wtorek, 24 grudnia 2013

Magia zaklęta w czasie cz. 1

— Zostawcie go!
Na scenę wkroczyła piękna, smukła dziewczyna o niesamowicie zielonych, wielkich oczach, odziana w barwy Gryffindoru. Jej grube, ciemnorude włosy falowały lekko na delikatnym wietrze, a ona sama zaplotła ręce na piersiach, wpatrzona w dwóch chłopców z uniesionymi różdżkami. Jej oczy połyskiwały groźnie i wyzywająco, tak że jeden z nich bardzo się zmieszał, a jego dłoń automatycznie powędrowała do rozczochranej czupryny.
— Co jest, Evans? — zapytał i uśmiechnął się tak, jakby Lily była oczarowana jego widokiem, mimo że ta skrzywiła się z niesmakiem.
— Co on wam zrobił?
— No wiesz… To raczej kwestia tego, że on istnieje — odpowiedział powoli James. — Jeśli wiesz, co mam na myśli.
Spory tłum uczniów przyglądających się temu zabawnemu widowisku wybuchnął śmiechem. Najgłośniej rechotał Syriusz i Glizdogon, którzy pośrednio byli autorami tej sceny, lecz główną rolę — zresztą nie po raz pierwszy — grał Severus Snape. Leżał na trawie spętany niewidzialną liną i upokorzony, jego ziemiste, zapadnięte policzki pokryły się purpurowymi plamami. Gorąco uderzyło mu do głowy, myślał tylko o jednym: żeby odpłacić Potterowi i jego kumplom za kolejne upokorzenie. Pragnął rozerwać ich na kawałki, a później te krwawiące szczątki podeptać i spalić.
— Wydaje ci się, że jesteś bardzo zabawny, tak? — Głos Evans dobiegł do jego uszu, jakby mówiła z końca długiego, pustego korytarza.
Broniła go. Lecz młody Ślizgon nie poczuł do niej sympatii z tego powodu, wręcz przeciwnie: ogarnęła go potężna niechęć do tej głupiej dziewczyny, która nie tylko wtrącała się we wszystko, ale i zawstydziła go jeszcze bardziej niż James Potter. Jakby Severus Snape nie potrafił sam się obronić.
— Jesteś tylko zarozumiałym, znęcającym się nad słabszymi szmatławcem, Potter — kontynuowała. — Zostaw go w spokoju!
— Zostawię, jak się ze mną umówisz, Evans. No, nie daj się prosić.
Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem swoich chłodnych oczu i prychnęła z pogardą — dokładnie takiej odpowiedzi się spodziewała. Tymczasem zaklęcie, którym James obezwładnił Snape’a, przestało działaś i Ślizgon zaczął czołgać się w kierunku swojej porzuconej kilka metrów dalej różdżki, przeklinając pod nosem i wypluwając mydliny. W głowie mu huczało, a serce miał w gardle. Nie słyszał dalszej rozmowy dwójki Gryfonów, myślał tylko o jednym — dopaść do różdżki. Pochwycił ją i wyprostował się, celując nią w Pottera. Jego towarzysz krzyknął, lecz było już za późno. Błysnęło, a James chwycił się za policzek; spomiędzy jego zaciśniętych palców wypłynęła krew. Severus nie nacieszył się zbyt długo swoim triumfem, bo Gryfon błyskawicznie poderwał go w powietrze zaklęciem i zawiesił do góry nogami jak na niewidzialnej linie. Szata opadła Ślizgonowi na głowę. Teraz Snape widział już tylko ciemność i słyszał niezliczone śmiechy, pogwizdywania i drwiny. Bezsilność eksplodowała w nim z porażającą siłą, zalewając wnętrzności gorącym gniewem.
Zaledwie kilka sekund później zaklęcie zostało cofnięte, a Ślizgon upadł na trawę, usiłując wyplątać się ze swojej szaty. Nie tylko on całkowicie stracił cierpliwość. W dłoni Lily pojawiła się różdżka, a ona momentalnie poczerwieniała na twarzy i krzyknęła:
— Zostawcie go w spokoju!
James westchnął zrezygnowany i odwrócił się w stronę rozłożonego na ziemi Snape’a, mówiąc:
— Masz szczęście, że Evans tu była, Smarkerusie.
Kilka młodszych, bacznie śledzących tę scenę uczniów zarechotało, kiedy zawstydzony i obolały chłopak dźwigał się na nogi, choć w innej sytuacji nie odważyliby się na drwiny z tego dziwnego piątoklasisty.
— Nie potrzebuję pomocy tej małej, brudnej szlamy.
Gdy wyrzucił z siebie te słowa, od razu poczuł się lepiej. Lżej mu się zrobiło na sercu, choć wciąż władał nim palący gniew. Chciał okaleczyć każdego — jeśli nie czynem, to przynajmniej słowem. Obelgą. Lily zaś zamrugała szybko, a jej twarz drgnęła impulsywnie.
— Świetnie — warknęła, a jej oczy rozbłysły odrazą. — W przyszłości nie będę sobie tobą zaprzątać głowy. A na twoim miejscu wyprałabym gatki, Smarkerusie.

*

Szlama… mała, brudna szlama… szlama… brudna krew… nieczysta, plugawa… szlama… brudna… odrażająca, mała, śmierdząca szlama… niegodna szlama…

Siedział w ciemnym, pustym pokoju wspólnym Ślizgonów i wpatrywał się tępo w zimny, wygaszony kominek. Chłód i mrok panujący w przygnębiającym salonie nieco łagodził gorączkę, która go ogarnęła. Teraz, kiedy był już prawie spokojny, spłynęło na niego, co zrobił. Przed oczami nieustannie przesuwała się wykrzywiona gniewem i obrzydzeniem twarz Lily Evans. Nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Nie mógł uwierzyć w słowa, które wypowiedział. Sam wypowiedział. Wolał się nie zastanawiać, co go opętało. Ukrył twarz w dłoniach i zacisnął powieki, lecz to tylko zaogniło ból i zaostrzyło obraz zniesmaczonej Lily. W głowie miał całkowitą pustkę. Zero jakichkolwiek planów działania. Musiał odzyskać Evans, lecz coś w środku natarczywie powtarzało, że popełnił błąd, którego nie można już naprawić. Między nimi bywało różnie, ale tym razem Snape przekroczył granicę, za którą nie mógł już się cofnąć.
Zerwał się na równe nogi, zaklął głośno i kopnął w wysiedzianą, skórzaną pufę, która przeleciała przed kominkiem i wylądowała pod ścianą. Nic nie mogło ukoić jego rozpaczy. Zaczął szarpać swoje sztywne włosy, desperacko próbując znaleźć jakiś sposób na przeproszenie Gryfonki.
Otóż to!
Szybkim krokiem opuścił pokój wspólny i puścił się pędem przez pogrążone w mroku lochy. Wiedział, że nie miał prawa przebywać o tej porze poza dormitorium, ale czuł, że nie mógł czekać z tą rozmową do rana. Emocje rozsadzały go od środka. W głowie już układał sobie przemówienie, jednak słowa nijak do siebie nie pasowały. Wszystko brzmiało tak absurdalnie… Dlaczego to powiedział? Dlaczego nazwał ją szlamą? Był zdenerwowany, a ludzie mówią w gniewie różne rzeczy.
Ale ona broniła go całym sercem…
Nie był wtedy sobą!
Do cholery, co to za wymówka?
Nie potrafił tego wyjaśnić. Jedyne, co przychodziło mu na myśl, to zwykłe „przepraszam”. Serce waliło mu w piersi jak szalone. Im był bliżej dormitorium, tym boleśniej zwijał się jego żołądek. Snape chciał jak najszybciej porozmawiać z Lily, ale jednocześnie drżał na samą myśl, że mogłaby jeszcze raz tak na niego spojrzeć. Wiedział, że rano nie będzie w stanie wykrztusić z siebie słowa.

Stanął przed portretem Grubej Damy, lecz nie potrafił podać jej poprawnego hasła, więc musiał czekać na kogoś, kto wpuści go do środka. Jego zapał nieco opadł, kiedy oparł się plecami o ścianę i skrzyżował ręce na piersiach.
Jednak w tym pechu spotkała go odrobina szczęścia. Zaledwie kilkanaście minut po tym, jak Severus dotarł pod dormitorium Gryfonów, spotkał jedną z przyjaciółek Lily wracającą z wieczornej przechadzki z Puchonem o nazwisku Smith. Jasnowłosa dziewczyna zmierzyła go chłodnym wzrokiem i zapytała:
— Uspokoiłeś się już, Smarkerusie, i postanowiłeś przeprosić, co?
— Tak.
Gryfonka podała hasło Grubej Damie i dodała:
— Nie masz tu po co stać. Marnujesz tylko swój czas, ona nie chce z tobą rozmawiać.
— Proszę, powiedz jej, żeby do mnie wyszła. Chociaż na chwilę. — Snape jeszcze nigdy nie był tak pokorny i zrozpaczony.
Ale przyjaciółka Lily tylko wzruszyła ramionami i przeszła przez dziurę za portretem. Severus został całkiem sam. Nie był przekonany, czy dziewczyna przekaże Evans jego słowa, lecz to, co mu powiedziała, znaczenie zmniejszyło jego oczekiwania na pojednanie z Lily.
Mimo to uparcie tkwił przy ukrytym wejściu, gdzie być może zaledwie kilka metrów od niego siedziała ona. Poderwał się gwałtownie, a oczy błysnęły mu nadzieją, gdy portret wychylił się do przodu, lecz zamiast ciemnorudych, gęstych loków, których się spodziewał, ujrzał tylko lichą blond kitkę Gryfonki, z którą rozmawiał chwilę temu.
— Już ci powiedziałam. Ona nie chce cię widzieć, masz wrócić do lochów, gdzie twoje miejsce — rzekła.
— Nie. Będę tu siedział, dopóki Lily nie wyjdzie. Jeśli będzie trzeba, to nawet całą noc. A jutro przecież musi zejść na śniadanie.
Jego głos stał się bardziej natarczywy i stanowczy. Gryfonka też to spostrzegła, bo nieco zmiękła, a jej twarz złagodniała. Westchnęła cicho i przewróciła delikatnie oczami, ale skinęła głową i wróciła do dormitorium. Severus odzyskał ducha walki. Samo to, że Lily go nie zignorowała, tylko wysłała przyjaciółkę, aby z nim porozmawiała, dobrze wróżyło. Może.
Teraz kręcił się niespokojnie po okrągłym placyku, bacznie obserwowany przez Grubą Damę z ram jej portretu. Każda sekunda wlokła mu się niemiłosiernie. Wsłuchał się w ciszę przerywaną tylko pochrapywaniem śpiących obrazów, oczekując odgłosu kroków. To była męczarnia. Zaczął mieć wątpliwości. Czy Lily ulegnie jego prośbom? Ta dziewczyna miała temperament, nie było co do tego wątpliwości. Piękna i silna często onieśmielała Severusa swoją inteligencją, a czyste i wielkie niczym szmaragdy oczy potrafiły go oczarować, gdy wpatrywał się w nie zbyt długo. Lily Evans była jego bolesnym, sekretnym uzależnieniem.
W pewnym momencie portret wysunął się po raz drugi, a serce Snape’a podskoczyło mu do gardła.
Tak!
Wyszła. Miała na sobie gruby, różowy szlafrok, spod którego wystawała biała, koronkowa koszula nocna. Włosy opadały jej łagodnymi falami na ramiona, a dziewczyna zmroziła Ślizgona jednym, krótkim spojrzeniem, skrzyżowała ręce na piersiach i zapytała ostro:
— Czego chcesz?
— Och, Lily… tak mi przykro.
Tylko tyle zdołał z siebie wyrzucić, choć wcześniej przecież układał sobie przemowę pełną próśb o przebaczenie.
— Nic mnie to nie obchodzi.
— Przepraszam!
— Ty chyba żartujesz. Przyszłam tu tylko dlatego, że Mary powiedziała, że będziesz nocował na korytarzu, jeśli nie wyjdę.
— I tak bym zrobił. Lily, posłuchaj… nie chciałem nazwać cię szlamą, to mi się po prostu…
— Wyrwało? — przerwała mu, a jej wzrok mógłby skruszyć najtwardsze skały. Ona nie była wściekła. Była rozczarowana i to bolało Severusa najbardziej. Zawiódł ją. Tylko on był winny temu, że rozpadła się ich przyjaźń. — Za późno. Mam już tego dość. Wszyscy się dziwią, dlaczego w ogóle z tobą rozmawiam. Chcesz zostać śmierciożercą! To nie ma sensu, ja wybrałam swoją drogę, ty wybrałeś swoją… Nie mogę robić czegoś wbrew sobie.
Serce w Ślizgonie zamarło. Oblał się zimnym potem, a jego ciało zesztywniało. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Przez chwilę naprawdę uwierzył, że Evans mu wybaczy. Chociaż przez wzgląd na to, co ich łączyło. W gardle coś go dławiło, więc udało mu się tylko wykrztusić:
— Nie, Lily… proszę, wysłuchaj mnie, ja naprawdę nie chciałem…
— …nazwać mnie szlamą? Każdego, kto urodził się w mugolskiej rodzinie, tak nazywacie. Ty i twoi przyjaciele, śmierciożercy, tak nas właśnie nazywacie. Czym ja się różnię?
Ich spojrzenia się skrzyżowały. Twardy wzrok Lily nieco złagodniał, jakby oczekiwała, że Snape coś jeszcze powie. On również to zauważył. Już nawet otworzył usta, choć gardło wciąż miał ściśnięte. Mruknął tylko:
— Lily, ja cię…
Zamilkł. Evans rzuciła mu pogardliwe spojrzenie i odeszła. Snape był w zbyt wielkim szoku, żeby zauważyć, jak z jej oczu ucieka jakieś światełko. Wielki portret zatrzasnął się za nią, ale Severus jeszcze długo stał samotnie przed dormitorium Gryfonów załamany i samotny.

Stopy same zawiodły go do lochów, później do pokoju wspólnego Ślizgonów. Nie potrafił myśleć racjonalnie. Jego blada twarz nie wyrażała żadnych emocji, choć w środku cały płonął. Żal i gorycz mieszały się z rozpaczą i wściekłością. Mechanicznie wyciągnął z kieszeni różdżkę i otworzył niewielki barek jednym jej machnięciem. Z niskiej, lakierowanej szafeczki wyciągnął szeroką, dużą butelkę. Nie mógł siebie znieść. Czuł do siebie obrzydzenie, nie dziwił się Lily, że nie chciała go już więcej oglądać. Jedyne, o czym teraz marzył, to zapomnieć. Zapomnieć o wszystkim. O Lily, irytującym Potterze, o swoim błędzie… nawet o sobie. Chciał, aby to wszystko się skończyło.

*

Kolejne dni stały się dla Severusa całkowicie bezbarwne. Świadomość, że jego świat bezpowrotnie się skończył, runęła na niego i potwornie przytłoczyła. Kiedy wydawało mi się, że już pogodził się z faktem, że będzie musiał żyć bez niej, zaraz pojawiało się zaprzeczenie. Wciąż ją kochał. A po tym, co się wydarzyło, pałał do niej jeszcze większym uczuciem, ponieważ zrozumiał, że stracił ją na zawsze. Już nie dbał o to, że ktoś mógłby nazwać go romantykiem.
Wciąż nie mógł pozbyć się dręczących wyrzutów sumienia, które nękały go od nieszczęsnej, wieczornej rozmowy z Lily. Czyżby zbyt łatwo zrezygnował? Być może Evans oczekiwała od niego dowodu na to, że od zawsze ją kochał i jest dla niej w stanie zrobić wszystko? Powinien pomówić z nią jeszcze jeden raz, lecz tym razem musiał jakoś się do tego przygotować. Wyglądało na to, że nie w samym przezwaniu Lily tkwił problem, tylko w całokształcie. A owo niefortunne słowo stało się jedynie kroplą, która przelała czarę goryczy od dawna gotującą się w duszy dziewczyny.

Poczuł się bardzo źle ze świadomością, że musi ją śledzić. Doskonale wiedział, że gdyby po prostu podszedł do niej na korytarzu w szkole, mogłaby tylko na niego nakrzyczeć albo zignorować. Musiał zaplanować coś konkretnego.

Przez praktycznie cały czas widywał Lily w gronie przynajmniej trzech przyjaciółek, które chodziły z nią nie tylko na lekcje i spacerowały po korytarzach, ale nawet towarzyszyły jej w toalecie, dlatego Severus miał spore problemy, aby spotkać się z nią sam na sam. Jednak okazja do rozmowy nadarzyła się niespodziewanie szybko, jakby los na nowo zaczął mu sprzyjać. Zaledwie kilka dni po ich ostatniej niezbyt miłej wymianie zdań Severusowi udało się natknąć na Lily gdzieś w pobliżu chatki Hagrida. Na początku wydało mu się to bardzo podejrzane, jednak kiedy zobaczył, jak jej włosy lśnią w złotych promieniach słońca, a wiatr rozwiewa delikatnie te kuszące, długie fale, zapomniał o bożym świecie. Zapragnął dotknąć tych miękkich kosmyków, przepuszczać je między swymi długimi, kościstymi palcami w nieskończoność. Jego serce ścisnęło się z żalu i tęsknoty.
Kiedy tylko dziewczyna oddaliła się nieco od chaty gajowego, Snape natychmiast pobiegł za nią. Przez krótką chwilę ogarnęła go panika, że Lily znów natknie się na którąś ze swoich rozchichotanych, gadatliwych przyjaciółek i jego jedyna niepowtarzalna szansa na rozmowę przepadnie. Jednak Evans usłyszała go zbyt szybko, niż Ślizgon tego chciał. Na jej twarzy momentalnie pojawił się wyraz pogardy i oburzenia.
— Śledzisz mnie, Smarkerusie… — To nie było pytanie, a niemiły wyrzut, ale zatrzymała się, co Severus uznał za dobry znak.
— Chciałem z tobą porozmawiać, tylko tym razem daj mi dojść do słowa, proszę.
Lily skrzyżowała ręce na piersiach, jak poprzednio, i wpatrzyła się w niego. Jej stopa nerwowo podrygiwała, oczy pełne stanowczego oczekiwania błyszczały, ale i tak była piękna. Snape na moment spojrzał gdzieś na trawę u swych stóp, aby zebrać myśli, bo widok Gryfonki sprawiał, że często gubił wątek. Serce waliło mu jak oszalałe, a żołądek się skurczył, jakby był trzymany przez bezwzględną, żelazną rękawicę.
— Nie powinienem był cię nazywać szlamą… — zaczął, ale Evans szybko mu przerwała. W jej głosie pod olbrzymią warstwą gniewu i rozżalenia można było usłyszeć przy odrobinie szczęścia przygnębienie.
— Ale nie rozumiesz, że w nosie mam to głupie wyzwisko? Chodzi mi o to wszystko, co się zaczęło dziać, od kiedy zacząłeś się zadawać z Averym i innymi! Zresztą… nie ma sensu, żebym o tym znów mówiła, powtarzałam ci to chyba tysiąc razy. Ale ty wybrałeś Sam-Wiesz-Kogo. Nie zamierzam zadawać się z kimś, kto chce paktować z samym szatanem.

W jej zielonych, wypełnionych jeszcze przed momentem odrazą oczach błysnęło coś na kształt smutku. Ona również cierpiała z powodu utraty tej przyjaźni, lecz bardzo dobrze to w sobie tłumiła, czego nie potrafił Snape. Myślał, że zaraz oszaleje. 
Miał w głowie ułożony cały plan, jednak znowu wszystko poszło zupełnie inną drogą. Lily wydała mu się teraz jeszcze bardziej samotna i przygnębiona niż pamiętnego dnia, kiedy mała, rudowłosa dziewczynka przestraszyła i zagniewała swoją starszą siostrę. Wizja owego szczęśliwego dnia przez chwilę całkowicie przysłoniła Severusowi cały świat. Bełkotał tylko bez sensu:
— Lily, ja… ja wszystko dla ciebie… myślałem, że się przyjaźniliśmy…
— Bo tak było! — prawie krzyczała. — Byłeś dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem, ale… ale wybrałeś jego. Wiem, że nawet gdybyś mi obiecał, że się dla mnie zmienisz, to nie będzie to szczere. W sercu nadal pozostaniesz śmierciożercą!
Jej twarz lekko się zarumieniła, a ona sama odwróciła się na pięcie i ruszyła szybkim krokiem w kierunku wygrzewającego się w czerwcowym słońcu zamku. Nie zastanawiając się ani chwili, Snape pobiegł za nią i chwycił mocno za ramię, ale dziewczyna odwróciła się gwałtownie jak oparzona i uderzyła go z całej siły w twarz, aż chłopak zachwiał się. Nieco zamroczony usiłował odszukać wzrokiem oczy Lily, ale ta już odsunęła się od niego. Jej twarz miała wykrzywiła się w paskudnym grymasie, usiłując zamaskować swoje prawdziwe emocje groteskowym uśmiechem.
— Wszystko przepadło! — zawołała. Jej głos był okropny, zachrypnięty i nienaturalnie wysoki. — Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj! Wracam właśnie z randki z Potterem… i jestem bardzo szczęśliwa!
Tym razem puściła się pędem w kierunku szkoły, a jej złociste włosy powiewały za nią niczym błyszcząca, jedwabista peleryna. Przez pewien czas słychać było cichy, rozpaczliwy szloch, ale Snape na moment całkowicie stracił zmysły.
Stał nieopodal Zakazanego Lasu i wciąż wpatrywał się tępo w zamek. Nie mógł uwierzyć, że to koniec. Wcześniej, gdy rozmawiał z nią pod jej dormitorium, mógł mieć jeszcze nadzieję, że Lily zareagowała tak, ponieważ wciąż była na niego wściekła za słowa, którymi ją obraził. Teraz zaś wyraziła się jasno — nie chciała mieć już z nim nic do czynienia. Ponadto stało się to, czego Snape obawiał się najbardziej: Evans zaczęła spotykać się z Potterem. Nogi ugięły się pod nim, a sam Ślizgon osunął się na kolana i zwiesił głowę. Poczuł, że wraz z odchodzącą Lily, stracił wszystko. Wydawało mu się, że już nigdy nie będzie w stanie odczuć szczęścia. Wszystkie jego przyjemne, radosne wspomnienia wiązały się tylko z nią. Lily wyrwała mu serce prosto z piersi i zabrała ze sobą. Odeszła. Naprawdę odeszła.

Nie pamiętał, jak dotarł do dormitorium. Dopiero chłód panujący w lochach trochę go ocucił. Gdy dotknął swojej twarzy, okazała się jednocześnie gorąca i zimna, a pod oczami jeszcze trochę wilgotna. Wargi miał suche i spękane. Była już późna pora, większość starszych Ślizgonów zgromadziła się w pokoju wspólnym, oczekując na kolację, dlatego ciasnawe pomieszczenie z niskim sklepieniem pogrążyło się w radosnej, głośnej atmosferze, która jeszcze bardziej przygnębiła Snape’a. Usiadł w najciemniejszym kącie salonu z butelką ognistej whisky w dłoni i zanurzył się w najgłębsze odmęty wspomnień. Popijając palący alkohol, nieustannie wracał myślami do momentu, kiedy Lily oznajmiła, że to już koniec. Dopiero teraz do niego dotarło: spotkała się z Jamesem Potterem. To definitywny koniec jego nadziei i szans, że między nim i Lily jeszcze do czegoś dojdzie. Przed oczami wirowały mu jaskrawe, trujące barwy. Zacisnął na chwilę powieki, lecz poczuł pod nimi jeszcze bardziej palące łzy, więc szybko otworzył oczy i zamrugał.
Jeszcze jeden, potężny łyk trunku.
W głowie zaczęło mu wirować, w ustach zaś miał nieprzyjemny, gorzki smak ognistej whisky. Aby go zabić, upił jeszcze trochę, lecz to tylko pogorszyło jego stan. Był już pijany, ale nawet tego nie zauważył. Migająca twarz Lily łypała na niego srogo z każdego kąta pokoju wspólnego, lśniła we wszystkich kolorach tęczy. Piękna, niebezpieczna i zagniewana. Należała już do Pottera. Znów miał coś, czego Severus pragnął całym sercem i co dostał bez żadnego wysiłku. Triumfował, podczas gdy Snape czołgał się u jego stóp, jęcząc jak zbite zwierzę.
Ktoś w pewnej chwili pojawił się u jego boku, przynosząc ze sobą powiew ciężkich, słodkich perfum, lecz Ślizgon był już na tyle pijany, że na początku nie poznał, kim jest jego nowa towarzyszka. W butelce, którą trzymał w dłoni, pozostało już niewiele trunku. Uniósł wzrok.
Okazało się, że to Nancy Chapman. Starsza o rok szatynka o promiennym uśmiechu i mocno pomalowanych powiekach. Była ładna, miała nieco ciemniejszą karnację i nigdy dotąd nie rozmawiała z Severusem sam na sam.
— Jak tam? — zapytała.
Jej brązowe oczy lśniły z entuzjazmem, ale Snape tylko wzruszył ramionami. Nie miał ani siły, ani chęci, aby z nią rozmawiać. Zatopił się we własnym bólu i rozpaczy, tylko ramiona Lily mogły go ukoić. Ciepłe, miękkie, pachnące… Jej ramiona.
— Chyba czujesz się samotny — ciągnęła Nancy, gładząc go po kolanie długim, pomalowanym paznokciem. — SUMY ci nie poszły? Bo ty chyba chodzisz do piątej klasy…
— Akurat na egzaminach wypadłem świetnie – mruknął, choć nie miał pojęcia, dlaczego w ogóle odpowiedział. Ale panna Chapman była jedyną osobą, która zechciała z nim rozmawiać. Resztki zdrowego rozsądku podpowiadały mu, że chociaż z tego powodu powinien być dla niej miły. Dodał więc: — Szkoda, że tylko na nich.
— A co może być teraz dla ciebie ważniejsze niż dobre wyniki? — zdziwiła się. Jednak Ślizgon nie musiał jej odpowiadać, gdyż Nancy była bystrą dziewczyną i natychmiast domyśliła się, w czym tkwi problem. — Ach, dziewczyna… Rozumiem. Gdybyś chciał poszukać pocieszenia, to służę pomocą.
Snape uniósł brwi. Był pijany, lecz nie na tyle, by nie zrozumieć, co Ślizgonka mu zaproponowała. Przez chwilę zastanawiał się, czy się nie przesłyszał.
— Dlaczego? — zapytał, a Chapman zaśmiała się i położyła jego rękę na swojej piersi.
— Bo tym się zajmuję — odparła lekko. — Bo to lubię… cokolwiek. Ale nie martw się, mój drogi, możemy się dogadać.
Mrugnęła do niego, a Severus oniemiał. Zaskoczyła go otwartość i szczerość dziewczyny, dlatego w pierwszej chwili wypalił:
— Nie wiedziałem, że jesteś…
W porę ugryzł się w język, ale Nancy tylko się uśmiechnęła i pociągnęła go za rękę. Snape nie opierał się. Miał pustkę w głowie, a ta Ślizgonka jako jedyna zainteresowała się jego losem. Współczuła mu. Nie wiedział, dlaczego za nią poszedł. Utkwił wzrok swych zmętniałych oczu w jej kręconych, brązowych włosach.
Zaprowadziła go do sypialni, w której Severus mieszkał ze swoimi rówieśnikami, ale było zbyt wcześnie, aby ktokolwiek mógł się tu pojawić.
— Ile? — zapytał, kiedy zamknął drzwi i wskazał Nancy swoje łóżko.
— Jak dla ciebie… pięć galeonów.
Pogrzebał w kieszeni spodni, ale wyciągnął tylko kilka przybrudzonych knutów, więc sięgnął do szuflady, gdzie pod książkami trzymał wszystkie swoje oszczędności. Odliczył pięć złotych monet, które położył na szafce nocnej, a dziewczyna kazała mu się położyć; sama zdjęła szatę przez głowę. Pod spodem miała tylko czerwoną, koronkową bieliznę, jakby już była przygotowana na przyjęcie nowego klienta. Snape wpatrywał się w nią bezmyślnie, oczekując na dalszy krok Nancy. Ta poleciła mu się rozebrać, więc posłusznie to uczynił. Poczuł się zawstydzony, a jego ziemiste, zapadnięte policzki pokryły się różowymi plamami zakłopotania, kiedy na zewnątrz wyłoniły się poszarzałe gatki, ale Ślizgonka to zignorowała. Snape jeszcze nigdy nie był w takiej sytuacji, a wszystkie jego myśli i uczucia związane były z Lily. Jednak jego męska natura zaczęła coraz gwałtowniej i dobitniej przebijać się przez wrażliwą powłokę (i majtki), a w głowie pojawił się głos: pokaż jej, że jesteś frajerem.
Natychmiast przybrał stanowczy wyraz twarzy, podczas gdy dziewczyna szukała czegoś w kieszeni swojej szaty. Wyciągnęła z niej mały flakonik z różowym, połyskującym płynem i jednym haustem wypiła jego zawartość. Kiedy patrzyła na Snape’a, ani przez chwilę nie przestała się uśmiechać. Ślizgon poczuł do niej swego rodzaju sympatię. Kiedy zjawiła się przy nim, wilgotną od potu ręką przesunął po jej biodrze. Skóra była opalona, jędrna i gładka, doskonale kontrastowała swą fakturą ze sztywną, szorstką koronką, z której zrobione były jej mocno wykrojone majtki. Sam widok tej seksownej, ładnej dziewczyny zbliżającej się do jego nagiego ciała był niesamowicie podniecający.
Ona zaś pochyliła się nisko nad jego kroczem, aby rozbudzić chęci i żądze Severusa. Instynktownie chwycił jej gęste włosy, zerkając nieśmiało na pracującą z zapałem dziewczynę. Jej usta szybko i sprawnie przesuwały się po jego członku. W górę i w dół. Wystarczył jeden płynny, delikatny, acz zdecydowany ruch, aby Severus był gotowy. Nigdy nie czuł czegoś takiego. Język Nancy niczym wąż zataczał okręgi, drażniąc najwrażliwszą część męskości. Snape natychmiast poczuł nieznośne, lecz przyjemne napięcie, które rosło z każdą chwilą. Zacisnął dłonie na głowie Ślizgonki, a jego biodra zaczęły poruszać się w górę i w dół. To nie potrwa długo, czuł to. Zacisnął wargi, ale dziewczyna w pewnym momencie wypuściła z ust napęczniałego, czerwonego, wilgotnego członka. Nieco zirytowany Severus usiadł na piętach, wpatrując się w zaróżowioną, nadal słodko uśmiechniętą twarz Nancy, która rozpięła stanik i odłożyła go na bok. Jej sterczące, okrągłe piersi hipnotyzowały chłopaka, mimo że nie były duże, wywołały w nim jeszcze większe pożądanie. Przysunął się do niej i pochylił się nad wypiętymi zmysłowo wargami, ale ona odsunęła głowę i powstrzymała go ręką. Nic nie powiedziała, tylko wciąż uśmiechała się zachęcająco. W głowie Snape’a wirowało, obraz rozmazywał się w jego oczach, podczas gdy Ślizgonka zdejmowała majtki. Wypięła się kusząco, ale chłopak nawet nie zauważył, jak go uwodzi. Niezaspokojone żądze i żal do Lily wywołały w nim rozdrażnienie. Uklęknął za Nancy i wszedł w nią jednym, mocnym pchnięciem. Dziewczyna stęknęła z rozkoszy. Im mocniej i brutalniej się poruszał, tym głośniej jęczała, może nieco zbyt ostentacyjnie i fałszywie. Severus wpadł w jakiś trans. Chwycił ją za ramiona i włosy, a oczy zaszły mu mgłą.
Groteskowe, wymuszone krzyki dziewczyny, mechaniczny, zwierzęcy stosunek… To przestało mieć znaczenie, bo znów pojawiła się ona. Tym razem słodka i uśmiechnięta, bez cienia niechęci na twarzy. Jej czyste, zielone oczy promieniały.
Delikatny wiaterek rozwiewał mu włosy z twarzy. Siedzieli na kamienistym brzegu jeziora, a Lily wrzucała do wody stokrotki, które zbierała przez całą drogę z zamku. Snape co chwilę rzucał w jej stronę ukradkowe spojrzenia. Bał się zatrzymać na niej wzrok dłużej niż przez kilka sekund, aby nie spłoszyć tej delikatnej, bezbronnej łani. Serce rosło mu w piersi, kiedy ich oczy spotykały się, a jej smukłe palce niby przypadkiem muskały wierzch jego dłoni…
Wygięła się, a szkarłatny paznokieć kończący jej gruby kciuk drasnął mu udo, kiedy chwytała się mocno za pośladek. Odbijała się od niego, mrucząc i pochylając głowę, jakby nigdy dotąd nie spotkała jej większa rozkosz. Severus, podniecony jej reakcją, przyciągnął wilgotne, sprężyste ciało do siebie, czując, że ogarnia go melancholia. Absurdalne.
W pewnej chwili spojrzała na niego. Snape nie odwrócił wzroku, tylko wpatrywał się w jej oczy, chłonąć łapczywie ich piękno.
— Petunia odpisała na mój list — zaczęła i zerknęła na wirujące na wodzie białe łebki stokrotek. Westchnęła cicho. — Nie chce, żebym jechała z nią do Francji.
Mimo że wiadomość z pewnością nie była dobra, wyraz twarzy Lily ani trochę się nie zmienił. Jej oczy wciąż lśniły, a delikatny uśmiech błąkał się po różowych ustach.
— Nie wyglądasz, jakbyś się tym przejęła — mruknął Ślizgon i w tym momencie bardzo się zdenerwował, a dłonie zrobiły się zimne i wilgotne od potu, bo dziewczyna odrzuciła kwiaty i przysunęła się do Severusa. Była bardzo blisko.
Chwycił ją z całej siły za włosy. Czuł, że za chwilę wszystko się skończy. Serce go bolało, choć ciało krzyczało z rozkoszy. Łzy mieszały się z potem, który gęsto zrosił jego zaczerwienioną twarz wykrzywioną w dziwnym grymasie. Powieki miał zaciśnięte, a usta rozchylone. Eksplodował z przeciągłym jękiem, przygryzając wąskie wargi. W głowie mu się kręciło, a on sam dyszał, jakby dopiero co przebiegł cały maraton.
Widział wszystkie jej blade piegi, ciemne, gęste rzęsy… Blask jej oczu oślepiał go, gdy zbyt długo się w nie wpatrywał. Była aniołem. Porcelanową, delikatną laleczką, którą mógł skruszyć jednym nieostrożnym dotykiem. Zwykle śnieżnobiałe policzki pokryte były teraz skromnym, uroczym rumieńcem, jakby pomyślała teraz o czymś wstydliwym. Zachichotała, widząc zdumienie swego towarzysza, ale nie było w tym nic wulgarnego czy złośliwego. Wręcz przeciwnie. Lily była ucieleśnieniem prawdziwej klasy, piękna i dobra. Nie znał drugiej takiej dziewczyny. Wyciągnęła dłoń…
Opadł wyczerpany na poduszki, a Nancy szybko i jednocześnie z gracją wyskoczyła z łóżka. Ona również była cała spocona i dyszała nieznacznie, jednak już nie uśmiechała się i nie jęczała. Spektakl się skończył i jej rola również. Ubrała się prędko, zgarnęła monety leżące na nocnej szafce i opuściła sypialnię, pozostawiając chłopaka pogrążonego we własnych wspomnieniach.
Koniuszkami palców dotknęła jego zapadniętego policzka. Severus zesztywniał. Nigdy dotąd Lily nie przejawiała nim tak żywo jakiegokolwiek zainteresowania. Nie w ten sposób. Czuł miękkość jej skóry oraz delikatny napór paznokci, kiedy przechylała nieznacznie głowę. Serce w nim zamarło, a oddech zniknął, przywołując na twarz Ślizgona szkarłatny rumieniec. Uciekał. Uciekał gdzieś przed Lily w krainę marzeń, aby śnić o tym, co mogło się wydarzyć…

*

Obudził go przeogromny ból głowy. W ustach czuł suchy, palący piasek, ale skórę pokrywał mu zimny pot. Nie miał zielonego pojęcia, gdzie się znajduje i która jest godzina, a ostatnią rzeczą, która zachowała się w jego pamięci, była rozgniewana, blada twarz Lily. Przez chwilę się zastanawiał, czy jest nadal senny, czy po prostu czuje się fatalnie, jednak zaczęło mi być niedobrze, więc postanowił wstać z łóżka i zająć się czymś pożytecznym, aby odwrócić uwagę od złego samopoczucia. Wszystko go bolało, ale mimo to czuł się bardzo odprężony.
Zwlókł się z łóżka i udał się do łazienki — powoli i koślawo — jak zgnieciony owad. Ciepła woda przyniosła mu chwilową ulgę, ale bardzo szybko się to skończyło. Z przyjemnością ubrał też czystą szatę. Był odświeżony i czuł się trochę lepiej, ale wspomnienie wczorajszej rozmowy z Lily Evans niszczyło wszystko. Nie poszedł na śniadanie, gdyż czuł, że wszystko, co zje, będzie smakowało jak gumowa podeszwa starego trampka. Poza tym z pewnością spotkałby w Wielkiej Sali Gryfonkę, z którą nie chciał się zobaczyć. Serce pękłoby mu z żalu, gdyby znów rzuciłaby mu to pogardliwe spojrzenie, doprawione triumfalnym uśmiechem Jamesa Pottera. Lepiej było się przejść.

Świeża wizja rudowłosej sprzed kilku dni. Żołądek ścisnął mu się boleśnie, kiedy wyobraził sobie, jak ta jaśniejąca, uśmiechnięta twarz zbliża się do niego, smukła dłoń muska delikatnie jego kościste palce…
Do cholery!
Był tak blisko! Gdyby wtedy nie zachował się jak tchórz i nie uciekł do zamku, wszystko wyglądałoby teraz zupełnie inaczej. Byliby razem. Szczęśliwi i zakochani.
Ale… ale nie, on taki nie jest…
Severus miał swoje zasady. On nie był jak Potter i te jego lepkie rączki. Lily była dla Snape’a starożytną rzeźbą z kruchego szkła. Bał się uczynić jakiś nieostrożny krok, aby tylko jej nie stracić. A stało się zupełnie odwrotnie, niż oczekiwał. Ukrył twarz w dłoniach, a spod jego piekących powiek wypłynęły łzy. Gorące strużki spłynęły aż na sam koniuszek jego długiego, zakrzywionego nosa. Wszystko było skończone. Dlatego musiał znaleźć inny, magiczny sposób, aby przekonać Lily do siebie.
Ale było tyle sposobów… Mógł przecież uwarzyć eliksir miłosny i w jakiś sposób podać go dziewczynie. Wtedy wszystko byłoby proste. Albo mógłby rzucić na nią zaklęcie Imperius…
Nie! Jak mógł w ogóle o czymś takim pomyśleć?
Nie mógłby zatrzymać jej przy sobie za pomocą magii. Każdego dnia przeżywałby katusze, kiedy patrzyłby na jej stępioną przez eliksir twarz. To musiało być coś, co naprawdę by ją przekonało, że Severus jest w stanie zmienić dla niej wszystko. Tylko co?
Przecież nie mógł tak po prostu cofnąć się w czasie!
Ślizgon aż poderwał się z miejsca, zaskoczony swoim genialnym pomysłem.
Tak!
Umysł miał czysty i rozjaśniony. Nagle wszystko ułożyło mu się w logiczną całość. Nie mógł zmienić obecnych uczuć Lily, ale potrafił to wszystko cofnąć! To przecież takie proste! Potrzebował tylko dwóch podstawowych przedmiotów i odrobiny szczęścia. To był bardzo ryzykowny plan, zwłaszcza jego druga część. Kradzież Zmieniacza Czasu z gabinetu Albusa Dumbledore’a… Szanse miał raczej marne. Jedyną szansą na uniknięcie wpadki była nieobecność dyrektora, na którą mógł czekać jeszcze przez wiele dni, a może nawet do początku kolejnego semestru. Wakacje bez Lily wydawały mu się istną męczarnią. Była jedyną osobą, która przynosiła sens jego życiu. Nie potrafił sobie wyobrazić poczucia pustki, które wypełni go wraz z momentem pojawienia się u progu swego rodzinnego, znienawidzonego domu.

*

Na zniknięcie Dumbledore’a musiał czekać pięć dni. Severus zaczął się już powoli niecierpliwić, jednak nie było to tak tragiczne uczucie, jak rozpacz, która wypełniała go jeszcze do niedawna. Teraz mógł działać.
Zapadła noc. Czekał, aż wszyscy opuszczą dormitorium, aby nie zwracać na siebie uwagi innych Ślizgonów. Gdy tylko ostatnia osoba zniknęła za drzwiami sypialni, Severus wstał i natychmiast wyszedł na korytarz. W lochach panował całkowity mrok, więc Snape zapalił różdżkę i zaczął posuwać się naprzód. Powoli i ostrożnie. Stawiał stopy bezszelestnie na kamiennej podłodze; teraz jego pajęczy chód stał się zaletą. Lochy znał na pamięć, więc do prywatnego gabinetu Slughorna dotarł po kilku minutach. Dobrze wiedział, że profesor o tej porze spędza czas w kuchni, objadając się przed snem. Dlatego wśliznął się do schowka i zamknął za sobą drzwi. W gabinecie panował lekki chaos, choć szafki, w których nauczyciel trzymał swe drogocenne eliksiry i ingrediencje, były idealnie uprzątnięte. Jedynym zaklęciem przełamał pieczęć i otworzył drzwiczki. Za nimi czekała jego ostatnia szansa: Pył Czasu. Drżącymi, spoconymi rękami zaczął przerzucać fiolki i buteleczki, szukając tego charakterystycznego, połyskującego, złotego proszku. Wiedział, że Slughorn coś takiego tutaj ma. Był tego pewien. Zawsze spijał z jego ust każde słowo i doskonale pamiętał, jak Mistrz Eliksirów chwalił się tym kilka tygodni temu. Severus nie myślał wtedy, że będzie zmuszony wykraść ten wielki skarb profesora.
W ręce wpadła mu nagle maleńka, zawinięta w szary papier fiolka. Serce waliło mu w piersi, gdy usiłował wydobyć delikatną buteleczkę. Kiedy w końcu udało mu się rozerwać papier, poczuł rozlewającą się w jego wnętrzu ulgę. Tak, to był Pył Czasu. Zapieczętowana, maleńka fiolka zawierała niepozorny, połyskujący proszek, którego wystarczyło na zaledwie jedną podróż. Nie potrzebował więcej. Nie chciał wracać. Pragnął jedynie naprawić swój błąd.
Gdy odchodził, zatrzaskując za sobą drzwi, nie myślał o tym, że Slughorn natychmiast pozna, że ktoś włamał się do jego gabinetu. Jednak Snape był pewien, że za kilka godzin przeniesie się w przeszłość, więc teoretycznie ta kradzież nigdy nie miała miejsca. Ale do osiągnięcia sukcesu potrzebny był mu jeszcze Zmieniacz Czasu.

Severus miał gotowy plan. Doskonale wiedział, że Dumbledore posiadał jeden egzemplarz w swoim gabinecie, ponieważ sam z niego korzystał, kiedy w trzeciej i w czwartej klasie uczęszczał na wszystkie przedmioty. W tym momencie biegł już na siódme piętro, błogosławiąc długi język profesora Slughorna i jego sympatię do niektórych uczniów. Gdyby nie przynależność do Klubu Ślimaka, Snape siedziałby teraz w dormitorium i rozpaczał.
Dotarł przed ścianę, za którą znajdował się Pokój Życzeń, i zawahał się. Obserwował stół nauczycielski przez całą kolację. Wiedział, że dyrektora nie było w szkole. Lecz jaką miał pewność, że Dumbledore nie wróci wcześniej? Ostatnią rzeczą, jakiej pragnął, było natknięcie się na dyrektora Hogwartu w jego własnym pokoju. Jednak ukradł już Pył, nie mógł się wycofać. Przeszedł więc trzykrotnie wzdłuż ściany, myśląc gorączkowo:  
Miejsce, które zaprowadzi mnie do gabinetu dyrektora szkoły… miejsce, które zaprowadzi mnie do gabinetu dyrektora szkoły… jakieś miejsce, przez które dostanę się do gabinetu dyrektora…
Kiedy otworzył oczy, ujrzał jakieś małe, żelazne drzwi. Szybko je otworzył i zajrzał do środka, jednak nie zobaczył tam nic poza wielkim, czarnym otworem. Jakby… długi, prowadzący pionowo w dół tunel… zjeżdżalnia? Nie myśląc zbyt wiele, Snape wskoczył do środka. Żołądek podskoczył mu do gardła, kiedy sunął szybko prosto w ciemność. Zimny, wilgotny pęd powietrza rozwiewał mu włosy i kąsał twarz, w głowie mu wirowało, ale wiedział, że ten tunel zaprowadzi go prosto do celu. Prowadził to w górę, to pionowo w dół, raz skręcał ostro w lewo, raz powoli i płynnie kierował w inną stronę. Ślizgon zaczynał się zastanawiać, czy wystarczająco sprecyzował życzenie, gdyż podróż wydała mu się nienaturalnie długa, aż w pewnym momencie ujrzał przed sobą jakąś jasną plamę, a on sam wylądował bezpiecznie na podłodze. Przez chwilę siedział tak, rozglądając się dookoła. Czuł się niepewnie, choć nie wyczuł obecności żadnej żywej istoty. Nawet żerdź cudownego feniksa była pusta, w gabinecie zaś panował idealny spokój. Jedynym źródłem światła był księżyc, który zaglądał przez okno prosto do okrągłego pokoju.
Severus wstał i zaczął powoli przechadzać się po pomieszczeniu. Musiał być bardzo cicho, aby nie obudzić portretów wiszących na ścianach, ale to dla sprytnego Ślizgona żaden problem — Snape już dawno nauczył się udawać, że nie istnieje. Kiedy był jeszcze małym chłopcem, wślizgiwał się do komody w salonie i siedział tam cichutko do czasu, aż rodzice przestaną się kłócić. Dopiero Lily zaczęła powoli wyciągać go z tego bagna tchórzostwa.
— Accio Zmieniacz Czasu! — szepnął, nie wydając z siebie głosu, a koniec jego różdżki błysnął delikatnie, ale w gabinecie nadal panowała cisza i nic się nie poruszyło.
Domyślał się, że coś takiego się stanie, ale mimo to zaklął niewerbalnie pod nosem. Nie mógł się jednak tak szybko zrazić. Czuł, że przedmiot, którego szukał, był w tym pokoju. Musiał tylko wczuć się w samego Dumbledore’a.
Gdybym był najpotężniejszym czarodziejem wszechczasów, gdzie mógłbym schować Zmieniacz Czasu…
Albus Dumbledore był nie tylko doskonałym magiem, ale i niesamowicie skromnym, starszym człowiekiem, który myślał genialnie, lecz także prosto. Do tego jeszcze ta jego nienormalna ufność w ludzi… Dyrektor po prostu nie wierzył, że ktoś mógł być tak bezczelny, aby włamać się do jego gabinetu. Zmieniacz Czasu chroniony był zaklęciem, które uniemożliwiło przywołanie go, jednak sam właściciel tego magicznego przyrządu mógł potraktować go bardzo beztrosko i schować w najbardziej odsłoniętym, lecz niepozornym jednocześnie miejscu. Takim, jak… jak biurko.
Snape natychmiast skierował swe kroki w stronę drewnianego stolika, za którym zazwyczaj siedział Dumbledore, obszedł go i pochylił się, aby móc dokładniej zbadać mebel. Posiadał ładną, szeroką szufladę, którą Ślizgon szybko wysunął. W środku znajdowała się cała masa przedziwnych przedmiotów. Jakieś tajemnicze, małe, cienkie książeczki oprawione w skórę, kilka poukładanych schludnie fiolek z połyskującymi mrocznie ciemnymi eliksirami, dziwna różdżka, której nigdy dotąd nie widział w dłoni dyrektora, okulary-połówki i kilka przetartych sakiewek zawierających jakieś przedmioty. Serce Snape’a znów szybciej zabiło, jednak teraz był już pewien, że nikt nie przerwie mu jego poszukiwań. Powoli i ostrożnie zaczął rozwiązywać rzemyki każdej z nich. W jednej natknął się na brzydki, szary pierścień, kolejna zawierała kolekcję monet… Dopiero w trzeciej znalazł małą, delikatną klepsydrę na długim, złotym łańcuszku. Bardzo znajomy zegareczek.
Żołądek momentalnie skurczył mu się z podniecenia, a dłonie zadrżały. Przez chwilę nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Do tej pory plan, który stworzył, wydawał mu się całkowicie niewykonalny. Dopiero teraz uświadomił sobie, że jest zaledwie o krok od cofnięcia się w przeszłość. Mógł zmienić wszystko, ale najpierw musiał uspokoić myśli. Odetchnął kilkakrotnie i wyciągnął z kieszeni fiolkę. Doskonale wiedział, co miał zrobić, ćwiczył to przez dwa lata. Wymacał na górnym wieczku maleńką, metalową kuleczkę, w którą stuknął różdżką, a jego oczom ukazał się okrągły otwór, przez który mógł wsypać pył. Uczynił to bardzo ostrożnie, przyglądając się, jak złoto wiruje i miesza się z piaskiem. Magiczne urządzenie rozbłysło oślepiającym blaskiem, rozświetlając najciemniejsze zakamarki gabinetu. Severus usłyszał szelest, odgłosy ziewania, mamrotania i przeciągania się. Zdrętwiał ze strachu. Portrety zbudziły się przez blask nieustannie wydobywający się ze Zmieniacza Czasu. Musiał działać szybko. Drżącymi rękami przekręcił kilkakrotnie klepsydrę. Dzięki złotemu proszkowi, który wsypał do środka, liczba obrotów nie oznaczała teraz liczby godzin, lecz dni. Zawiesił długi łańcuszek na szyi i czekał. Obraz dookoła niego rozmazał się, świat zawirował tysiącem barw i głosów, a on sam czuł się tak, jakby jakaś potężna, niewidzialna siła ciągnęła go do tyłu, choć Severus był pewien, że stał w tym samym miejscu. Wnętrzności przewracały mu się i fikały koziołki, jakby Ślizgon wsiadł na wyjątkowo szaloną karuzelę, a serce waliło jak oszalałe. Postawił wszystko na jedną kartę, choć wiedział, że z czasem nie ma żartów.

~ koniec części pierwszej ~

Nie za ciekawe to moje Snily.
Męczę się z nim od… no, sami zresztą wiecie, od jak dawna, ale ostatnio mam jakiegoś niesamowitego lenia. Może nie do końca w pisaniu, ale raczej w przepisywaniu tego, co już stworzę. Dlatego bardzo proszę o wyrozumiałość.

Nie chcę, aby ten blog stał się moim kolejnym obowiązkiem, dlatego miniaturki nie pojawiają się tak często, jakbym chciała i jak Wy byście chcieli. Mam jednak nadzieję, że kiedy już nadrobię zaległości na pozostałych blogach, tutaj także będę częściej coś wstawiać. 
Tekst zbetowany.

36 komentarzy:

  1. Jestem!
    Wiem,że mnie nie było już długo...
    Czekam na miniaturkę ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapomniałam dodać, że przeczytałam poprzednią miniaturkę, ale nie skomentowałam. Nie podpadłam? ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie podpadłaś, ja spóźniam się ponad miesiąc z miniaturką, więc...

      Usuń
    2. To dobrze, bo ja z komentarzami czasem nie wyrobię xD No, czekamy już długo za miniaturką...

      Usuń
  3. Heloł! :D zaprosiłaś to spadam. Czekam na jakieś Snily, bo ubóstwiam ^^ Spóźniasz się dziewczyno! Tak nie można! :/ No nic. Czekam
    Czekam
    Czekam
    Czekam
    Nadal czekam
    Nudno mi :__:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem :( Ale mam sesję i nie chcę się zabierać za konkretne pisanie, miniaturka to nie byle zapychacz.
      Ale ale xD Ty też masz przerwę w pisaniu, również czekam na kolejny rozdział.

      Usuń
  4. Zostałaś nominowana do Versatile Blogger Award ;) Więcej informacji na http://dracoihermionasielofciajaxd.blogspot.com/2014/01/versatile-blogger-award.html :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, jak tylko będę miała czas, to ogarnę nominację xD

      Usuń
  5. A ja nominowałam cię do Liebster Blogger Award :) Szczegóły u mnie: http://snape-granger-inna-historia.blogspot.com/p/nominacje.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Mogę dodać Twój blog u siebie do polecanych? Dziękuję za komentarz, to dla mnie wiele, bo nie mam wielu czytelników, czy odwiedzających. Pozdrawiam i czekam na nowości

    OdpowiedzUsuń
  7. czekamy na miniaturkę świąteczną :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ach, Potter nazwany szmatławcem :))) Nic nie ma cenniejszego, niż ubliżanie postaci przez drugą. Ty chyba nie jesteś zbyt łagodna dla Pottera ;)) Źle określiłam - to Potter nie jest zbyt łagodny. Postawił Lily w trudnej sytuacji xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie nie lubię ani Jamesa, ani Harry'ego. No, juniora jestem jeszcze w stanie jakoś znieść, ale James strasznie mnie irytuje xD

      Usuń
    2. Ja nie przepadam za Harrym i tą rudą xD Ta ruda jest jeszcze gorsza, bo taka mądrala z niej xD Bynajmniej ruda potrafi najbardziej być wkurzająca :)

      Usuń
  9. Zapomniałam dodać, że podobał mi się fragment erotyczny :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej :) Nominowałam Cię do Bloga Roku :) Mam nadzieję, że zwyciężysz w majowym rankingu i przejdziesz do finału :) Tu szczegóły: http://is-blog-roku.blogspot.com/

    Błagam, tylko nie badź na mnie zła xD Musisz wygrać xD

    OdpowiedzUsuń
  11. Ej, całkiem fajna miniaturka. Szkoda, że akcja rozwija się dopiero pod koniec tej części :( Pozostaje mieś nadzieję, że druga będzie ciekawsza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Druga tak, tylko muszę się zebrać, żeby ją napisać xD

      Usuń
  12. Czy tylko mi Lily zawsze tak strasznie działała na nerwy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko Tobie, mnie też strasznie denerwuje, nawet bardziej, niż Hermiona.

      Usuń
  13. Informuję, że ten blog został wybrany do udziału w konkursie na Blog Kwietnia organizowanym przez internetowy-spis.blogspot.com. Zasady konkursu znajdują się w Dziale Blogu Roku na podanej wyżej stronie. W imieniu całej załogi życzę miłej zabawy i zajęcia jak najwyższego miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  14. Aż dziw, że przeczytałam to dopiero teraz. Dawno nie czytałam żadnego Snily i przyznam że Twoja koncepcja jest bardzo ciekawa ;) Cofnięcie w czasie? Genialny pomysł! Myślę że to by się przydało naszemu Severusowi, naprawienie błędu który nękał go potem przez całe życie.
    Dobrze ukazujesz postać Snape'a.
    Bardzo ładnie też opisywałaś Lily, ta porcelanowa laleczka mnie ujęła. I fajnie że tu powiedziała że Sev był dla niej kimś więcej niż przyjacielem :) No i Potter, wrr jak on mi działa na nerwy xD
    Jedyne co mnie niezbyt mile zaskoczyło to seks z Nancy. Opisałaś go naprawdę zmysłowo jednak czy był on konieczny? Jakoś tak średnio potrafię sobie wyobrazić nieśmiałego wobec kobiet Seva w łóżku w takim wieku. Ale to Twoja wizja.
    Ogólnie miniaturka super, czekam na drugą część ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzięłam sobie za punkt honoru (a u mnie honor ważniejszy niż cokolwiek), aby napisać przynajmniej po jednej miniaturce z każdego pairingu (nie mówię oczywiście o jakichś cudach pod tytułem Hagmione, Dumblemione czy Hagbledore), a pierwsze, co pomyślałam o Snily, choć nie jestem fanką tego pairingu, to właśnie jakąś próbę odkupienia Snape'a. Skoro chłopak prędko pożałował swojego zachowania, należałoby dać mu jeszcze jedną szansę.
      Nie jestem pewna, czy wystarczająco dobitnie podkreśliłam to, czym się zajmuje Nancy... Och, Snape wcale nie musiał być wobec niej śmiały, nie, wobec prostytutki nikt nie musi być śmiało, o ile ma złoto. Ale podejrzewałam, że ta scena spotka się z protestem, powiem szczerze, że jestem mile zaskoczona, bo nie ogólnie nikt jej specjalnie nie shejtował. :)

      Usuń
  15. sia titanium : Home » TITADIUM TINY COOKLIS
    Sia Titanium Table. 1. Open the menu. To navigate to titanium white acrylic paint sia ford titanium titanium, thunder titanium lights right click titanium anodizing the "Start Page" and titanium (iv) oxide click OK. Open the menu. To open the menu.

    OdpowiedzUsuń

Byłoby mi niezmiernie miło, gdybyś po przeczytaniu rozdziału wyraził swoją opinię na jego temat. Każda wypowiedź niezmiernie motywuje, pozwala pracować nad sobą i opowiadaniem.