Klasa szybko pustoszała. Żaden z uczniów
nie miał zamiaru zostać sam na sam ze znienawidzoną nauczycielką, a ona
doskonale o tym wiedziała. Jednak w niczym jej to nie przeszkadzało, wręcz
przeciwnie. Świadomość, jak wpływa na samopoczucie tych okropnych bachorów,
mile łechtała jej próżność.
Siedziała za swoim idealnie wysprzątanym
biurkiem i obserwowała, jak klasę zapełnia kolejna grupa. Tym razem nadszedł
czas na piątoklasistów. Jej szerokie, żabie usta rozciągnęły się w jadowitym
uśmiechu, gdy ujrzała Harry’ego Pottera zajmującego miejsce tuż obok swego
tępego, rudowłosego przyjaciela. Uwielbiała zajęcia z Gryfonami. Doskonale
wiedziała, że któryś z nich złamie jakąś zasadę na jej lekcji i będzie mogła nareszcie
nagrodzić delikwenta szlabanem.
Gdy tylko rozbrzmiał dzwonek oznaczający
koniec przerwy, machnęła różdżką, a drzwi zatrzasnęły się z hukiem. W tym
czasie Umbridge omiotła wzrokiem ławki; spostrzegła, że brakuje jednej osoby. Z
satysfakcją uświadomiła sobie szybko, iż puste miejsce należało do Natalie
Brown — Puchonki, którą podczas ostatnich zajęć wyjątkowo paskudnie
zbeształa.
— Dzień dobry, uczniowie — powitała
ich słodko.
— Dzień dobry, pani profesor Umbridge — zaśpiewała
chórem klasa, choć twarze wszystkich były ponure, jakby znajdowali się na
niezwykle przygnębiającym pogrzebie.
— Doskonale. A teraz proszę schować
różdżki, otworzyć podręczniki na stronie dwudziestej siódmej i przeczytać
rozdział piąty — rozkazała, znów unosząc różdżkę, a na tablicy
pojawił się tytuł książki, odpowiednie strony i nazwisko autora.
W klasie zapanowała idealna cisza. Wszyscy
otworzyli podręczniki na wymaganej stronie, ale tylko niektórzy zaczęli
naprawdę czytać. Większość wpatrzyła się pusto w tekst i pogrążyła we własnych
myślach, łudząc się, że pani profesor nie zauważy zignorowanej komendy. Ale
pani profesor zauważyła. Ona zawsze zauważała takie detale. Zasiadła za
biurkiem i poddała się swemu ulubionemu zajęciu — obserwacji. Jej
wzrok padał szczególnie często na zadumanego Harry’ego Pottera. Już nie mogła
się doczekać, kiedy znów wybuchnie. Karanie go dawało jej szczególną radość, a
kiedy chłopak musiał poświęcić na rzecz szlabanu coś, co naprawdę sprawiało mu
przyjemność, czuła się naprawdę spełnioną nauczycielką.
Przerwała miłe rozmyślania, by móc spojrzeć
na Hermionę Granger. Tej dziewucha działała jej na nerwy bardziej od gromady
rozpieszczonych smarkaczy. Mimo że już na pierwszej lekcji zadeklarowała się,
iż dawno przeczytała całą książkę, teraz siedziała w bezruchu i wczytywała się
namiętnie w stronę dwudziestą siódmą. Dolores szybko odwróciła wzrok, aby
skupić się na czole jakiegoś nieznanego jej Puchona. Nienawidziła panny Granger
całym jadowitym, robaczywym sercem. Irytowały ją wiecznie rozczochrane,
kasztanowe włosy, przemądrzały wyraz twarzy, mocny, jazgotliwy głos, a przede
wszystkim autentyczna inteligencja, której nie mogła zaprzeczyć, choć od samego
początku bardzo się starała. Nie potrafiłaby jej znieść w swoim gabinecie,
gdyby pewnego pięknego dnia ukarała ją szlabanem.
Minuty wlokły się ospale, ale Umbridge
trwała uparcie z uprzejmym uśmiechem na ustach, patrząc to na uczniów, to na
zegar wiszący nad drzwiami. Za moment poprosi Gryfonów i Puchonów o
streszczenie przeczytanego rozdziału. Już za chwilę…
Wybiła godzina jedenasta. Do zakończenia
lekcji pozostał jeszcze kwadrans. Umbridge powstała, ale była tak niska, że
nikt tego nie zauważył do momentu, gdy wyszła na środek klasy, by móc każdego
dobrze widzieć.
— Kto mi powie, co Wilbert Slinkhard
mówi w rozdziale piątym Teorii obrony
magicznej? Och, oczywiście, nic nowego… panna Granger. — W jej
głosie zabrzmiała tak słodka, dziewczęca uprzejmość, że Gryfonka skrzywiła się
nieznacznie, zanim odpowiedziała:
— Slinkhard pisze o złym wpływie klątw
na psychikę czarodzieja, który je używa.
— Czy panna Granger ma wobec tego
jakieś obiekcje? — zapytała nauczycielka, wyraźnie ją prowokując, ale
Hermiona pokręciła przecząco głową, na co ta dodała głośniej, wychylając się
ostentacyjnie w jej stronę: — Słucham? Nie dosłyszałam.
— Nie. — Stanowczy głos
uczennicy zadrżał nieznacznie.
Umbridge uśmiechnęła się złośliwie. Wygrała
tę bitwę. Jednak wiedziała, że za chwilę któreś z jej przyjaciół się odezwie. Nie
mogło być inaczej, te małe wojenki na jej lekcji należały już do tradycji.
I nie myliła się.
Ciemnoskóry Dean Thomas uniósł rękę, lecz
jego twarz wyrażała swego rodzaju zwątpienie. Bardzo chciał w jakiś sposób
przeciwstawić się temu, co czytał, jednak doskonale znał swoją pozycję w tej
klasie. To było królestwo Dolores. Ona ustalała zasady i ona wynajdywała kary
za nieprzestrzeganie ich. Mimo to głupio się łudził, że może jeszcze coś
wyciągnąć z tej lekcji.
— Proszę, panie Thomas. Ma pan jakieś
pytanie?
— Nie do końca rozumiem ten rozdział — zaczął
i spojrzał na swojego sąsiada. — Dlaczego Slinkhard przejmował się
tym, co czuje czarodziej podczas rzucania klątwy? To znaczy… według mnie to
wygląda tak, jakby autor chciał nas zniechęcić do jakiegokolwiek czarowania. A
przecież moc musimy rozwijać, a nie…
Żyła na jej silnie otłuszczonej szyi
nabrzmiała groźnie, ale radość i słodki uśmiech uparcie wisiały na nieco
sflaczałej twarzy nauczycielki. Zakaszlała cicho w ten swój charakterystyczny,
irytujący sposób i odparła:
— Mówiłam to wielokrotnie, ale
powtórzę raz jeszcze. Jeśli będziecie się wystarczająco pilnie uczyć z podręczników,
to wystarczy wam, abyście mogli bezbłędnie rzucić odpowiednią klątwę. Nawet tę
najgroźniejszą. Dlatego nie widzę potrzeby rzucania jakichkolwiek zaklęć w
mojej klasie, jeśli do tego pan zmierza.
— Dean tylko grzecznie zapytał,
dlaczego pani od razu na niego naskakuje? — zapytał Harry; w jego
głosie bardzo wyraźnie zabrzmiała pretensja. Zapomniał, że miał przecież nie
prowokować profesor Umbridge
Na to właśnie czekała. Przecież nie mogła
pozwolić, aby uczniak odzywał się do niej w ten sposób. Była jego nauczycielką
i wymagała bezwzględnego szacunku! Bez-względ-ne-go!
Nie zamierzała wdawać się z nim w dyskusję, ponieważ zamierzała zostawić sobie
wieczór na tę przyjemność.
Jej szata napięła się, a szwy zatrzeszczały
cicho, dosłyszalnie jedynie dla uczniów z pierwszych ławek, kiedy nabrała
powietrze w płuca, aby się uspokoić i nie wybuchnąć. Była niesamowicie
drażliwa, wystarczyło zaledwie jedno słowo, jedna sekunda czy niewłaściwe
spojrzenie, aby doprowadzić ją do furii. Poczuła, jak poci się obficie pod
różowym sweterkiem ubranym pod czarną szatę czarownicy. Wygięła wargi w
paskudnym, wymuszonym uśmiechu i wycedziła przez zaciśnięte zęby:
— Odzywa się pan niepytany, panie
Potter. Sądzę, że szlaban dobrze panu zrobi. Widzę pana w moim gabinecie
dzisiaj o dwudziestej pierwszej.
Ich spojrzenia spotkały się, a był w nich
tak przeogromny żar, że niemal czuć było płonące między nimi powietrze.
Zielone, bystre, przepełnione niechęcią i gniewem oczy Gryfona zmieniły się w
szparki, a blade, maleńkie oczka profesor Umbridge patrzyły zaskakująco
spokojnie — obietnica szlabanu rozluźniła spięte zmysły.
Zabrzmiał stłumiony przez zamknięte drzwi
dzwonek i w tym momencie wszystko się skończyło. Potter natychmiast spakował
swoje rzeczy i jako pierwszy opuścił klasę, nie zapinając nawet swojej torby.
Dolores odprowadziła go wzrokiem. Wciąż miała w pamięci zieleń jego oczu. Mimo
że czuła do niego prawdziwy wstręt i niechęć, to jednak było w nim coś denerwująco
intrygującego. Doprowadzał do gorącej furii, a najlepsze było to, że zachowywał
się tak zupełnie nieświadomy tego ognika. Czasami Dolores miała ochotę chwycić
go za te rozczochrane kudły i tłuc jego głową o biurko.
Musiała
się uspokoić. To jeszcze nie czas.
Kiedy klasa opustoszała, machnęła różdżką,
a wszystkie krzesła ustawiły się równiutko przy ławkach. Nie znosiła chaosu,
choć już powolutku uczyła się ignorować zwykły szkolny nieład. Jej życiem
kierował idealny ład, zasady i róż. Zabrała ze sobą torebkę i sama opuściła
klasę, pamiętając, aby dobrze zamknąć drzwi. Nie zniosłaby kolejnej łajnobomby
pod krzesłem.
Umbridge dała się do pokoju
nauczycielskiego. Przed kolejną lekcją z trzecioklasistami miała godzinne
okienko, które postanowiła pożytecznie spędzić na podsłuchiwaniu profesorów i
irytowaniu ich samą swoją obecnością. Nigdy nie goniła za znajomościami, które
nie przynosiły profitów, a wszyscy niereformowalni nauczyciele praktycznie
mieli już wyznaczone daty swojego wylotu z pracy, więc Dolores stwierdziła, że
nie ma sensu się przywiązywać.
Minęła dwa kamienne gargulce strzegące
wejścia do pokoju nauczycielskiego i weszła do środka. Pomieszczenie było
średniej wielkości, z wysokim sufitem i długim stołem, przy którym stało całe
mnóstwo wysiedzianych foteli, kulawych, obitych wyblakłym perkalem krzeseł i
puf. W kącie stała wielka, staromodna szafa na płaszcze. Była to pora, podczas
której większość nauczycieli miało jeszcze lekcje, a do obiadu zostało trochę
czasu, jednak u szczytu błyszczącego stołu siedziała jakaś postać ukryta prawie
całkowicie za rozłożonym „Prorokiem Codziennym”. Widać było tylko nieznacznie
czubek wysokiej, czarnej tiary. Dolores poczuła się urażona tym widocznym
lekceważeniem, więc zakaszlała cicho:
— Yhm, yhm.
Gazeta lekko zadrżała, po czym opadła na blat
stołu. Twarz profesor McGonagall ścisnęła się. Brwi utworzyły jedną, podłużną
linię, a wargi pobladły. Milczała przez kilka sekund, dopiero po chwili
przemówiła:
— Dzień dobry, Dolores. Widzę, że masz
przerwę.
— Witaj, Minerwo. Tak, właśnie miałam
zajęcia z twoimi podopiecznymi — odparła, a w jej głosie wyraźnie
zabrzmiała groźba. McGonagall w jednej chwili wyczuła, że coś nadchodzi, ale
nie odezwała się ani słowem, czekając, aż Umbridge sama jej wszystko opowie. — Niestety
muszę cię powiadomić, że pan Potter znowu
nie dał popisu dobrych manier. Już tyle lat pracujesz w Hogwarcie, a z roku na
rok masz coraz mniejszy respekt wśród swoich wychowanków — zacmokała
cicho — więc chyba powinnaś już pomyśleć o emeryturze. Dumbledore
również. Powinna go zastąpić osoba godna… Więc może o szlaban pana Pottera
powinnaś oskarżyć siebie?
Profesor McGonagall zmarszczyła brwi, a jej
twarz pierwszy raz od wejścia nachalnej nauczycielki do komnaty przybrała jakiś wyraz — obrzydzenia i
poirytowania.
A obiecała sobie, że już nie da się jej
sprowokować.
Miała już serdecznie dość profesor
Umbridge, a szlabany, którymi z wyraźną lubością karała przeważnie jej
podopiecznych, stały się męczące. Za którymś McGonagall razem udała się nawet
do Dumbledore’a, lecz rozmowa, która pozostała tylko między nimi, nie wniosła
do sprawy zupełnie nic.
— Ta
kobieta łamie wszelkie zasady, które od lat panują w Hogwarcie — mówiła
spokojnie, lecz stanowczo, dając upust swym negatywnym emocjom, chodząc
żywiołowo po okrągłym gabinecie. Dyrektor bacznie się jej przyglądał. — Albusie,
dzisiaj przeszła samą sobie. To naprawdę nie jest dobra nauczycielka, KAŻDY
byłby lepszy. Zwłaszcza w czasach, w których znowu przyszło nam żyć.
— Minerwo,
doskonale cię rozumiem. Również niepokoję się o uczniów, zwłaszcza o tych
młodszych — przyznał Dumbledore, ale w jego głosie wyraźnie
zabrzmiała rezygnacja, na co McGonagall zamrugała szybko. — I o
niektórych starszych. Jednak są przeszkody, których nawet ja nie przeskoczę.
Westchnął
ciężko, a na jego twarzy pojawił się prawdziwy ból. Jego towarzyszka nie mogła
wprost uwierzyć w to, co słyszy.
— Na
brodę Merlina! Przecież powrócił Sam-Wiesz-Kto! Jeśli nie uczynimy czegoś, aby
odzyskać swobody, bardzo szybko upadniemy, tak jak teraz upada Ministerstwo
Magii! Nie możemy pozwolić, aby pociągnęło nas za sobą…
Urwała,
ponieważ jej gardło zostało boleśnie ściśnięte przez gorzkie łzy. Szybko
odwróciła głowę, aby ukryć zmieszanie, choć wiedziała, że Dumbledore domyślił
się, jak się teraz czuła — on odczuwał dokładnie to samo.
Dyrektor
odczekał krótki moment, aż profesor McGonagall się uspokoi; dopiero wtedy powiedział:
— Musimy
po prostu być cierpliwi. Wiem, że będzie o wiele gorzej, niż jest teraz, ale
nie możemy się poddawać. Mam do ciebie tylko jedną prośbę, Minerwo. Miej oko na
Harry’ego. Ja w tej chwili… a nie chcę, aby został całkiem sam. Bądź jego
sekretnym Aniołem Stróżem.
Nauczycielka
przełknęła ślinę, w gardle wciąż coś ją uwierało, ale posłusznie skinęła głową.
— Dlaczego uważasz, że powinnaś mnie o
tym poinformować? — zapytała cierpko. — Nieustannie karzesz
innych moich podopiecznych, ale ani raz nie usłyszałam od ciebie o szlabanie
pana Finnigana, Weasleya czy panny Brown. Czym Potter się od nich różni?
Dolores uśmiechnęła się słodko. Mimo
kamiennej twarzy McGonagall targały w środku tak ostre, wyraziste emocje, że ta
miała spore trudności z utrzymaniem nerwów na wodzy. To niezwykle ucieszyło
Umbridge.
— Jest dużo bardziej butny. To słabe
ogniwo w grupie twoich Gryfonów, którzy są jedynie jak głupie owce. Ale Potter…
On jest inny, przynosi wstyd twojemu domowi. Mało tego. Przynosi wstyd całej szkole, więc także i mnie.
Widziałaś, co pisał o nim „Prorok Codzienny” w zeszłym tygodniu? Dlatego byłam
przeciwna przywróceniu go do Hogwartu. Trzeba usuwać najsłabsze ogniwa z łańcucha,
aby ten nie pękł w chwili próby.
McGonagall znów zmarszczyła brwi, ale nie
skomentowała tego, gdyż wiedziała, że jest to prowokacja. Już dawno nie
słyszała tak propagandowego hasła. Dumbledore ostrzegał ją przed tym, ale
równie dobrze zachować te słowa dla siebie. Okazały się kompletnie
nieprzydatne. Uznała tę rozmowę za zakończoną. Złożyła powoli gazetę,
całkowicie skupiona na tej czynności, wstała od stołu i dodała na odchodnym:
— Naprawdę nie rozumiem twojego
zachowania, Dolores. I chyba nie zamierzam spróbować go pojąć.
Rzuciła jej miażdżące spojrzenie i opuściła
pokój nauczycielski, pozwoliwszy, aby drzwi całkowicie przypadkowo wymsknęły jej się z ręki. Umbridge wciąż stałą na swoim
miejscu, niezmiennie się uśmiechając. Spodziewała się takiej reakcji. Ona zawsze
potrafiła przewidzieć każde zachowanie. Choć troszkę się zdenerwowała, bardzo
szybko stwierdziła, że profesor McGonagall jest ślepa. Ale robiła to, czego od
niej wymagał Albus Dumbledore, była jego prawą ręką, więc automatycznie stała
się dla niej niebezpieczna.
Do czasu…
Przybyła tutaj z dawno ustaloną, konkretną
misją. Nic nie mogło jej rozpraszać. Poza kontrolą uczniów i kolegów z pracy
dostała jeszcze jedną sekretną misję od swego umiłowanego szefa. Harry Potter
od jakiegoś czasu stał się bardzo rozmowny i irytujący. Za bardzo irytujący. Robił wszystko, aby zwrócić na siebie uwagę.
Oszukanie Czary Ognia w zeszłym roku nie wystarczyło, o nie, więc teraz posunął
się o krok dalej. Tyle że start w Turnieju Trójmagicznym był całkowicie
prywatnym ryzykiem i mógł zagrozić tylko jego życiu. Ale rozpowiadanie politycznych
plotek na temat powrotu Lorda Voldemorta to już inna sprawa, bo wywoływało
poruszenie i niepokój w społeczeństwie. Oczywiście, gdyby nie Korneliusz, w
magicznym świecie już dawno zapanowałby chaos. To złoty człowiek.
Dolores była pełna podziwu dla Knota. Na
jego miejscu już dawno pozbawiłaby Dumbledore’a stanowiska dyrektora szkoły i
bez procesu wtrąciła do Azkabanu za celowe buntowanie uczniów. Nie potrafiła
znieść głupoty i naiwności tych bachorów. Mierziło ją marnowanie czasu na tych
półgłówków, którzy ślepo wpatrzeni byli w tego skretyniałego miłośnika mugoli,
ale przecież miała do wypełnienia misję. Nie mogła zawieść Korneliusza, który
pokładał w niej ogromne nadzieje. Była jego ostatnią deską ratunku. Złotą prawą
ręką dyspozycyjną dwadzieścia cztery godziny na dobę. Całe życie poświęciła
ministerstwu. Bywały już przecież gorsze trudności, teraz zaś, gdy czuła się
przytłoczona, myślała o Korneliuszu lub wyobrażała sobie upokarzający upadek
Dumbledore’a i Harry’ego Pottera. I od razu czuła się lepiej. Siły do dalszego
działania wracały, a ona sama wypełniała się energią, która wprost rozpierała
jej ciało. Doskonale wiedziała o tym, że sprawa jest poważna. Serce
rozświetlała jej radość, gdyż czuła awans…
*
Czas tego dnia ciągnął się jej
niemiłosiernie. Podczas ostatniej lekcji z pierwszoroczniakami nie mogła
usiedzieć przy biurku, więc musiała wstać i krążyć między stolikami, natomiast
sam wieczorny posiłek okazał się udręką. Pochłonęła błyskawicznie kolację i
zerknęła na mały, srebrny zegarek ze sztucznymi, różowymi diamencikami zdobiący
jej lewy nadgarstek.
Cholera
jasna!
Wskazywał dopiero godzinę dziewiętnastą.
Zmarszczyła nieznacznie brwi, aby nikt nie zauważył, że jej humor trochę się
pogorszył, choć tak naprawdę nikt na nią nie patrzył. Wcisnęła między wargi
jeszcze jeden, ostatni kęs gotowanego jajka, wpatrzona w stół Gryfonów, po czym
uśmiechnęła się słodko i wstała. Było jej gorąco, mimo że w Wielkiej Sali nie
było zbyt ciepło, a różowy sweterek zostawiła w gabinecie. Wymknęła się prawie
niezauważalnie przez drzwi za stołem nauczycielskim, nie zważając na to, że umożliwiła
swoim kolegom rozmowy na niedozwolone
tematy.
Udała się prosto do swojego gabinetu. Był
idealnie wysprzątany przez skrzaty domowe, wszystko do szlabanu przygotowane
już od dawien dawna. Na małym, kwadratowym stoliku w kącie leżał rozwinięty
kawałek pergaminu i ułożone równolegle do niego pióro z ostrą stalówką. Jej
ulubiona technika tortur. Teraz wystarczyło tylko cierpliwie czekać.
Usiadła za biurkiem i położyła na jego
blacie swoją różową, skórzaną torbę, otworzyła ją i przechyliła, a na podołek
wypadł cały komplet prac domowych, które złożyli jej tego ranka
trzecioklasiści. Na ich widok ogarnęło ją tak przeogromne zniechęcenie, ale w
oczekiwaniu na Pottera nie miała przecież nic ciekawszego do roboty.
Postanowiła poprawić wypracowania w nadziei, że będą odpowiednio kiepskie, aby
mogła z czystym sumieniem postawić kilka mocnych, konkretnych ocen
niedostatecznych. Wyciągnęła z torebki swoje farbowane na różowo orle pióro
oraz pachnący kwiatami atrament. Oczywiście różowy.
Rozwinęła pierwszy pergamin…
Jeszcze chwila i przybędzie Harry Potter.
Miała nadzieję, że spóźni się kilka minut, wtedy będzie mogła ukarać go
kolejnym szlabanem. Albo tylko go upokorzy? Wszystko będzie zależało od jej
samopoczucia, które — sama wiedziała — szybko się
zmieniało. Ale Potter. Potter, Potter, Potter. Nie znosiła jego wizyt w jej
idealnie harmonijnym, barwnym gabinecie, ale i wyczekiwała ich. To był
paradoks, którego nie potrafiła wytłumaczyć, lecz nawet jej się podobał.
Przygryzła dolną wargi. Wypracowanie nie
było tak złe, jak myślała. Musiała postawić pozytywną ocenę. Z oburzeniem
odrzuciła pierwszą pracę domową i przyciągnęła sobie kolejną, zerkając
przelotnie na ruchome zdjęcie Korneliusza Knota, oprawione w ładną, drewnianą,
lakierowaną ramkę. Przyglądał się jej spod swego cytrynowo zielonego melonika i
mrugał od czasu do czasu. Uwielbiała się przyglądać tej fotografii. Wiedziała,
że nigdy nie będzie mogła związać się ze swym ukochanym pracodawcą, więc
przynajmniej mogła przysłużyć się mu tak, jak mogła najlepiej. Pracowała z nim
od dawna, znała go jeszcze dłużej i przez te wszystkie lata niezmiennie
pożądała. W pewnym momencie zdała sobie sprawę, że jednak nigdy nie będzie go
mieć, choć potajemnie wciąż się łudziła, że może jednak… może jednak… Nawet
wtedy, gdy pojął za żonę jakąś kobietę. Spłodził jedno dziecko. Później drugie.
I kolejne… a ona wciąż miała nadzieję. Ten paradoks przytłaczał ją czasem tak
bardzo, że nie mogła oddychać. Z jednej strony miała do niego niewypowiedziany
żal, że tak bawił się jej uczuciami, mało tego, przestała się starać o jego
względy, lecz z drugiej wciąż skrycie pragnęła, aby…
Rozległo
się pukanie.
Zadrżała…
Jej głos musiał być idealnie piskliwy.
— Yhm, yhm. Proszę.
Drzwi zaskrzypiały cicho, uchyliły się, a
do środka zajrzał Harry Potter. Już nie był tak buńczuczny, jak podczas lekcji.
Na jego twarzy malował się wyraz posłuszeństwa i spokoju. Najwyraźniej szlaban
to nie wszystko, co przyniósł ten dzień, a do spokornienia musiała przyłożyć się
kolejna reprymenda panny Granger.
No,
no, coraz bardziej nad sobą panujemy, co? Zwłaszcza gdy wiemy już, co nas
czeka, pomyślała, uśmiechając się do siebie słodko niczym
dziewczynka dziękująca swojej mamusi za lizaka.
Można nawet powiedzieć, że Harry był tym lizakiem.
Wielkim, słodkim lizaczyskiem w okularach.
Kochaniutki,
kochaniutki, kochaniutki!
Ich spojrzenia na krótką chwilę się
skrzyżowały. Trwało to jednak zaledwie kilkanaście sekund, gdyż Harry szybko
odwrócił wzrok, aby uniknąć tych przepełnionych żarem oczu Dolores. Ta jeszcze
szerzej się uśmiechnęła, przez co jej żabie usta rozciągnęły się nienaturalnie,
tworząc groteskową, wąziutką linię pociągniętą smakowitą, różowawą szminką. Nie
mówiąc ani słowa, wskazała swemu gościowi krzesło i utkwiła w nim wzrok, kiedy
ten zamykał drzwi i przemykał nieśmiało przez tonący w barwach gabinet, jakby
był tutaj kimś nieproszonym. Szczurem zabawiającym się po kryjomu w pańskiej
spiżarni. Umbridge siedziała niezmiennie za swoim biurkiem, gdy młody Gryfon
spojrzał na nią wyczekująco.
Tak,
te jego oczy… Znowu patrzą z pokorą…
— Dobrze wiesz, co masz robić, Potter. Nie będę powiadać kłamstw.
Chłopak nawet nie skinął głową, tylko
pochylił się nad przygotowanym uprzednio pergaminem. Chciał jak najszybciej
zakończyć ten szlaban. Czuł się w tym pokoju bardzo niekomfortowo, od kiedy
przejęła go Umbridge. Ten przytłaczający róż, ususzone kwiaty w wazonach, jaskrawe,
wielobarwne obrusy… i te talerze ze złowróżbnie słodkimi kociętami! One były
najgorsze. Przepełniały go nie tyle obrzydzeniem, co okropnym lękiem. Za każdym
razem, gdy przebywał w tym pomieszczeniu, czuł świdrujący wzrok na swoim karku,
przez co po plecach przebiegał mu nieprzyjemny, lodowaty dreszcz. Tylko i
wyłącznie dlatego nie odczuwał na sobie równie intensywnego, gorącego wzroku
bladych oczu Umbridge, która niby nadal poprawiała prace domowe swoich uczniów,
ale od czasu do czasu zerkała na Gryfona. Na wierzchu jego dłoni zakwitły czerwienią
słowa, lśniące także na szczycie pergaminu.
Widząc spływające po jego skórze pierwsze
szkarłatne krople krwi, aż cała zadrżała, a jej ciało przepełniło gorąco.
Musiała szybko odwrócić głowę, żeby jej ekstaza nie uleciała przez uszy.
Odetchnęła bezgłośnie, wypuszczając powietrze przez usta. Dyskretnie dotknęła palcami
czoła, żeby sprawdzić, czy nie spociła się zbyt widoczne. Jej oczy rozbłysły,
kiedy znów przelotnie zerknęła na Harry’ego. Zrezygnował z szaty szkolnej. Miał
na sobie zwykłe porozciągane dżinsy, poszarzałe, wytarte adidasy, które chyba
kiedyś musiały być białe, oraz wyblakłą, niebieską bluzkę z krótkimi rękawami.
Trochę się denerwował. Cały był spięty, tak, to było najlepsze. Ten nieco
niechlujny ubiór nie oburzył jej, wręcz przeciwnie. Na samą myśl, że będzie mogła
go na koniec za niego zrugać, poczuła gorąco między nogami.
Wstała od stołu i zaczęła przechadzać się po
gabinecie, w którym panowała idealna cisza przerywana tylko i wyłącznie cichym,
rytmicznym stukaniem jej różowych, skórzanych trzewiczków. Potter udawał, że
tego nie zauważał. I po części można go było zrozumieć. Dolores praktycznie
zlewała się ze ścianami i meblami w pokoju.
Profesor Umbridge zaczęła się pocić. W
gabinecie panowała zbyt wysoka temperatura. Dodatkowo ten cholerny ogień w kominku!
Potter również odczuwał panujące tu gorąco. Koszulka kleiła mu się do pleców,
na karku zaś pojawiły się drobniutkie, błyszczące w mocnym świetle świec
kropelki potu. Serce załomotało w piersi nauczycielki, a ona sama westchnęła.
Harry drgnął leciutko, jakby usłyszał ten cichutki świst powietrza umykający
spomiędzy jej warg, które przygryzła lubieżnie i przeciągnęła po nich czubkiem
języka. Wyciągnęła z kieszeni białą, obszytą różową koronką chusteczkę i otarła
nią szybko czoło, na które wystąpił pot. Nie panowała już nad sobą. Stała się
zupełnie kimś innym. Kiedy patrzyła na tego chłopca, wstręt mieszał się w niej
z pożądaniem, które wylewało się z niej strumieniami gorąca. Powolutku zbliżyła
się do niego, wyciągając w kierunku krzesła dłoń. Chusteczka, którą w niej
trzymała, upadła na podłogę. Jej twarz całkowicie zmieniła wyraz, z sekundy na
sekundę stawała się coraz bardziej pusta. Powolutku… wszystko działo się
powolutku… Ale każda chwila wlokła się niemiłosiernie niczym cała wieczność. Wilgotne
palce rozwarły się drapieżnie, a połyskujące paznokcie były już bardzo blisko
celu… Harry nie spodziewał się niczego, Dolores zaś biła się z myślami.
Zrobić
to… czy może jednak nie?
Pragnęła tego w tej chwili, jak niczego na
świecie. Krew zawrzała jej w żyłach, serce waliło w piersi niczym dzwon, oddech
przyspieszył…
Jeszcze
bliżej…
Nagle zaschło jej w gardle tak bardzo, że
musiała szybko przełknąć ślinę. Poczuła, jak na policzki wypływają gorące
rumieńce podniecenia. Rozdrażnienie i ekstaza rozpierały ją, czuła je
szczególnie w dolnych partiach ciała.
Żądza wzięła górę nad rozsądkiem. Oczy
wyłaziły jej z orbit, kiedy palce pokonywały te ostatnie, najtrudniejsze
centymetry. Przygryzła mocno wargi, jednak nie czuła bólu. Skupiona była na
zupełnie innej czynności.
Opuszki jej palców musnęły subtelnie mokry
kark chłopca, paznokciami uszczypnęła skórę… jej jadowita miękkość parzy… Harry wzdrygnął się gwałtownie, ale
Dolores szybko cofnęła rękę, wciąż czując na swojej wilgoć jego poru.
Uśmiechała się słodko, kiedy Gryfon odwrócił się, aby spojrzeć jej w twarz. W
jego oczach widniał nieskrywany strach i zaskoczenie. Umbridge odwróciła się,
aby uniknąć bezpośredniej konfrontacji z chłopakiem, który przez moment główkował,
czy mu się to nie zdawało. Dotyk jego skóry jeszcze bardziej rozbudził jej
zmysły. Pragnęła, aby ten szlaban jak najszybciej się skończył. Domyślała się,
że Potter czuł dokładnie to samo.
Całkowicie straciła zainteresowanie
Potterem. Wróciła za swoje biurko, złożyła dłonie na kolanach i zerknęła na
zegarek. Wydawało jej się, że cały ten szlaban ciągnie się niemiłosiernie w
nieskończoność, ale tak naprawdę minęło już prawie czterdzieści minut. Pergamin
przed Harrym upstrzony był już tak gęsto kropelkami jego własnej krwi, że
ciężko było cokolwiek z niego odczytać. Dolores stwierdziła, że ostatecznie
mogła już wspaniałomyślnie zakończyć tę torturę, bo sama odczuwała przyjemne dręczenie
na dole w intymnym miejscu. Tak, to już koniec szlabanu. Przynajmniej na
dzisiaj. Nie było przecież wykluczone, że chłopak znów dopuści się ohydnego
złamania kolejnego punktu regulaminu. Dlatego odczekała jeszcze jakieś pięć
minut i przemówiła słodkim, niewinnym głosikiem, jakby nic się w ogóle nie
stało:
— Uważam, że dzisiejszy szlaban można
uznać za zakończony. Możesz odejść.
Uśmiechała się jak dziewczynka, kiedy Harry
ostrożnie narzucał torbę na ramię i szybkimi krokami kierował się w stronę
drzwi. Nie spuszczała z nich wzroku do momentu, kiedy jego przyspieszone kroki
całkowicie ucichły. Domyślała się, że kiedy tylko wyszedł z gabinetu, puścił
się pędem przez całą długość korytarza, oby jak najdalej od wypełnionej chorym
pożądaniem nauczycielki. Nie była zbyt powściągliwa tego wieczoru, ale to nie miało
w tej chwili znaczenia.
Zamknęła pokój, wyciągnęła różdżkę i machnęła
nią, a w ścianie pojawiły się ukryte magicznie drzwi prowadzące do sypialni. Była
urządzona w podobnym stylu, jak jej gabinet, dlatego czuła się tu równie
dobrze. Zapaliła jedną świecę, która przyjemnie i delikatnie oświetliła całe
wnętrze. Zwykłe, drewniane łóżko przyozdobiła uroczym, różowym, falbaniastym
baldachimem, co sprawiło, że sypialnia przybrała niezwykłego charakteru. Czuła się
tu jak księżniczka. Jednak teraz to jej nie obchodziło. Praktycznie nie
dostrzegała piękna swojej komnaty. Opadła na łóżko, które jęknęło głośno pod
jej ciężarem, a ona sama bezzwłocznie podkasała spódnicę. Napięcie narastało z
każdą sekundą, kiedy rozchyliła nogi, a dłoń wśliznęła się między nie. Do ust
wsunęła jeszcze palec, którym musnęła kark Harry’ego. Wciąż czuła słony smak
jego potu. Serce waliło jej w piersi w rytm cyklicznych, szybkich ruchów.
Drobne, słone kropelki pokryły jej twarz i dekolt, a gorąco buchało z jej ciała
jak z rozpalonego pieca. Wszystko było tak, jak powinno być.
Całkowicie typowy wieczór.
~ koniec ~
Strasznie długo zwlekałam z opublikowaniem tej
miniaturki.
Nie ukrywam, że bardzo trudno mi się ją pisało, jeszcze
trudniej niż ostatniego Bellamorta. Ale kolejny temat jest już o wiele lżejszy,
mam już nawet pomysł, więc jeszcze przed Sylwestrem opublikuję Snily. Mam
nadzieję, że wybaczycie mi tę straszną miniaturkę o Dolores, choć z drugiej
strony — sami zaproponowaliście ten temat. ;>
Cóż, czas zabrać się za naukę, we środę czeka mnie
kolokwium.
Tekst zbetowany.
Tekst zbetowany.
A! Super, nie mogę się doczekać! Genialny gif! To z A Very Potter Musical czy A Very Potter Sequel?
OdpowiedzUsuńNie wiem właśnie, ale jest świetny, miałam jeszcze jeden, gdzie Umbridge tańczy i jest pokazana cała postać, ale był za mały :<
UsuńNie wpadłabym na pomysł, że Umbridge może być pedofilem (w końcu Potter miał 15 lat!). To, że żywi niespełnioną miłość do Knota - bez zaskoczenia, ale Potter wzbudzający pożądanie w czterdziesto-lub-więcej letniej kobiecie to coś nowego ;) Ogólnie całkiem ciekawy pomysł, szkoda, że trzeba tak długo czekać, ale cóż... Następne Snape i Lily?
UsuńTak, Lily i Snape, nie trzeba będzie długo czekać, przynajmniej na pierwszą część, bo podzielę to na dwa lub trzy rozdziały. I bez pedofilii xD
UsuńW tym przypadku ciężko by było, skoro byli w tym samym wieku :D A będzie to z czasów Hogwartu, czy jak już "dorośli"?
UsuńHogwart, aż tak nie chcę od fabuły książki odbiegać, ale... to jeszcze zobaczycie ;>
UsuńNie przepadam za tym połączeniem, ale przeczytam, jeśli napiszesz to jeszcze w tym roku.
Usuńaa spoks! ja i tak wejde dpiero w sobotealbo w pt xD
OdpowiedzUsuńKaśka Bryndza
Spoko, dziś powinnam dodać miniaturkę, więc akurat będzie xD
UsuńAle się cieszę :) A gif świetny xD
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy się dziś wyrobię, bo końcówka jest dość trudna do wypocenia xD
UsuńBardzo dobra miniaturka, ale szczerze mówiąc końcówkę przeczytałam z obrzydzeniem xD. Brr... Nie chcę sobie tego wyobrażać. Jest to postać której nie lubię (nawet jeśli lubię te złe postacie, jej po prostu nie da się lubić), a jeszcze w takiej sytuacji to już w ogóle nie na moją głowę xD.
UsuńO tak, a to i tak najlżejsza wersja. Stwierdziłam, że najlepiej będzie Was aż tak strasznie nie zrażać i obrzydzać, już sama tematyka i postać jest odpychająca xD Ale spoko, łagodniejsze będzie Snily xD
UsuńI dzięki Ci za to! :D Reszta postaci mnie w sumie nie obrzydza, no może Ron jeszcze ale da się przeżyć, więc następnych się już nie obawiam :P
UsuńO tak, Ron też mnie obrzydza. Ciepłe kluchy, ciamajda, jeszcze gorsza niż Neville. Jak tak się na to teraz patrzy, to Neville jest bardziej odważny i mężny niż Ron.
UsuńDokładnie! Neville już jest lepszy niż Ron bo pokazał że mam jaja xD. A Ron to taka mameja. Idealny przykład jak facet nie powinien być.
UsuńMam nadzieję, że nie będę musiała pisać o nim miniaturki, zwłaszcza jakiejś z wątkiem erotycznym, bo jedyne, co mi przychodzi do głowy, kiedy o nim myślę, to miękki fallus ;/
UsuńHahahahaha dokładnie xD. Mam nadzieję, że nikt się go nie będzie chciał. Chociaż z nim też jest popularne sporo paringów. Na szczęście następne jest Snily co już mnie nie obrzydza, też popularne, ale ja bardzo lubię czasy huncwotów :P.
UsuńA później będzie niespodzianka, jeśli specjalnie tego Wam nie obrzydzę, to będzie spoko, chyba że nie lubicie yaoi xD
UsuńAaa chyliłaś rąbka tajemnicy. Fajnie :D. Wiesz co jak to nie będzie Ron to mi nie obrzydzisz :P
UsuńNie, yaoi z Ronem to jeszcze gorsze niż samowystarczalna Umbridge xD
UsuńUff, ulżyło mi xD
UsuńFajne
OdpowiedzUsuńAwh~
OdpowiedzUsuńJestem chyba jedną z niewielu postaci, które tak bardzo lubią czytać o Umbridge. Tej brzydkiej, paskudnej, szpetnej, okrutnej, fałszywej i obłudnej kobiecie - tak, proszę państwa, właśnie kobiecie! Uwielbiam wszystko, co łączy ją z jakąkolwiek inną postacią. Muszę przyznać, ta miniaturka naprawdę ci wyszła. Choć znalazłam parę niedociągnięć oraz drobnych błędów językowych, stylistycznych czy interpunkcyjnych, to ogólnie rzecz biorąc bardzo dobre dzieło. Mam tylko jedno "ale": na samym początku opisywałaś Umbridge jako kogoś, kto pożąda nienawiści i znęcając się nad uczniami, zaspokaja tę potrzebę. Zdaje mi się, że Dolores nie odbierała tego w ten sposób. Moim zdaniem Umbridge pastwiła się nad Potterem i innymi z jakichś głębszych powodów niż zwykła nienawiść. To dość płytkie rozwiązanie, szczerze mówiąc. Skoro wplotłaś już w akcję Korneliusza, mogłaś te sprawy jakoś ze sobą połączyć. Na przykład tak: Dolores znęca się nad uczniami, ponieważ uważa, że dzięki temu zdobędzie ich niezaprzeczalny szacunek, co spowoduje, że Knot dostrzeże w niej pewne cechy, które wyzwolą jego uczucia. Or something else. Może się czepiam, ale powód, jaki podałaś, po prostu nie zadowolił mojego umysłu, którego nauczyciele kształtują na machinę do poszukiwania prawdy i głębi ludzkiej.
Pozdrawiam serdecznie i liczę na szybkie pojawienie się kolejnych miniaturek.
~Unatha vel. Luna Mashiro Trancy
To fakt, mogłam to lepiej rozegrać, ale obawiałam się jakiegoś głębszego wchodzenia w umysł Dolores, bo jeszcze bym się tam zgubiła. W zasadzie nigdy w życiu nie spotkałam się z jakimkolwiek opowiadaniem dotyczącym tej postaci, jednak pojawiła się taka propozycja wśród Czytelników, więc zakasałam rękawy i zabrałam się za pisanie, choć przyznam szczerze, że trochę się męczyłam nie tyle nad wymyśleniem fabuły, bo ona sama jest dość płytka, jak zauważyłaś, lecz nad przekoloryzowaniem pewnych spraw. No, zobaczymy, może uda mi się coś jeszcze kiedyś wykrzesać na ten temat, czemu nie xD
UsuńHeloł :3 Postanowiłem wziąć się za komentowanie twoich miniatureczek. ^.^ Okay, treść. Fabuła opowiadania jest bardzo niespotykana. Nigdy, nigdy nie spotkałem się z podobnym czymś i mile mnie Dolores zaskoczyła. Być może istnieją jakieś literówki, ale byłem tak pochłonięty czytaniem, źe ich nie zauważyłem :D W życiu bym nie przypuszczał, że kryje się w niej aż takie pożądanie... Ale to przecież zwyczajny dzień z życia Dolores! A Harry jest strasznie kanoniczny. I to w jak najbardziej pozytywnym sensie, bo pasuje on do tej Historiii.
OdpowiedzUsuńŻako
Powiem szczerze, że kusiło mnie opisanie owego AKTU, ale jednak zrezygnowałam. Przeczytałam serię HP już bardzo wiele razy, a im więcej czytałam o Umbridge, im byłam starsza, tym coraz bardziej dostrzegałam w niej taką iskierkę... pożądania skierowanego do Harry'ego. Coś w rodzaju... niechęci, bo wiadomo, jest wkurzającym ją bachorem, ale z drugiej strony od takiej silnej nienawiści do miłości (a w tym wypadku seksualnego pożądania) jeden krok. Wiem, to chore, ale opisuję kazirodcze związki swoich OC, więc Umbridge podniecająca się Harrym to chyba nic strasznego. Musicie mi to wybaczyć, moi drodzy Czytelnicy. :)
UsuńUwielbiam twój styl pisania. Na razie z twoich blogów przeczytałam całą tylko Czwórkę Hogwartu. Jestem w trakcie czytania SCP, SS, DLR,Douce Fleur no i teraz też Papierowych Gwiazd. Życzę mnóstwa jeszcze lepszych pomysłów :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, że postanowiłaś zawalczyć z moimi opowiadaniami, naprawdę, jestem pełna podziwu. Jak jeszcze Douce Fleur czy Selene jestem w stanie sobie wyobrazić, tak nadrabiania Siostrzenicy czy mega blogaskowego DLR - nie. Naprawdę szacun. Ogromny szacun za odwagę, bo można się zgubić w fabule (na DLR może jeszcze nie, ale w SCP owszem), wyznam w tajemnicy, że sama momentami nie pamiętam, o czym pisałam kilkadziesiąt rozdziałów do tyłu.
UsuńHuh, ale masz tych blogów! Jak ja je wszystkie przelecę, to nie wiem. xDDD
OdpowiedzUsuńTa miniaturka... Wywołała we mnie ogromne emocje!
Nie spodziewałam się, że Dolores może odczuwać coś takiego jak pożądanie - dla większości jest to tylko obrzydliwa baba z skłonnościami do sadyzmu.
Biedny Harry, biedny... Ja bym się czuła zmolestowana na jego miejscu.
Podoba mi się to, jak opisujesz emocje. Widać, że masz w tym doświadczenie. :3
Pohejcić i poradzić nie mam jak, bo moim zdaniem jest tu perfekcyjnie - nie widzę błędów logicznych, gramatycznych i ortograficznych. Twój styl moim zdaniem jest teraz bardzo wyrobiony, co też jest dużym plusem. :D
Zazdroszczę Ci tego!
A wracając do Dolores... Teraz, w tej miniaturce wydała mi się taka ludzka.
Czekam na więcej miniaturek, a teraz lecę do Dramione. :D
http://blackstars-of-the-future.blogspot.com
Oooch, taaaak, ta miniaturka miała wywołać ogromne emocje. xD Nie była pisana na serio i muszę ją jeszcze trochę podrasować, ale sama tematyka jest kontrowersyjna, puchata i różowa. Dokładnie taka, jaka jest Dolores. <3
UsuńDzień dobry. :)
OdpowiedzUsuńAch, ta Dolores, gnębienie uczniów to jedna wielka frajda, co? Ten Harry to się zawsze w coś wpakuje, ma się to szczęście. Umbridge już nigdy nie będzie taka sama. Te ruchy, miny, pot, zgrzytanie zębami... A gabinet miała niezwykle nastrojowy, trzeba przyznać. Różowo, jeszcze te miauczące kicie.
Harry będzie miał pewnie traumę do końca życia. Dobrze, że do niczego więcej nie doszło, bo nasz Wybraniec mógłby dostać zawału i nici z pokonania Voldemorta.
Milutka, pisana z przymrużeniem oka (mam nadzieję, hah) miniaturka.
Jesteś porażająco poprawna. Może kilka powtórzeń wyłapałam. A tak wszystko idealnie, każdy przecinek i tak dalej. Styl też, widać, wyćwiczony. Tak trzymać.
Miłego dnia. :)
...........................
kot-z-maslem.blogspot.com
Masz gifa w awatarze. *O*
OdpowiedzUsuńOoo tak, miniaturka z bardzo dużym dystansem. W sumie rzadko kiedy piszę miniaturki (czy cokolwiek potterowskiego) zupełnie na serio, ale tekst tego typu... jeszcze z Umbridge... Kiedy tylko przeczytałam w książce ten fragment ze szlabanem, oczami wyobraźni ujrzałam właśnie taką scenę. ;_; Albo ja jestem poryta, albo moja interpretacja Umbridge trochę wykracza poza prawdziwą Umbridge. [*]
Ciekawy pomysł, jak zwykle dobrze napisane. Nie mam weny na pisanie komentarzy i niespecjalnie mam tu co komentować. Wybacz. Przeczytałam, bo przeczytałam, ale nie sprawiło mi to takiej przyjemności, jak przy Lolitce(?), czy Pracujących Dziewczynkach.
OdpowiedzUsuńWeny!
Tę miniaturkę planowałam napisać już od wielu lat. Pamiętam, że wpadłam na taki pomysł, kiedy pierwszy raz przeczytałam HP5, to było jeszcze w podstawówce. Oczywiście bez końcówki, nie byłam wtedy jeszcze aż tak zboczona. XD
OdpowiedzUsuń41 year old Librarian Hamilton Viollet, hailing from Picton enjoys watching movies like "Flight of the Red Balloon (Voyage du ballon rouge, Le)" and Homebrewing. Took a trip to Sceilg Mhichíl and drives a Charger. mozna sprobowac tego
OdpowiedzUsuńprawnik rzeszów - Jesteśmy prawnik-rzeszow.biz, kancelarią prawną z siedzibą w Rzeszowie. Jesteśmy małą kancelarią, dopiero zaczynamy swoją działalność, dlatego potrzebujemy dotrzeć do większej liczby osób. Oferujemy usługi prawnicze i musimy rozpowszechnić naszą nazwę, więc jeśli masz czas, aby napisać o nas, będziemy wdzięczni. Chciałabym podziękować za poświęcony czas, ponieważ wiem, że jesteście bardzo zajęci i naprawdę to doceniamy. Jeśli masz jakieś pytania, proszę nie krępuj się pytać.
OdpowiedzUsuń