środa, 21 sierpnia 2013

Marmurowy jak posąg cz. 2

+18

Quidditch. Sport, który był dla większości czarownic i czarodziejów tak emocjonujący, że jedyne, do czego można było go porównać, to greckie igrzyska olimpijskie. Zdawało się, że dla jednego meczu można było na czas jego trwania zatrzymać wszystkie wojny.
Nadszedł ten dzień. Uczniowie zebrali się na drewnianych trybunach, odziani w płaszcze, peleryny lub pikowane kurtki, a także szkarłatno-złote bądź szmaragdowo-srebrne barwy Gryfonów lub Ślizgonów. Siąpił lekki deszczyk, lecz warunki do gry były bardzo sprzyjające. Żadnego uciążliwego słońca, nękającego mrozu albo przykrego wiatru. Idealna pogoda na mecz. Tylko czysta, sprawiedliwa gra pod czujnym okiem pani Hooch.
Hermiona siedziała tuż przy drewnianej barierce w pierwszym rzędzie. Na twarzy miała wymalowane czerwoną i żółtą farbą dwie linie, a na głowie osadzony kapelusz czarownicy z proporczykiem Gryffindoru. Zarówno Harry, Ron, jak i Ginny byli w drużynie, więc tym razem towarzyszył jej tylko Neville. Co jakiś czas wymieniali kilka zdań na jakieś mało znaczące tematy, oczekując, aż gra się rozpocznie.

W pewnej chwili dziewczyna ujrzała jakąś znajomą postać, która dopiero co pojawiła się na trybunach. Czarne, tłuste włosy powiewające na wietrze i długi, haczykowaty nos Gryfonka poznała już na samym początku. Severus Snape zajął miejsce po lewej stronie profesor McGonagall. Nauczyciele z reguły nie kibicowali żadnemu z domów, lecz od dawien dawna wiadomo było, iż Mistrz Eliksirów jest całym sercem i duszą po stronie swoich ślizgońskich wychowanków. Najpierw Oliver Wood, a później Harry narzekał na znienawidzoną drużynę przeciwników, dla której ich opiekun tak często wynajmował boisko, aby ci mogli bezkarnie ćwiczyć, co utrudniało treningi pozostałym drużynom. Snape nie wyglądał na takiego mężczyznę, którego fascynuje sport, prawdopodobnie nawet nie potrafił latać na miotle, ale posiadał rozliczne talenty, których większość czarownic i czarodziejów w jego wieku mogli mu tylko pozazdrościć, a o których naprawdę nieliczni mieli pojęcie. 
Czuł, że jest obserwowany, lecz na trybunach znajdowało się tak wielu uczniów, że nie mógł zgadnąć, do kogo należała para oczu uparcie wpatrzonych w jego osobę. W jakiś sposób nawet go to radowało. Od samego początku chlubił się mianem najbardziej przerażającego i wrednego nauczyciela Hogwartu. Już dawno temu minęły czasy, kiedy przejmował się tym, co sądzą o nim ludzie. Nigdy nie czynił tego samego dwukrotnie. Już raz naprawdę kochał, raz zdradził, a później się nawrócił… Kiedy nadeszła dorosłość, bardzo szybko się nauczył, że może ufać tylko sobie i tylko tym się przejmować. Ignorancja i chłód — to prowadziło go przez życie od wielu lat.

I wystartowali…
Piętnaście mioteł wzbiło się w powietrze, a czternaście z nich zajęło określone miejsca na boisku. Tylko pani Hooch zawisła nieruchomo pomiędzy dwiema częściami murawy i zaczęła bacznie przyglądać się każdemu graczowi, wypatrując ewentualnych wykroczeń podczas gry.
Hermiona usłyszała senny, rozmarzony głos Luny Lovegood dobiegający z wielkiego megafonu. Od momentu, kiedy zastępczo komentowała mecz w zeszłym roku, tak bardzo spodobała się uczniom, że otrzymała tę „posadę” na stałe. Zachichotała, kiedy Krukonka po raz kolejny przekręciła nazwiska niemal wszystkich graczy z Domu Węża, jednak uwaga Gryfonki wciąż była bardzo rozproszona. Co jakiś czas zerkała na lożę, w której siedzieli nauczyciele. Był to pierwszy niesamowicie ważny mecz quidditcha w tym roku. Od zawsze o pierwsze miejsce rywalizowali głównie Gryfoni i Ślizgoni, dlatego dziś zjawili się praktycznie wszyscy mieszkańcy zamku. Niektórzy kibicowali, inni byli ciekawi tylko wyniku. Harry jako kapitan drużyny Gryffindoru trzymał się wciąż starego składu, natomiast grupa Dracona Malfoya pozyskała nowego obrońcę i ścigającego, więc nic nie było do samego końca jasne. Większa część uczniów oczywiście kibicowała drużynie Domu Lwa, jednak nie mogli temu zaprzeczyć: Ślizgoni również byli bardzo dobrymi graczami.
— Nowy ścigający przejmuje kafla… Zaraz, jak on się nazywał? Rivers? Raidver? — mówiła Luna, a przez trybuny przebiegła fala śmiechów. Profesor McGonagall wyrwała jej megafon i syknęła:
— Rochester! Brian Rochester!
Wśród kibiców drużyny Harry’ego Pottera zapanowała jeszcze większa wesołość, ale szybko została stłumiona przez wrzask radości Ślizgonów, gdyż ich nowy ścigający zdobył pierwsze dziesięć punktów, przerzucając zgrabnie wielkiego, czerwonego kafla przez sam środek lewej pętli. Weasley wzdrygnął się gwałtownie i oderwał wzrok od pierwszego rzędu trybun, gdzie siedziała Hermiona. Jego twarz momentalnie zapłonęła szkarłatem, tak, że trudno było rozróżnić, co jest ciemniejsze — policzki Gryfona czy piłka, którą trzymał w dłoniach. Luna nie omieszkała tego skomentować, wywołując jeszcze większy śmiech w kilku miejscach, które zajmowali Ślizgoni:
— Do mózgu Rona wleciały chyba gnębiwtryski, dlatego nie zauważył kafla. A może po prostu znowu się zakochał? Jego związek z Lavender niestety nie wytrzymał próby czasu, więc może tym razem mu się poszczęści?
McGonagall zaczęła walczyć z Krukonką o megafon, natomiast gra toczyła się dalej.
Hermiona przez chwilę śmiała się z komentarza Luny, jednak jej wzrok wciąż spoczywał na kimś innym. Patrzyła dyskretnie w stronę trybun, na których siedzieli nauczyciele. Srebrna broda Albusa Dumbledore’a powiewała na delikatnym wietrze, on sam natomiast, siedząc po lewicy Snape’a, pochylał się nieco nad jego uchem i szeptał doń coś bardzo zabawnego, co można było wywnioskować, patrząc na jego minę. Twarz Mistrza Eliksirów pozostawała jednak niewzruszona, dopiero w momencie, kiedy monolog dyrektora dobiegł końca, uśmiechnął się sztywno i prosto, uparcie wpatrzony w szmaragdowozielone smugi pojawiające się to tu, to tam, pomiędzy dwiema częściami boiska. Już się cieszył na samą myśl o dzisiejszym wieczornym szlabanie, którym nagrodził Colina Creeveya za wałęsanie się nocą po szkolnych korytarzach. Czasami ot tak, dla zabawy, wychodził po północy na przechadzkę po Hogwarcie i wyłapywał uczniów, którzy chcieli przemknąć niezauważeni do kuchni, na jakieś tajne spotkanie z dziewczyną bądź chłopakiem z innego domu albo najnormalniej w świecie włamać się do Działu Ksiąg Zakazanych w bibliotece. Żaden nauczyciel za kadencji Albusa Dumbledore’a nie ukarał uczniów tyloma szlabanami, co Severus Snape. Smutek innych radował go zazwyczaj wtedy, kiedy jego ofiarami padali sławni, cenieni, popularni i bardzo utalentowani hogwartczycy. Mógł się chociaż po części zemścić na nich za upokorzenia, których doznał z rąk podobnego ucznia. Jamesa Pottera. To przez niego utracił jedyną i prawdziwą miłość, dla której mógł zrobić wszystko.
Lily Evans.

Jednak zła passa Gryfonów trwała krótko. Zaledwie dwadzieścia minut po rozpoczęciu meczu Ginny Weasley zdobyła sto dwadzieścia punktów dla swojej drużyny, a nowy ścigający Ślizgonów spadł z miotły i trzeba go było natychmiast przetransportować do skrzydła szpitalnego, gdzie czekała pełna niechęci do quidditcha pani Pomfrey. Tylko ona widziała same minusy w tej powietrznej grze.
Harry znowu dał Gryfonom powód do radości i ogłuszającego aplauzu, który rozbrzmiał na boisku zaledwie pół godziny po rozpoczęciu meczu. Schwytał złotego znicza tuż nad zieloną, rozmokłą murawą, z którą szybko zderzył się ścigający go Draco Malfoy. Idealne zakończenie popołudnia. Hermiona i Neville zerwali się w tym samym momencie, bijąc brawo i podskakując radośnie. Szykowało się małe przyjęcie w ich dormitorium, na które cieszyli się jak dzieci. Odetchnęli z ulgą, że mają teraz pretekst do tego, aby w końcu cisnąć książki w kąt i skupić się chociaż przez chwilę na czymś odprężającym. Jeszcze się nie zdarzyło, aby Gryfoni przegrali ze Ślizgonami, jednak meczu z nimi nigdy nie należało bagatelizować.

Hermiona zbiegła z trybun i pobiegła od razu do zamku. Wiedziała, że teraz nie będzie w stanie dostać się do szatni, gdzie przebierała się drużyna Gryfonów, ponieważ każdy, kto im kibicował, pragnął pogratulować kapitanowi. Zazwyczaj robiła tak: schodziła z trybun i natychmiast udawała się do zamku. W korytarzu prowadzącym do dormitorium Gryfonów czekała cierpliwie, aż zjawią się jej przyjaciele. Zawsze już kwadrans po zakończeniu meczu byli w umówionym miejscu.
Tym razem jednak nie musiała czekać nawet tych piętnastu minut.
Szła właśnie sprężystym, pełnym energii krokiem przez korytarz, kiedy usłyszała za sobą jakieś echo. Odwróciła się szybko, a przez jej ciało przebiegła fala przerażenia. Przecież wszyscy byli jeszcze na boisku i gratulowali wygranym. A jeśli to jakiś niespełna rozumu Ślizgon postanowił zemścić się na jednym z Gryfonów i akurat padło na nią? A jeśli…
Odwróciła się szybko z bijącym jak dzwon sercem i ujrzała biegnącego w jej kierunku Rona. Odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się krzywo, podczas gdy rudzielec usiłował złapać oddech. Wciąż był ubrany w używaną szatę do quidditcha, którą otrzymał, o ile Gryfonka dobrze pamiętała, po Oliverze Woodzie, za sobą ciągnął miotłę a jego włosy były całkiem przemoczone. Otarł rękawem szaty czoło i również się uśmiechnął, ukazując olśniewająco białe zęby. Granger nigdy dotąd nie dostrzegała  tych małych, lecz znaczących cech w wyglądzie chłopaka. Taki przemoczony do suchej nitki i tryskający radością Ron wydawał się być nawet całkiem uroczy.
— Świetnie obroniłeś ten ostatni strzał! — Hermiona stwierdziła, że Gryfon wystarczająco już odpoczął i mogą razem wrócić do ich wieży, aby napić się kremowego piwa i porozmawiać o meczu. — A ty dalej denerwujesz się przed każdym meczem. Masz talent do latania.
Poczuła, jak wilgotna, stwardniała od ściskania miotły dłoń Weasleya chwyciła ją za rękę. Nie zrobił tego mocno, lecz na tyle stanowczo, aby zatrzymać Hermionę, która momentalnie poczuła jakiś uścisk w żołądku. Miły, lecz przepełniający ją jakimś przedziwnym niepokojem. Zmusiła się, aby spojrzeć mu w oczy. Miały zupełnie inny wyraz niż zwykle. Bardzo poważny i jakby… dojrzalszy. Starał się być bezwzględny, lecz ów efekt niszczył strach, którego potrafił ukryć.

Serce zabiło jej mocniej, kiedy przyciągnął ją do siebie, wpatrzony w te brązowe, pełne lęków i nadziei oczy. Nie powiedział ani słowa, tylko chwycił mocno jej podbródek i wpił się w te zmysłowo rozchylone usta. Na samym początku Gryfonka zesztywniała, zaskoczona jego zachowaniem, jednak sekundę później odpowiedziała z taką samą namiętnością. Delikatne, niepewne, choć gorące pocałunki wypełniły tę chwilę, połączone z nieśmiałym dotykiem Rona i całkowitą uległością Hermiony. Jej umysł na dobre się wyłączył. Pragnęła przylgnąć do chłopaka całym ciałem i już nigdy się od niego nie odrywać, podczas gdy on przycisnął ją do zimnej, kamiennej ściany i zaczął zsuwać z niej najpierw cieniutką skórzaną kurtkę, później sweter w barwach ich domu. Ogarnęło go takie pożądanie, jakiego jeszcze nigdy dotąd nie odczuwał. Nareszcie miał w ramionach ukochaną kobietę, którą darzył nie tylko czysto erotycznym uczuciem, ale i przyjaźnią. Był to dla niego związek idealny, dodatkowo fakt, że Hermiona nie opierała mu się, zachęcił go do dalszego działania. Liczyła się dla niego tylko ona. Nic więcej. Nigdy dotąd nie pragnął tak bardzo się z nią kochać. Żadna dziewczyna nie działała na niego tak, jak ta inteligentna i czarująca Gryfonka. Zawsze, gdy sypiał z Lavender, miał przed oczami tylko te głębokie, brązowe oczy, prosty, uroczy nosek i burzę kasztanowych, gęstych włosów…
— Granger! Weasley! A co to ma znaczyć?
Ostry, zimny, przepełniony stanowczością głos przerwał tę romantyczną chwilę. Para momentalnie oderwała się od siebie; Ron — zapinając rozporek, Hermiona — podciągając bluzkę i zagarniając z ziemi sweter oraz kurtkę. Ani jedno, ani drugie nie odważyło się spojrzeć w czarne, pełne pogardy oczy Snape’a, który najwyraźniej, rozwścieczony porażką jego ukochanej drużyny, postanowił znaleźć sobie kogoś, nad kim mógł się poznęcać, aby wyładować swój gniew. Teraz czuł nie tylko wściekłość, ale i swego rodzaju… zazdrość. Nie, nie o tę parę, na którą natknął się ku ich oczywistej rozpaczy. Przypomniał sobie scenę sprzed bardzo wielu lat, o której właściwie starał się od samego początku nie myśleć.

Był wieczór, a on wracał właśnie z biblioteki. Każdą wolną chwilę poświęcał na naukę. Książki. Czarna magia. To coś, co kochał od samego początku. Pociągała go tak, jak żadna inna rzecz na świecie. Nie kobiety. Nie złoto. Nie potęga. Nie władza. Tylko czarna magia. Ta noc miała się jednak różnić od pozostałych. Nie przewidział szoku, którego dozna chwilę później…

W tym samym miejscu, w którym teraz stali przerażeni i zawstydzeni Ron i Hermiona, dwadzieścia lat temu natknął się na równie namiętną i szczęśliwą parę. Inni Gryfoni stali pod tą samą ścianą i całowali się płomiennie, nie pamiętając o bożym świecie. Pierwszy raz zobaczył ich razem. James Potter nie był nieprzyjemny i opryskliwy, a Lily Evans nie wyzywała go od najgorszych i nie patrzyła na niego, jak na obrzydliwego robala. Młody Snape przyglądał im się przez chwilę, czując w sercu nie tyle rozpacz, co pustkę, której już nic później nie mogło wypełnić. Ściskał w ramionach książki, które teraz były dla niego niczym koło ratunkowe dla tonącego. Ani chłopak, ani dziewczyna nie zwrócili na niego uwagi, mało tego, nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, że ktoś ich obserwuje. A Ślizgon sycił się tym obrazem, uświadamiając sobie tę przerażającą prawdę: dla niego i Lily nie ma już przyszłości. To koniec.

Mistrz Eliksirów uśmiechnął się, a jego czarne, puste oczy zalśniły złowrogo w ciepłym świetle płonących nieopodal pochodni. W tym wzroku czaiło się najczystsze, najbardziej triumfalne zło, z jakim jeszcze nigdy nie zetknął się ani Ron, ani Hermiona. Oto nadarzyła się idealna okazja, aby wyładować na nich swą frustrację. Nie będzie jednak krzyków, wyzwisk, o nie… Najbardziej zadowalała go zimna i stonowana zemsta. Zemsta, którą odciągał w czasie tak daleko, jak tylko mógł.
— Proszę, proszę, nierząd w Hogwarcie. — Jego głos był ledwo dosłyszalny, jednak tak przepełniony jadem, że nawet serce Hermiony zatrzepotało w jej piersiach tak rozpaczliwie, jakby chciało się z niej wyrwać i uciec jak najdalej od tego bezwzględnego spojrzenia nauczyciela. Tymczasem on kontynuował, pławiąc się w przerażeniu Gryfonów, do których tego dnia czuł wyjątkową niechęć: — Ledwo wygrał pan mecz, panie Weasley, a już zabiera się pan za świętowanie. A pani, panno Granger… No, no, nie spodziewałem się takiego zachowania po tak rozsądnej dziewczynie. Najwyraźniej seks w końcu każdemu rzuca się na mózg.
— Ależ panie profesorze, my wcale…
— Odejmuję Gryffindorowi po pięćdziesiąt punktów za każde z was, powiedz jeszcze choć jedno słowo, Weasley, a odejmę ci kolejne pięćdziesiąt. — Głos Snape’a nagle stracił ten żartobliwy, pobłażliwy ton, a drwiący uśmieszek ustąpił miejsca lodowatemu spokojowi. — Dwójka prefektów. Wprost znakomicie. Skoro nie potraficie dać przykładu młodszym uczniom, to być może nie zasługujecie na wasze odznaki? Macie tygodniowy szlaban. Granger, ty zjawisz się dzisiaj w moim gabinecie. Weasley, dla ciebie Filch z całą pewnością znajdzie jakąś pracę w swoim kantorku. Dzisiaj o godzinie szesnastej. Chyba nie znajdziecie już czasu na wieczorną zabawę z okazji wygranej Gryfonów, co? Ach, jaka szkoda, bo całkiem nieźle broniłeś, Weasley.
Odwrócił się na pięcie i pomaszerował wzdłuż ściany w kierunku schodów, uśmiechając się do siebie z satysfakcją. To było doskonałe zakończenie dnia.

*

Godzina szesnasta już wybiła, kiedy Hermiona zastukała do drzwi gabinetu Severusa Snape’a. Była pełna obaw, kiedy przekraczała jego próg i siadała na wskazanym przez profesora twardym, kanciastym krześle. Od momentu jej pojawienia się nie przemówił ani słowa, najwyraźniej rozkoszując się jej niewiedzą i niepokojem.
W końcu odwrócił się do niej twarzą i postawił tuż przed jej nosem ogromną beczkę pełną cuchnących, obślizgłych gumochłonów, a Hermiona natychmiast zrozumiała, co ją czeka. Nauczyciel dostawił żelazne, zagięte w jednym miejscu wiaderko z urwanym uchwytem i przemówił nienaturalnie spokojnym głosem:
— Jak już pewnie się domyślasz, będziesz oddzielała zgniłe gumochłony od tych nadających się jeszcze do użytku. Och, nie, nie będą ci potrzebne rękawice, możesz mi wierzyć. A teraz zabieraj się do roboty, jeśli łaska.
Pozostawił ją sam na sam z beczką obrzydliwych, niesamowicie nudnych i bezużytecznych magicznych stworzeń, a Hermiona jęknęła w duchu. Nie mogła się spodziewać gorszej kary, lecz skrycie współczuła Ronowi. Ona przynajmniej nie musiała wysłuchiwać ciągłych utyskiwań Filcha, irytujących, złośliwych komentarzy dotyczących uczniów i smrodu panującego w jego gabinecie. Tutaj miała chociaż święty spokój i ciszę, w której mogła przemyśleć to, co wydarzyło się pomiędzy nią a Weasleyem.

Wiadro szybko napełniało się cuchnącymi, martwymi gumochłonami, jednak końca pracy nie było widać. Co jakiś czas zerkała dyskretnie na wiszący na ścianie zegar, lecz wciąż było wystarczająco wcześnie, aby mogła spędzić w tym ponurym, przygnębiającym gabinecie jeszcze kilka godzin. Już przestała się łudzić, że zdąży na kolację, choć wciąż miała nadzieję, że zabawa w wieży Gryfonów, choć niestety bez Rona, będzie trwała do późnych godzin nocnych i Hermiona przekąsi coś po powrocie.

Starała się nie patrzeć na Snape’a. W tej chwili nienawidziła go z całego serca. To niewytłumaczalne zauroczenie przeszło jej w sekundę. Zepsuł jej nie tylko wieczór, ale i dobrze zapowiadający się związek. Od tak wielu miesięcy czekała, aż Ron zrobi pierwszy krok, zainicjuje coś… A teraz musiała wszystko zaczynać od nowa. Weasley znowu będzie musiał nabrać pewności, zanim ją pocałuje. Nie należał on niestety do grona mężczyzn, którzy dla swoich kobiet są w stanie się poświęcić.
Mimowolnie zerknęła na Mistrza Eliksirów. Siedział przy swoim biurku i skrobał coś po pergaminie. Przy jego lewym łokciu znajdował się stos podobnych rolek, którymi z całą pewnością były gotowe do ocenienia pisemne prace domowe uczniów.
Znalazł sobie idealny zawód, zapyziały małpiszon, pomyślała, patrząc na niego ognistym wzrokiem spomiędzy burzy kasztanowych, lśniących loków, a kolejny, cuchnący gumochłony wpadł z głośnym plaśnięciem do miski. Jest nauczycielem i może do woli mścić się na Bogu ducha winnych uczniach.
Spuściła wzrok i zajęła się na nowo pracą, choć jej palce były już bardzo obolałe. Okropieństwo. Całe umazane szarym, śmierdzącym śluzem wyglądały tak, jakby już nigdy nie dało się ich umyć. Jednak nie mogły się równać z jej paznokciami, które wyglądały tak, jakby Gryfonka nigdy ich nie myła.
Kilka minut później usłyszała, jak Snape odsuwa krzesło i wstaje. Serce zabiło jej mocniej, kiedy zdała sobie sprawę, że zmierza prosto w stronę kąta, w którym siedziała. Jeszcze mocniej wbiła wzrok w opróżnioną do połowy beczkę z gumochłonami, udając, że nie zdaje sobie sprawy z jego obecności. On najwyraźniej poznał się na tym podstępie, bo zachichotał cicho i rzekł takim tonem, jakby coś z wielką przyjemnością wspominał:
— Wiesz, Granger, coś mi się nagle przypomniało. Och, tak, już wiem. Rok wcześniej na tym samym krześle siedział Potter, twój ulubiony koleżka. I również zabawiał się z gumochłonami. Widzisz, jak to łączy ludzi… Będziesz miała teraz z nim kolejny wspólny temat do rozmów.
Niby przypadkowo położył jej na ramieniu smukłą, bladą dłoń, a Hermiona zdębiała. Był to dotyk tak subtelny i delikatny, jakiego się po nim nigdy nie spodziewała. Fizycznie nie okazała żadnych uczuć, jednak w środku cała się rozpłynęła. Dłoń Snape’a była dla jej obolałych barków jak cudowny, kojący balsam. Bezgłośnie westchnęła i przymknęła oczy. Starała się oddychać normalnie, podczas gdy Mistrz Eliksirów odsunął się od niej, wciąż jednak bacznie obserwując jej postawę.

Zegar wybił godzinę dwudziestą pierwszą.
— Cóż, możesz już wrócić do swojego dormitorium — rzekł nauczyciel i wsunął obie dłonie do kieszeni.
Hermiona uniosła szybko głowę. W brzuchu ssało ją z głodu, a oczy same się zamykały. Otarła ręce w chusteczkę i wyprostowała obolałe plecy. Podkrążone oczy wypełniły się nadzieją, gdy nauczyciel kontynuował:
— Widzimy się jutro, ale o godzinie dwudziestej. Muszę wymyślić kolejną użyteczną karę. A teraz żegnam.
Ruchem podbródka skazał jej drzwi, za którymi Hermiona bardzo szybko się znalazła, odczuwając większą ulgę niż po dzisiejszej wygranej Gryfonów. Myślała tylko o tym, aby nareszcie znaleźć się w swoim wygodnym, ciepłym łóżku.

Zamek dawno już opustoszał, tylko co jakiś czas przemykały ciemnymi korytarzami perłowo białe, świecące w półmroku duchu. Nie reagowały na Hermionę, ona również je ignorowała, ponieważ do reszty pochłonęły ją wspomnienia, a złość na Snape’a przeszła jej w sekundę, kiedy tylko opuściła lochy. Nie potrafiła zapomnieć o tym, co się wydarzyło w jego gabinecie. Mimo że był to tylko niewinny, przypadkowy dotyk, wymiótł z głowy dziewczyny wszystko, nawet namiętny pocałunek Rona. Już nie mogła się doczekać kolejnego szlabanu, choć nie potrafiła się sama do tego przyznać. Była zawstydzona do granic możliwości.
W tym samym czasie Mistrz Eliksirów udał się na przechadzkę. Wyszedł na dziedziniec, zachwycając się lekkim, choć już mocno zimowym wietrzykiem. Jego czarna peleryna łopotała za nim złowróżbnie, on natomiast pogrążony był we wspomnieniach. Nie wiedział, że dziewczyna, która kilkanaście minut temu opuściła jego gabinet, myślała o nim i przekonywała sama siebie, że czuje do niego to, co do każdego innego nauczyciela — czyli nic. On natomiast widział tylko rude, błyszczące w złotym słońcu sploty włosów, wielkie, błyszczące, szmaragdowozielone oczy, słodki uśmiech, lekko piegowatą buzię i te urocze dołeczki w policzkach… Całkowicie zatopił się w tym obliczu. 



Następny dzień przyniósł kolejną burzę i zacinający lodowaty deszcz. Z tego powodu odwołano wszystkie lekcje, które odbywały się na wolnym powietrzu. W zamku panowała ponura, ociężała atmosfera, natomiast w cieplarni pani Sprout musiała magicznie wzmocnić sobie głos, ponieważ nie była w stanie przekrzyczeć uderzających w szklany dach kropli i niosących się echem po błoniach grzmotów piorunów.
Hermiona znów nie potrafiła się skupić. Siedziała na lekcjach jakaś dziwnie nieobecna, natomiast śniadania prawie w ogóle nie zjadła. Ron również, dlatego wszyscy myśleli, że to wina szlabanu i utraconych wczoraj punktów. I po części mieli rację. Gryfonka rozmyślała tylko o tym. Wciąż i nadal odtwarzała tamtą sytuację w pamięci, choć dziś… Czego właściwie oczekiwała? Czegoś więcej? Ale czego? Przecież to wszystko mogło jej się tylko wydawać. Może profesor nie czuł tego samego, co ona? A właściwie… Co ona czuła? Nie było to ani zauroczenie, ani tym bardziej miłość. Pożądanie? Do tego było chyba najbliżej. Ale czuła do niego też swego rodzaju słabość… Od tylu lat patrzyła na niego, a w duszy pulsowała jej nienawiść pomieszana z jakąś przedziwną, chorą fascynacją.


Punktualnie o godzinie dwudziestej dziewczyna zjawiła się w gabinecie nauczyciela eliksirów. Profesor już na nią czekał. Siedział przy biurku, popijając powoli i szykownie szkocką whisky z lodem. Jego wargi rozciągnęły się automatycznie, kiedy ujrzał burzę lśniących, zadbanych włosów i zlęknione spojrzenie brązowych oczu.
— Ach, panna Granger — rzekł i wskazał dziewczynie krzesło stojące w kącie, na którym wczoraj siedziała, selekcjonując gumochłony. — Dziś mam dla pani inne zajęcie. Trochę czystsze. Trzeba zrobić nowe nalepki z nazwami eliksirów. Oczywiście bez użycia czarów. Proszę zacząć od tej szafki.
Niesamowicie uradowana dziewczyna ruszyła powoli we wskazanym kierunku. Obawiała się, że Snape przyszykuje jej kolejne obrzydliwe zajęcie. Podwinęła więc rękawy cienkiej, granatowej bluzki, usiadła przy niskim stoliku i zabrała się z zapałem do opisywania poszczególnych eliksirów. Nigdy wcześniej nie przyglądała im się jakoś specjalnie, lecz teraz, kiedy mogła przeczytać ich nazwy i obejrzeć zawartość przez szklane fiolki, zdała sobie sprawę, jaką potęgę profesor Snape skrywał w swoim gabinecie. Spora ilość buteleczek i słoików zawierała mikstury, których spożycie gwarantowało błyskawiczną śmierć, Hermiona zaś domyśliła się, że gdzieś w tym zamku znajdował się absolutnie prywatny składzik, gdzie Mistrz Eliksirów trzymał jeszcze straszniejsze trucizny.
Czuła na sobie intensywne spojrzenie Snape’a. Drażniło to niesamowicie jej kark, jednak postanowiła całkowicie to zignorować, wmawiając sobie, że zupełnie nic się nie dzieje. Oczywiście do czasu. Nauczyciel siedział nieruchomo przy swoim biurku i po prostu patrzył. Hermiona zerknęła na niego mimowolnie, na co ten tylko czekał. Od samego rana to planował, choć poprzedniego wieczora nie miał pojęcia, że najdzie go ochota na ciało tej drobnej, uroczej szlamy. Obserwował ją, od kiedy tylko zjawiła się w jego gabinecie. I doszedł do wniosku, że nie jest wcale brzydka. Wręcz przeciwnie, bardzo się zmieniła od momentu, kiedy pierwszy raz siedem lat temu pojawiła się w jego klasie. Wtedy była bardzo brzydkim dzieckiem, teraz zaś wyszczuplała, twarz jej się wysmukliła, włosy… Boże, jej włosy lśniły tak, jak włosy Lily. Nawet mugolski przyodziewek tego dnia nie raził go tak bardzo w oczy, ba, zaczął się zastanawiać, jak siedemnastolatka wygląda pod nim. Owiana lekką mgiełką tajemniczości pobudzała jego zmysły. Być może tak na niego działała, ponieważ nie eksponowała swojego wdzięku, co sprawiało, że jego wyobraźnia wciąż pracowała.

Wstał, podobnie jak poprzedniego wieczora, i podszedł do niej. Jednak w tych krokach było coś zbyt pewnego, wywołującego swego rodzaju niepokój w bezbronnej dziewczynie. Odwróciła głowę w jego stronę i rzuciła mu bezwiednie prowokujące spojrzenie. Ona również automatycznie wstała, oczekując, aż nauczyciel zjawi się przy niej. Serce waliło jej w piersiach, a sama Gryfonka drżała lekko na całym ciele, oczekując tego, co było wiadome już od godziny dwudziestej. Snape spojrzał na nią z góry, a ona poczuła się nagle mała i bezsilna. Pragnęła, aby zawładnął jej ciałem, aby posiadł ją tak brutalnie, jak tylko mógł. Mocny uścisk jego ramion wywołał w niej dreszcze. Kolejny krok, którym był władczy pocałunek, wydarł z jej gardła zduszony okrzyk. Mistrz Eliksirów uniósł ją wysoko, obejmując despotycznie ciało Gryfonki i całując ją bez pamięci. Posadził siedemnastolatkę na swoim biurku, z którego zrzucił jednym ruchem wszystkie pozwijane w rulony arkusze pergaminu, a także jakieś trzy oprawione w skórę książki, które upadły na podłogę z głuchym tąpnięciem. Oderwał się od jej złaknionych ust i zaczął całować delikatną szyję, ramiona… Szybko zdarł z niej bluzkę i odrzucił na bok, odsłaniając raczej małe, lecz jędrne piersi z wąskimi, różowymi sutkami. Wszystko w jej ciele było tak dziewiczo piękne, że potwór pomiędzy nogami Severusa szybko stwardniał, gotów do ataku. Dziewczyna patrzyła na niego oczekująco, ale on tylko zaśmiał się cicho i odsunął nieco, zdejmując przez głowę czarną koszulę. Błysk w oczach profesora sprawił, że natychmiast zrozumiała. Zeskoczyła niezgrabnie z biurka i powoli przyklękła przed mężczyzną, obawiając się tego, co za chwilę miała uczynić. Drżącymi rękami rozpięła rozporek, czując gorąco bijące z pulsującego członka, który chwilę później ujrzała. Imponująco duży, lecz nie do końca rozbudzony, domagał się jej uwagi. Zerknęła szybko na zniecierpliwionego już Snape’a, który chwycił ją za włosy i przynaglił cichym, samczym pomrukiem.
Dziewczyna powoli rozchyliła usta, przerażona wielkością przyrodzenia, które za chwilę miało się w niej znaleźć. Gdy jej wargi zacisnęły się delikatnie dookoła niego, Mistrz Eliksirów przycisnął do siebie jej głowę. W jednej sekundzie zrozumiała, o co w tym wszystkim chodzi. Przez chwilę ssała, całowała i pieściła językiem błyskawicznie twardniejącego członka, z czułością zaciskając wargi dookoła jego czubka, odchylając zalotnie głowę i zerkając na nauczyciela z dołu, potęgując jego popęd. Niecierpliwość zmieniła się w potężną żądzę. Chciał ją posiąść w tym momencie, usłyszeć jej jęki i westchnienia, poczuć na plecach zaciskające się palce… Jęknął przeciągle, czując, że jest już blisko. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego ta mała, irytująca szlama tak na niego działała. Jej pozorna pruderia pobudzała jego zmysły znacznie intensywniej niż wulgarne, wyzywające dziwki lub Ślizgonki, które tak często i troskliwie zajmowały się jego problemami. Od dawna nie robił tego sam. Jeśli potrzebował kobiety, już wiedział, której uczennicy dać szlaban.

Chwycił Hermionę mocno za włosy i posadził ją na biurku, rozkładając brutalnie jej nogi. Zerwał z niej wąskie dżinsy i urocze, mocno zabudowane, cieliste majtki, które ujawniły najbardziej wstydliwą, lecz zarazem niepozorną część jej ciała skrytą za delikatnymi, poskręcanymi, ciemnymi włoskami. Snape wsunął dłoń pomiędzy jej uda i zaczął zwinnymi, doświadczonymi palcami pieścić jej płeć, wsłuchując się z rozkoszą w nieśmiałe, cichutkie, niepohamowane westchnienia dziewczyny. Drugą rękę zacisnął brutalnie na jej szyi, wargami zaś przywarł do jej ust, rozchylając je mocno, aby wcisnąć do środka swój język. Oddech obojga stawał się urywany; nie mogli już dłużej czekać.
Mistrz Eliksirów położył ją na blacie biurka, a sam odsunął od niej dłoń. Krew pulsowała w niej mocno, dziewczyna zaś gotowa była na przyjęcie go. Podniecenie aż pałało z jej zarumienionej twarzy, przymkniętych oczu i rozchylonych ud. Sekretne miejsce lśniło wilgocią, a ciało otworzyło się przed nim, spragnione pieszczot. Dlatego wszedł w nią mocno, brutalnie, bez cienia delikatności, sprawiając niesamowity ból. Nigdy nie miała w sobie mężczyzny, toteż jej pierwsza styczność z nim nie należała do najprzyjemniejszych. Mocne dłonie Snape’a zacisnęły się na jej udach, a on sam poruszał się w niej płynnie, rytmicznie i bezwzględnie. Nie zważał na jej niechciane łzy cieknące po zaczerwienionych policzkach, zaciśnięte wargi czy tłumione okrzyki. On sam zacisnął powieki, co jakiś czas pojękując z rozkoszy. Oczami wyobraźni widział falujące równomiernie rude loki i lekko piegowatą, zaróżowioną twarz.

Kiedy odsunął się od niej na chwilę, na czarny blat biurka pociekła krew, a sama Hermiona odetchnęła głęboko. Profesor otarł łzy z jej policzków i obdarzył długim, namiętnym pocałunkiem. Zdał sobie sprawę z tego, że był dla niej zbyt brutalny jak na pierwszy raz. Bez względu na to, jak irytowała go od siedmiu lat, powinien okazać jej minimum delikatności i czułości. Kazał jej odwrócić się do niego plecami i pochylić głowę. Kiedy to uczyniła, natychmiast wbił się w nią, tym razem jednak nieco subtelniej. Wciąż niezaspokojona potrzeba szalała w nim jak burza za murami Hogwartu, dlatego nie potrafił już powstrzymać wydzierających się z jego gardła westchnień. Szeptał do niej co jakiś czas:
— Dobrze, Granger, o tak…
Mocno ściskał jej biodra i talię, wbijając paznokcie we wrażliwe ciało, pochylał się raz po raz i całował wystające żebra, ciągnął za włosy, a ona wydawała z siebie takie odgłosy… Nie, nie były to dobre jęki. Pragnęła, aby już się to skończyło, choć w sercu miała nadzieję, że coś się jeszcze zmieni.
Jednak wszystko pozostało tak, jak na początku. Palce Snape’a zacisnęły się mocno na jej biodrach, a on sam jęknął przeciągle, dochodząc. Hermiona poczuła, jak wypełnia ją gorąca stróżka gęstej cieczy pomieszanej z jej własną krwią. Spojrzała na niego z niepokojem, kiedy westchnął po raz ostatni, odsunął się od niej i ubrał spodnie. Uśmiechnął się triumfalnie, ocierając rękawem pot spływający z jego czoła. Obrzydliwe.
— No, Granger — wyrzucił z siebie na wydechu. — Możemy uznać, że… szlaban masz już odrobiony. Nie musisz jutro przychodzić. Na co czekasz, ubieraj się.
Podał jej bluzkę i zajął się zbieraniem z kamiennej, zakurzonej podłogi rolek pergaminów. Mógł uprzątnąć wszystko za pomocą jednego machnięcia różdżki, jednak wydawało się, że specjalnie odciągał tę chwilę, kiedy będzie musiał spojrzeć zawiedzionej Gryfonce w oczy. Ta uczyniła to, co jej kazał. Ubrała się szybko i natychmiast opuściła gabinet, obolała, krwawiąca, zmęczona i przede wszystkim przygnębiona. Biegnąc schodami na górę, ocierała pot z twarzy zmieszany z jej własnymi łzami. Wciąż w ustach miała smak Snape’a.

Nie mogła dojść do siebie po tym, co między nimi zaszło. Poszła do jego gabinetu… Kochała się z nim i… Koniec? To wszystko? Czuła się zbrukana. Nie dlatego, że ofiarowała swoje dziewictwo przypadkowemu mężczyźnie, który jedynie pobudzał jej zmysły, lecz dlatego, że mu zaufała. Była głupia. Czego się po nim spodziewała? Że na koniec przytuli ją, pocałuje i powie, że już zawsze będzie ją kochał?
Nie.
To nie był Ron. To był wypalony śmierciożerca, starszy od niej o bardzo wiele lat, mający już swoją przeszłość, pierwsze cudowne, miłosne uniesienia i zawody. Tak. Była niesamowicie naiwna i w sercu zgadzała się ze słowami Snape’a wypowiedzianymi dzień wcześniej. To niedorzeczne, że prymitywny popęd seksualny przyćmił tak inteligentnej czarownicy zdrowy rozsądek.

Zapłakała gorzko, pełna wyrzutów sumienia i rozpaczy. 




~ koniec ~

Tak, wiem, że wszyscy się spodziewali wielkiej miłości, happy endu…
Nie tutaj i nie teraz. ;) Chciałam napisać coś, co skończyłoby się tak, jak kończą się wielkie miłosne historie w naszej szarej rzeczywistości. Wielokrotnie jest tak, że my, dziewczyny, trafiamy na romantycznych, delikatnych i miłych facetów, a zostawiamy ich dla takich właśnie chamskich, prymitywnych i zimnych kolesi. Samo życie ;) Jak Wam się podobało? Troszkę zbyt dużo się spisałam, ale i tak poważnie okroiłam tę miniaturkę! Jakoś dobrze mi się ją pisało, pewnie dlatego, że nie przepadam za Hermioną i mogłam ją tu troszkę upokorzyć.
Tak czy siak – początkiem września Bellamort. xD

Dedykacja dla Atramentowej.
Tekst zbetowany.

55 komentarzy:

  1. No wiesz co ja tutaj odświeżam stronę a tu trollface xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, wiem, wredne xD Ale to znak, że już prawie skończyłam miniaturkę, chciałam sobie tylko datę zaklepać xD

      Usuń
    2. Zamiast miniaturki, powinno nazywać się to miniaturki erotyczne xD. Ale podoba mi się w jaki sposób to opisałaś, nie żadne pitu pitu aj low ju 4ewer, tylko szara rzeczywistość. Jak dla mnie to Sevmione wyszło Ci lepiej od Dramione, to było brutalne, a tamto takie cukierkowe.

      Usuń
    3. Nom, za chwilę piszę na górze wiadomość, że wszystkie miniaturki są +18. Tzn. nie wszystkie będą, ale większość, chcę się dobrze nauczyć pisać erotyki, bo bitwy, morderstwa, itp. wychodzą mi już całkiem całkiem, tylko na tym romansowym tle wypadam tak blado ;/
      Stwierdziłam, że Dramione może być słodkie, bo się każdemu podoba. Zresztą Draco nigdy nie był tak chłodny i stanowczy, jak Snape, więc tam mogłam przywalić Paryż. Ale gdybym już zrobiła wielkie low story z wystąpieniem Snape'a, to byłaby już parodia.Dłuższe opowiadania się do tego nadają, bo można przedstawiać np. zmianę Snape'a pod wpływem czegoś, w miniaturkach nie ma na to niestety czasu.

      Usuń
    4. Wiadomo, warto ćwiczyć, chociaż moim zdaniem całkiem dobrze już wychodzą :).
      Prawda, prawda. I tak podziwiam, że umiesz wymyślić taką historię, fabułę i w ogóle, w miniaturce, jednak trzeba się streszczać ;]. Zachowałaś charakter postaci, nie lubię jeśli jest aż tak zmieniany jak w niektórych opowiadaniach, że ze Snape robią się ciepłe kluchy, jeszcze trochę i będzie mógł jako wrażliwy chłopiec grać na lirze, zawsze mam takie odczucia, czytając takie opowiadania, bardzo rzadko trafiają się dobre. Więc dlatego tak bardzo ta miniaturka mi się podoba :P

      Usuń
    5. Snape to pół biedy. Gorzej, jak z Hermiony robią super seksowną i namiętną laskę, która się kocha jak rasowa prostytutka, książki idą w bok... a jeszcze lepiej, jak piszą w podobnych ramach czasowych, jak ja tutaj: "jeszcze rok temu (hp6) była niezbyt pociągającą kujonką, ale po wakacjach wszystko się zmieniło. Wypiękniała, srutututu". Gdyby wakacje tak wpływały na nasze życie, już dawno bym schudła ;/
      Dlatego Bellamort może się nie każdemu spodobać, bo też nie zamierzam zrezygnować z prawdziwych charakterów postaci.

      Usuń
    6. Tak to też jest dobre xD. Chciałabym żeby też na mnie wakacje tak wpływały żeby schudnąć :P.
      Mam nadzieję, że Bellamort też będzie mocne :D

      Usuń
    7. O tak, dziś w kościele wpadłam na świetny pomysł, ale jednak zbyt patetyczny jak dla Bellamorta, więc ten pomysł przekładam na Dramione, a nad Bellamortem nadal myślę ;/

      Usuń
  2. długo jeszcze?

    OdpowiedzUsuń
  3. Hehe, dobra jesteś :D Ja tu wchodzę i patrzę - "O! Chyba sobie poczytam!". Przewijam w dół a tam trollface.
    Pozostaje już tylko czekać :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już jest, przepraszam, że dopiero teraz, ale chwilę po opublikowaniu trollfejsa coś mi się stało z internetem i dopiero teraz dałam radę opublikować.

      Usuń
    2. On się aż złośliwie zachował :<

      Usuń
    3. Podobało mi się, chociaż troszke mi szkoda Hermiony.
      czekam na Bellamort.

      Usuń
    4. Teraz wszyscy jej będą żałować :<

      Usuń
    5. Ja tam jej nie żałuję :D Nikt nie kazał jej się pchać do Snape'owego łóżka :P A nie, zaraz, zaraz - ty jej kazałaś :D Ale ja ogólnie lubię znęcanie się nad postaciami - wszelkiego typu tortury i inne rzeczy mile widziane. Bardzo udana miniaturka :D O wiele lepsza od poprzedniego Dramione - bardziej hm... prawdopodobna? No, może nie tyle parring prawdopodobny, co hm... przebieg(?) romansu. Jakby każde Servmione było w takim stylu to chyba pokochałabym ten parring :P

      Dopatrzyłam się jednej nieścisłości w meczu - skoro Snape siedział po prawicy McGonagall, to jakim cudem po jego lewicy siedział Dumbledore? A może to ja coś pokręciłam :D Mam nadzieję, że się nie gniewasz za to, że ciągle Ci jakieś błędy wytykam ;)

      Usuń
    6. Ah, no i nie mogę się doczekać Bellamort. Coś czuję, że tam to dopiero będzie się działo :D :D Szkoda, że dopiero we wrześniu.

      Usuń
    7. Haha, no tak, ja jej kazałam. Ale w zasadzie mogła mi odmówić :D
      To takie samo znęcanie się, jak pakowanie simów do basenu, kasowanie drabinek i patrzenie, jak szczają do wody i panikują :D
      Haha, faktycznie. Pomyliłam strony, Snape miał siedzieć po lewicy McGonagall, bo lewa str. symbolizuje kobiecość, a Dumbledore jest tam, gdzie powinien być, bo jest gejem ;) Zaraz to zmienię.

      Usuń
    8. Hehe, widzę że mamy podobne upodobania i podobne zabawy :D Ja jeszcze lubiłam powodować konflikty międzysimowe i doprowadzać do bójek :D

      A może napiszesz coś o Dumbledorze i Grindelwaldzie?

      Usuń
    9. Chciałam o tym coś napisać, bo to w zasadzie było bardziej prawdopodobne niż Snape i Hermiona.

      Usuń
    10. Zwłaszcza jak wspomniałaś - Dumbledore był gejem, a o Grindelwaldzie prawie nic nie wiemy :D No chyba że miniaturka Dumbledore-Harry - kto wie, co tam w głowie starego profesorka chodziło :D

      Usuń
    11. Och, o Harrym i Dumbledorze na 100% będzie! Ja zawsze go podejrzewałam o nieczystość, nawet Hermiona powiedziała, że dyrektor kochał Pottera.

      Usuń
    12. Oj, zawsze wiedziałam, że tam się kroi coś grubszego :P

      Usuń
    13. Albo między Snape'em i Dumbledore'em. Zawsze mi się to podejrzane wydawało.

      Usuń
    14. Mi tam się widzi romans Umbridge-Knot, albo Flich-Pani Norris :D Ewentualnie Dumbledore-Hagrid, i potem ten go zostawił dla Madame Maxime :D

      Usuń
  4. Straszne mocne te opowiadanie!! Biedna Hermiona. Jak jakiś facet może sie tak zachować. Wykorzystał ją strasznie i jeszcze ta miłość francuska.... W każdym razie fajnie napisanie, tak realistycznie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, świetnie mi się pisało całą miniaturkę, nawet nudną, pierwszą część. Coś, co jest tak realne można chyba lepiej przedstawić.

      Usuń
  5. Wyłapałam kilka powtórzeń, ale jestem chyba jednak zbyt leniwa, aby je wymienić.
    Czyta się szybko, płynnie i przyjemnie, jedyna rzecz jaka mi nie pasowała to fascynacja Hermiony quidditchem. Plus druga, OMG co Ty zrobiłaś ze Snape'em? Pieprzyć uczennice na szlabanach, chodzić na dziwki? xD
    Jednak wiadomo, że trzeba trochę ponaginać kanon:)
    W Snape'ie zachowałaś miłość do Lily, co jest na wielki plus jak dla mnie, mimo tych... przygód. Biurkowych chyba będzie lepszym określeniem niż łóżkowych. (mimo, że nienawidzę tej kobiety)
    Pierwsza część mi się nie podobała, za mdła, ale ta bardzo ładnie Ci wyszła.

    http://umysl-czystszy-niz-lza.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ale po mdłej pierwszej części, nadszedł czas na emocjonującą drugą :D

      Usuń
  6. Nie spodziewałam się, że ta część będzie tak długa, ale wyszła świetnie. Brawo dla Ciebie za odstąpienie od kanonu =) Nie przepadasz za Hermioną i szczerze mówiąc nie trudno to zauważyć czytając tę miniaturkę.
    A teraz z innej beczki. Kiedy zobaczyłam obrazek przy "Inne" pierwsze czym pomyślałam to o tym gifie http://besty.pl/1603303 =)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ja! Genialny! Muszę go zmienić, jest nie tylko Snape, ale i dobra część HP! :D

      Usuń
    2. Ciekawa jestem, co kombinujesz =)

      Usuń
    3. Już tańczą w "innych" ;)

      Usuń
  7. Hallo ;))
    Wreszcie przeczytałam drugą część, i podobała mi się bardzo. Ja tam nie żałuję Hermiony, dobrze jej tak, sama wiedziała co robi, i w ogóle. Dzisiaj nie dam konkretnego komentarza, ponieważ jestem ,,na wyjazdach'' xDDD
    Pozdrawiam, i czekam na kolejną miniaturkę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak sądzę, przecież mogła mu odmówić xD

      Usuń
  8. Łohoho...
    Nie było to typowe Sevmione, ale nie spodziewałam się tego. To, co napisałaś, to faktycznie była czysta pedofilia.
    W większości fanficków Severus pokazany jest jako osoba, która ma uczucia, która potrafi kochać i nie wykorzystuje Granger w czynnościach seksualnych.
    Nawet w miniaturkach bywa zwykle tak, że tym, co ich łączy, są głównie wielkie umysły.
    Ty przedstawiłaś Severusa jako wrednego Śmierciożerce, który naprawdę nic nie czuje. Nie mogę cię za to winić i nie uważam tego za złe, po prostu inne. Rowling dała nam zaledwie jedną oznakę tego, że Snape umie kochać i nie każdy uważa to za wystarczający powód.
    Te myśli o Lily - to jest coś, czego nie trawię. Tej zdziry, która moim zdaniem bawiła się ludzkimi uczuciami. A Severus dalej o niej pamiętał. W twoim ficku jednakże odebrałam to jako znak człowieczeństwa Mistrza.
    Co do Hermiony - strasznie naiwna, moim zdaniem. Ale nie ma się co dziwić, jak sama podsumowałaś popęd seksualny może namieszać.
    Chociaż do Hermiony mi to nie pasuje, nie była taka.
    Ale rozumiem, że chciałaś się na niej wyżyć, sama lubię tak robić.
    Podziwiam twój styl pisania, naprawdę mi się podoba. Jest w nim coś specjalnego, czego nie można znaleźć nigdzie indziej.
    Ten fick jest inny, pokazuje obydwie z postaci w zupełnie innym świetle. I szczerze mówiąc - czuć od niego twoją niechęć do tego paringu. Jeżeli to byłoby moje pierwsze Sevmione, to na pewno nie sięgnęłabym po więcej.
    Ale się rozpisałem xD
    No nic, życzę weny i żeby dalej ci się dobrze pisało, Szarlotka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest kilka błędów w moim komentarzu, ale piszę z telefonu, to dlatego.

      Usuń
    2. O kurcze, niezły komentarz, to się nazywa sumienność xD
      Tak, masz rację. Snape zawsze mięknie w dłoniach większości autorek, co jest nieco irytujące. Owszem, może się nawet ZAKOCHAĆ, no ale tak odbierać mu charakter...
      Kurcze, nie pamiętam już, czy wspomniałam w tej miniaturce, czy nie, o Lily. Tutaj również chciałam, aby był w niej zakochany, ale to przecież mu nie przeszkadza wykorzystywać innych dziewcząt.
      Kurcze, weszłam na Twoje blogi i zauważyłam, że jednego z nich od dawna obserwuję, łoł xD

      Usuń
  9. Szczerze mówiąc, zdecydowanie nie takiego zakończenia sie spodziewałam.
    Pokazalas Severusa w całkiem innym świetle, według mnie, nie prawdziwym, aczkolwiek to tylko moje zdanie. :D nie wyobrażam sobie Snape'a w roli nie wyższego seksualnie mężczyzny, który spełnia się poprzez szlabany. Absolutnie nie.
    Ogolnie, parring Sevmione podoba mi się z jednego powodu. Obydwie strony łamią wszelkie zasady, aby tylko móc byc ze sobą. Severus decyduje sie na nielegalny zwiazek z uczennica, a Hermiona oddaje się uczuciu. Jednak, rozumiem co chciałaś przekazać po przez te miniaturkę i bardzo dobrze ci to wyszlo. Granger zostala chamsko wykorzystana i porzucona. Ale powtarzam. Nie pasuje mi to do roli Snape'a.

    Juz od jakiegoś czasu, chcę zabrać się za Twojego bloga, ale absolutnie nie mam czasu. Obawiam sie, ze zajrze do niego dopiero podczas przerwy świątecznej, a szkoda, bo przejrzalam juz wszystkie zakladki itp. i czuję, ze będzie mi sie dobrze czytalo! Przekleta szkoła!

    Mam nadzieje, ze nie zrazilas sie moim marudzeniem. Miniaturka mi sie na prawdę podobała!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, przekoloryzowałam go. On sam taki nie jest, w końcu kocha Lily i tylko o niej myśli. Widać, że jest zdolny do prawdziwej miłości, jednak chciałam tu pokazać coś takiego, co by było "przegięciem" w drugą stroną. Większość autorek ff sprawia, że zakochuje się w Hermionie albo jeszcze innej uczennicy/dziewczynie, jest kochający, troskliwy, wylewny... a ja hopsa w inną stronę xD

      Usuń
  10. Cześć, to ja :D
    Ojej... :( Nie, nie, nie, nie mogę... :/
    Wspaniała, cudowna, świetnie napisana, ciekawa, porywająca miniaturka... Tylko czemu sad end? :( Prawie płakałam. Udało mi się powstrzymać tylko dlatego, że na ogół jestem dość silna psychicznie.
    No cóż, przynajmniej już wiem, żeby nigdy nie pisać żadnej z moich miniaturek ze smutnym zakończeniem, bo czytelniczki się załamią, tak jak ja się załamałam D:
    Czekam na Snily, bo bardzo je lubię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było moje pierwsze Sevmione, powiem szczerze, że lepiej mi się to pisało niż pierwsze Dramione, ponieważ lubię Snape'a i jest to postać o niebo ciekawsza (moim zdaniem) od nudnego i flegmatycznego Dracona, chociaż samo Sevmione jest dla mnie o wiele bardziej ciężkostrawne niż Dramione. Nie byłabym sobą, gdybym pozwoliła im być razem, to gryzłoby się z moją kreacją Snape'a. Miniaturka prosta, powiem szczerze, że bardziej na próbę niż do chwalenia się, chociaż już mam w głowie plan na konkretne Sevmione z konkretną fabułą. Bardziej niekonwencjonalne i bez tego irytującego schematu, którym aż ocieka na miniaturka. xD

      Usuń
  11. Coś Ci powiem, Snape taki jest i On udawał Zimnego, Nieczułego itd. Czyżby Snape udawał i w tw miniaturce?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, wydaje mi się, że Snape po śmierci Lily przybrał taką maskę, ale ona z czasem tak wrosła w jego osobowość, że po prostu sam nie mógł rozróżnić, kim naprawdę jest.

      Usuń
  12. A mnie się niezbyt podobała ta miniaturka.

    Nie chodzi nawet o sam "akt", bo nie miałabym nic przeciwko temu, żeby przeczytać coś innego niż Big Sweet Love. Lubię happy endy, ale czasem mam ochotę przeczytać coś, co jest mniej optymistyczne i bardziej realne.

    Niestety nie podobało mi się, bo (pomijając już "scenę (nie)właściwą" i wykorzystywanie uczennic na szlabanach) miniaturka jest bardzo długa, podzielona na części nawet, a właściwej pary prawie w niej nie było. 3/4 tekstu jest o czymś zupełnie innym i to w moim odczuciu tak bardzo luźno związanym z sytuacją, w jakiej mieli się znaleźć główni bohaterowie, że spokojnie można byłoby się pozbyć większości. Pozbyć całkowicie, albo zostawić na inną miniaturkę - o Harmione, Romione czy kimkolwiek. Moim zdaniem za bardzo rozbudowany był ten wstęp, w stosunku do tego o czym miało być rozwinięcie i zakończenie. Niby napisane lekko, ale jednak w moim odczuciu zbędne, a przez to dość nużące.

    Mam nadzieję, że nie należysz do autorek, które tylko mówią, że chętnie poznają każdą opinię, i że jak przyjdzie do czytania to nie będziesz miała mi za złe tego, że się nie zachwycam jak większość czytających. Nie kwestionuję oczywiście Twoich umiejętności i pomysłowości. Uważam tylko, że ten konkretnie tekst jest dość średni.

    Pozdrawiam,
    hg-ss-we-snie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie przeczytałam Twój komentarz pod moją pierwszą miniaturką Dramione, w którym pisałaś, że podoba Ci się ten miły klimat, więc w sumie nie dziwię Ci się, że ta miniaturka nie przypadła Ci do gustu. xD Kiedy miałabym porównać te dwie miniaturki do kolorów, Dramione byłoby... może nie różowe, ale karmazynowe. A to Sevmione (pomijając oczywisty schemat, który aż bije od tej miniaturki) byłoby zgniłozielone. Zatem rozumiem podejście. :)
      Aktu nie będę w żaden sposób tłumaczyć, bo każdy ma jakieś swoje ulubione schematy w erotykach, jeden lubi uroczo i delikatnie, inny woli realistycznie i brutalnie... Miałam jedynie zamiar podkreślić dziewczęcość Hermiony (która oczywiście nie spodziewała się ani takiego obrotu sprawy, ani nie przypuszczała, że właśnie tak to będzie wyglądać, bo miała już w głowie ułożony plan swojego pierwszego razu) i... nie bójmy się powiedzieć - STAROŚĆ Snape'a, którego nikt (stereotypowo i schematycznie) nigdy nie kojarzył z delikatnością i subtelnością w łóżku. Ech, miałam nie tłumaczyć, a tłumaczę, cała ja. ;_;
      Ale muszę bronić długości i wielowątkowości (o ile miniaturka może być wielowątkowa) tego Sevmione. I w zasadzie każdej innej miniaturki (może poza Umbridge i pierwszym Dramione). Może trochę inaczej rozumiem termin "miniaturka". Tak, z pewnością inaczej go rozumiem, ponieważ prawie każda miniaturka, która powstała w tym roku, była bardzo krótka i kręciła się tylko i wyłącznie dookoła pairingu. Ja niestety (a może i stety?) jestem jeszcze z tego nieco starszego pokolenia fanów HP i autorów fanfików potterowskich (niby rocznik '94, ale przy innych fanach czuję się czasami jak 50-latka), więc kieruję się starszymi zasadami i miniaturkę rozumiem jako bardzo krótkie, kilkuczęściowe (najczęściej 3-częściowe) opowiadanko, które, owszem, kręci się dookoła pairingu, ale zawiera też inne wątki, aby jak najbardziej odciągnąć punkt kulminacyjny, czyli konfrontację tych konkretnych bohaterów, o których jest miniaturka. Będę tego bronić jak ostatniej twierdzy, choć specjalizuję się głównie w potterowskich opowiadaniach bohater/OC, ponieważ chciałabym, aby te stare zasady i interpretacje przetrwały jak najdłużej. :) Już pomijam fakt, że (mimo że kolejny raz okazałam się hipokrytką, bo najpierw ochrzaniam innych autorów, że spóźniają się z odpowiedziami na komentarze nawet rok, to sama też olałam sobie odpowiadanie na tym blogu) raczej trzymam się swoich zasad - formalne zdarza mi się czasami złamać (jak np. to odpowiadanie na komentarze czy regularne publikowanie - tak, kolejna miniaturka czeka na publikację od prawie roku), tak wszystko, co związane z samym pisaniem, jest traktowane przeze mnie jak świętość. Nigdy nie byłam fanką skupiania się na samych głównych bohaterach, ale liczy się dla mnie świat przedstawiony i inne postacie (nawet w miniaturkach), więc byłoby głupio, gdybym nagle złamała tę zasadę, która ostatnio stała się dla mnie jeszcze ważniejsza, ponieważ na nowo zabrałam się za czytanie opowiadań innych ludzi i często im to wyrzucam - za dużo krążenia dookoła pairingowych bohaterów, inne postacie też żyją, świat dookoła nich istnieje, więc trzeba go opisać. Choć, fakt, w tym Sevmione może za bardzo skupiłam się na świecie i innych, że zapomniałam o sevmionowatości tej miniaturki. Tak bardzo chciałam uciec od schematu (na którym paradoksalnie miała ta miniaturka polegać), że wyszło Sevmione bez Sevmione, ale za to z brutalnym erotykiem. Cóż, życie. xD
      Dziewczyno, bo się obrażę. :) Ale nie za to, że skrytykowałaś mnie za miniaturkę, ale za to, że mogłaś sobie pomyśleć o mnie jak o takiej właśnie obrażalskiej aŁtorce, która nie przyjmuje krytyki. Nie każdemu musi się wszystko podobać, każdy ma swój gust, a do kadzi miodu po prostu trzeba wlać trochę octu, żeby się autorowi w głowie nie powywracało od nadmiaru słodkości. xD Miło mi, że (mimo niechęci do tej konkretnej miniaturki) postanowiłaś ją skomentować. :)

      Usuń
    2. Merlinowaty Merlinie, odpowiedź dłuższa od komentarza. ;_;

      Usuń
  13. Właśnie zdałam sobie sprawę, że tego nie skomentowałam.
    Zastanawiam się, jak to się stało.

    Pamiętam Cię z Siostrzenicy sprzed... ponad roku? Tak, ostatni raz czytałam zanim poznałam mojego cudownego chłopaka, czyli w poprzednie wakacje. I pamiętam, że zawsze drażniła mnie u Ciebie jedna rzecz: za mało opisów, za dużo konkretów. Teraz - jakbym czytała dzieło zupełnie innej autorki. Boże, Frozen, jak Ty się rozwinęłaś! Aż nie wiem co napisać. Jesteś coraz lepsza. I Twoje opisy erotycznych momentów są godne półek literackich. Z chęcią bym przeczytała coś, co opatrzone Twoim nazwiskiem leżałoby w księgarni. To jest ten poziom. Jestem pełna podziwu, zachwytu... i może nawet dumy. :D
    Podoba mi się, że Ron był taki jakim go zawsze sobie wyobrażałam. Facet, ciapowaty, napalony, rudy. Może ciepły i opiekuńczy, chętny otoczyć troską Hermionę, ale jednak dalej niedoświadczony. Trochę przeszkadzało mi ciągłe podkreślanie, że dziewicza Hermiona, że nieogarnięta, że pierwszy raz, że nieświadoma, niepewna, nieobeznana, taka niewinna, delikatna, świeża, słodka, łagodna. Ale tylko trochę, bo to wszystko przykryła idealna postać Snape'a. Zimna, soczyście cyniczna i chamska. Taka brutalna, typowy Śmierciożerca po przejściach, ze złamanym sercem i zepsutym życiem. Z potłuczonymi wspomnieniami i brudną przeszłością. Genialnie. I to wykorzystanie Hermiony, bardzo w jego stylu.
    Fakt, że nie wiesz co działo się ze mną i pewnym nauczycielem przez ostatnie trzy lata odbieram jako znak od Boga i idealnie czytelną aluzję co mam robić ze swoim życiem i związkiem.
    Najcudowniej. Jestem zachwycona i szczęśliwa o 1:39, w przeddzień Wigilii.
    Niech Moc będzie z Tobą i Twoimi miniaturkami. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tu masz tego bloga! A szukałam "miodem po pergaminie", nie mogłam na to nigdzie trafić. ;_;
      Yup, dawniej stawiałam na ilość, przez co nie miałam czasu ogarnąć opisów, bo zanim pomyślałam o rozdziale, który miałam napisać, już mnie gonił kolejny. Ale to nie prowadzi do niczego dobrego, bo rozwój jest praktycznie zerowy. Rozwój rozwojem, ale są tego i złe strony, bo potem tak się to kończy, że jest jeden rozdział na miesiąc. Nie, żebym miała jakoś dopracowywać swoje teksty, bo zawsze zaraz po napisaniu wrzucam go na bloga i nawet nie czytam, więc Czytelnik widzi widzi dwa razy czasownik albo rzeczownik rzeczownik. xD I inne cuda.
      Dobrze, że podkreśliłaś rudość w Ronie, bo to jest słowo klucz opisujące jego charakter. Rudość mówi o wszystkim.
      Moc z miniaturkami, ba, ale wiesz, że ja pozostałych blogów jeszcze nie pokończyłam? :D Heheszki. xD
      Ale strasznie się cieszę, że znalazłam w końcu Twojego bloga, bo też jestem ciekawa, jak się Twój styl zmienił. :D

      Usuń
  14. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  15. Czy autorka tu jeszcze zagląda? Chciałabym otrzymać o dniej pozwolenie na udostępnienie opowiadań na wattpad.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miniaturka jest udostępniona na moim profilu na Wattpadzie, nie ma potrzeby udostępniać jej gdzieś indziej. :)

      Usuń

Byłoby mi niezmiernie miło, gdybyś po przeczytaniu rozdziału wyraził swoją opinię na jego temat. Każda wypowiedź niezmiernie motywuje, pozwala pracować nad sobą i opowiadaniem.