużej czekać.
Mistrz
Eliksirów położył ją na blacie biurka, a sam odsunął od niej dłoń. Krew
pulsowała w niej mocno, dziewczyna zaś gotowa była na przyjęcie go. Podniecenie
aż pałało z jej zarumienionej twarzy, przymkniętych oczu i rozchylonych ud.
Sekretne miejsce lśniło wilgocią, a ciało otworzyło się przed nim, spragnione
pieszczot. Dlatego wszedł w nią mocno, brutalnie, bez cienia delikatności,
sprawiając niesamowity ból. Nigdy nie miała w sobie mężczyzny, toteż jej
pierwsza styczność z nim nie należała do najprzyjemniejszych. Mocne dłonie
Snape’a zacisnęły się na jej udach, a on sam poruszał się w niej płynnie,
rytmicznie i bezwzględnie. Nie zważał na jej niechciane łzy cieknące po
zaczerwienionych policzkach, zaciśnięte wargi czy tłumione okrzyki. On sam
zacisnął powieki, co jakiś czas pojękując z rozkoszy. Oczami wyobraźni widział
falujące równomiernie rude loki i lekko piegowatą, zaróżowioną twarz.
Kiedy
odsunął się od niej na chwilę, na czarny blat biurka pociekła krew, a sama
Hermiona odetchnęła głęboko. Profesor otarł łzy z jej policzków i obdarzył długim,
namiętnym pocałunkiem. Zdał sobie sprawę z tego, że był dla niej zbyt brutalny
jak na pierwszy raz. Bez względu na to, jak irytowała go od siedmiu lat,
powinien okazać jej minimum delikatności i czułości. Kazał jej odwrócić się do
niego plecami i pochylić głowę. Kiedy to uczyniła, natychmiast wbił się w nią,
tym razem jednak nieco subtelniej. Wciąż niezaspokojona potrzeba szalała w nim
jak burza za murami Hogwartu, dlatego nie potrafił już powstrzymać
wydzierających się z jego gardła westchnień. Szeptał do niej co jakiś czas:
— Dobrze,
Granger, o tak…
Mocno
ściskał jej biodra i talię, wbijając paznokcie we wrażliwe ciało, pochylał się
raz po raz i całował wystające żebra, ciągnął za włosy, a ona wydawała z siebie
takie odgłosy… Nie, nie były to dobre jęki. Pragnęła, aby już się to skończyło,
choć w sercu miała nadzieję, że coś się jeszcze zmieni.
Jednak
wszystko pozostało tak, jak na początku. Palce Snape’a zacisnęły się mocno na
jej biodrach, a on sam jęknął przeciągle, dochodząc. Hermiona poczuła, jak
wypełnia ją gorąca stróżka gęstej cieczy pomieszanej z jej własną krwią.
Spojrzała na niego z niepokojem, kiedy westchnął po raz ostatni, odsunął się od
niej i ubrał spodnie. Uśmiechnął się triumfalnie, ocierając rękawem pot
spływający z jego czoła. Obrzydliwe.
— No,
Granger — wyrzucił z siebie na wydechu. — Możemy uznać, że…
szlaban masz już odrobiony. Nie musisz jutro przychodzić. Na co czekasz,
ubieraj się.
Podał
jej bluzkę i zajął się zbieraniem z kamiennej, zakurzonej podłogi rolek
pergaminów. Mógł uprzątnąć wszystko za pomocą jednego machnięcia różdżki,
jednak wydawało się, że specjalnie odciągał tę chwilę, kiedy będzie musiał
spojrzeć zawiedzionej Gryfonce w oczy. Ta uczyniła to, co jej kazał. Ubrała się
szybko i natychmiast opuściła gabinet, obolała, krwawiąca, zmęczona i przede
wszystkim przygnębiona. Biegnąc schodami na górę, ocierała pot z twarzy
zmieszany z jej własnymi łzami. Wciąż w ustach miała smak Snape’a.
Nie
mogła dojść do siebie po tym, co między nimi zaszło. Poszła do jego gabinetu… Kochała
się z nim i… Koniec? To wszystko? Czuła się zbrukana. Nie dlatego, że
ofiarowała swoje dziewictwo przypadkowemu mężczyźnie, który jedynie pobudzał
jej zmysły, lecz dlatego, że mu zaufała. Była głupia. Czego się po nim
spodziewała? Że na koniec przytuli ją, pocałuje i powie, że już zawsze będzie
ją kochał?
Nie.
To nie
był Ron. To był wypalony śmierciożerca, starszy od niej o bardzo wiele lat,
mający już swoją przeszłość, pierwsze cudowne, miłosne uniesienia i zawody.
Tak. Była niesamowicie naiwna i w sercu zgadzała się ze słowami Snape’a
wypowiedzianymi dzień wcześniej. To niedorzeczne, że prymitywny popęd seksualny
przyćmił tak inteligentnej czarownicy zdrowy rozsądek.
Zapłakała
gorzko, pełna wyrzutów sumienia i rozpaczy.
~
koniec ~
Tak,
wiem, że wszyscy się spodziewali wielkiej miłości, happy endu…
Nie
tutaj i nie teraz. ;) Chciałam napisać coś, co skończyłoby się tak, jak kończą
się wielkie miłosne historie w naszej szarej rzeczywistości. Wielokrotnie jest
tak, że my, dziewczyny, trafiamy na romantycznych, delikatnych i miłych
facetów, a zostawiamy ich dla takich właśnie chamskich, prymitywnych i zimnych
kolesi. Samo życie ;) Jak Wam się podobało? Troszkę zbyt dużo się spisałam, ale
i tak poważnie okroiłam tę miniaturkę! Jakoś dobrze mi się ją pisało, pewnie
dlatego, że nie przepadam za Hermioną i mogłam ją tu troszkę upokorzyć.
Tak czy
siak – początkiem września Bellamort. xD
Dedykacja
dla Atramentowej.
Tekst zbetowany.
Tekst zbetowany.
No wiesz co ja tutaj odświeżam stronę a tu trollface xD
OdpowiedzUsuńHahaha, wiem, wredne xD Ale to znak, że już prawie skończyłam miniaturkę, chciałam sobie tylko datę zaklepać xD
UsuńZamiast miniaturki, powinno nazywać się to miniaturki erotyczne xD. Ale podoba mi się w jaki sposób to opisałaś, nie żadne pitu pitu aj low ju 4ewer, tylko szara rzeczywistość. Jak dla mnie to Sevmione wyszło Ci lepiej od Dramione, to było brutalne, a tamto takie cukierkowe.
UsuńNom, za chwilę piszę na górze wiadomość, że wszystkie miniaturki są +18. Tzn. nie wszystkie będą, ale większość, chcę się dobrze nauczyć pisać erotyki, bo bitwy, morderstwa, itp. wychodzą mi już całkiem całkiem, tylko na tym romansowym tle wypadam tak blado ;/
UsuńStwierdziłam, że Dramione może być słodkie, bo się każdemu podoba. Zresztą Draco nigdy nie był tak chłodny i stanowczy, jak Snape, więc tam mogłam przywalić Paryż. Ale gdybym już zrobiła wielkie low story z wystąpieniem Snape'a, to byłaby już parodia.Dłuższe opowiadania się do tego nadają, bo można przedstawiać np. zmianę Snape'a pod wpływem czegoś, w miniaturkach nie ma na to niestety czasu.
Wiadomo, warto ćwiczyć, chociaż moim zdaniem całkiem dobrze już wychodzą :).
UsuńPrawda, prawda. I tak podziwiam, że umiesz wymyślić taką historię, fabułę i w ogóle, w miniaturce, jednak trzeba się streszczać ;]. Zachowałaś charakter postaci, nie lubię jeśli jest aż tak zmieniany jak w niektórych opowiadaniach, że ze Snape robią się ciepłe kluchy, jeszcze trochę i będzie mógł jako wrażliwy chłopiec grać na lirze, zawsze mam takie odczucia, czytając takie opowiadania, bardzo rzadko trafiają się dobre. Więc dlatego tak bardzo ta miniaturka mi się podoba :P
Snape to pół biedy. Gorzej, jak z Hermiony robią super seksowną i namiętną laskę, która się kocha jak rasowa prostytutka, książki idą w bok... a jeszcze lepiej, jak piszą w podobnych ramach czasowych, jak ja tutaj: "jeszcze rok temu (hp6) była niezbyt pociągającą kujonką, ale po wakacjach wszystko się zmieniło. Wypiękniała, srutututu". Gdyby wakacje tak wpływały na nasze życie, już dawno bym schudła ;/
UsuńDlatego Bellamort może się nie każdemu spodobać, bo też nie zamierzam zrezygnować z prawdziwych charakterów postaci.
Tak to też jest dobre xD. Chciałabym żeby też na mnie wakacje tak wpływały żeby schudnąć :P.
UsuńMam nadzieję, że Bellamort też będzie mocne :D
O tak, dziś w kościele wpadłam na świetny pomysł, ale jednak zbyt patetyczny jak dla Bellamorta, więc ten pomysł przekładam na Dramione, a nad Bellamortem nadal myślę ;/
Usuńdługo jeszcze?
OdpowiedzUsuńJuż kończę ;) To będzie długi rozdział.
Usuńkończysz pisać czy przepisywać? :D
UsuńPisać, pisać ;)
UsuńHehe, dobra jesteś :D Ja tu wchodzę i patrzę - "O! Chyba sobie poczytam!". Przewijam w dół a tam trollface.
OdpowiedzUsuńPozostaje już tylko czekać :P
Już jest, przepraszam, że dopiero teraz, ale chwilę po opublikowaniu trollfejsa coś mi się stało z internetem i dopiero teraz dałam radę opublikować.
Usuńmam tak samo xD
UsuńOn się aż złośliwie zachował :<
UsuńPodobało mi się, chociaż troszke mi szkoda Hermiony.
Usuńczekam na Bellamort.
Teraz wszyscy jej będą żałować :<
UsuńJa tam jej nie żałuję :D Nikt nie kazał jej się pchać do Snape'owego łóżka :P A nie, zaraz, zaraz - ty jej kazałaś :D Ale ja ogólnie lubię znęcanie się nad postaciami - wszelkiego typu tortury i inne rzeczy mile widziane. Bardzo udana miniaturka :D O wiele lepsza od poprzedniego Dramione - bardziej hm... prawdopodobna? No, może nie tyle parring prawdopodobny, co hm... przebieg(?) romansu. Jakby każde Servmione było w takim stylu to chyba pokochałabym ten parring :P
UsuńDopatrzyłam się jednej nieścisłości w meczu - skoro Snape siedział po prawicy McGonagall, to jakim cudem po jego lewicy siedział Dumbledore? A może to ja coś pokręciłam :D Mam nadzieję, że się nie gniewasz za to, że ciągle Ci jakieś błędy wytykam ;)
Ah, no i nie mogę się doczekać Bellamort. Coś czuję, że tam to dopiero będzie się działo :D :D Szkoda, że dopiero we wrześniu.
UsuńHaha, no tak, ja jej kazałam. Ale w zasadzie mogła mi odmówić :D
UsuńTo takie samo znęcanie się, jak pakowanie simów do basenu, kasowanie drabinek i patrzenie, jak szczają do wody i panikują :D
Haha, faktycznie. Pomyliłam strony, Snape miał siedzieć po lewicy McGonagall, bo lewa str. symbolizuje kobiecość, a Dumbledore jest tam, gdzie powinien być, bo jest gejem ;) Zaraz to zmienię.
Hehe, widzę że mamy podobne upodobania i podobne zabawy :D Ja jeszcze lubiłam powodować konflikty międzysimowe i doprowadzać do bójek :D
UsuńA może napiszesz coś o Dumbledorze i Grindelwaldzie?
Chciałam o tym coś napisać, bo to w zasadzie było bardziej prawdopodobne niż Snape i Hermiona.
UsuńZwłaszcza jak wspomniałaś - Dumbledore był gejem, a o Grindelwaldzie prawie nic nie wiemy :D No chyba że miniaturka Dumbledore-Harry - kto wie, co tam w głowie starego profesorka chodziło :D
UsuńOch, o Harrym i Dumbledorze na 100% będzie! Ja zawsze go podejrzewałam o nieczystość, nawet Hermiona powiedziała, że dyrektor kochał Pottera.
UsuńOj, zawsze wiedziałam, że tam się kroi coś grubszego :P
UsuńAlbo między Snape'em i Dumbledore'em. Zawsze mi się to podejrzane wydawało.
UsuńMi tam się widzi romans Umbridge-Knot, albo Flich-Pani Norris :D Ewentualnie Dumbledore-Hagrid, i potem ten go zostawił dla Madame Maxime :D
UsuńStraszne mocne te opowiadanie!! Biedna Hermiona. Jak jakiś facet może sie tak zachować. Wykorzystał ją strasznie i jeszcze ta miłość francuska.... W każdym razie fajnie napisanie, tak realistycznie;)
OdpowiedzUsuńO tak, świetnie mi się pisało całą miniaturkę, nawet nudną, pierwszą część. Coś, co jest tak realne można chyba lepiej przedstawić.
UsuńWyłapałam kilka powtórzeń, ale jestem chyba jednak zbyt leniwa, aby je wymienić.
OdpowiedzUsuńCzyta się szybko, płynnie i przyjemnie, jedyna rzecz jaka mi nie pasowała to fascynacja Hermiony quidditchem. Plus druga, OMG co Ty zrobiłaś ze Snape'em? Pieprzyć uczennice na szlabanach, chodzić na dziwki? xD
Jednak wiadomo, że trzeba trochę ponaginać kanon:)
W Snape'ie zachowałaś miłość do Lily, co jest na wielki plus jak dla mnie, mimo tych... przygód. Biurkowych chyba będzie lepszym określeniem niż łóżkowych. (mimo, że nienawidzę tej kobiety)
Pierwsza część mi się nie podobała, za mdła, ale ta bardzo ładnie Ci wyszła.
http://umysl-czystszy-niz-lza.blogspot.com/
No, ale po mdłej pierwszej części, nadszedł czas na emocjonującą drugą :D
UsuńNie spodziewałam się, że ta część będzie tak długa, ale wyszła świetnie. Brawo dla Ciebie za odstąpienie od kanonu =) Nie przepadasz za Hermioną i szczerze mówiąc nie trudno to zauważyć czytając tę miniaturkę.
OdpowiedzUsuńA teraz z innej beczki. Kiedy zobaczyłam obrazek przy "Inne" pierwsze czym pomyślałam to o tym gifie http://besty.pl/1603303 =)
O ja! Genialny! Muszę go zmienić, jest nie tylko Snape, ale i dobra część HP! :D
UsuńCiekawa jestem, co kombinujesz =)
UsuńJuż tańczą w "innych" ;)
UsuńHallo ;))
OdpowiedzUsuńWreszcie przeczytałam drugą część, i podobała mi się bardzo. Ja tam nie żałuję Hermiony, dobrze jej tak, sama wiedziała co robi, i w ogóle. Dzisiaj nie dam konkretnego komentarza, ponieważ jestem ,,na wyjazdach'' xDDD
Pozdrawiam, i czekam na kolejną miniaturkę ;)
Też tak sądzę, przecież mogła mu odmówić xD
UsuńŁohoho...
OdpowiedzUsuńNie było to typowe Sevmione, ale nie spodziewałam się tego. To, co napisałaś, to faktycznie była czysta pedofilia.
W większości fanficków Severus pokazany jest jako osoba, która ma uczucia, która potrafi kochać i nie wykorzystuje Granger w czynnościach seksualnych.
Nawet w miniaturkach bywa zwykle tak, że tym, co ich łączy, są głównie wielkie umysły.
Ty przedstawiłaś Severusa jako wrednego Śmierciożerce, który naprawdę nic nie czuje. Nie mogę cię za to winić i nie uważam tego za złe, po prostu inne. Rowling dała nam zaledwie jedną oznakę tego, że Snape umie kochać i nie każdy uważa to za wystarczający powód.
Te myśli o Lily - to jest coś, czego nie trawię. Tej zdziry, która moim zdaniem bawiła się ludzkimi uczuciami. A Severus dalej o niej pamiętał. W twoim ficku jednakże odebrałam to jako znak człowieczeństwa Mistrza.
Co do Hermiony - strasznie naiwna, moim zdaniem. Ale nie ma się co dziwić, jak sama podsumowałaś popęd seksualny może namieszać.
Chociaż do Hermiony mi to nie pasuje, nie była taka.
Ale rozumiem, że chciałaś się na niej wyżyć, sama lubię tak robić.
Podziwiam twój styl pisania, naprawdę mi się podoba. Jest w nim coś specjalnego, czego nie można znaleźć nigdzie indziej.
Ten fick jest inny, pokazuje obydwie z postaci w zupełnie innym świetle. I szczerze mówiąc - czuć od niego twoją niechęć do tego paringu. Jeżeli to byłoby moje pierwsze Sevmione, to na pewno nie sięgnęłabym po więcej.
Ale się rozpisałem xD
No nic, życzę weny i żeby dalej ci się dobrze pisało, Szarlotka.
Jest kilka błędów w moim komentarzu, ale piszę z telefonu, to dlatego.
UsuńO kurcze, niezły komentarz, to się nazywa sumienność xD
UsuńTak, masz rację. Snape zawsze mięknie w dłoniach większości autorek, co jest nieco irytujące. Owszem, może się nawet ZAKOCHAĆ, no ale tak odbierać mu charakter...
Kurcze, nie pamiętam już, czy wspomniałam w tej miniaturce, czy nie, o Lily. Tutaj również chciałam, aby był w niej zakochany, ale to przecież mu nie przeszkadza wykorzystywać innych dziewcząt.
Kurcze, weszłam na Twoje blogi i zauważyłam, że jednego z nich od dawna obserwuję, łoł xD
Szczerze mówiąc, zdecydowanie nie takiego zakończenia sie spodziewałam.
OdpowiedzUsuńPokazalas Severusa w całkiem innym świetle, według mnie, nie prawdziwym, aczkolwiek to tylko moje zdanie. :D nie wyobrażam sobie Snape'a w roli nie wyższego seksualnie mężczyzny, który spełnia się poprzez szlabany. Absolutnie nie.
Ogolnie, parring Sevmione podoba mi się z jednego powodu. Obydwie strony łamią wszelkie zasady, aby tylko móc byc ze sobą. Severus decyduje sie na nielegalny zwiazek z uczennica, a Hermiona oddaje się uczuciu. Jednak, rozumiem co chciałaś przekazać po przez te miniaturkę i bardzo dobrze ci to wyszlo. Granger zostala chamsko wykorzystana i porzucona. Ale powtarzam. Nie pasuje mi to do roli Snape'a.
Juz od jakiegoś czasu, chcę zabrać się za Twojego bloga, ale absolutnie nie mam czasu. Obawiam sie, ze zajrze do niego dopiero podczas przerwy świątecznej, a szkoda, bo przejrzalam juz wszystkie zakladki itp. i czuję, ze będzie mi sie dobrze czytalo! Przekleta szkoła!
Mam nadzieje, ze nie zrazilas sie moim marudzeniem. Miniaturka mi sie na prawdę podobała!
Pozdrawiam :*
Wiadomo, przekoloryzowałam go. On sam taki nie jest, w końcu kocha Lily i tylko o niej myśli. Widać, że jest zdolny do prawdziwej miłości, jednak chciałam tu pokazać coś takiego, co by było "przegięciem" w drugą stroną. Większość autorek ff sprawia, że zakochuje się w Hermionie albo jeszcze innej uczennicy/dziewczynie, jest kochający, troskliwy, wylewny... a ja hopsa w inną stronę xD
UsuńCześć, to ja :D
OdpowiedzUsuńOjej... :( Nie, nie, nie, nie mogę... :/
Wspaniała, cudowna, świetnie napisana, ciekawa, porywająca miniaturka... Tylko czemu sad end? :( Prawie płakałam. Udało mi się powstrzymać tylko dlatego, że na ogół jestem dość silna psychicznie.
No cóż, przynajmniej już wiem, żeby nigdy nie pisać żadnej z moich miniaturek ze smutnym zakończeniem, bo czytelniczki się załamią, tak jak ja się załamałam D:
Czekam na Snily, bo bardzo je lubię :)
To było moje pierwsze Sevmione, powiem szczerze, że lepiej mi się to pisało niż pierwsze Dramione, ponieważ lubię Snape'a i jest to postać o niebo ciekawsza (moim zdaniem) od nudnego i flegmatycznego Dracona, chociaż samo Sevmione jest dla mnie o wiele bardziej ciężkostrawne niż Dramione. Nie byłabym sobą, gdybym pozwoliła im być razem, to gryzłoby się z moją kreacją Snape'a. Miniaturka prosta, powiem szczerze, że bardziej na próbę niż do chwalenia się, chociaż już mam w głowie plan na konkretne Sevmione z konkretną fabułą. Bardziej niekonwencjonalne i bez tego irytującego schematu, którym aż ocieka na miniaturka. xD
UsuńCoś Ci powiem, Snape taki jest i On udawał Zimnego, Nieczułego itd. Czyżby Snape udawał i w tw miniaturce?
OdpowiedzUsuńWiesz, wydaje mi się, że Snape po śmierci Lily przybrał taką maskę, ale ona z czasem tak wrosła w jego osobowość, że po prostu sam nie mógł rozróżnić, kim naprawdę jest.
UsuńA mnie się niezbyt podobała ta miniaturka.
OdpowiedzUsuńNie chodzi nawet o sam "akt", bo nie miałabym nic przeciwko temu, żeby przeczytać coś innego niż Big Sweet Love. Lubię happy endy, ale czasem mam ochotę przeczytać coś, co jest mniej optymistyczne i bardziej realne.
Niestety nie podobało mi się, bo (pomijając już "scenę (nie)właściwą" i wykorzystywanie uczennic na szlabanach) miniaturka jest bardzo długa, podzielona na części nawet, a właściwej pary prawie w niej nie było. 3/4 tekstu jest o czymś zupełnie innym i to w moim odczuciu tak bardzo luźno związanym z sytuacją, w jakiej mieli się znaleźć główni bohaterowie, że spokojnie można byłoby się pozbyć większości. Pozbyć całkowicie, albo zostawić na inną miniaturkę - o Harmione, Romione czy kimkolwiek. Moim zdaniem za bardzo rozbudowany był ten wstęp, w stosunku do tego o czym miało być rozwinięcie i zakończenie. Niby napisane lekko, ale jednak w moim odczuciu zbędne, a przez to dość nużące.
Mam nadzieję, że nie należysz do autorek, które tylko mówią, że chętnie poznają każdą opinię, i że jak przyjdzie do czytania to nie będziesz miała mi za złe tego, że się nie zachwycam jak większość czytających. Nie kwestionuję oczywiście Twoich umiejętności i pomysłowości. Uważam tylko, że ten konkretnie tekst jest dość średni.
Pozdrawiam,
hg-ss-we-snie.blogspot.com
Właśnie przeczytałam Twój komentarz pod moją pierwszą miniaturką Dramione, w którym pisałaś, że podoba Ci się ten miły klimat, więc w sumie nie dziwię Ci się, że ta miniaturka nie przypadła Ci do gustu. xD Kiedy miałabym porównać te dwie miniaturki do kolorów, Dramione byłoby... może nie różowe, ale karmazynowe. A to Sevmione (pomijając oczywisty schemat, który aż bije od tej miniaturki) byłoby zgniłozielone. Zatem rozumiem podejście. :)
UsuńAktu nie będę w żaden sposób tłumaczyć, bo każdy ma jakieś swoje ulubione schematy w erotykach, jeden lubi uroczo i delikatnie, inny woli realistycznie i brutalnie... Miałam jedynie zamiar podkreślić dziewczęcość Hermiony (która oczywiście nie spodziewała się ani takiego obrotu sprawy, ani nie przypuszczała, że właśnie tak to będzie wyglądać, bo miała już w głowie ułożony plan swojego pierwszego razu) i... nie bójmy się powiedzieć - STAROŚĆ Snape'a, którego nikt (stereotypowo i schematycznie) nigdy nie kojarzył z delikatnością i subtelnością w łóżku. Ech, miałam nie tłumaczyć, a tłumaczę, cała ja. ;_;
Ale muszę bronić długości i wielowątkowości (o ile miniaturka może być wielowątkowa) tego Sevmione. I w zasadzie każdej innej miniaturki (może poza Umbridge i pierwszym Dramione). Może trochę inaczej rozumiem termin "miniaturka". Tak, z pewnością inaczej go rozumiem, ponieważ prawie każda miniaturka, która powstała w tym roku, była bardzo krótka i kręciła się tylko i wyłącznie dookoła pairingu. Ja niestety (a może i stety?) jestem jeszcze z tego nieco starszego pokolenia fanów HP i autorów fanfików potterowskich (niby rocznik '94, ale przy innych fanach czuję się czasami jak 50-latka), więc kieruję się starszymi zasadami i miniaturkę rozumiem jako bardzo krótkie, kilkuczęściowe (najczęściej 3-częściowe) opowiadanko, które, owszem, kręci się dookoła pairingu, ale zawiera też inne wątki, aby jak najbardziej odciągnąć punkt kulminacyjny, czyli konfrontację tych konkretnych bohaterów, o których jest miniaturka. Będę tego bronić jak ostatniej twierdzy, choć specjalizuję się głównie w potterowskich opowiadaniach bohater/OC, ponieważ chciałabym, aby te stare zasady i interpretacje przetrwały jak najdłużej. :) Już pomijam fakt, że (mimo że kolejny raz okazałam się hipokrytką, bo najpierw ochrzaniam innych autorów, że spóźniają się z odpowiedziami na komentarze nawet rok, to sama też olałam sobie odpowiadanie na tym blogu) raczej trzymam się swoich zasad - formalne zdarza mi się czasami złamać (jak np. to odpowiadanie na komentarze czy regularne publikowanie - tak, kolejna miniaturka czeka na publikację od prawie roku), tak wszystko, co związane z samym pisaniem, jest traktowane przeze mnie jak świętość. Nigdy nie byłam fanką skupiania się na samych głównych bohaterach, ale liczy się dla mnie świat przedstawiony i inne postacie (nawet w miniaturkach), więc byłoby głupio, gdybym nagle złamała tę zasadę, która ostatnio stała się dla mnie jeszcze ważniejsza, ponieważ na nowo zabrałam się za czytanie opowiadań innych ludzi i często im to wyrzucam - za dużo krążenia dookoła pairingowych bohaterów, inne postacie też żyją, świat dookoła nich istnieje, więc trzeba go opisać. Choć, fakt, w tym Sevmione może za bardzo skupiłam się na świecie i innych, że zapomniałam o sevmionowatości tej miniaturki. Tak bardzo chciałam uciec od schematu (na którym paradoksalnie miała ta miniaturka polegać), że wyszło Sevmione bez Sevmione, ale za to z brutalnym erotykiem. Cóż, życie. xD
Dziewczyno, bo się obrażę. :) Ale nie za to, że skrytykowałaś mnie za miniaturkę, ale za to, że mogłaś sobie pomyśleć o mnie jak o takiej właśnie obrażalskiej aŁtorce, która nie przyjmuje krytyki. Nie każdemu musi się wszystko podobać, każdy ma swój gust, a do kadzi miodu po prostu trzeba wlać trochę octu, żeby się autorowi w głowie nie powywracało od nadmiaru słodkości. xD Miło mi, że (mimo niechęci do tej konkretnej miniaturki) postanowiłaś ją skomentować. :)
Merlinowaty Merlinie, odpowiedź dłuższa od komentarza. ;_;
UsuńWłaśnie zdałam sobie sprawę, że tego nie skomentowałam.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, jak to się stało.
Pamiętam Cię z Siostrzenicy sprzed... ponad roku? Tak, ostatni raz czytałam zanim poznałam mojego cudownego chłopaka, czyli w poprzednie wakacje. I pamiętam, że zawsze drażniła mnie u Ciebie jedna rzecz: za mało opisów, za dużo konkretów. Teraz - jakbym czytała dzieło zupełnie innej autorki. Boże, Frozen, jak Ty się rozwinęłaś! Aż nie wiem co napisać. Jesteś coraz lepsza. I Twoje opisy erotycznych momentów są godne półek literackich. Z chęcią bym przeczytała coś, co opatrzone Twoim nazwiskiem leżałoby w księgarni. To jest ten poziom. Jestem pełna podziwu, zachwytu... i może nawet dumy. :D
Podoba mi się, że Ron był taki jakim go zawsze sobie wyobrażałam. Facet, ciapowaty, napalony, rudy. Może ciepły i opiekuńczy, chętny otoczyć troską Hermionę, ale jednak dalej niedoświadczony. Trochę przeszkadzało mi ciągłe podkreślanie, że dziewicza Hermiona, że nieogarnięta, że pierwszy raz, że nieświadoma, niepewna, nieobeznana, taka niewinna, delikatna, świeża, słodka, łagodna. Ale tylko trochę, bo to wszystko przykryła idealna postać Snape'a. Zimna, soczyście cyniczna i chamska. Taka brutalna, typowy Śmierciożerca po przejściach, ze złamanym sercem i zepsutym życiem. Z potłuczonymi wspomnieniami i brudną przeszłością. Genialnie. I to wykorzystanie Hermiony, bardzo w jego stylu.
Fakt, że nie wiesz co działo się ze mną i pewnym nauczycielem przez ostatnie trzy lata odbieram jako znak od Boga i idealnie czytelną aluzję co mam robić ze swoim życiem i związkiem.
Najcudowniej. Jestem zachwycona i szczęśliwa o 1:39, w przeddzień Wigilii.
Niech Moc będzie z Tobą i Twoimi miniaturkami. :*
To tu masz tego bloga! A szukałam "miodem po pergaminie", nie mogłam na to nigdzie trafić. ;_;
UsuńYup, dawniej stawiałam na ilość, przez co nie miałam czasu ogarnąć opisów, bo zanim pomyślałam o rozdziale, który miałam napisać, już mnie gonił kolejny. Ale to nie prowadzi do niczego dobrego, bo rozwój jest praktycznie zerowy. Rozwój rozwojem, ale są tego i złe strony, bo potem tak się to kończy, że jest jeden rozdział na miesiąc. Nie, żebym miała jakoś dopracowywać swoje teksty, bo zawsze zaraz po napisaniu wrzucam go na bloga i nawet nie czytam, więc Czytelnik widzi widzi dwa razy czasownik albo rzeczownik rzeczownik. xD I inne cuda.
Dobrze, że podkreśliłaś rudość w Ronie, bo to jest słowo klucz opisujące jego charakter. Rudość mówi o wszystkim.
Moc z miniaturkami, ba, ale wiesz, że ja pozostałych blogów jeszcze nie pokończyłam? :D Heheszki. xD
Ale strasznie się cieszę, że znalazłam w końcu Twojego bloga, bo też jestem ciekawa, jak się Twój styl zmienił. :D
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńCzy autorka tu jeszcze zagląda? Chciałabym otrzymać o dniej pozwolenie na udostępnienie opowiadań na wattpad.
OdpowiedzUsuńMiniaturka jest udostępniona na moim profilu na Wattpadzie, nie ma potrzeby udostępniać jej gdzieś indziej. :)
Usuń