— Zostawcie
go!
Na
scenę wkroczyła piękna, smukła dziewczyna o niesamowicie zielonych, wielkich oczach,
odziana w barwy Gryffindoru. Jej grube, ciemnorude włosy falowały lekko na
delikatnym wietrze, a ona sama zaplotła ręce na piersiach, wpatrzona w dwóch
chłopców z uniesionymi różdżkami. Jej oczy połyskiwały groźnie i wyzywająco,
tak że jeden z nich bardzo się zmieszał, a jego dłoń automatycznie powędrowała
do rozczochranej czupryny.
— Co
jest, Evans? — zapytał i uśmiechnął się tak, jakby Lily była
oczarowana jego widokiem, mimo że ta skrzywiła się z niesmakiem.
— Co
on wam zrobił?
— No
wiesz… To raczej kwestia tego, że on istnieje — odpowiedział powoli
James. — Jeśli wiesz, co mam na myśli.
Spory
tłum uczniów przyglądających się temu zabawnemu widowisku wybuchnął śmiechem.
Najgłośniej rechotał Syriusz i Glizdogon, którzy pośrednio byli autorami tej
sceny, lecz główną rolę — zresztą nie po raz pierwszy — grał
Severus Snape. Leżał na trawie spętany niewidzialną liną i upokorzony, jego
ziemiste, zapadnięte policzki pokryły się purpurowymi plamami. Gorąco uderzyło
mu do głowy, myślał tylko o jednym: żeby odpłacić Potterowi i jego kumplom za
kolejne upokorzenie. Pragnął rozerwać ich na kawałki, a później te krwawiące
szczątki podeptać i spalić.
— Wydaje
ci się, że jesteś bardzo zabawny, tak? — Głos Evans dobiegł do jego
uszu, jakby mówiła z końca długiego, pustego korytarza.
Broniła go.
Lecz młody Ślizgon nie poczuł do niej sympatii z tego powodu, wręcz przeciwnie:
ogarnęła go potężna niechęć do tej głupiej dziewczyny, która nie tylko wtrącała
się we wszystko, ale i zawstydziła go jeszcze bardziej niż James Potter. Jakby
Severus Snape nie potrafił sam się obronić.
— Jesteś
tylko zarozumiałym, znęcającym się nad słabszymi szmatławcem,
Potter — kontynuowała. — Zostaw go w spokoju!
— Zostawię,
jak się ze mną umówisz, Evans. No, nie daj się prosić.
Dziewczyna
zmierzyła go wzrokiem swoich chłodnych oczu i prychnęła z pogardą — dokładnie
takiej odpowiedzi się spodziewała. Tymczasem zaklęcie, którym James obezwładnił
Snape’a, przestało działaś i Ślizgon zaczął czołgać się w kierunku swojej
porzuconej kilka metrów dalej różdżki, przeklinając pod nosem i wypluwając
mydliny. W głowie mu huczało, a serce miał w gardle. Nie słyszał dalszej
rozmowy dwójki Gryfonów, myślał tylko o jednym — dopaść do różdżki. Pochwycił
ją i wyprostował się, celując nią w Pottera. Jego towarzysz krzyknął, lecz było
już za późno. Błysnęło, a James chwycił się za policzek; spomiędzy jego
zaciśniętych palców wypłynęła krew. Severus nie nacieszył się zbyt długo swoim
triumfem, bo Gryfon błyskawicznie poderwał go w powietrze zaklęciem i zawiesił
do góry nogami jak na niewidzialnej linie. Szata opadła Ślizgonowi na głowę.
Teraz Snape widział już tylko ciemność i słyszał niezliczone śmiechy,
pogwizdywania i drwiny. Bezsilność eksplodowała w nim z porażającą siłą,
zalewając wnętrzności gorącym gniewem.
Zaledwie
kilka sekund później zaklęcie zostało cofnięte, a Ślizgon upadł na trawę,
usiłując wyplątać się ze swojej szaty. Nie tylko on całkowicie stracił
cierpliwość. W dłoni Lily pojawiła się różdżka, a ona momentalnie
poczerwieniała na twarzy i krzyknęła:
— Zostawcie
go w spokoju!
James
westchnął zrezygnowany i odwrócił się w stronę rozłożonego na ziemi Snape’a,
mówiąc:
— Masz
szczęście, że Evans tu była, Smarkerusie.
Kilka
młodszych, bacznie śledzących tę scenę uczniów zarechotało, kiedy zawstydzony i
obolały chłopak dźwigał się na nogi, choć w innej sytuacji nie odważyliby się
na drwiny z tego dziwnego piątoklasisty.
— Nie
potrzebuję pomocy tej małej, brudnej szlamy.
Gdy
wyrzucił z siebie te słowa, od razu poczuł się lepiej. Lżej mu się zrobiło na
sercu, choć wciąż władał nim palący gniew. Chciał okaleczyć każdego — jeśli
nie czynem, to przynajmniej słowem. Obelgą. Lily zaś zamrugała szybko, a jej
twarz drgnęła impulsywnie.
— Świetnie — warknęła,
a jej oczy rozbłysły odrazą. — W przyszłości nie będę sobie tobą
zaprzątać głowy. A na twoim miejscu wyprałabym gatki, Smarkerusie.
*
Szlama… mała, brudna szlama… szlama…
brudna krew… nieczysta, plugawa… szlama… brudna… odrażająca, mała, śmierdząca
szlama… niegodna szlama…
Siedział
w ciemnym, pustym pokoju wspólnym Ślizgonów i wpatrywał się tępo w zimny,
wygaszony kominek. Chłód i mrok panujący w przygnębiającym salonie nieco
łagodził gorączkę, która go ogarnęła. Teraz, kiedy był już prawie spokojny,
spłynęło na niego, co zrobił. Przed oczami nieustannie przesuwała się
wykrzywiona gniewem i obrzydzeniem twarz Lily Evans. Nie mógł uwierzyć w to, co
się stało. Nie mógł uwierzyć w słowa, które wypowiedział. Sam wypowiedział. Wolał się nie zastanawiać, co go opętało. Ukrył
twarz w dłoniach i zacisnął powieki, lecz to tylko zaogniło ból i zaostrzyło
obraz zniesmaczonej Lily. W głowie miał całkowitą pustkę. Zero jakichkolwiek
planów działania. Musiał odzyskać Evans, lecz coś w środku natarczywie
powtarzało, że popełnił błąd, którego nie można już naprawić. Między nimi
bywało różnie, ale tym razem Snape przekroczył granicę, za którą nie mógł już
się cofnąć.
Zerwał
się na równe nogi, zaklął głośno i kopnął w wysiedzianą, skórzaną pufę, która
przeleciała przed kominkiem i wylądowała pod ścianą. Nic nie mogło ukoić jego
rozpaczy. Zaczął szarpać swoje sztywne włosy, desperacko próbując znaleźć jakiś
sposób na przeproszenie Gryfonki.
Otóż to!
Szybkim
krokiem opuścił pokój wspólny i puścił się pędem przez pogrążone w mroku lochy.
Wiedział, że nie miał prawa przebywać o tej porze poza dormitorium, ale czuł,
że nie mógł czekać z tą rozmową do rana. Emocje rozsadzały go od środka. W
głowie już układał sobie przemówienie, jednak słowa nijak do siebie nie
pasowały. Wszystko brzmiało tak absurdalnie… Dlaczego to powiedział? Dlaczego
nazwał ją szlamą? Był zdenerwowany, a ludzie mówią w gniewie różne rzeczy.
Ale ona broniła go całym sercem…
Nie
był wtedy sobą!
Do cholery, co to za wymówka?
Nie
potrafił tego wyjaśnić. Jedyne, co przychodziło mu na myśl, to zwykłe
„przepraszam”. Serce waliło mu w piersi jak szalone. Im był bliżej dormitorium,
tym boleśniej zwijał się jego żołądek. Snape chciał jak najszybciej porozmawiać
z Lily, ale jednocześnie drżał na samą myśl, że mogłaby jeszcze raz tak na
niego spojrzeć. Wiedział, że rano nie będzie w stanie wykrztusić z siebie
słowa.
Stanął
przed portretem Grubej Damy, lecz nie potrafił podać jej poprawnego hasła, więc
musiał czekać na kogoś, kto wpuści go do środka. Jego zapał nieco opadł, kiedy
oparł się plecami o ścianę i skrzyżował ręce na piersiach.
Jednak
w tym pechu spotkała go odrobina szczęścia. Zaledwie kilkanaście minut po tym,
jak Severus dotarł pod dormitorium Gryfonów, spotkał jedną z przyjaciółek Lily
wracającą z wieczornej przechadzki z Puchonem o nazwisku Smith. Jasnowłosa
dziewczyna zmierzyła go chłodnym wzrokiem i zapytała:
— Uspokoiłeś
się już, Smarkerusie, i postanowiłeś przeprosić, co?
— Tak.
Gryfonka
podała hasło Grubej Damie i dodała:
— Nie
masz tu po co stać. Marnujesz tylko swój czas, ona nie chce z tobą rozmawiać.
— Proszę,
powiedz jej, żeby do mnie wyszła. Chociaż na chwilę. — Snape jeszcze
nigdy nie był tak pokorny i zrozpaczony.
Ale
przyjaciółka Lily tylko wzruszyła ramionami i przeszła przez dziurę za
portretem. Severus został całkiem sam. Nie był przekonany, czy dziewczyna
przekaże Evans jego słowa, lecz to, co mu powiedziała, znaczenie zmniejszyło jego
oczekiwania na pojednanie z Lily.
Mimo
to uparcie tkwił przy ukrytym wejściu, gdzie być może zaledwie kilka metrów od
niego siedziała ona. Poderwał się gwałtownie, a oczy błysnęły mu nadzieją, gdy
portret wychylił się do przodu, lecz zamiast ciemnorudych, gęstych loków,
których się spodziewał, ujrzał tylko lichą blond kitkę Gryfonki, z którą
rozmawiał chwilę temu.
— Już
ci powiedziałam. Ona nie chce cię widzieć, masz wrócić do lochów, gdzie twoje
miejsce — rzekła.
— Nie.
Będę tu siedział, dopóki Lily nie wyjdzie. Jeśli będzie trzeba, to nawet całą
noc. A jutro przecież musi zejść na śniadanie.
Jego
głos stał się bardziej natarczywy i stanowczy. Gryfonka też to spostrzegła, bo
nieco zmiękła, a jej twarz złagodniała. Westchnęła cicho i przewróciła delikatnie
oczami, ale skinęła głową i wróciła do dormitorium. Severus odzyskał ducha
walki. Samo to, że Lily go nie zignorowała, tylko wysłała przyjaciółkę, aby z
nim porozmawiała, dobrze wróżyło. Może.
Teraz
kręcił się niespokojnie po okrągłym placyku, bacznie obserwowany przez Grubą
Damę z ram jej portretu. Każda sekunda wlokła mu się niemiłosiernie. Wsłuchał
się w ciszę przerywaną tylko pochrapywaniem śpiących obrazów, oczekując odgłosu
kroków. To była męczarnia. Zaczął mieć wątpliwości. Czy Lily ulegnie jego
prośbom? Ta dziewczyna miała temperament, nie było co do tego wątpliwości.
Piękna i silna często onieśmielała Severusa swoją inteligencją, a czyste i
wielkie niczym szmaragdy oczy potrafiły go oczarować, gdy wpatrywał się w nie
zbyt długo. Lily Evans była jego bolesnym, sekretnym uzależnieniem.
W
pewnym momencie portret wysunął się po raz drugi, a serce Snape’a podskoczyło
mu do gardła.
Tak!
Wyszła.
Miała na sobie gruby, różowy szlafrok, spod którego wystawała biała, koronkowa
koszula nocna. Włosy opadały jej łagodnymi falami na ramiona, a dziewczyna
zmroziła Ślizgona jednym, krótkim spojrzeniem, skrzyżowała ręce na piersiach i
zapytała ostro:
— Czego
chcesz?
— Och,
Lily… tak mi przykro.
Tylko
tyle zdołał z siebie wyrzucić, choć wcześniej przecież układał sobie przemowę
pełną próśb o przebaczenie.
— Nic
mnie to nie obchodzi.
— Przepraszam!
— Ty
chyba żartujesz. Przyszłam tu tylko dlatego, że Mary powiedziała, że będziesz
nocował na korytarzu, jeśli nie wyjdę.
— I
tak bym zrobił. Lily, posłuchaj… nie chciałem nazwać cię szlamą, to mi się po
prostu…
— Wyrwało? — przerwała
mu, a jej wzrok mógłby skruszyć najtwardsze skały. Ona nie była wściekła. Była
rozczarowana i to bolało Severusa najbardziej. Zawiódł ją. Tylko on był winny
temu, że rozpadła się ich przyjaźń. — Za późno. Mam już tego dość.
Wszyscy się dziwią, dlaczego w ogóle z tobą rozmawiam. Chcesz zostać
śmierciożercą! To nie ma sensu, ja wybrałam swoją drogę, ty wybrałeś swoją… Nie
mogę robić czegoś wbrew sobie.
Serce
w Ślizgonie zamarło. Oblał się zimnym potem, a jego ciało zesztywniało. Nie
mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Przez chwilę naprawdę uwierzył, że Evans mu
wybaczy. Chociaż przez wzgląd na to, co ich łączyło. W gardle coś go dławiło,
więc udało mu się tylko wykrztusić:
— Nie,
Lily… proszę, wysłuchaj mnie, ja naprawdę nie chciałem…
— …nazwać
mnie szlamą? Każdego, kto urodził się w mugolskiej rodzinie, tak nazywacie. Ty
i twoi przyjaciele, śmierciożercy, tak nas właśnie nazywacie. Czym ja się
różnię?
Ich
spojrzenia się skrzyżowały. Twardy wzrok Lily nieco złagodniał, jakby
oczekiwała, że Snape coś jeszcze powie. On również to zauważył. Już nawet
otworzył usta, choć gardło wciąż miał ściśnięte. Mruknął tylko:
— Lily,
ja cię…
Zamilkł.
Evans rzuciła mu pogardliwe spojrzenie i odeszła. Snape był w zbyt wielkim
szoku, żeby zauważyć, jak z jej oczu ucieka jakieś światełko. Wielki portret
zatrzasnął się za nią, ale Severus jeszcze długo stał samotnie przed
dormitorium Gryfonów załamany i samotny.
Stopy
same zawiodły go do lochów, później do pokoju wspólnego Ślizgonów. Nie potrafił
myśleć racjonalnie. Jego blada twarz nie wyrażała żadnych emocji, choć w środku
cały płonął. Żal i gorycz mieszały się z rozpaczą i wściekłością. Mechanicznie
wyciągnął z kieszeni różdżkę i otworzył niewielki barek jednym jej machnięciem.
Z niskiej, lakierowanej szafeczki wyciągnął szeroką, dużą butelkę. Nie mógł siebie
znieść. Czuł do siebie obrzydzenie, nie dziwił się Lily, że nie chciała go już
więcej oglądać. Jedyne, o czym teraz marzył, to zapomnieć. Zapomnieć o
wszystkim. O Lily, irytującym Potterze, o swoim błędzie… nawet o sobie. Chciał,
aby to wszystko się skończyło.
*
Kolejne
dni stały się dla Severusa całkowicie bezbarwne. Świadomość, że jego świat
bezpowrotnie się skończył, runęła na niego i potwornie przytłoczyła. Kiedy wydawało
mi się, że już pogodził się z faktem, że będzie musiał żyć bez niej, zaraz pojawiało
się zaprzeczenie. Wciąż ją kochał. A po tym, co się wydarzyło, pałał do niej
jeszcze większym uczuciem, ponieważ zrozumiał, że stracił ją na zawsze. Już nie
dbał o to, że ktoś mógłby nazwać go romantykiem.
Wciąż
nie mógł pozbyć się dręczących wyrzutów sumienia, które nękały go od
nieszczęsnej, wieczornej rozmowy z Lily. Czyżby zbyt łatwo zrezygnował? Być
może Evans oczekiwała od niego dowodu na to, że od zawsze ją kochał i jest dla
niej w stanie zrobić wszystko? Powinien pomówić z nią jeszcze jeden raz, lecz
tym razem musiał jakoś się do tego przygotować. Wyglądało na to, że nie w samym
przezwaniu Lily tkwił problem, tylko w całokształcie. A owo niefortunne słowo
stało się jedynie kroplą, która przelała czarę goryczy od dawna gotującą się w
duszy dziewczyny.
Poczuł
się bardzo źle ze świadomością, że musi ją śledzić. Doskonale wiedział, że
gdyby po prostu podszedł do niej na korytarzu w szkole, mogłaby tylko na niego
nakrzyczeć albo zignorować. Musiał zaplanować coś konkretnego.
Przez
praktycznie cały czas widywał Lily w gronie przynajmniej trzech przyjaciółek,
które chodziły z nią nie tylko na lekcje i spacerowały po korytarzach, ale
nawet towarzyszyły jej w toalecie, dlatego Severus miał spore problemy, aby
spotkać się z nią sam na sam. Jednak okazja do rozmowy nadarzyła się
niespodziewanie szybko, jakby los na nowo zaczął mu sprzyjać. Zaledwie kilka
dni po ich ostatniej niezbyt miłej wymianie zdań Severusowi udało się natknąć
na Lily gdzieś w pobliżu chatki Hagrida. Na początku wydało mu się to bardzo
podejrzane, jednak kiedy zobaczył, jak jej włosy lśnią w złotych promieniach
słońca, a wiatr rozwiewa delikatnie te kuszące, długie fale, zapomniał o bożym
świecie. Zapragnął dotknąć tych miękkich kosmyków, przepuszczać je między swymi
długimi, kościstymi palcami w nieskończoność. Jego serce ścisnęło się z żalu i
tęsknoty.
Kiedy
tylko dziewczyna oddaliła się nieco od chaty gajowego, Snape natychmiast
pobiegł za nią. Przez krótką chwilę ogarnęła go panika, że Lily znów natknie
się na którąś ze swoich rozchichotanych, gadatliwych przyjaciółek i jego jedyna
niepowtarzalna szansa na rozmowę przepadnie. Jednak Evans usłyszała go zbyt szybko,
niż Ślizgon tego chciał. Na jej twarzy momentalnie pojawił się wyraz pogardy i
oburzenia.
— Śledzisz
mnie, Smarkerusie… — To nie było pytanie, a niemiły wyrzut, ale zatrzymała
się, co Severus uznał za dobry znak.
— Chciałem
z tobą porozmawiać, tylko tym razem daj mi dojść do słowa, proszę.
Lily
skrzyżowała ręce na piersiach, jak poprzednio, i wpatrzyła się w niego. Jej
stopa nerwowo podrygiwała, oczy pełne stanowczego oczekiwania błyszczały, ale i
tak była piękna. Snape na moment spojrzał gdzieś na trawę u swych stóp, aby
zebrać myśli, bo widok Gryfonki sprawiał, że często gubił wątek. Serce waliło
mu jak oszalałe, a żołądek się skurczył, jakby był trzymany przez bezwzględną,
żelazną rękawicę.
— Nie
powinienem był cię nazywać szlamą… — zaczął, ale Evans szybko mu
przerwała. W jej głosie pod olbrzymią warstwą gniewu i rozżalenia można było
usłyszeć przy odrobinie szczęścia przygnębienie.
— Ale
nie rozumiesz, że w nosie mam to głupie wyzwisko? Chodzi mi o to wszystko, co
się zaczęło dziać, od kiedy zacząłeś się zadawać z Averym i innymi! Zresztą…
nie ma sensu, żebym o tym znów mówiła, powtarzałam ci to chyba tysiąc razy. Ale
ty wybrałeś Sam-Wiesz-Kogo. Nie zamierzam zadawać się z kimś, kto chce paktować
z samym szatanem.
W
jej zielonych, wypełnionych jeszcze przed momentem odrazą oczach błysnęło coś
na kształt smutku. Ona również cierpiała z powodu utraty tej przyjaźni, lecz
bardzo dobrze to w sobie tłumiła, czego nie potrafił Snape. Myślał, że zaraz oszaleje.
Miał
w głowie ułożony cały plan, jednak znowu wszystko poszło zupełnie inną drogą.
Lily wydała mu się teraz jeszcze bardziej samotna i przygnębiona niż pamiętnego
dnia, kiedy mała, rudowłosa dziewczynka przestraszyła i zagniewała swoją
starszą siostrę. Wizja owego szczęśliwego dnia przez chwilę całkowicie
przysłoniła Severusowi cały świat. Bełkotał tylko bez sensu:
— Lily,
ja… ja wszystko dla ciebie… myślałem, że się przyjaźniliśmy…
— Bo
tak było! — prawie krzyczała. — Byłeś dla mnie kimś więcej
niż tylko przyjacielem, ale… ale wybrałeś jego.
Wiem, że nawet gdybyś mi obiecał, że się dla mnie zmienisz, to nie będzie to
szczere. W sercu nadal pozostaniesz śmierciożercą!
Jej
twarz lekko się zarumieniła, a ona sama odwróciła się na pięcie i ruszyła
szybkim krokiem w kierunku wygrzewającego się w czerwcowym słońcu zamku. Nie
zastanawiając się ani chwili, Snape pobiegł za nią i chwycił mocno za ramię,
ale dziewczyna odwróciła się gwałtownie jak oparzona i uderzyła go z całej siły
w twarz, aż chłopak zachwiał się. Nieco zamroczony usiłował odszukać wzrokiem
oczy Lily, ale ta już odsunęła się od niego. Jej twarz miała wykrzywiła się w
paskudnym grymasie, usiłując zamaskować swoje prawdziwe emocje groteskowym
uśmiechem.
— Wszystko
przepadło! — zawołała. Jej głos był okropny, zachrypnięty i
nienaturalnie wysoki. — Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj! Wracam
właśnie z randki z Potterem… i jestem bardzo szczęśliwa!
Tym
razem puściła się pędem w kierunku szkoły, a jej złociste włosy powiewały za
nią niczym błyszcząca, jedwabista peleryna. Przez pewien czas słychać było
cichy, rozpaczliwy szloch, ale Snape na moment całkowicie stracił zmysły.
Stał
nieopodal Zakazanego Lasu i wciąż wpatrywał się tępo w zamek. Nie mógł
uwierzyć, że to koniec. Wcześniej, gdy rozmawiał z nią pod jej dormitorium,
mógł mieć jeszcze nadzieję, że Lily zareagowała tak, ponieważ wciąż była na
niego wściekła za słowa, którymi ją obraził. Teraz zaś wyraziła się jasno — nie
chciała mieć już z nim nic do czynienia. Ponadto stało się to, czego Snape
obawiał się najbardziej: Evans zaczęła spotykać się z Potterem. Nogi ugięły się
pod nim, a sam Ślizgon osunął się na kolana i zwiesił głowę. Poczuł, że wraz z
odchodzącą Lily, stracił wszystko. Wydawało mu się, że już nigdy nie będzie w
stanie odczuć szczęścia. Wszystkie jego przyjemne, radosne wspomnienia wiązały
się tylko z nią. Lily wyrwała mu serce prosto z piersi i zabrała ze sobą.
Odeszła. Naprawdę odeszła.
Nie
pamiętał, jak dotarł do dormitorium. Dopiero chłód panujący w lochach trochę go
ocucił. Gdy dotknął swojej twarzy, okazała się jednocześnie gorąca i zimna, a
pod oczami jeszcze trochę wilgotna. Wargi miał suche i spękane. Była już późna
pora, większość starszych Ślizgonów zgromadziła się w pokoju wspólnym,
oczekując na kolację, dlatego ciasnawe pomieszczenie z niskim sklepieniem
pogrążyło się w radosnej, głośnej atmosferze, która jeszcze bardziej
przygnębiła Snape’a. Usiadł w najciemniejszym kącie salonu z butelką ognistej
whisky w dłoni i zanurzył się w najgłębsze odmęty wspomnień. Popijając palący alkohol,
nieustannie wracał myślami do momentu, kiedy Lily oznajmiła, że to już koniec.
Dopiero teraz do niego dotarło: spotkała
się z Jamesem Potterem. To definitywny koniec jego nadziei i szans, że
między nim i Lily jeszcze do czegoś dojdzie. Przed oczami wirowały mu jaskrawe,
trujące barwy. Zacisnął na chwilę powieki, lecz poczuł pod nimi jeszcze
bardziej palące łzy, więc szybko otworzył oczy i zamrugał.
Jeszcze jeden, potężny łyk trunku.
W
głowie zaczęło mu wirować, w ustach zaś miał nieprzyjemny, gorzki smak ognistej
whisky. Aby go zabić, upił jeszcze trochę, lecz to tylko pogorszyło jego stan. Był
już pijany, ale nawet tego nie zauważył. Migająca twarz Lily łypała na niego
srogo z każdego kąta pokoju wspólnego, lśniła we wszystkich kolorach tęczy. Piękna,
niebezpieczna i zagniewana. Należała już do Pottera. Znów miał coś, czego
Severus pragnął całym sercem i co dostał bez żadnego wysiłku. Triumfował,
podczas gdy Snape czołgał się u jego stóp, jęcząc jak zbite zwierzę.
Ktoś
w pewnej chwili pojawił się u jego boku, przynosząc ze sobą powiew ciężkich,
słodkich perfum, lecz Ślizgon był już na tyle pijany, że na początku nie
poznał, kim jest jego nowa towarzyszka. W butelce, którą trzymał w dłoni,
pozostało już niewiele trunku. Uniósł wzrok.
Okazało
się, że to Nancy Chapman. Starsza o rok szatynka o promiennym uśmiechu i mocno
pomalowanych powiekach. Była ładna, miała nieco ciemniejszą karnację i nigdy
dotąd nie rozmawiała z Severusem sam na sam.
— Jak
tam? — zapytała.
Jej
brązowe oczy lśniły z entuzjazmem, ale Snape tylko wzruszył ramionami. Nie miał
ani siły, ani chęci, aby z nią rozmawiać. Zatopił się we własnym bólu i
rozpaczy, tylko ramiona Lily mogły go ukoić. Ciepłe, miękkie, pachnące… Jej ramiona.
— Chyba
czujesz się samotny — ciągnęła Nancy, gładząc go po kolanie długim,
pomalowanym paznokciem. — SUMY ci nie poszły? Bo ty chyba chodzisz do
piątej klasy…
— Akurat
na egzaminach wypadłem świetnie – mruknął, choć nie miał pojęcia,
dlaczego w ogóle odpowiedział. Ale panna Chapman była jedyną osobą, która
zechciała z nim rozmawiać. Resztki zdrowego rozsądku podpowiadały mu, że
chociaż z tego powodu powinien być dla niej miły. Dodał więc: — Szkoda,
że tylko na nich.
— A
co może być teraz dla ciebie ważniejsze niż dobre wyniki? — zdziwiła
się. Jednak Ślizgon nie musiał jej odpowiadać, gdyż Nancy była bystrą dziewczyną
i natychmiast domyśliła się, w czym tkwi problem. — Ach, dziewczyna… Rozumiem.
Gdybyś chciał poszukać pocieszenia, to służę
pomocą.
Snape
uniósł brwi. Był pijany, lecz nie na tyle, by nie zrozumieć, co Ślizgonka mu
zaproponowała. Przez chwilę zastanawiał się, czy się nie przesłyszał.
— Dlaczego? — zapytał,
a Chapman zaśmiała się i położyła jego rękę na swojej piersi.
— Bo
tym się zajmuję — odparła lekko. — Bo to lubię… cokolwiek.
Ale nie martw się, mój drogi, możemy się dogadać.
Mrugnęła
do niego, a Severus oniemiał. Zaskoczyła go otwartość i szczerość dziewczyny,
dlatego w pierwszej chwili wypalił:
— Nie
wiedziałem, że jesteś…
W
porę ugryzł się w język, ale Nancy tylko się uśmiechnęła i pociągnęła go za
rękę. Snape nie opierał się. Miał pustkę w głowie, a ta Ślizgonka jako jedyna
zainteresowała się jego losem. Współczuła mu. Nie wiedział, dlaczego za nią
poszedł. Utkwił wzrok swych zmętniałych oczu w jej kręconych, brązowych
włosach.
Zaprowadziła
go do sypialni, w której Severus mieszkał ze swoimi rówieśnikami, ale było zbyt
wcześnie, aby ktokolwiek mógł się tu pojawić.
— Ile? — zapytał,
kiedy zamknął drzwi i wskazał Nancy swoje łóżko.
— Jak
dla ciebie… pięć galeonów.
Pogrzebał
w kieszeni spodni, ale wyciągnął tylko kilka przybrudzonych knutów, więc
sięgnął do szuflady, gdzie pod książkami trzymał wszystkie swoje oszczędności.
Odliczył pięć złotych monet, które położył na szafce nocnej, a dziewczyna
kazała mu się położyć; sama zdjęła szatę przez głowę. Pod spodem miała tylko
czerwoną, koronkową bieliznę, jakby już była przygotowana na przyjęcie nowego
klienta. Snape wpatrywał się w nią bezmyślnie, oczekując na dalszy krok Nancy.
Ta poleciła mu się rozebrać, więc posłusznie to uczynił. Poczuł się
zawstydzony, a jego ziemiste, zapadnięte policzki pokryły się różowymi plamami
zakłopotania, kiedy na zewnątrz wyłoniły się poszarzałe gatki, ale Ślizgonka to
zignorowała. Snape jeszcze nigdy nie był w takiej sytuacji, a wszystkie jego
myśli i uczucia związane były z Lily. Jednak jego męska natura zaczęła coraz gwałtowniej
i dobitniej przebijać się przez wrażliwą powłokę (i majtki), a w głowie pojawił
się głos: pokaż jej, że jesteś frajerem.
Natychmiast
przybrał stanowczy wyraz twarzy, podczas gdy dziewczyna szukała czegoś w
kieszeni swojej szaty. Wyciągnęła z niej mały flakonik z różowym, połyskującym
płynem i jednym haustem wypiła jego zawartość. Kiedy patrzyła na Snape’a, ani
przez chwilę nie przestała się uśmiechać. Ślizgon poczuł do niej swego rodzaju
sympatię. Kiedy zjawiła się przy nim, wilgotną od potu ręką przesunął po jej
biodrze. Skóra była opalona, jędrna i gładka, doskonale kontrastowała swą
fakturą ze sztywną, szorstką koronką, z której zrobione były jej mocno
wykrojone majtki. Sam widok tej seksownej, ładnej dziewczyny zbliżającej się do
jego nagiego ciała był niesamowicie podniecający.
Ona
zaś pochyliła się nisko nad jego kroczem, aby rozbudzić chęci i żądze Severusa.
Instynktownie chwycił jej gęste włosy, zerkając nieśmiało na pracującą z
zapałem dziewczynę. Jej usta szybko i sprawnie przesuwały się po jego członku.
W górę i w dół. Wystarczył jeden płynny, delikatny, acz zdecydowany ruch, aby
Severus był gotowy. Nigdy nie czuł czegoś takiego. Język Nancy niczym wąż
zataczał okręgi, drażniąc najwrażliwszą część męskości. Snape natychmiast
poczuł nieznośne, lecz przyjemne napięcie, które rosło z każdą chwilą. Zacisnął
dłonie na głowie Ślizgonki, a jego biodra zaczęły poruszać się w górę i w dół. To
nie potrwa długo, czuł to. Zacisnął wargi, ale dziewczyna w pewnym momencie
wypuściła z ust napęczniałego, czerwonego, wilgotnego członka. Nieco zirytowany
Severus usiadł na piętach, wpatrując się w zaróżowioną, nadal słodko
uśmiechniętą twarz Nancy, która rozpięła stanik i odłożyła go na bok. Jej
sterczące, okrągłe piersi hipnotyzowały chłopaka, mimo że nie były duże,
wywołały w nim jeszcze większe pożądanie. Przysunął się do niej i pochylił się
nad wypiętymi zmysłowo wargami, ale ona odsunęła głowę i powstrzymała go ręką.
Nic nie powiedziała, tylko wciąż uśmiechała się zachęcająco. W głowie Snape’a
wirowało, obraz rozmazywał się w jego oczach, podczas gdy Ślizgonka zdejmowała
majtki. Wypięła się kusząco, ale chłopak nawet nie zauważył, jak go uwodzi. Niezaspokojone
żądze i żal do Lily wywołały w nim rozdrażnienie. Uklęknął za Nancy i wszedł w
nią jednym, mocnym pchnięciem. Dziewczyna stęknęła z rozkoszy. Im mocniej i
brutalniej się poruszał, tym głośniej jęczała, może nieco zbyt ostentacyjnie i fałszywie.
Severus wpadł w jakiś trans. Chwycił ją za ramiona i włosy, a oczy zaszły mu
mgłą.
Groteskowe,
wymuszone krzyki dziewczyny, mechaniczny, zwierzęcy stosunek… To przestało mieć
znaczenie, bo znów pojawiła się ona.
Tym razem słodka i uśmiechnięta, bez cienia niechęci na twarzy. Jej czyste,
zielone oczy promieniały.
Delikatny wiaterek rozwiewał mu włosy
z twarzy. Siedzieli na kamienistym brzegu jeziora, a Lily wrzucała do wody
stokrotki, które zbierała przez całą drogę z zamku. Snape co chwilę rzucał w
jej stronę ukradkowe spojrzenia. Bał się zatrzymać na niej wzrok dłużej niż
przez kilka sekund, aby nie spłoszyć tej delikatnej, bezbronnej łani. Serce
rosło mu w piersi, kiedy ich oczy spotykały się, a jej smukłe palce niby
przypadkiem muskały wierzch jego dłoni…
Wygięła
się, a szkarłatny paznokieć kończący jej gruby kciuk drasnął mu udo, kiedy
chwytała się mocno za pośladek. Odbijała się od niego, mrucząc i pochylając
głowę, jakby nigdy dotąd nie spotkała jej większa rozkosz. Severus, podniecony
jej reakcją, przyciągnął wilgotne, sprężyste ciało do siebie, czując, że
ogarnia go melancholia. Absurdalne.
W pewnej chwili spojrzała na niego.
Snape nie odwrócił wzroku, tylko wpatrywał się w jej oczy, chłonąć łapczywie
ich piękno.
— Petunia odpisała na mój list — zaczęła
i zerknęła na wirujące na wodzie białe łebki stokrotek. Westchnęła cicho. — Nie
chce, żebym jechała z nią do Francji.
Mimo że wiadomość z pewnością nie była
dobra, wyraz twarzy Lily ani trochę się nie zmienił. Jej oczy wciąż lśniły, a
delikatny uśmiech błąkał się po różowych ustach.
— Nie wyglądasz, jakbyś się tym
przejęła — mruknął Ślizgon i w tym momencie bardzo się zdenerwował, a
dłonie zrobiły się zimne i wilgotne od potu, bo dziewczyna odrzuciła kwiaty i
przysunęła się do Severusa. Była bardzo blisko.
Chwycił
ją z całej siły za włosy. Czuł, że za chwilę wszystko się skończy. Serce go
bolało, choć ciało krzyczało z rozkoszy. Łzy mieszały się z potem, który gęsto
zrosił jego zaczerwienioną twarz wykrzywioną w dziwnym grymasie. Powieki miał
zaciśnięte, a usta rozchylone. Eksplodował z przeciągłym jękiem, przygryzając
wąskie wargi. W głowie mu się kręciło, a on sam dyszał, jakby dopiero co
przebiegł cały maraton.
Widział wszystkie jej blade piegi,
ciemne, gęste rzęsy… Blask jej oczu oślepiał go, gdy zbyt długo się w nie
wpatrywał. Była aniołem. Porcelanową, delikatną laleczką, którą mógł skruszyć jednym
nieostrożnym dotykiem. Zwykle śnieżnobiałe policzki pokryte były teraz
skromnym, uroczym rumieńcem, jakby pomyślała teraz o czymś wstydliwym.
Zachichotała, widząc zdumienie swego towarzysza, ale nie było w tym nic
wulgarnego czy złośliwego. Wręcz przeciwnie. Lily była ucieleśnieniem prawdziwej
klasy, piękna i dobra. Nie znał drugiej takiej dziewczyny. Wyciągnęła dłoń…
Opadł
wyczerpany na poduszki, a Nancy szybko i jednocześnie z gracją wyskoczyła z
łóżka. Ona również była cała spocona i dyszała nieznacznie, jednak już nie
uśmiechała się i nie jęczała. Spektakl się skończył i jej rola również. Ubrała
się prędko, zgarnęła monety leżące na nocnej szafce i opuściła sypialnię,
pozostawiając chłopaka pogrążonego we własnych wspomnieniach.
Koniuszkami palców dotknęła jego
zapadniętego policzka. Severus zesztywniał. Nigdy dotąd Lily nie przejawiała nim
tak żywo jakiegokolwiek zainteresowania. Nie w ten sposób. Czuł miękkość jej
skóry oraz delikatny napór paznokci, kiedy przechylała nieznacznie głowę. Serce
w nim zamarło, a oddech zniknął, przywołując na twarz Ślizgona szkarłatny
rumieniec. Uciekał. Uciekał gdzieś przed Lily w krainę marzeń, aby śnić o tym,
co mogło się wydarzyć…
*
Obudził
go przeogromny ból głowy. W ustach czuł suchy, palący piasek, ale skórę
pokrywał mu zimny pot. Nie miał zielonego pojęcia, gdzie się znajduje i która
jest godzina, a ostatnią rzeczą, która zachowała się w jego pamięci, była
rozgniewana, blada twarz Lily. Przez chwilę się zastanawiał, czy jest nadal
senny, czy po prostu czuje się fatalnie, jednak zaczęło mi być niedobrze, więc
postanowił wstać z łóżka i zająć się czymś pożytecznym, aby odwrócić uwagę od
złego samopoczucia. Wszystko go bolało, ale mimo to czuł się bardzo odprężony.
Zwlókł
się z łóżka i udał się do łazienki — powoli i koślawo — jak
zgnieciony owad. Ciepła woda przyniosła mu chwilową ulgę, ale bardzo szybko się
to skończyło. Z przyjemnością ubrał też czystą szatę. Był odświeżony i czuł się
trochę lepiej, ale wspomnienie wczorajszej rozmowy z Lily Evans niszczyło
wszystko. Nie poszedł na śniadanie, gdyż czuł, że wszystko, co zje, będzie
smakowało jak gumowa podeszwa starego trampka. Poza tym z pewnością spotkałby w
Wielkiej Sali Gryfonkę, z którą nie chciał się zobaczyć. Serce pękłoby mu z
żalu, gdyby znów rzuciłaby mu to pogardliwe spojrzenie, doprawione triumfalnym uśmiechem
Jamesa Pottera. Lepiej było się przejść.
Świeża
wizja rudowłosej sprzed kilku dni. Żołądek ścisnął mu się boleśnie, kiedy
wyobraził sobie, jak ta jaśniejąca, uśmiechnięta twarz zbliża się do niego,
smukła dłoń muska delikatnie jego kościste palce…
Do cholery!
Był
tak blisko! Gdyby wtedy nie zachował się jak tchórz i nie uciekł do zamku,
wszystko wyglądałoby teraz zupełnie inaczej. Byliby razem. Szczęśliwi i
zakochani.
Ale… ale nie, on taki nie jest…
Severus
miał swoje zasady. On nie był jak Potter i te jego lepkie rączki. Lily była dla
Snape’a starożytną rzeźbą z kruchego szkła. Bał się uczynić jakiś nieostrożny
krok, aby tylko jej nie stracić. A stało się zupełnie odwrotnie, niż oczekiwał.
Ukrył twarz w dłoniach, a spod jego piekących powiek wypłynęły łzy. Gorące
strużki spłynęły aż na sam koniuszek jego długiego, zakrzywionego nosa.
Wszystko było skończone. Dlatego musiał znaleźć inny, magiczny sposób, aby
przekonać Lily do siebie.
Ale
było tyle sposobów… Mógł przecież uwarzyć eliksir miłosny i w jakiś sposób
podać go dziewczynie. Wtedy wszystko byłoby proste. Albo mógłby rzucić na nią
zaklęcie Imperius…
Nie! Jak mógł w ogóle o czymś takim
pomyśleć?
Nie
mógłby zatrzymać jej przy sobie za pomocą magii. Każdego dnia przeżywałby
katusze, kiedy patrzyłby na jej stępioną przez eliksir twarz. To musiało być
coś, co naprawdę by ją przekonało, że Severus jest w stanie zmienić dla niej
wszystko. Tylko co?
Przecież nie mógł tak po prostu cofnąć
się w czasie!
Ślizgon
aż poderwał się z miejsca, zaskoczony swoim genialnym pomysłem.
Tak!
Umysł
miał czysty i rozjaśniony. Nagle wszystko ułożyło mu się w logiczną całość. Nie
mógł zmienić obecnych uczuć Lily, ale potrafił to wszystko cofnąć! To przecież
takie proste! Potrzebował tylko dwóch podstawowych przedmiotów i odrobiny
szczęścia. To był bardzo ryzykowny plan, zwłaszcza jego druga część. Kradzież
Zmieniacza Czasu z gabinetu Albusa Dumbledore’a… Szanse miał raczej marne.
Jedyną szansą na uniknięcie wpadki była nieobecność dyrektora, na którą mógł
czekać jeszcze przez wiele dni, a może nawet do początku kolejnego semestru. Wakacje
bez Lily wydawały mu się istną męczarnią. Była jedyną osobą, która przynosiła
sens jego życiu. Nie potrafił sobie wyobrazić poczucia pustki, które wypełni go
wraz z momentem pojawienia się u progu swego rodzinnego, znienawidzonego domu.
*
Na
zniknięcie Dumbledore’a musiał czekać pięć dni. Severus zaczął się już powoli
niecierpliwić, jednak nie było to tak tragiczne uczucie, jak rozpacz, która
wypełniała go jeszcze do niedawna. Teraz mógł działać.
Zapadła
noc. Czekał, aż wszyscy opuszczą dormitorium, aby nie zwracać na siebie uwagi
innych Ślizgonów. Gdy tylko ostatnia osoba zniknęła za drzwiami sypialni,
Severus wstał i natychmiast wyszedł na korytarz. W lochach panował całkowity
mrok, więc Snape zapalił różdżkę i zaczął posuwać się naprzód. Powoli i
ostrożnie. Stawiał stopy bezszelestnie na kamiennej podłodze; teraz jego
pajęczy chód stał się zaletą. Lochy znał na pamięć, więc do prywatnego gabinetu
Slughorna dotarł po kilku minutach. Dobrze wiedział, że profesor o tej porze
spędza czas w kuchni, objadając się przed snem. Dlatego wśliznął się do schowka
i zamknął za sobą drzwi. W gabinecie panował lekki chaos, choć szafki, w
których nauczyciel trzymał swe drogocenne eliksiry i ingrediencje, były
idealnie uprzątnięte. Jedynym zaklęciem przełamał pieczęć i otworzył drzwiczki.
Za nimi czekała jego ostatnia szansa: Pył Czasu. Drżącymi, spoconymi rękami
zaczął przerzucać fiolki i buteleczki, szukając tego charakterystycznego,
połyskującego, złotego proszku. Wiedział, że Slughorn coś takiego tutaj ma. Był
tego pewien. Zawsze spijał z jego ust każde słowo i doskonale pamiętał, jak
Mistrz Eliksirów chwalił się tym kilka tygodni temu. Severus nie myślał wtedy,
że będzie zmuszony wykraść ten wielki skarb profesora.
W
ręce wpadła mu nagle maleńka, zawinięta w szary papier fiolka. Serce waliło mu
w piersi, gdy usiłował wydobyć delikatną buteleczkę. Kiedy w końcu udało mu się
rozerwać papier, poczuł rozlewającą się w jego wnętrzu ulgę. Tak, to był Pył
Czasu. Zapieczętowana, maleńka fiolka zawierała niepozorny, połyskujący
proszek, którego wystarczyło na zaledwie jedną podróż. Nie potrzebował więcej.
Nie chciał wracać. Pragnął jedynie naprawić swój błąd.
Gdy
odchodził, zatrzaskując za sobą drzwi, nie myślał o tym, że Slughorn
natychmiast pozna, że ktoś włamał się do jego gabinetu. Jednak Snape był
pewien, że za kilka godzin przeniesie się w przeszłość, więc teoretycznie ta
kradzież nigdy nie miała miejsca. Ale do osiągnięcia sukcesu potrzebny był mu
jeszcze Zmieniacz Czasu.
Severus
miał gotowy plan. Doskonale wiedział, że Dumbledore posiadał jeden egzemplarz w
swoim gabinecie, ponieważ sam z niego korzystał, kiedy w trzeciej i w czwartej klasie
uczęszczał na wszystkie przedmioty. W tym momencie biegł już na siódme piętro,
błogosławiąc długi język profesora Slughorna i jego sympatię do niektórych
uczniów. Gdyby nie przynależność do Klubu Ślimaka, Snape siedziałby teraz w
dormitorium i rozpaczał.
Dotarł
przed ścianę, za którą znajdował się Pokój Życzeń, i zawahał się. Obserwował
stół nauczycielski przez całą kolację. Wiedział, że dyrektora nie było w szkole.
Lecz jaką miał pewność, że Dumbledore nie wróci wcześniej? Ostatnią rzeczą,
jakiej pragnął, było natknięcie się na dyrektora Hogwartu w jego własnym pokoju.
Jednak ukradł już Pył, nie mógł się wycofać. Przeszedł więc trzykrotnie wzdłuż
ściany, myśląc gorączkowo:
Miejsce, które zaprowadzi mnie do
gabinetu dyrektora szkoły… miejsce, które zaprowadzi mnie do gabinetu dyrektora
szkoły… jakieś miejsce, przez które dostanę się do gabinetu dyrektora…
Kiedy
otworzył oczy, ujrzał jakieś małe, żelazne drzwi. Szybko je otworzył i zajrzał
do środka, jednak nie zobaczył tam nic poza wielkim, czarnym otworem. Jakby…
długi, prowadzący pionowo w dół tunel… zjeżdżalnia? Nie myśląc zbyt wiele,
Snape wskoczył do środka. Żołądek podskoczył mu do gardła, kiedy sunął szybko
prosto w ciemność. Zimny, wilgotny pęd powietrza rozwiewał mu włosy i kąsał twarz,
w głowie mu wirowało, ale wiedział, że ten tunel zaprowadzi go prosto do celu.
Prowadził to w górę, to pionowo w dół, raz skręcał ostro w lewo, raz powoli i
płynnie kierował w inną stronę. Ślizgon zaczynał się zastanawiać, czy wystarczająco
sprecyzował życzenie, gdyż podróż wydała mu się nienaturalnie długa, aż w
pewnym momencie ujrzał przed sobą jakąś jasną plamę, a on sam wylądował
bezpiecznie na podłodze. Przez chwilę siedział tak, rozglądając się dookoła.
Czuł się niepewnie, choć nie wyczuł obecności żadnej żywej istoty. Nawet żerdź
cudownego feniksa była pusta, w gabinecie zaś panował idealny spokój. Jedynym
źródłem światła był księżyc, który zaglądał przez okno prosto do okrągłego
pokoju.
Severus
wstał i zaczął powoli przechadzać się po pomieszczeniu. Musiał być bardzo
cicho, aby nie obudzić portretów wiszących na ścianach, ale to dla sprytnego Ślizgona
żaden problem — Snape już dawno nauczył się udawać, że nie istnieje.
Kiedy był jeszcze małym chłopcem, wślizgiwał się do komody w salonie i siedział
tam cichutko do czasu, aż rodzice przestaną się kłócić. Dopiero Lily zaczęła powoli
wyciągać go z tego bagna tchórzostwa.
— Accio Zmieniacz Czasu! — szepnął,
nie wydając z siebie głosu, a koniec jego różdżki błysnął delikatnie, ale w gabinecie
nadal panowała cisza i nic się nie poruszyło.
Domyślał
się, że coś takiego się stanie, ale mimo to zaklął niewerbalnie pod nosem. Nie
mógł się jednak tak szybko zrazić. Czuł, że przedmiot, którego szukał, był w
tym pokoju. Musiał tylko wczuć się w samego Dumbledore’a.
Gdybym był najpotężniejszym
czarodziejem wszechczasów, gdzie mógłbym schować Zmieniacz Czasu…
Albus
Dumbledore był nie tylko doskonałym magiem, ale i niesamowicie skromnym,
starszym człowiekiem, który myślał genialnie, lecz także prosto. Do tego
jeszcze ta jego nienormalna ufność w ludzi… Dyrektor po prostu nie wierzył, że
ktoś mógł być tak bezczelny, aby włamać się do jego gabinetu. Zmieniacz Czasu
chroniony był zaklęciem, które uniemożliwiło przywołanie go, jednak sam
właściciel tego magicznego przyrządu mógł potraktować go bardzo beztrosko i
schować w najbardziej odsłoniętym, lecz niepozornym jednocześnie miejscu.
Takim, jak… jak biurko.
Snape
natychmiast skierował swe kroki w stronę drewnianego stolika, za którym
zazwyczaj siedział Dumbledore, obszedł go i pochylił się, aby móc dokładniej
zbadać mebel. Posiadał ładną, szeroką szufladę, którą Ślizgon szybko wysunął. W
środku znajdowała się cała masa przedziwnych przedmiotów. Jakieś tajemnicze,
małe, cienkie książeczki oprawione w skórę, kilka poukładanych schludnie fiolek
z połyskującymi mrocznie ciemnymi eliksirami, dziwna różdżka, której nigdy
dotąd nie widział w dłoni dyrektora, okulary-połówki i kilka przetartych
sakiewek zawierających jakieś przedmioty. Serce Snape’a znów szybciej zabiło,
jednak teraz był już pewien, że nikt nie przerwie mu jego poszukiwań. Powoli i
ostrożnie zaczął rozwiązywać rzemyki każdej z nich. W jednej natknął się na
brzydki, szary pierścień, kolejna zawierała kolekcję monet… Dopiero w trzeciej
znalazł małą, delikatną klepsydrę na długim, złotym łańcuszku. Bardzo znajomy zegareczek.
Żołądek
momentalnie skurczył mu się z podniecenia, a dłonie zadrżały. Przez chwilę nie
mógł uwierzyć we własne szczęście. Do tej pory plan, który stworzył, wydawał mu
się całkowicie niewykonalny. Dopiero teraz uświadomił sobie, że jest zaledwie o
krok od cofnięcia się w przeszłość. Mógł zmienić wszystko, ale najpierw musiał
uspokoić myśli. Odetchnął kilkakrotnie i wyciągnął z kieszeni fiolkę. Doskonale
wiedział, co miał zrobić, ćwiczył to przez dwa lata. Wymacał na górnym wieczku
maleńką, metalową kuleczkę, w którą stuknął różdżką, a jego oczom ukazał się
okrągły otwór, przez który mógł wsypać pył. Uczynił to bardzo ostrożnie,
przyglądając się, jak złoto wiruje i miesza się z piaskiem. Magiczne urządzenie
rozbłysło oślepiającym blaskiem, rozświetlając najciemniejsze zakamarki
gabinetu. Severus usłyszał szelest, odgłosy ziewania, mamrotania i przeciągania
się. Zdrętwiał ze strachu. Portrety zbudziły się przez blask nieustannie
wydobywający się ze Zmieniacza Czasu. Musiał działać szybko. Drżącymi rękami
przekręcił kilkakrotnie klepsydrę. Dzięki złotemu proszkowi, który wsypał do
środka, liczba obrotów nie oznaczała teraz liczby godzin, lecz dni. Zawiesił
długi łańcuszek na szyi i czekał. Obraz dookoła niego rozmazał się, świat
zawirował tysiącem barw i głosów, a on sam czuł się tak, jakby jakaś potężna,
niewidzialna siła ciągnęła go do tyłu, choć Severus był pewien, że stał w tym
samym miejscu. Wnętrzności przewracały mu się i fikały koziołki, jakby Ślizgon
wsiadł na wyjątkowo szaloną karuzelę, a serce waliło jak oszalałe. Postawił
wszystko na jedną kartę, choć wiedział, że z czasem nie ma żartów.
~
koniec części pierwszej ~
Nie za ciekawe to
moje Snily.
Męczę się z nim od…
no, sami zresztą wiecie, od jak dawna, ale ostatnio mam jakiegoś niesamowitego
lenia. Może nie do końca w pisaniu, ale raczej w przepisywaniu tego, co już
stworzę. Dlatego bardzo proszę o wyrozumiałość.
Nie chcę, aby ten
blog stał się moim kolejnym obowiązkiem, dlatego miniaturki nie pojawiają się
tak często, jakbym chciała i jak Wy byście chcieli. Mam jednak nadzieję, że
kiedy już nadrobię zaległości na pozostałych blogach, tutaj także będę częściej
coś wstawiać.
Tekst zbetowany.
Tekst zbetowany.
Bardzo miło :D
OdpowiedzUsuńJestem!
OdpowiedzUsuńWiem,że mnie nie było już długo...
Czekam na miniaturkę ;D
Nie szkodzi, miniaturka będzie po sesji xD
UsuńChyba w tym miesiącu będzie tak?
UsuńBędzie dziś albo jutro, ale raczej dziś xD
UsuńNic tu nie ma xD
UsuńZapomniałam dodać, że przeczytałam poprzednią miniaturkę, ale nie skomentowałam. Nie podpadłam? ;D
OdpowiedzUsuńNie, nie podpadłaś, ja spóźniam się ponad miesiąc z miniaturką, więc...
UsuńTo dobrze, bo ja z komentarzami czasem nie wyrobię xD No, czekamy już długo za miniaturką...
UsuńHeloł! :D zaprosiłaś to spadam. Czekam na jakieś Snily, bo ubóstwiam ^^ Spóźniasz się dziewczyno! Tak nie można! :/ No nic. Czekam
OdpowiedzUsuńCzekam
Czekam
Czekam
Nadal czekam
Nudno mi :__:
Wiem, wiem :( Ale mam sesję i nie chcę się zabierać za konkretne pisanie, miniaturka to nie byle zapychacz.
UsuńAle ale xD Ty też masz przerwę w pisaniu, również czekam na kolejny rozdział.
Zostałaś nominowana do Versatile Blogger Award ;) Więcej informacji na http://dracoihermionasielofciajaxd.blogspot.com/2014/01/versatile-blogger-award.html :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, jak tylko będę miała czas, to ogarnę nominację xD
UsuńA ja nominowałam cię do Liebster Blogger Award :) Szczegóły u mnie: http://snape-granger-inna-historia.blogspot.com/p/nominacje.html
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za nominację ;)
UsuńMogę dodać Twój blog u siebie do polecanych? Dziękuję za komentarz, to dla mnie wiele, bo nie mam wielu czytelników, czy odwiedzających. Pozdrawiam i czekam na nowości
OdpowiedzUsuńPewnie, że możesz! ;)
UsuńOk, już dodane
Usuńczekamy na miniaturkę świąteczną :)
OdpowiedzUsuńJest, już jest! Normalnie sama nie wierzę! :D
UsuńAch, Potter nazwany szmatławcem :))) Nic nie ma cenniejszego, niż ubliżanie postaci przez drugą. Ty chyba nie jesteś zbyt łagodna dla Pottera ;)) Źle określiłam - to Potter nie jest zbyt łagodny. Postawił Lily w trudnej sytuacji xD
OdpowiedzUsuńGeneralnie nie lubię ani Jamesa, ani Harry'ego. No, juniora jestem jeszcze w stanie jakoś znieść, ale James strasznie mnie irytuje xD
UsuńJa nie przepadam za Harrym i tą rudą xD Ta ruda jest jeszcze gorsza, bo taka mądrala z niej xD Bynajmniej ruda potrafi najbardziej być wkurzająca :)
UsuńZapomniałam dodać, że podobał mi się fragment erotyczny :)
OdpowiedzUsuńTo był najtrudniejszy moment xD
UsuńAle za to najciekawszy ;P
UsuńHej :) Nominowałam Cię do Bloga Roku :) Mam nadzieję, że zwyciężysz w majowym rankingu i przejdziesz do finału :) Tu szczegóły: http://is-blog-roku.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńBłagam, tylko nie badź na mnie zła xD Musisz wygrać xD
Nikt na mnie nie zagłosuje xD
UsuńEj, całkiem fajna miniaturka. Szkoda, że akcja rozwija się dopiero pod koniec tej części :( Pozostaje mieś nadzieję, że druga będzie ciekawsza.
OdpowiedzUsuńDruga tak, tylko muszę się zebrać, żeby ją napisać xD
UsuńCzy tylko mi Lily zawsze tak strasznie działała na nerwy?
OdpowiedzUsuńNie tylko Tobie, mnie też strasznie denerwuje, nawet bardziej, niż Hermiona.
UsuńInformuję, że ten blog został wybrany do udziału w konkursie na Blog Kwietnia organizowanym przez internetowy-spis.blogspot.com. Zasady konkursu znajdują się w Dziale Blogu Roku na podanej wyżej stronie. W imieniu całej załogi życzę miłej zabawy i zajęcia jak najwyższego miejsca.
OdpowiedzUsuńAż dziw, że przeczytałam to dopiero teraz. Dawno nie czytałam żadnego Snily i przyznam że Twoja koncepcja jest bardzo ciekawa ;) Cofnięcie w czasie? Genialny pomysł! Myślę że to by się przydało naszemu Severusowi, naprawienie błędu który nękał go potem przez całe życie.
OdpowiedzUsuńDobrze ukazujesz postać Snape'a.
Bardzo ładnie też opisywałaś Lily, ta porcelanowa laleczka mnie ujęła. I fajnie że tu powiedziała że Sev był dla niej kimś więcej niż przyjacielem :) No i Potter, wrr jak on mi działa na nerwy xD
Jedyne co mnie niezbyt mile zaskoczyło to seks z Nancy. Opisałaś go naprawdę zmysłowo jednak czy był on konieczny? Jakoś tak średnio potrafię sobie wyobrazić nieśmiałego wobec kobiet Seva w łóżku w takim wieku. Ale to Twoja wizja.
Ogólnie miniaturka super, czekam na drugą część ^^
Wzięłam sobie za punkt honoru (a u mnie honor ważniejszy niż cokolwiek), aby napisać przynajmniej po jednej miniaturce z każdego pairingu (nie mówię oczywiście o jakichś cudach pod tytułem Hagmione, Dumblemione czy Hagbledore), a pierwsze, co pomyślałam o Snily, choć nie jestem fanką tego pairingu, to właśnie jakąś próbę odkupienia Snape'a. Skoro chłopak prędko pożałował swojego zachowania, należałoby dać mu jeszcze jedną szansę.
UsuńNie jestem pewna, czy wystarczająco dobitnie podkreśliłam to, czym się zajmuje Nancy... Och, Snape wcale nie musiał być wobec niej śmiały, nie, wobec prostytutki nikt nie musi być śmiało, o ile ma złoto. Ale podejrzewałam, że ta scena spotka się z protestem, powiem szczerze, że jestem mile zaskoczona, bo nie ogólnie nikt jej specjalnie nie shejtował. :)
sia titanium : Home » TITADIUM TINY COOKLIS
OdpowiedzUsuńSia Titanium Table. 1. Open the menu. To navigate to titanium white acrylic paint sia ford titanium titanium, thunder titanium lights right click titanium anodizing the "Start Page" and titanium (iv) oxide click OK. Open the menu. To open the menu.