czwartek, 12 grudnia 2013

Szlaban, panie Potter!

Klasa szybko pustoszała. Żaden z uczniów nie miał zamiaru zostać sam na sam ze znienawidzoną nauczycielką, a ona doskonale o tym wiedziała. Jednak w niczym jej to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Świadomość, jak wpływa na samopoczucie tych okropnych bachorów, mile łechtała jej próżność.
Siedziała za swoim idealnie wysprzątanym biurkiem i obserwowała, jak klasę zapełnia kolejna grupa. Tym razem nadszedł czas na piątoklasistów. Jej szerokie, żabie usta rozciągnęły się w jadowitym uśmiechu, gdy ujrzała Harry’ego Pottera zajmującego miejsce tuż obok swego tępego, rudowłosego przyjaciela. Uwielbiała zajęcia z Gryfonami. Doskonale wiedziała, że któryś z nich złamie jakąś zasadę na jej lekcji i będzie mogła nareszcie nagrodzić delikwenta szlabanem.
Gdy tylko rozbrzmiał dzwonek oznaczający koniec przerwy, machnęła różdżką, a drzwi zatrzasnęły się z hukiem. W tym czasie Umbridge omiotła wzrokiem ławki; spostrzegła, że brakuje jednej osoby. Z satysfakcją uświadomiła sobie szybko, iż puste miejsce należało do Natalie Brown — Puchonki, którą podczas ostatnich zajęć wyjątkowo paskudnie zbeształa.
— Dzień dobry, uczniowie — powitała ich słodko.
— Dzień dobry, pani profesor Umbridge — zaśpiewała chórem klasa, choć twarze wszystkich były ponure, jakby znajdowali się na niezwykle przygnębiającym pogrzebie.
— Doskonale. A teraz proszę schować różdżki, otworzyć podręczniki na stronie dwudziestej siódmej i przeczytać rozdział piąty — rozkazała, znów unosząc różdżkę, a na tablicy pojawił się tytuł książki, odpowiednie strony i nazwisko autora.
W klasie zapanowała idealna cisza. Wszyscy otworzyli podręczniki na wymaganej stronie, ale tylko niektórzy zaczęli naprawdę czytać. Większość wpatrzyła się pusto w tekst i pogrążyła we własnych myślach, łudząc się, że pani profesor nie zauważy zignorowanej komendy. Ale pani profesor zauważyła. Ona zawsze zauważała takie detale. Zasiadła za biurkiem i poddała się swemu ulubionemu zajęciu — obserwacji. Jej wzrok padał szczególnie często na zadumanego Harry’ego Pottera. Już nie mogła się doczekać, kiedy znów wybuchnie. Karanie go dawało jej szczególną radość, a kiedy chłopak musiał poświęcić na rzecz szlabanu coś, co naprawdę sprawiało mu przyjemność, czuła się naprawdę spełnioną nauczycielką.
Przerwała miłe rozmyślania, by móc spojrzeć na Hermionę Granger. Tej dziewucha działała jej na nerwy bardziej od gromady rozpieszczonych smarkaczy. Mimo że już na pierwszej lekcji zadeklarowała się, iż dawno przeczytała całą książkę, teraz siedziała w bezruchu i wczytywała się namiętnie w stronę dwudziestą siódmą. Dolores szybko odwróciła wzrok, aby skupić się na czole jakiegoś nieznanego jej Puchona. Nienawidziła panny Granger całym jadowitym, robaczywym sercem. Irytowały ją wiecznie rozczochrane, kasztanowe włosy, przemądrzały wyraz twarzy, mocny, jazgotliwy głos, a przede wszystkim autentyczna inteligencja, której nie mogła zaprzeczyć, choć od samego początku bardzo się starała. Nie potrafiłaby jej znieść w swoim gabinecie, gdyby pewnego pięknego dnia ukarała ją szlabanem.

Minuty wlokły się ospale, ale Umbridge trwała uparcie z uprzejmym uśmiechem na ustach, patrząc to na uczniów, to na zegar wiszący nad drzwiami. Za moment poprosi Gryfonów i Puchonów o streszczenie przeczytanego rozdziału. Już za chwilę…
Wybiła godzina jedenasta. Do zakończenia lekcji pozostał jeszcze kwadrans. Umbridge powstała, ale była tak niska, że nikt tego nie zauważył do momentu, gdy wyszła na środek klasy, by móc każdego dobrze widzieć.
— Kto mi powie, co Wilbert Slinkhard mówi w rozdziale piątym Teorii obrony magicznej? Och, oczywiście, nic nowego… panna Granger. — W jej głosie zabrzmiała tak słodka, dziewczęca uprzejmość, że Gryfonka skrzywiła się nieznacznie, zanim odpowiedziała:
— Slinkhard pisze o złym wpływie klątw na psychikę czarodzieja, który je używa.
— Czy panna Granger ma wobec tego jakieś obiekcje? — zapytała nauczycielka, wyraźnie ją prowokując, ale Hermiona pokręciła przecząco głową, na co ta dodała głośniej, wychylając się ostentacyjnie w jej stronę: — Słucham? Nie dosłyszałam.
— Nie. — Stanowczy głos uczennicy zadrżał nieznacznie.
Umbridge uśmiechnęła się złośliwie. Wygrała tę bitwę. Jednak wiedziała, że za chwilę któreś z jej przyjaciół się odezwie. Nie mogło być inaczej, te małe wojenki na jej lekcji należały już do tradycji.
I nie myliła się.
Ciemnoskóry Dean Thomas uniósł rękę, lecz jego twarz wyrażała swego rodzaju zwątpienie. Bardzo chciał w jakiś sposób przeciwstawić się temu, co czytał, jednak doskonale znał swoją pozycję w tej klasie. To było królestwo Dolores. Ona ustalała zasady i ona wynajdywała kary za nieprzestrzeganie ich. Mimo to głupio się łudził, że może jeszcze coś wyciągnąć z tej lekcji.
— Proszę, panie Thomas. Ma pan jakieś pytanie?
— Nie do końca rozumiem ten rozdział — zaczął i spojrzał na swojego sąsiada. — Dlaczego Slinkhard przejmował się tym, co czuje czarodziej podczas rzucania klątwy? To znaczy… według mnie to wygląda tak, jakby autor chciał nas zniechęcić do jakiegokolwiek czarowania. A przecież moc musimy rozwijać, a nie…
Żyła na jej silnie otłuszczonej szyi nabrzmiała groźnie, ale radość i słodki uśmiech uparcie wisiały na nieco sflaczałej twarzy nauczycielki. Zakaszlała cicho w ten swój charakterystyczny, irytujący sposób i odparła:
— Mówiłam to wielokrotnie, ale powtórzę raz jeszcze. Jeśli będziecie się wystarczająco pilnie uczyć z podręczników, to wystarczy wam, abyście mogli bezbłędnie rzucić odpowiednią klątwę. Nawet tę najgroźniejszą. Dlatego nie widzę potrzeby rzucania jakichkolwiek zaklęć w mojej klasie, jeśli do tego pan zmierza.
— Dean tylko grzecznie zapytał, dlaczego pani od razu na niego naskakuje? — zapytał Harry; w jego głosie bardzo wyraźnie zabrzmiała pretensja. Zapomniał, że miał przecież nie prowokować profesor Umbridge
Na to właśnie czekała. Przecież nie mogła pozwolić, aby uczniak odzywał się do niej w ten sposób. Była jego nauczycielką i wymagała bezwzględnego szacunku! Bez-względ-ne-go! Nie zamierzała wdawać się z nim w dyskusję, ponieważ zamierzała zostawić sobie wieczór na tę przyjemność.
Jej szata napięła się, a szwy zatrzeszczały cicho, dosłyszalnie jedynie dla uczniów z pierwszych ławek, kiedy nabrała powietrze w płuca, aby się uspokoić i nie wybuchnąć. Była niesamowicie drażliwa, wystarczyło zaledwie jedno słowo, jedna sekunda czy niewłaściwe spojrzenie, aby doprowadzić ją do furii. Poczuła, jak poci się obficie pod różowym sweterkiem ubranym pod czarną szatę czarownicy. Wygięła wargi w paskudnym, wymuszonym uśmiechu i wycedziła przez zaciśnięte zęby:
— Odzywa się pan niepytany, panie Potter. Sądzę, że szlaban dobrze panu zrobi. Widzę pana w moim gabinecie dzisiaj o dwudziestej pierwszej.
Ich spojrzenia spotkały się, a był w nich tak przeogromny żar, że niemal czuć było płonące między nimi powietrze. Zielone, bystre, przepełnione niechęcią i gniewem oczy Gryfona zmieniły się w szparki, a blade, maleńkie oczka profesor Umbridge patrzyły zaskakująco spokojnie — obietnica szlabanu rozluźniła spięte zmysły.
Zabrzmiał stłumiony przez zamknięte drzwi dzwonek i w tym momencie wszystko się skończyło. Potter natychmiast spakował swoje rzeczy i jako pierwszy opuścił klasę, nie zapinając nawet swojej torby. Dolores odprowadziła go wzrokiem. Wciąż miała w pamięci zieleń jego oczu. Mimo że czuła do niego prawdziwy wstręt i niechęć, to jednak było w nim coś denerwująco intrygującego. Doprowadzał do gorącej furii, a najlepsze było to, że zachowywał się tak zupełnie nieświadomy tego ognika. Czasami Dolores miała ochotę chwycić go za te rozczochrane kudły i tłuc jego głową o biurko.
Musiała się uspokoić. To jeszcze nie czas.
Kiedy klasa opustoszała, machnęła różdżką, a wszystkie krzesła ustawiły się równiutko przy ławkach. Nie znosiła chaosu, choć już powolutku uczyła się ignorować zwykły szkolny nieład. Jej życiem kierował idealny ład, zasady i róż. Zabrała ze sobą torebkę i sama opuściła klasę, pamiętając, aby dobrze zamknąć drzwi. Nie zniosłaby kolejnej łajnobomby pod krzesłem.

Umbridge dała się do pokoju nauczycielskiego. Przed kolejną lekcją z trzecioklasistami miała godzinne okienko, które postanowiła pożytecznie spędzić na podsłuchiwaniu profesorów i irytowaniu ich samą swoją obecnością. Nigdy nie goniła za znajomościami, które nie przynosiły profitów, a wszyscy niereformowalni nauczyciele praktycznie mieli już wyznaczone daty swojego wylotu z pracy, więc Dolores stwierdziła, że nie ma sensu się przywiązywać.
Minęła dwa kamienne gargulce strzegące wejścia do pokoju nauczycielskiego i weszła do środka. Pomieszczenie było średniej wielkości, z wysokim sufitem i długim stołem, przy którym stało całe mnóstwo wysiedzianych foteli, kulawych, obitych wyblakłym perkalem krzeseł i puf. W kącie stała wielka, staromodna szafa na płaszcze. Była to pora, podczas której większość nauczycieli miało jeszcze lekcje, a do obiadu zostało trochę czasu, jednak u szczytu błyszczącego stołu siedziała jakaś postać ukryta prawie całkowicie za rozłożonym „Prorokiem Codziennym”. Widać było tylko nieznacznie czubek wysokiej, czarnej tiary. Dolores poczuła się urażona tym widocznym lekceważeniem, więc zakaszlała cicho:
— Yhm, yhm.
Gazeta lekko zadrżała, po czym opadła na blat stołu. Twarz profesor McGonagall ścisnęła się. Brwi utworzyły jedną, podłużną linię, a wargi pobladły. Milczała przez kilka sekund, dopiero po chwili przemówiła:
— Dzień dobry, Dolores. Widzę, że masz przerwę.
— Witaj, Minerwo. Tak, właśnie miałam zajęcia z twoimi podopiecznymi — odparła, a w jej głosie wyraźnie zabrzmiała groźba. McGonagall w jednej chwili wyczuła, że coś nadchodzi, ale nie odezwała się ani słowem, czekając, aż Umbridge sama jej wszystko opowie. — Niestety muszę cię powiadomić, że pan Potter znowu nie dał popisu dobrych manier. Już tyle lat pracujesz w Hogwarcie, a z roku na rok masz coraz mniejszy respekt wśród swoich wychowanków — zacmokała cicho — więc chyba powinnaś już pomyśleć o emeryturze. Dumbledore również. Powinna go zastąpić osoba godna… Więc może o szlaban pana Pottera powinnaś oskarżyć siebie?
Profesor McGonagall zmarszczyła brwi, a jej twarz pierwszy raz od wejścia nachalnej nauczycielki do komnaty przybrała jakiś wyraz — obrzydzenia i poirytowania.
A obiecała sobie, że już nie da się jej sprowokować.
Miała już serdecznie dość profesor Umbridge, a szlabany, którymi z wyraźną lubością karała przeważnie jej podopiecznych, stały się męczące. Za którymś McGonagall razem udała się nawet do Dumbledore’a, lecz rozmowa, która pozostała tylko między nimi, nie wniosła do sprawy zupełnie nic.

— Ta kobieta łamie wszelkie zasady, które od lat panują w Hogwarcie — mówiła spokojnie, lecz stanowczo, dając upust swym negatywnym emocjom, chodząc żywiołowo po okrągłym gabinecie. Dyrektor bacznie się jej przyglądał. — Albusie, dzisiaj przeszła samą sobie. To naprawdę nie jest dobra nauczycielka, KAŻDY byłby lepszy. Zwłaszcza w czasach, w których znowu przyszło nam żyć.
— Minerwo, doskonale cię rozumiem. Również niepokoję się o uczniów, zwłaszcza o tych młodszych — przyznał Dumbledore, ale w jego głosie wyraźnie zabrzmiała rezygnacja, na co McGonagall zamrugała szybko. — I o niektórych starszych. Jednak są przeszkody, których nawet ja nie przeskoczę.
Westchnął ciężko, a na jego twarzy pojawił się prawdziwy ból. Jego towarzyszka nie mogła wprost uwierzyć w to, co słyszy.
— Na brodę Merlina! Przecież powrócił Sam-Wiesz-Kto! Jeśli nie uczynimy czegoś, aby odzyskać swobody, bardzo szybko upadniemy, tak jak teraz upada Ministerstwo Magii! Nie możemy pozwolić, aby pociągnęło nas za sobą…
Urwała, ponieważ jej gardło zostało boleśnie ściśnięte przez gorzkie łzy. Szybko odwróciła głowę, aby ukryć zmieszanie, choć wiedziała, że Dumbledore domyślił się, jak się teraz czuła — on odczuwał dokładnie to samo.
Dyrektor odczekał krótki moment, aż profesor McGonagall się uspokoi; dopiero wtedy powiedział:
— Musimy po prostu być cierpliwi. Wiem, że będzie o wiele gorzej, niż jest teraz, ale nie możemy się poddawać. Mam do ciebie tylko jedną prośbę, Minerwo. Miej oko na Harry’ego. Ja w tej chwili… a nie chcę, aby został całkiem sam. Bądź jego sekretnym Aniołem Stróżem.
Nauczycielka przełknęła ślinę, w gardle wciąż coś ją uwierało, ale posłusznie skinęła głową.

— Dlaczego uważasz, że powinnaś mnie o tym poinformować? — zapytała cierpko. — Nieustannie karzesz innych moich podopiecznych, ale ani raz nie usłyszałam od ciebie o szlabanie pana Finnigana, Weasleya czy panny Brown. Czym Potter się od nich różni?
Dolores uśmiechnęła się słodko. Mimo kamiennej twarzy McGonagall targały w środku tak ostre, wyraziste emocje, że ta miała spore trudności z utrzymaniem nerwów na wodzy. To niezwykle ucieszyło Umbridge.
— Jest dużo bardziej butny. To słabe ogniwo w grupie twoich Gryfonów, którzy są jedynie jak głupie owce. Ale Potter… On jest inny, przynosi wstyd twojemu domowi. Mało tego. Przynosi wstyd całej szkole, więc także i mnie. Widziałaś, co pisał o nim „Prorok Codzienny” w zeszłym tygodniu? Dlatego byłam przeciwna przywróceniu go do Hogwartu. Trzeba usuwać najsłabsze ogniwa z łańcucha, aby ten nie pękł w chwili próby.
McGonagall znów zmarszczyła brwi, ale nie skomentowała tego, gdyż wiedziała, że jest to prowokacja. Już dawno nie słyszała tak propagandowego hasła. Dumbledore ostrzegał ją przed tym, ale równie dobrze zachować te słowa dla siebie. Okazały się kompletnie nieprzydatne. Uznała tę rozmowę za zakończoną. Złożyła powoli gazetę, całkowicie skupiona na tej czynności, wstała od stołu i dodała na odchodnym:
— Naprawdę nie rozumiem twojego zachowania, Dolores. I chyba nie zamierzam spróbować go pojąć.  
Rzuciła jej miażdżące spojrzenie i opuściła pokój nauczycielski, pozwoliwszy, aby drzwi całkowicie przypadkowo wymsknęły jej się z ręki. Umbridge wciąż stałą na swoim miejscu, niezmiennie się uśmiechając. Spodziewała się takiej reakcji. Ona zawsze potrafiła przewidzieć każde zachowanie. Choć troszkę się zdenerwowała, bardzo szybko stwierdziła, że profesor McGonagall jest ślepa. Ale robiła to, czego od niej wymagał Albus Dumbledore, była jego prawą ręką, więc automatycznie stała się dla niej niebezpieczna.
Do czasu…

Przybyła tutaj z dawno ustaloną, konkretną misją. Nic nie mogło jej rozpraszać. Poza kontrolą uczniów i kolegów z pracy dostała jeszcze jedną sekretną misję od swego umiłowanego szefa. Harry Potter od jakiegoś czasu stał się bardzo rozmowny i irytujący. Za bardzo irytujący. Robił wszystko, aby zwrócić na siebie uwagę. Oszukanie Czary Ognia w zeszłym roku nie wystarczyło, o nie, więc teraz posunął się o krok dalej. Tyle że start w Turnieju Trójmagicznym był całkowicie prywatnym ryzykiem i mógł zagrozić tylko jego życiu. Ale rozpowiadanie politycznych plotek na temat powrotu Lorda Voldemorta to już inna sprawa, bo wywoływało poruszenie i niepokój w społeczeństwie. Oczywiście, gdyby nie Korneliusz, w magicznym świecie już dawno zapanowałby chaos. To złoty człowiek.
Dolores była pełna podziwu dla Knota. Na jego miejscu już dawno pozbawiłaby Dumbledore’a stanowiska dyrektora szkoły i bez procesu wtrąciła do Azkabanu za celowe buntowanie uczniów. Nie potrafiła znieść głupoty i naiwności tych bachorów. Mierziło ją marnowanie czasu na tych półgłówków, którzy ślepo wpatrzeni byli w tego skretyniałego miłośnika mugoli, ale przecież miała do wypełnienia misję. Nie mogła zawieść Korneliusza, który pokładał w niej ogromne nadzieje. Była jego ostatnią deską ratunku. Złotą prawą ręką dyspozycyjną dwadzieścia cztery godziny na dobę. Całe życie poświęciła ministerstwu. Bywały już przecież gorsze trudności, teraz zaś, gdy czuła się przytłoczona, myślała o Korneliuszu lub wyobrażała sobie upokarzający upadek Dumbledore’a i Harry’ego Pottera. I od razu czuła się lepiej. Siły do dalszego działania wracały, a ona sama wypełniała się energią, która wprost rozpierała jej ciało. Doskonale wiedziała o tym, że sprawa jest poważna. Serce rozświetlała jej radość, gdyż czuła awans…

*

Czas tego dnia ciągnął się jej niemiłosiernie. Podczas ostatniej lekcji z pierwszoroczniakami nie mogła usiedzieć przy biurku, więc musiała wstać i krążyć między stolikami, natomiast sam wieczorny posiłek okazał się udręką. Pochłonęła błyskawicznie kolację i zerknęła na mały, srebrny zegarek ze sztucznymi, różowymi diamencikami zdobiący jej lewy nadgarstek.
Cholera jasna!
Wskazywał dopiero godzinę dziewiętnastą. Zmarszczyła nieznacznie brwi, aby nikt nie zauważył, że jej humor trochę się pogorszył, choć tak naprawdę nikt na nią nie patrzył. Wcisnęła między wargi jeszcze jeden, ostatni kęs gotowanego jajka, wpatrzona w stół Gryfonów, po czym uśmiechnęła się słodko i wstała. Było jej gorąco, mimo że w Wielkiej Sali nie było zbyt ciepło, a różowy sweterek zostawiła w gabinecie. Wymknęła się prawie niezauważalnie przez drzwi za stołem nauczycielskim, nie zważając na to, że umożliwiła swoim kolegom rozmowy na niedozwolone tematy.  

Udała się prosto do swojego gabinetu. Był idealnie wysprzątany przez skrzaty domowe, wszystko do szlabanu przygotowane już od dawien dawna. Na małym, kwadratowym stoliku w kącie leżał rozwinięty kawałek pergaminu i ułożone równolegle do niego pióro z ostrą stalówką. Jej ulubiona technika tortur. Teraz wystarczyło tylko cierpliwie czekać.
Usiadła za biurkiem i położyła na jego blacie swoją różową, skórzaną torbę, otworzyła ją i przechyliła, a na podołek wypadł cały komplet prac domowych, które złożyli jej tego ranka trzecioklasiści. Na ich widok ogarnęło ją tak przeogromne zniechęcenie, ale w oczekiwaniu na Pottera nie miała przecież nic ciekawszego do roboty. Postanowiła poprawić wypracowania w nadziei, że będą odpowiednio kiepskie, aby mogła z czystym sumieniem postawić kilka mocnych, konkretnych ocen niedostatecznych. Wyciągnęła z torebki swoje farbowane na różowo orle pióro oraz pachnący kwiatami atrament. Oczywiście różowy.
Rozwinęła pierwszy pergamin…
Jeszcze chwila i przybędzie Harry Potter. Miała nadzieję, że spóźni się kilka minut, wtedy będzie mogła ukarać go kolejnym szlabanem. Albo tylko go upokorzy? Wszystko będzie zależało od jej samopoczucia, które — sama wiedziała — szybko się zmieniało. Ale Potter. Potter, Potter, Potter. Nie znosiła jego wizyt w jej idealnie harmonijnym, barwnym gabinecie, ale i wyczekiwała ich. To był paradoks, którego nie potrafiła wytłumaczyć, lecz nawet jej się podobał.
Przygryzła dolną wargi. Wypracowanie nie było tak złe, jak myślała. Musiała postawić pozytywną ocenę. Z oburzeniem odrzuciła pierwszą pracę domową i przyciągnęła sobie kolejną, zerkając przelotnie na ruchome zdjęcie Korneliusza Knota, oprawione w ładną, drewnianą, lakierowaną ramkę. Przyglądał się jej spod swego cytrynowo zielonego melonika i mrugał od czasu do czasu. Uwielbiała się przyglądać tej fotografii. Wiedziała, że nigdy nie będzie mogła związać się ze swym ukochanym pracodawcą, więc przynajmniej mogła przysłużyć się mu tak, jak mogła najlepiej. Pracowała z nim od dawna, znała go jeszcze dłużej i przez te wszystkie lata niezmiennie pożądała. W pewnym momencie zdała sobie sprawę, że jednak nigdy nie będzie go mieć, choć potajemnie wciąż się łudziła, że może jednak… może jednak… Nawet wtedy, gdy pojął za żonę jakąś kobietę. Spłodził jedno dziecko. Później drugie. I kolejne… a ona wciąż miała nadzieję. Ten paradoks przytłaczał ją czasem tak bardzo, że nie mogła oddychać. Z jednej strony miała do niego niewypowiedziany żal, że tak bawił się jej uczuciami, mało tego, przestała się starać o jego względy, lecz z drugiej wciąż skrycie pragnęła, aby…
Rozległo się pukanie.
Zadrżała…
Jej głos musiał być idealnie piskliwy.
— Yhm, yhm. Proszę.
Drzwi zaskrzypiały cicho, uchyliły się, a do środka zajrzał Harry Potter. Już nie był tak buńczuczny, jak podczas lekcji. Na jego twarzy malował się wyraz posłuszeństwa i spokoju. Najwyraźniej szlaban to nie wszystko, co przyniósł ten dzień, a do spokornienia musiała przyłożyć się kolejna reprymenda panny Granger.
No, no, coraz bardziej nad sobą panujemy, co? Zwłaszcza gdy wiemy już, co nas czeka, pomyślała, uśmiechając się do siebie słodko niczym dziewczynka dziękująca swojej mamusi za lizaka.
Można nawet powiedzieć, że Harry był tym lizakiem. Wielkim, słodkim lizaczyskiem w okularach.
Kochaniutki, kochaniutki, kochaniutki!
Ich spojrzenia na krótką chwilę się skrzyżowały. Trwało to jednak zaledwie kilkanaście sekund, gdyż Harry szybko odwrócił wzrok, aby uniknąć tych przepełnionych żarem oczu Dolores. Ta jeszcze szerzej się uśmiechnęła, przez co jej żabie usta rozciągnęły się nienaturalnie, tworząc groteskową, wąziutką linię pociągniętą smakowitą, różowawą szminką. Nie mówiąc ani słowa, wskazała swemu gościowi krzesło i utkwiła w nim wzrok, kiedy ten zamykał drzwi i przemykał nieśmiało przez tonący w barwach gabinet, jakby był tutaj kimś nieproszonym. Szczurem zabawiającym się po kryjomu w pańskiej spiżarni. Umbridge siedziała niezmiennie za swoim biurkiem, gdy młody Gryfon spojrzał na nią wyczekująco.
Tak, te jego oczy… Znowu patrzą z pokorą…
— Dobrze wiesz, co masz robić, Potter. Nie będę powiadać kłamstw.

Chłopak nawet nie skinął głową, tylko pochylił się nad przygotowanym uprzednio pergaminem. Chciał jak najszybciej zakończyć ten szlaban. Czuł się w tym pokoju bardzo niekomfortowo, od kiedy przejęła go Umbridge. Ten przytłaczający róż, ususzone kwiaty w wazonach, jaskrawe, wielobarwne obrusy… i te talerze ze złowróżbnie słodkimi kociętami! One były najgorsze. Przepełniały go nie tyle obrzydzeniem, co okropnym lękiem. Za każdym razem, gdy przebywał w tym pomieszczeniu, czuł świdrujący wzrok na swoim karku, przez co po plecach przebiegał mu nieprzyjemny, lodowaty dreszcz. Tylko i wyłącznie dlatego nie odczuwał na sobie równie intensywnego, gorącego wzroku bladych oczu Umbridge, która niby nadal poprawiała prace domowe swoich uczniów, ale od czasu do czasu zerkała na Gryfona. Na wierzchu jego dłoni zakwitły czerwienią słowa, lśniące także na szczycie pergaminu. 

Widząc spływające po jego skórze pierwsze szkarłatne krople krwi, aż cała zadrżała, a jej ciało przepełniło gorąco. Musiała szybko odwrócić głowę, żeby jej ekstaza nie uleciała przez uszy. Odetchnęła bezgłośnie, wypuszczając powietrze przez usta. Dyskretnie dotknęła palcami czoła, żeby sprawdzić, czy nie spociła się zbyt widoczne. Jej oczy rozbłysły, kiedy znów przelotnie zerknęła na Harry’ego. Zrezygnował z szaty szkolnej. Miał na sobie zwykłe porozciągane dżinsy, poszarzałe, wytarte adidasy, które chyba kiedyś musiały być białe, oraz wyblakłą, niebieską bluzkę z krótkimi rękawami. Trochę się denerwował. Cały był spięty, tak, to było najlepsze. Ten nieco niechlujny ubiór nie oburzył jej, wręcz przeciwnie. Na samą myśl, że będzie mogła go na koniec za niego zrugać, poczuła gorąco między nogami.  
Wstała od stołu i zaczęła przechadzać się po gabinecie, w którym panowała idealna cisza przerywana tylko i wyłącznie cichym, rytmicznym stukaniem jej różowych, skórzanych trzewiczków. Potter udawał, że tego nie zauważał. I po części można go było zrozumieć. Dolores praktycznie zlewała się ze ścianami i meblami w pokoju.
Profesor Umbridge zaczęła się pocić. W gabinecie panowała zbyt wysoka temperatura. Dodatkowo ten cholerny ogień w kominku! Potter również odczuwał panujące tu gorąco. Koszulka kleiła mu się do pleców, na karku zaś pojawiły się drobniutkie, błyszczące w mocnym świetle świec kropelki potu. Serce załomotało w piersi nauczycielki, a ona sama westchnęła. Harry drgnął leciutko, jakby usłyszał ten cichutki świst powietrza umykający spomiędzy jej warg, które przygryzła lubieżnie i przeciągnęła po nich czubkiem języka. Wyciągnęła z kieszeni białą, obszytą różową koronką chusteczkę i otarła nią szybko czoło, na które wystąpił pot. Nie panowała już nad sobą. Stała się zupełnie kimś innym. Kiedy patrzyła na tego chłopca, wstręt mieszał się w niej z pożądaniem, które wylewało się z niej strumieniami gorąca. Powolutku zbliżyła się do niego, wyciągając w kierunku krzesła dłoń. Chusteczka, którą w niej trzymała, upadła na podłogę. Jej twarz całkowicie zmieniła wyraz, z sekundy na sekundę stawała się coraz bardziej pusta. Powolutku… wszystko działo się powolutku… Ale każda chwila wlokła się niemiłosiernie niczym cała wieczność. Wilgotne palce rozwarły się drapieżnie, a połyskujące paznokcie były już bardzo blisko celu… Harry nie spodziewał się niczego, Dolores zaś biła się z myślami.
Zrobić to… czy może jednak nie?
Pragnęła tego w tej chwili, jak niczego na świecie. Krew zawrzała jej w żyłach, serce waliło w piersi niczym dzwon, oddech przyspieszył…
Jeszcze bliżej…
Nagle zaschło jej w gardle tak bardzo, że musiała szybko przełknąć ślinę. Poczuła, jak na policzki wypływają gorące rumieńce podniecenia. Rozdrażnienie i ekstaza rozpierały ją, czuła je szczególnie w dolnych partiach ciała.

Żądza wzięła górę nad rozsądkiem. Oczy wyłaziły jej z orbit, kiedy palce pokonywały te ostatnie, najtrudniejsze centymetry. Przygryzła mocno wargi, jednak nie czuła bólu. Skupiona była na zupełnie innej czynności. 
Opuszki jej palców musnęły subtelnie mokry kark chłopca, paznokciami uszczypnęła skórę… jej jadowita miękkość parzy… Harry wzdrygnął się gwałtownie, ale Dolores szybko cofnęła rękę, wciąż czując na swojej wilgoć jego poru. Uśmiechała się słodko, kiedy Gryfon odwrócił się, aby spojrzeć jej w twarz. W jego oczach widniał nieskrywany strach i zaskoczenie. Umbridge odwróciła się, aby uniknąć bezpośredniej konfrontacji z chłopakiem, który przez moment główkował, czy mu się to nie zdawało. Dotyk jego skóry jeszcze bardziej rozbudził jej zmysły. Pragnęła, aby ten szlaban jak najszybciej się skończył. Domyślała się, że Potter czuł dokładnie to samo.

Całkowicie straciła zainteresowanie Potterem. Wróciła za swoje biurko, złożyła dłonie na kolanach i zerknęła na zegarek. Wydawało jej się, że cały ten szlaban ciągnie się niemiłosiernie w nieskończoność, ale tak naprawdę minęło już prawie czterdzieści minut. Pergamin przed Harrym upstrzony był już tak gęsto kropelkami jego własnej krwi, że ciężko było cokolwiek z niego odczytać. Dolores stwierdziła, że ostatecznie mogła już wspaniałomyślnie zakończyć tę torturę, bo sama odczuwała przyjemne dręczenie na dole w intymnym miejscu. Tak, to już koniec szlabanu. Przynajmniej na dzisiaj. Nie było przecież wykluczone, że chłopak znów dopuści się ohydnego złamania kolejnego punktu regulaminu. Dlatego odczekała jeszcze jakieś pięć minut i przemówiła słodkim, niewinnym głosikiem, jakby nic się w ogóle nie stało:
— Uważam, że dzisiejszy szlaban można uznać za zakończony. Możesz odejść.
Uśmiechała się jak dziewczynka, kiedy Harry ostrożnie narzucał torbę na ramię i szybkimi krokami kierował się w stronę drzwi. Nie spuszczała z nich wzroku do momentu, kiedy jego przyspieszone kroki całkowicie ucichły. Domyślała się, że kiedy tylko wyszedł z gabinetu, puścił się pędem przez całą długość korytarza, oby jak najdalej od wypełnionej chorym pożądaniem nauczycielki. Nie była zbyt powściągliwa tego wieczoru, ale to nie miało w tej chwili znaczenia.
Zamknęła pokój, wyciągnęła różdżkę i machnęła nią, a w ścianie pojawiły się ukryte magicznie drzwi prowadzące do sypialni. Była urządzona w podobnym stylu, jak jej gabinet, dlatego czuła się tu równie dobrze. Zapaliła jedną świecę, która przyjemnie i delikatnie oświetliła całe wnętrze. Zwykłe, drewniane łóżko przyozdobiła uroczym, różowym, falbaniastym baldachimem, co sprawiło, że sypialnia przybrała niezwykłego charakteru. Czuła się tu jak księżniczka. Jednak teraz to jej nie obchodziło. Praktycznie nie dostrzegała piękna swojej komnaty. Opadła na łóżko, które jęknęło głośno pod jej ciężarem, a ona sama bezzwłocznie podkasała spódnicę. Napięcie narastało z każdą sekundą, kiedy rozchyliła nogi, a dłoń wśliznęła się między nie. Do ust wsunęła jeszcze palec, którym musnęła kark Harry’ego. Wciąż czuła słony smak jego potu. Serce waliło jej w piersi w rytm cyklicznych, szybkich ruchów. Drobne, słone kropelki pokryły jej twarz i dekolt, a gorąco buchało z jej ciała jak z rozpalonego pieca. Wszystko było tak, jak powinno być.
Całkowicie typowy wieczór.

~ koniec ~

Strasznie długo zwlekałam z opublikowaniem tej miniaturki.
Nie ukrywam, że bardzo trudno mi się ją pisało, jeszcze trudniej niż ostatniego Bellamorta. Ale kolejny temat jest już o wiele lżejszy, mam już nawet pomysł, więc jeszcze przed Sylwestrem opublikuję Snily. Mam nadzieję, że wybaczycie mi tę straszną miniaturkę o Dolores, choć z drugiej strony — sami zaproponowaliście ten temat. ;>

Cóż, czas zabrać się za naukę, we środę czeka mnie kolokwium.
Tekst zbetowany.

37 komentarzy:

  1. A! Super, nie mogę się doczekać! Genialny gif! To z A Very Potter Musical czy A Very Potter Sequel?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem właśnie, ale jest świetny, miałam jeszcze jeden, gdzie Umbridge tańczy i jest pokazana cała postać, ale był za mały :<

      Usuń
    2. Nie wpadłabym na pomysł, że Umbridge może być pedofilem (w końcu Potter miał 15 lat!). To, że żywi niespełnioną miłość do Knota - bez zaskoczenia, ale Potter wzbudzający pożądanie w czterdziesto-lub-więcej letniej kobiecie to coś nowego ;) Ogólnie całkiem ciekawy pomysł, szkoda, że trzeba tak długo czekać, ale cóż... Następne Snape i Lily?

      Usuń
    3. Tak, Lily i Snape, nie trzeba będzie długo czekać, przynajmniej na pierwszą część, bo podzielę to na dwa lub trzy rozdziały. I bez pedofilii xD

      Usuń
    4. W tym przypadku ciężko by było, skoro byli w tym samym wieku :D A będzie to z czasów Hogwartu, czy jak już "dorośli"?

      Usuń
    5. Hogwart, aż tak nie chcę od fabuły książki odbiegać, ale... to jeszcze zobaczycie ;>

      Usuń
    6. Nie przepadam za tym połączeniem, ale przeczytam, jeśli napiszesz to jeszcze w tym roku.

      Usuń
  2. aa spoks! ja i tak wejde dpiero w sobotealbo w pt xD

    Kaśka Bryndza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, dziś powinnam dodać miniaturkę, więc akurat będzie xD

      Usuń
  3. Ale się cieszę :) A gif świetny xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy się dziś wyrobię, bo końcówka jest dość trudna do wypocenia xD

      Usuń
    2. Bardzo dobra miniaturka, ale szczerze mówiąc końcówkę przeczytałam z obrzydzeniem xD. Brr... Nie chcę sobie tego wyobrażać. Jest to postać której nie lubię (nawet jeśli lubię te złe postacie, jej po prostu nie da się lubić), a jeszcze w takiej sytuacji to już w ogóle nie na moją głowę xD.

      Usuń
    3. O tak, a to i tak najlżejsza wersja. Stwierdziłam, że najlepiej będzie Was aż tak strasznie nie zrażać i obrzydzać, już sama tematyka i postać jest odpychająca xD Ale spoko, łagodniejsze będzie Snily xD

      Usuń
    4. I dzięki Ci za to! :D Reszta postaci mnie w sumie nie obrzydza, no może Ron jeszcze ale da się przeżyć, więc następnych się już nie obawiam :P

      Usuń
    5. O tak, Ron też mnie obrzydza. Ciepłe kluchy, ciamajda, jeszcze gorsza niż Neville. Jak tak się na to teraz patrzy, to Neville jest bardziej odważny i mężny niż Ron.

      Usuń
    6. Dokładnie! Neville już jest lepszy niż Ron bo pokazał że mam jaja xD. A Ron to taka mameja. Idealny przykład jak facet nie powinien być.

      Usuń
    7. Mam nadzieję, że nie będę musiała pisać o nim miniaturki, zwłaszcza jakiejś z wątkiem erotycznym, bo jedyne, co mi przychodzi do głowy, kiedy o nim myślę, to miękki fallus ;/

      Usuń
    8. Hahahahaha dokładnie xD. Mam nadzieję, że nikt się go nie będzie chciał. Chociaż z nim też jest popularne sporo paringów. Na szczęście następne jest Snily co już mnie nie obrzydza, też popularne, ale ja bardzo lubię czasy huncwotów :P.

      Usuń
    9. A później będzie niespodzianka, jeśli specjalnie tego Wam nie obrzydzę, to będzie spoko, chyba że nie lubicie yaoi xD

      Usuń
    10. Aaa chyliłaś rąbka tajemnicy. Fajnie :D. Wiesz co jak to nie będzie Ron to mi nie obrzydzisz :P

      Usuń
    11. Nie, yaoi z Ronem to jeszcze gorsze niż samowystarczalna Umbridge xD

      Usuń
  4. Awh~
    Jestem chyba jedną z niewielu postaci, które tak bardzo lubią czytać o Umbridge. Tej brzydkiej, paskudnej, szpetnej, okrutnej, fałszywej i obłudnej kobiecie - tak, proszę państwa, właśnie kobiecie! Uwielbiam wszystko, co łączy ją z jakąkolwiek inną postacią. Muszę przyznać, ta miniaturka naprawdę ci wyszła. Choć znalazłam parę niedociągnięć oraz drobnych błędów językowych, stylistycznych czy interpunkcyjnych, to ogólnie rzecz biorąc bardzo dobre dzieło. Mam tylko jedno "ale": na samym początku opisywałaś Umbridge jako kogoś, kto pożąda nienawiści i znęcając się nad uczniami, zaspokaja tę potrzebę. Zdaje mi się, że Dolores nie odbierała tego w ten sposób. Moim zdaniem Umbridge pastwiła się nad Potterem i innymi z jakichś głębszych powodów niż zwykła nienawiść. To dość płytkie rozwiązanie, szczerze mówiąc. Skoro wplotłaś już w akcję Korneliusza, mogłaś te sprawy jakoś ze sobą połączyć. Na przykład tak: Dolores znęca się nad uczniami, ponieważ uważa, że dzięki temu zdobędzie ich niezaprzeczalny szacunek, co spowoduje, że Knot dostrzeże w niej pewne cechy, które wyzwolą jego uczucia. Or something else. Może się czepiam, ale powód, jaki podałaś, po prostu nie zadowolił mojego umysłu, którego nauczyciele kształtują na machinę do poszukiwania prawdy i głębi ludzkiej.
    Pozdrawiam serdecznie i liczę na szybkie pojawienie się kolejnych miniaturek.
    ~Unatha vel. Luna Mashiro Trancy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt, mogłam to lepiej rozegrać, ale obawiałam się jakiegoś głębszego wchodzenia w umysł Dolores, bo jeszcze bym się tam zgubiła. W zasadzie nigdy w życiu nie spotkałam się z jakimkolwiek opowiadaniem dotyczącym tej postaci, jednak pojawiła się taka propozycja wśród Czytelników, więc zakasałam rękawy i zabrałam się za pisanie, choć przyznam szczerze, że trochę się męczyłam nie tyle nad wymyśleniem fabuły, bo ona sama jest dość płytka, jak zauważyłaś, lecz nad przekoloryzowaniem pewnych spraw. No, zobaczymy, może uda mi się coś jeszcze kiedyś wykrzesać na ten temat, czemu nie xD

      Usuń
  5. Heloł :3 Postanowiłem wziąć się za komentowanie twoich miniatureczek. ^.^ Okay, treść. Fabuła opowiadania jest bardzo niespotykana. Nigdy, nigdy nie spotkałem się z podobnym czymś i mile mnie Dolores zaskoczyła. Być może istnieją jakieś literówki, ale byłem tak pochłonięty czytaniem, źe ich nie zauważyłem :D W życiu bym nie przypuszczał, że kryje się w niej aż takie pożądanie... Ale to przecież zwyczajny dzień z życia Dolores! A Harry jest strasznie kanoniczny. I to w jak najbardziej pozytywnym sensie, bo pasuje on do tej Historiii.
    Żako

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem szczerze, że kusiło mnie opisanie owego AKTU, ale jednak zrezygnowałam. Przeczytałam serię HP już bardzo wiele razy, a im więcej czytałam o Umbridge, im byłam starsza, tym coraz bardziej dostrzegałam w niej taką iskierkę... pożądania skierowanego do Harry'ego. Coś w rodzaju... niechęci, bo wiadomo, jest wkurzającym ją bachorem, ale z drugiej strony od takiej silnej nienawiści do miłości (a w tym wypadku seksualnego pożądania) jeden krok. Wiem, to chore, ale opisuję kazirodcze związki swoich OC, więc Umbridge podniecająca się Harrym to chyba nic strasznego. Musicie mi to wybaczyć, moi drodzy Czytelnicy. :)

      Usuń
  6. Uwielbiam twój styl pisania. Na razie z twoich blogów przeczytałam całą tylko Czwórkę Hogwartu. Jestem w trakcie czytania SCP, SS, DLR,Douce Fleur no i teraz też Papierowych Gwiazd. Życzę mnóstwa jeszcze lepszych pomysłów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że postanowiłaś zawalczyć z moimi opowiadaniami, naprawdę, jestem pełna podziwu. Jak jeszcze Douce Fleur czy Selene jestem w stanie sobie wyobrazić, tak nadrabiania Siostrzenicy czy mega blogaskowego DLR - nie. Naprawdę szacun. Ogromny szacun za odwagę, bo można się zgubić w fabule (na DLR może jeszcze nie, ale w SCP owszem), wyznam w tajemnicy, że sama momentami nie pamiętam, o czym pisałam kilkadziesiąt rozdziałów do tyłu.

      Usuń
  7. Huh, ale masz tych blogów! Jak ja je wszystkie przelecę, to nie wiem. xDDD
    Ta miniaturka... Wywołała we mnie ogromne emocje!
    Nie spodziewałam się, że Dolores może odczuwać coś takiego jak pożądanie - dla większości jest to tylko obrzydliwa baba z skłonnościami do sadyzmu.
    Biedny Harry, biedny... Ja bym się czuła zmolestowana na jego miejscu.
    Podoba mi się to, jak opisujesz emocje. Widać, że masz w tym doświadczenie. :3
    Pohejcić i poradzić nie mam jak, bo moim zdaniem jest tu perfekcyjnie - nie widzę błędów logicznych, gramatycznych i ortograficznych. Twój styl moim zdaniem jest teraz bardzo wyrobiony, co też jest dużym plusem. :D
    Zazdroszczę Ci tego!
    A wracając do Dolores... Teraz, w tej miniaturce wydała mi się taka ludzka.
    Czekam na więcej miniaturek, a teraz lecę do Dramione. :D
    http://blackstars-of-the-future.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooch, taaaak, ta miniaturka miała wywołać ogromne emocje. xD Nie była pisana na serio i muszę ją jeszcze trochę podrasować, ale sama tematyka jest kontrowersyjna, puchata i różowa. Dokładnie taka, jaka jest Dolores. <3

      Usuń
  8. Dzień dobry. :)

    Ach, ta Dolores, gnębienie uczniów to jedna wielka frajda, co? Ten Harry to się zawsze w coś wpakuje, ma się to szczęście. Umbridge już nigdy nie będzie taka sama. Te ruchy, miny, pot, zgrzytanie zębami... A gabinet miała niezwykle nastrojowy, trzeba przyznać. Różowo, jeszcze te miauczące kicie.

    Harry będzie miał pewnie traumę do końca życia. Dobrze, że do niczego więcej nie doszło, bo nasz Wybraniec mógłby dostać zawału i nici z pokonania Voldemorta.

    Milutka, pisana z przymrużeniem oka (mam nadzieję, hah) miniaturka.

    Jesteś porażająco poprawna. Może kilka powtórzeń wyłapałam. A tak wszystko idealnie, każdy przecinek i tak dalej. Styl też, widać, wyćwiczony. Tak trzymać.

    Miłego dnia. :)

    ...........................
    kot-z-maslem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Masz gifa w awatarze. *O*
    Ooo tak, miniaturka z bardzo dużym dystansem. W sumie rzadko kiedy piszę miniaturki (czy cokolwiek potterowskiego) zupełnie na serio, ale tekst tego typu... jeszcze z Umbridge... Kiedy tylko przeczytałam w książce ten fragment ze szlabanem, oczami wyobraźni ujrzałam właśnie taką scenę. ;_; Albo ja jestem poryta, albo moja interpretacja Umbridge trochę wykracza poza prawdziwą Umbridge. [*]

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciekawy pomysł, jak zwykle dobrze napisane. Nie mam weny na pisanie komentarzy i niespecjalnie mam tu co komentować. Wybacz. Przeczytałam, bo przeczytałam, ale nie sprawiło mi to takiej przyjemności, jak przy Lolitce(?), czy Pracujących Dziewczynkach.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  11. Tę miniaturkę planowałam napisać już od wielu lat. Pamiętam, że wpadłam na taki pomysł, kiedy pierwszy raz przeczytałam HP5, to było jeszcze w podstawówce. Oczywiście bez końcówki, nie byłam wtedy jeszcze aż tak zboczona. XD

    OdpowiedzUsuń
  12. 41 year old Librarian Hamilton Viollet, hailing from Picton enjoys watching movies like "Flight of the Red Balloon (Voyage du ballon rouge, Le)" and Homebrewing. Took a trip to Sceilg Mhichíl and drives a Charger. mozna sprobowac tego

    OdpowiedzUsuń
  13. prawnik rzeszów - Jesteśmy prawnik-rzeszow.biz, kancelarią prawną z siedzibą w Rzeszowie. Jesteśmy małą kancelarią, dopiero zaczynamy swoją działalność, dlatego potrzebujemy dotrzeć do większej liczby osób. Oferujemy usługi prawnicze i musimy rozpowszechnić naszą nazwę, więc jeśli masz czas, aby napisać o nas, będziemy wdzięczni. Chciałabym podziękować za poświęcony czas, ponieważ wiem, że jesteście bardzo zajęci i naprawdę to doceniamy. Jeśli masz jakieś pytania, proszę nie krępuj się pytać.

    OdpowiedzUsuń

Byłoby mi niezmiernie miło, gdybyś po przeczytaniu rozdziału wyraził swoją opinię na jego temat. Każda wypowiedź niezmiernie motywuje, pozwala pracować nad sobą i opowiadaniem.