+18
W pewnym momencie wszystko gwałtownie ustało. Barwy przestały wirować, przytłumione, dobiegające jak zza szyby dźwięki rozmów również niespodziewanie przycichły, a Severusa ogarnęła nienaturalna wręcz cisza. Choć w głowie wciąż bardzo mu się kręciło, a przed oczami migały mu wszystkie istniejące kolory, rozejrzał się w panice. Dopiero teraz, kiedy podniecenie związane ze znalezieniem tego tajemniczego przyrządu opadło, zdał sobie sprawę, jak głupio się zachował. Mógł wybrać jakieś odludne, ukryte w cieniu miejsce, chociażby Zakazany Las albo lochy, aby cofnąć się w czasie. Gabinet dyrektora Hogwartu był chyba najgorszy do tego rodzaju wycieczek. Z bijącym mocno sercem otrząsnął się z szoku, którego doznał i omiótł rozbieganym wzrokiem okrągły pokoik. Żelazna dłoń ściskająca jego żołądek puściła, przynosząc nieopisaną ulgę, choć czoło wciąż pokrywały mu maleńkie, zimne kropelki potu. Severus miał więcej szczęścia niż rozumu. Gabinet wyglądał identycznie, jak jeszcze kilka chwil temu, jedynie słońce ocieplało nieco surowe wnętrze. Poza młodym Ślizgonem nie było tu nikogo, jedynie namalowane postacie dawnych dyrektorów szkoły drzemały w ramach, co chwile pomrukując lub wzdychając cicho.
Udało się.
Severus
nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Szybko schował pod szatą maleńką, złotą
klepsydrę i podpełzł pod zamknięte drzwi, które musiał otworzyć różdżką.
Zaledwie zbliżył jej koniec do żelaznego zamka, a usłyszał dobiegający zza jego
pleców głos, który sprawił, że serce podskoczyło mu do gardła:
— A
co ty tutaj robisz, młodzieńcze?
Wypowiedział
to jeden z wymalowanych na starym płótnie czarodziejów. Snape nawet się nie
obejrzał, tylko czmychnął czym prędzej i zatrzasnął za sobą drzwi. Musiał jak
najszybciej oddalić się od gabinetu Dumbledore’a i opanować nerwy. Jeśli
faktycznie udało mu się przenieść w czasie do momentu, o którym myślał, Lily
nadal była jego przyjaciółką. Nadal miał szansę. Spojrzał prędko na zegarek — wskazówki
ustawiły się właśnie idealnie na dwunastce, co oznaczało, że powinien być w
drodze nad jezioro, gdzie miała czekać na niego Gryfonka. Mijani po drodze
uczniowie odbijali się od niego, ponieważ młody Ślizgon biegł niemalże na
oślep; czuł jednocześnie wypełniającą go radość, ale i nieprzyjemne ukłucia
niepokoju. A co, jeśli przygoda z cofnięciem się w czasie to tylko sen, a on
obudzi się za chwilę z bolącą głową w ciemnym dormitorium? Nie mógł znieść tej
niepewności, dlatego przyspieszył kroku i wypadł na zalane słońcem błonia.
Mocne, ciepłe promienie oślepiły go na krótki moment, kiedy jednak oczy
przyzwyczaiły się do jasności, Snape rozejrzał się. Nieliczna młodzież
postanowiła tego gorącego dnia spędzić popołudnie na zewnątrz, większość z nich
wolała chłodzić się wewnątrz zamku, gdzie przed słońcem i wysoką temperaturą chroniły
ich grube, kamienne mury. Severus wytężył wzrok i… Było tak, jak sobie
wymarzył. Ujrzał niewyraźny zarys drobnej, dziewczęcej postaci siedzącej na
brzegu jeziora, kiedy zaś z bijącym mocno sercem podszedł bliżej, poznał burzę
rudych, błyszczących w słońcu włosów.
To ona!
Radość
rozpierała go tak, jak nigdy dotąd. Nie przypuszczał, że kiedyś na widok Lily
tak bardzo się ucieszy. Zrozumiał, że docenił jej przyjaźń dopiero wtedy, kiedy
ją utracił. A teraz wszystko miało w magiczny sposób się naprawić.
Nogi
miał jak z waty, kiedy pokonywał ostatnie dwa metry; Evans usłyszała jego kroki
i obejrzała się, a na jej twarzy pojawiło się rozbawienie. W dłoniach ściskała
mały bukiecik stokrotek, które musiała nazbierać, kiedy zmierzała w kierunku
miejsca spotkania.
— Pierwszy
raz widzę cię takiego zadowolonego — zagadnęła go na przywitanie, a
jej twarz diametralnie zmieniła wyraz na groteskowo zagniewany. — Mieliśmy
pójść na spacer, spóźniłeś się. Dlaczego?
Ślizgon
spoczął obok niej na kamienistym brzegu i wyciągnął przed siebie wygodnie
długie, pająkowate nogi. Kiedy tylko ujrzał uśmiech malujący się na twarzy
dziewczyny, wiedział, że wszystko poszło zgodnie z planem. W tej chwili był
najszczęśliwszym człowiekiem na całym świecie.
— Flitwick
mnie zatrzymał, przepraszam — skłamał gładko, a serce mocniej mu
zabiło, kiedy Lily niby przypadkiem przysunęła się do niego o jeden lub dwa
cale. Dokładnie tak, jak zapamiętał.
— Nic
nie szkodzi — odparła, całkowicie skupiona na wrzucaniu do wody
drobnych, różowawych kwiatków.
Gładką,
nieruchomą taflę zburzył delikatny powiew wiatru, który rozwiał także rude loki
dziewczyny. Wyciągnęła powoli dłoń, a koniuszki jej palców spoczęły na
rozgrzanej, drżącej dłoni Severusa. Serce załomotało mu w piersi, a on nie mógł
uwierzyć, że to wszystko znów się powtarza.
— Petunia
odpisała na mój list — powiedziała dokładnie tak, jak kilka dni temu.
W jej głosie brzmiał doskonale dosłyszalny zawód. — Nie chce, abym
jechała z nią do Francji.
Mimo
że zabrzmiała smutno, wargi wykrzywione miała w delikatnym uśmiechu. Snape
zauważył, że Evans powstrzymuje się, aby na niego nie patrzeć, on jednak nie
miał aż tyle silnej woli. Wpatrywał się w jej piegowatą, zarumienioną nieco
twarz i oczekiwał, aż zrobi pierwszy krok. Dokładnie tak, jak we wspomnieniu.
— Nie
wyglądasz, jakbyś się tym przejęła — odparł cicho, patrząc, jak
dziewczyna wrzuca do jeziora resztę kwiatów i przysuwa się tak blisko, jak
nigdy wcześniej. Przynajmniej ona tak myślała.
Coś
w żołądku mocno go ścisnęło, kiedy ich twarze dzieliło zaledwie kilka cali.
Zaśmiała się cichutko pod nosem, gdy ujrzała, jak Severus się zarumienił, on
natomiast z walącym z całej siły sercem oczekiwał, aż dotknie jego twarzy.
Wszystko działo się tak, jak to sobie zapamiętał. Jakby… oglądał po raz drugi
mugolski film w telewizorze swego ojca.
Stało się…
Jej
palce były delikatne i ciepłe, kiedy spoczęły na jego rozpalonym policzku.
Wstrzymał oddech, kiedy dziewczyna przymknęła oczy i przechyliła lekko głowę.
Jeszcze nigdy się tak nie bał, choć jednocześnie pragnął tego najbardziej na
świecie. Poddał się naporowi Gryfonki, której miękkie, rozgrzane wargi złączyły
się z jego drżącymi lekko ustami. W tej chwili zmieniła się przeszłość. Smukłe
dłonie spoczęły na jego plecach i karku, więc i on odważył się ją objąć. Zrobił
to delikatnie i niepewnie, a Lily całowała go ostrożnie, z pewną dozą
niepokoju, gdyż sama bardzo obawiała się przełamać granicę przyjaźni, którą
sama między nimi wytyczyła.
Severus
leżał na swoim łóżku ukryty za szmaragdowozielonymi zasłonami. Wargi wciąż
paliły go słodkim ogniem, który trawił go pamiętnego pierwszego pocałunku.
Nadal nie mógł uwierzyć w to, co się stało, jednak udało mu się już opanować
myśli. Umówił się z Lily na krótki spacer zaraz po jutrzejszym obiedzie. Bardzo
cieszył się na ich pierwszą oficjalną randkę, choć w jego głowie pojawił się
kolejny problem. James Potter. Zawsze był zazdrosny o relacje Snape’a z Evans,
jednak był przekonany, że tak ładna, mądra i popularna dziewczyna nigdy nie
będzie spotykać się z czymś takim,
jak Smarkerus Snape.
*
Mimo
że zazdrosny Gryfon nie był aż tak wielkim problemem, jak Severus myślał, nie
pomylił się co do jego zachowania. Po Hogwarcie szybko się rozniosło, że ten
dziwny Snape zaczął chodzić z Lily Evans. Budziło to wśród starszych uczniów
żywe zainteresowanie, ale raczej nie ze względu na popularność dziewczyny i
charakterystyczny sposób bycia chłopaka; większą sensację budził swego rodzaju…
mezalians, który był czymś na kształt
pokoju między rywalizującymi ze sobą domami. W większości Gryfoni radowali się,
gdyż naiwnie sądzili, że związek Lily i Severusa zapoczątkuje przyjaźń między
nimi i mieszkańcami Domu Węża, jednak na Ślizgonach nie wywarło to żadnego
wrażenia. Od zawsze traktowali zainteresowanie Snape’a tą rudą szlamą jako
chwilowe ogłupienie, można było nawet powiedzieć, że cieszył ich tak szybki
rozwój akcji, gdyż sądzili, że Smarkerusowi zależy tylko na jednym.
Najbardziej
owe „plotki” zdenerwowały oczywiście Jamesa. Piątoklasista już od dawna
usiłował bezskutecznie umówić się z Evans, która teraz chodziła tak zakochana i
szczęśliwa, że idiotyczne komplementy Pottera nie robiły na niej najmniejszego
wrażenia. Zaczęła nawet żałować, że wcześniej nie otworzyła się na nieśmiałe
zaloty Severusa, gdyż zauważyła, jak ciekawą miał osobowość. Jednak wewnętrzne
piękno Snape’a nie oczarowało Jamesa Pottera ani trochę. Poczuł się upokorzony
przez swego największego wroga, ponieważ wszyscy śmiali się po kątach, że
najlepszy uczeń, szukający i najprzystojniejszy chłopak w Hogwarcie został
wystrychnięty na dudka przez tego dziwaka z wiecznie tłustymi włosami.
Wiedział, że nigdy mu tego nie wybaczy. Razem z Syriuszem Blackiem robili
wszystko, aby uprzykrzyć Ślizgonowi życie. Niejednokrotnie zamknęli go w
damskiej toalecie, wieszając jednocześnie pod samym sufitem głową w dół. Biedak
wisiał tak nawet kilkadziesiąt minut, zanim go nie uwolniła jedna z
przerażonych dziewcząt. To dziwne, ale od kiedy Snape zaczął chodzić z Lily,
jego wizerunek bardzo się ocieplił w oczach wielu uczennic.
Zamykanie
w łazienkach nie było najgorsze. Kiedy Potter spotykał Ślizgona na jakimś
bardziej opustoszałym korytarzu (co było podczas egzaminów czymś naturalnym),
znienacka obrzucał go wraz z Blackiem całą masą zmyślnych zaklęć, przed którymi
Severus mógł bronić się jedynie za pomocą czarnej magii, choć od kiedy zaczął
spotykać się z Lily, uroczyście przyrzekł, że już nigdy nie użyje nawet
najprostszego, nielegalnego zaklęcia. Jeszcze nigdy nie zależało mu na kimś tak
jak na Evans, dlatego zazwyczaj po takich nierównych pojedynkach Snape
wychodził z doprawionymi do pleców rogami, z przyczepioną do pośladków drugą
parą ramion albo z kilkoma męskimi członkami przyklejonymi do twarzy. Pani
Pomfrey załamywała ręce za każdym razem, kiedy Severus zjawiał się w skrzydle
szpitalnym.
— Nie
możesz się im jakoś postawić? — pytała, odczarowując
mu z powrotem włosy, które Syriusz Black usunął za pomocą jakiegoś nieznanego
Ślizgonowi zaklęcia.
Snape
jednak zawsze kręcił głową. Czuł się upokorzony i niejednokrotnie rozsadzała go
złość, kusząc złamaniem danego Lily słowa, jednak chłopak nadal miał przed
oczami wściekłą Evans z przeszłości. Przyrzekł sobie, że już nigdy nie sprawi
jej niczym przykrości.
SUM-y
dobiegały już końca. Po każdym egzaminie Severus włamywał się do kuchni i
podkradał skrzatom domowym trochę lodów, którymi następnie częstował swoją
dziewczynę. Uwielbiał ją zaskakiwać, a nic nie sprawiało mu takiej
przyjemności, jak szczerzy, szeroki uśmiech rozjaśniający jej twarz. Miał setki
pomysłów na urozmaicenie czasu nie tylko podczas tych ostatnich w tym semestrze
dni w Hogwarcie, ale i później. Cieszył się, że spędzą razem te wakacje. W
duchu nawet błogosławił znienawidzoną siostrę Lily, która miała przesiedzieć
cały lipiec u ciotki we Francji.
Ostatnim
egzaminem była obrona przed czarną magią, którą zdawała niespodziewana w tym
roku liczba uczniów. Kiedy wszyscy opuścili Wielką Salę, Severus natychmiast
podbiegł do Gryfonki, która z wypiekami na twarzy dzieliła się ze swymi
koleżankami informacjami na temat piekielnie trudnego pytania numer czterdzieści
trzy. Kiedy jednak ujrzała Snape’a, szybko objęła go za szyję i uraczyła
słodkim, szybkim całusem. Dwie nieznane Ślizgonowi dziewczyny zachichotały,
wymieniły ze sobą znaczące spojrzenia i natychmiast odeszły, aby nadal omawiać
pytania, które pojawiły się na egzaminie.
— Jak
ci poszło? — zapytała Evans, kiedy wyszli już na błonia oblegane
przez całą masę uczniów cieszących się z zakończenia SUM-ów, choć dobrze znała
odpowiedź.
— Czuję,
że będzie wybitny — odparł
nieskromnie Snape i uśmiechnął się szeroko. Wszystko, co związane z czarną
magią i obroną przed nią, interesowało go od dawna, dlatego nie miał
najmniejszego problemu z dzisiejszym egzaminem. — Może poszlibyśmy
dzisiaj…?
— Chcę
się z tobą kochać — przerwała mu szeptem dziewczyna, a jej twarz
spłonęła rumieńcem.
Oczy
Severusa zrobiły się okrągłe niczym dwie monety, a w żołądku poczuł pustkę,
jakby niespodziewanie stanął na fałszywym stopniu. Oboje zatrzymali się
gwałtownie; Lily z uśmiechem na ustach i żarem w oczach, Snape z przerażeniem i
niepokojem. Oczywiście niejednokrotnie zastanawiał się nad tym, jednak nigdy
nie przyszło mu do głowy, aby zaproponować dziewczynie wspólną noc. Teraz,
kiedy miał już za sobą seks z Nancy, czuł się nieco pewniej, gdyż znał już
zarys swoich możliwości, jednak doskonale wiedział, że beznamiętny seks z
dziwką a wyjątkowa noc spędzona z ukochaną dziewczyną to dwie zupełnie różne
sprawy. Przez chwilę nawet myślał, że Evans sobie z niego żartuje, ale kiedy
wspomniała cicho, że chciałaby to zrobić tego wieczora, był już pewien. Serce
urosło mu w piersi, kiedy sobie pomyślał, że może kogokolwiek pociągać, ale
niepewność wciąż nie pozwalała mu się cieszyć z propozycji Lily.
Nie
miał jednak szans dłużej zastanawiać się nad jej słowami, ponieważ w tej samej
chwili poczuł, jak ktoś z całej siły go popycha. Był tak wątły, że prawie się
przewrócił. Zanim odwrócił głowę, aby spojrzeć za siebie, wiedział, że to James
postanowił zrobić z niego idiotę na oczach Lily. I wcale się nie mylił. Ujrzał
stojących nad nim Jamesa i Syriusza, natomiast w cieniu wielkiego dębu
obserwował całą scenę podniecony Peter Pettigrew. Remus Lupin skrywał swe
oblicze za książką, choć Snape był przekonany, że ubogi Gryfon tylko udawał, że
czyta. Sytuacja się powtórzyła, ale Severus wiedział, że tym razem nie da się
sprowokować.
— Czego
chcesz? — warknął, a jego ciemne oczy błysnęły złowrogo, kiedy James
Potter uśmiechnął się złośliwie.
— Jak
ci poszedł egzamin, śmieciu? — zapytał, a jego towarzysz ryknął śmiechem,
na co Lily odpowiedziała:
— Nie
mów tak do niego.
— Cicho
bądź, Evans, to ciebie nie dotyczy. To są porachunki między mną a Smarkiem,
dlatego byłbym wdzięczny, gdybyś się oddaliła.
Skinął
na Syriusza, który chwycił dziewczynę za ramię i odciągnął najdelikatniej, jak
potrafił, na bok. Snape natychmiast zerwał się na równe nogi i w sekundę zjawił
się przy Blacku, którego z całej siły trzasnął w twarz. Gryfon zachwiał się z
zaskoczeniem malującym się na twarzy. Ani on, ani James nie spodziewali się
takiej reakcji Ślizgona, dlatego zamarli na krótką chwilę. Otrzeźwiły ich
pojedyncze, nieśmiałe śmiechy obserwujących tę scenę uczniów, którzy wyszli na
błonia, aby odpocząć po męczącym egzaminie. Twarz Syriusza szybko pokraśniała,
jednak nie był to zdrowy rumieniec. Ciemnoczerwone plamy pokryły jego szyję i
policzki, tuszując ślad po uderzeniu. Bluznął w kierunku Snape’a porcją
najokropniejszych wyzwisk, jakie znał, i już rwał się w jego stronę, aby samemu
wymierzyć sprawiedliwość, ale jego przyjaciel przytrzymał go mocno za ramię i
coś szepnął mu do ucha. Z początku rozbawiła go reakcja znienawidzonego
Ślizgona, dopiero w momencie, kiedy padły pierwsze śmiechy uczniów, rozgorzał w
nim gniew, jednak jego wzrok padł na twarz Lily. Jeszcze nigdy dotąd nie widział
na niej tak przerażającej nienawiści i odrazy. Ściskała swego nowego chłopaka
za przedramię i patrzyła tymi pięknymi, zielonymi, płonącymi wściekłością
oczami prosto na Jamesa.
— Dobrze,
że mu przywaliłeś — mruknęła do Severusa, kiedy maszerowali szybko w
kierunku szkoły. — Dostał za swoje. Dupek…
Snape
nie odpowiedział. Wciąż był zdenerwowany propozycją Lily i przepychankami na
błoniach, a Evans, która nagle przestała przypominać Evans, przewróciła
wszystko do góry nogami. Wiedział, że Potter i Black będą chcieli się na nim
zemścić za upokorzenie, którego doznali. Wcześniej raczej bawili się jego
kosztem, robiąc mu okrutne dowcipy tak często, kiedy tylko mieli na to ochotę.
Teraz zaś chodziło o rewanż. Mimo że dziewczyna popierała jego uczynek, zaczął
się zastanawiać, czy nie lepiej było po prostu Potterowi się wyszczekać.
Rzuciłby na niego kilka głupich zaklęć, ubrał mu na głowę swoje własne majtki i
byłoby po krzyku. A teraz… Jednak postanowił wziąć się w garść; nie chciał, aby
Lily poznała, że sprzeczka z Potterem i Blackiem w jakiś sposób go
zaniepokoiła.
— Mówiłaś
poważnie? No wiesz… to z… — zająknął się, a jego policzki pokryły się
delikatnym rumieńcem, kiedy spuścił głowę, aby uniknąć kontaktu wzrokowego z
dziewczyną, która zachichotała cicho.
— Tak — odparła
i również sama się zaczerwieniła. — Liczę, że coś przygotujesz na
dzisiaj. Przyjdź po mnie wieczorem o dziewiątej pod portret Grubej Damy,
dobrze?
Snape
skinął głową, a Lily pożegnała się z nim czule i pobiegła do swoich koleżanek
czających się na dziedzińcu. Severus natomiast wrócił do swojego dormitorium,
aby na spokojnie zastanowić się, co mógłby przygotować. Zawsze miał mnóstwo
pomysłów, które zaskakiwały Evans, teraz jednak w jego głowie nie było niczego
poza pustką. Nigdy wcześniej nie planował romantycznego wieczora zwieńczonego
seksem. Jego jedyne doświadczenie z nagą kobietą zakończyło się zapłaceniem za
usługę. Byłoby to bardzo dziwne, gdyby zabrał Lily do łazienki, po czym zaoferowałby
jej galeony za seks. Na samą myśl o tym parsknął nerwowym śmiechem, po czym
skarcił się w myślach. Gryfonka zaufała mu, nie mógł jej zawieść.
*
Przyszedł
po Lily o umówionej godzinie. Korytarzami wciąż przechadzali się szósto czy
siódmoklasiści, którym pobłażano bardziej niż młodszym uczniom. Severus jednak
nie obawiał się, że coś tego wieczora pójdzie nie tak. Okazało się, że
wymyślenie czegoś, co zaskoczyłoby ukochaną, nie było wcale takie trudne, jak
przypuszczał. Wcześniej zakradł się do kuchni i wydębił od skrzatów trochę piwa
kremowego, jakieś ciastka i całą masę innych smakołyków, które teraz dźwigał w
torbie. Chciał, aby ich pierwszy raz wypadł perfekcyjnie, choć jednocześnie
wciąż niedowierzał, że Lily chciała z nim być. Jego największe marzenie
realizowało się, a on w duchu pragnął każdego dnia dziękować Evans za to, że
postanowiła dać im szansę.
Dziewczyna
już na niego czekała. Ubrana była w prostą, szarą, zapinaną na błyszczące
guziki sukienkę z kołnierzykiem, a uczesane, ciemnorude pukle jak zwykle opadały
łagodnymi falami na jej ramiona. Uśmiechnęła się szeroko, kiedy spostrzegła
nieco zdenerwowanego, ale uśmiechniętego Snape’a.
— Skonfundowałem
Filcha, żeby nie zamknął drzwi, ale musimy się spieszyć, bo ktoś inny może to
zrobić — rzucił na wydechu i wyciągnął dłoń, aby ująć swoją dziewczynę
za rękę.
— Myślałam,
że wybierzesz jakąś klasę…
— Nie
jestem aż tak przewidywalny… chyba. Chodź, spodoba ci się.
W
holu znaleźli się zaledwie kilka minut później. Po drodze spotkali tylko
snującego się opustoszałymi korytarzami Krwawego Barona; Lily przyspieszyła
kroku, kiedy tylko ujrzała jego perłowo białą, na wpół przezroczystą sylwetkę. Wyszli
na całkiem puste błonia. Delikatny wiaterek poruszał trawą, na którą rozlewały
się ostatnie promienie zachodzącego słońca. Aromat drzew z Zakazanego Lasu,
kwiatów hodowanych przez Hagrida i nagrzanej ziemi wypełniał płuca młodych,
kiedy szli powoli i oddychali głęboko, rozkoszując się pięknymi zapachami i
widokami. W końcu Evans nie wytrzymała i zapytała, z trudem panując nad
emocjami:
— Dokąd
mnie prowadzisz?
— Do
miejsca, gdzie będziemy całkiem sami. Nie pożałujesz.
Pociągnął
ją za rękę i oboje puścili się pędem przez rozległe błonia w kierunku Bijącej
Wierzby, która powoli usypiała. Nareszcie mogła odpocząć po całodziennym odpędzaniu
się od uczniów, którzy zakładali się, kto dotknie jej pnia i zdoła uniknąć
ciosu. Severus polecił Lily, aby trzymała się z daleka, sam zaś machnął różdżką
w kierunku narośli. Kiedy snop pomarańczowych iskier padł na czułe miejsce
drzewa, wijące się niespokojnie gałęzie zamarły. W tym czasie dwójka
piątoklasistów wczołgała się przez niewielki otwór pomiędzy korzeniami na wąski
korytarz. Bardzo szybko udało im się dostać do miejsca, o którym myślał Snape.
Ani Lily, ani Severus nie byli nigdy wewnątrz Wrzeszczącej Chacie. Niewielki,
zakurzony hol był cały zrujnowany. Roztrzaskane krzesła wyglądały tak, jakby
ktoś chwycił je i walił raz po raz o odrapane ściany. Gryfonka przylgnęła do
pleców Snape’a, a on wyczuł jej bijące szybko serce.
— Słyszałam,
że Wrzeszcząca Chata jest nawiedzona — wyszeptała mu do ucha.
— Przecież
w Hogwarcie też są duchy — odparł cicho i rozejrzał się dookoła
poszukiwaniu jakichś schodów. — Nie bój się, ze mną nic ci nie grozi.
Wziął
ją za rękę i poprowadził w kierunku zamkniętych drzwi na półpiętrze. Kiedy je
otworzyli i wśliznęli się do środka, okazało się, że pokój jest w jeszcze
gorszym stanie niż hol na dole. Ktoś całkiem niedawno pozabijał deskami okna,
podarte firanki leżały poskręcane na podłodze razem z mieszaniną jakichś
starych, podartych gazet i kurzu. Snape skarcił się w duchu za wybór miejsca;
nie podejrzewał, że wnętrze Wrzeszczącej Chaty będzie aż tak zniszczone. Jednak
Lily wydawała się być zachwycona tym miejscem. Mimo początkowego strachu stała
teraz całkiem pewnie u boku swego chłopaka i z zachwytem rozglądała się po
komnacie pełnej potrzaskanych mebli. Nigdy wcześniej nie była w takim miejscu,
jej rodzice zawsze zapewniali jej wszystko, czego zapragnęła, i starali się
chronić jej delikatną duszę przed wszystkim, co złe i obrzydliwe. Natomiast dla
Severusa nędza, brud i chaos były całkowicie naturalnym środowiskiem, dlatego
na samym początku ich znajomości obawiał się zapraszać wrażliwą Lily do swojego
domu, gdzie wiecznie panowała bieda i bałagan.
— Przepraszam,
myślałem, że…
— Jest
cudownie! — wyszeptała z promiennym uśmiechem i wyciągnęła z kieszeni
swej skromnej sukienki jakąś małą, różową chusteczkę, którą jednym machnięciem
różdżki powiększyła i pościeliła na zakurzonej, drewnianej podłodze.
Zaskoczony,
choć bardzo zadowolony Severus usiadł na brzegu zaczarowanego koca i zaoferował
Lily kremowe piwo, jednak Gryfonka najwyraźniej od razu chciała przejść do
rzeczy. Pocałowała go gwałtownie i namiętnie, a serce biło jej w piersi tak,
jakby dopiero co przebiegła kilkakrotnie całe boisko do quidditcha. Dłonie jej
drżały, kiedy błądziły po ciele Severusa, szukając guzików, które mogła odpiąć,
aby dostać się do jego nagiej skóry. On natomiast przyciskał swoje wargi do jej
ust, czując, jak nienaturalne wręcz gorąco rozpiera jego krocze. Nie mógł sobie
tego wyobrazić… W uszach mu szumiało, wydawało mu się, że podłoga pod nimi
trzeszczy. Coś chyba zajęczało, zawyło… Wrzeszcząca
Chata faktycznie musi być nawiedzona.
Dłoń
Lily powędrowała w kierunku brzucha Ślizgona, po czym zsunęła się niżej.
Jeszcze niżej… Ujęła rozgrzaną, sztywną męskość i przesunęła po niej kilka razy
palcami. Krew pulsowała w jej ciele, a z gardła wyrwało się jej ciche,
niekontrolowane westchnienie, kiedy dłoń Severusa zaczęła delikatnie pieścić
jej płeć. Ich pocałunki stawały się coraz gorętsze, a oni zapomnieli o całym
świecie, skupiając się tylko i wyłącznie na przyjemności. Uczynili
nierozważnie, ale kiedy już się zorientowali, co się kroiło, było już za późno.
Drzwi
do pokoju, w którym ukryli się przed światem zakochani, zostały w jednej chwili
roztrzaskane. Potwór sprowadzony do Wrzeszczącej Chaty przez Syriusza i Jamesa
natychmiast poczuł aromat obcej krwi. Severus zerwał się z przerażeniem, ale
wilkołak już szalał po komnacie. Zostali zapędzeni w pułapkę, a towarzyszyły
temu znajome śmiechy chłopców dobiegające z korytarza. Lily wrzasnęła i cofnęła
się gwałtownie, uderzając plecami o obdartą, brudną ścianę. Wilkołak skoczył w
kierunku Snape’a, który był bliżej drzwi; chłopak jednak zdążył wydobyć
różdżkę, z której wytrysnął snop szkarłatnych iskier i ugodził wielkiego
potwora prosto w owłosioną pierś. Zwierz zawył, a zawtórowały mu przekleństwa
Blacka i Pottera. Napuścili na znienawidzonego Ślizgona przemienionego Remusa,
ale nie mieli pojęcia, że będzie z nim Evans. Natychmiast zdarli
pelerynę-niewidkę, Syriusz momentalnie przemienił się w psa i rzucił się na
wilkołaka, natomiast James skoczył w kierunku swoich rówieśników, aby pomóc im
wydostać się na zewnątrz. Jednak nie było to takie proste, ponieważ Severus nadal
był bojowo nastawiony. Z jego różdżki wystrzeliły kolejne szkarłatne iskry, on
sam natomiast zasłonił swoim ciałem sparaliżowaną ze strachu dziewczynę, która
stała jak słup soli i wpatrywała się w walkę wielkiego, czarnego psa z rannym
już wilkołakiem.
— Ty
kretynie, mogłeś nas zabić! — ryknął Snape, kiedy
Syriuszowi udało się wyciągnąć przemienionego Lupina na korytarz.
— Nie
ma czasu! — odwarknął mu Potter, chwycił Lily za ramię i wypchnął ją
z pokoju.
Przerażony
i jednocześnie wściekły Ślizgon nie miał wyjścia. Musiał pobiec za parą
Gryfonów, choć na usta cisnęło mu się jeszcze wiele gorzkich słów i obelg,
którymi chciał obrzucić Jamesa. Kiedy przeciskali się wąskim, ciemnym
korytarzem, nie mógł zrozumieć, jak można być tak nieodpowiedzialnym i głupim.
Jednym zaklęciem sparaliżował Bijącą Wierzbę, po czym od razu rzucił się z
pięściami w kierunku Pottera. Oberwało mu się tak samo, jak jeszcze kilka
godzin temu Blackowi. Najpierw rozbrzmiało głuche łupnięcie, a sekundę później
Gryfon zataczał się już i trzymał za obolałe czoło, przeklinając pod nosem.
Severus stał sparaliżowany z zaciśniętą pięścią i przypatrywał się jej z
zaskoczeniem. Lily natomiast była zbyt przerażona i zawstydzona, aby wykrztusić
z siebie choćby jedno słowo. Dwaj szkolni dowcipnisie nakryli ją w
niedwuznacznej sytuacji ze swoim wrogiem; była pewna, że następnego dnia cała
sprawa rozejdzie się po szkole.
— Odbiło
ci?! — zawołał Potter, wciąż trąc bolącego, czerwonego guza, który
wyrósł mu na samym środku czoła.
— Powinienem
cię zawlec do tego wilkołaka i zostawić! — warknął Snape, a jego głos
poniósł się echem po rozległych błoniach. Obaj chłopcy byli tak zaabsorbowani
tym, co się zdarzyło, że nie zauważyli otwierających się w chatce Hagrida
drzwi. — To ty sprowadziłeś go do Wrzeszczącej Chaty! Skąd wy w ogóle
wytrzasnęliście wilkołaka, do jasnej cholery?
Podszedł
do Lily i przytulił ją. Dziewczyna drżała na całym ciele, ale oczy miała
szeroko otwarte i spokojne. To ona pierwsza ujrzała wielką postać Hagrida
zbliżającego się szybko w ich kierunku.
— Co
wy tu, cholibka, robicie? I to o tej porze! — zawołał gajowy, po czym
zwrócił się do Jamesa: — Kto ci nabił takie limo?
Ale
Gryfon tylko mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i spuścił głowę. Severus
natomiast okazał się być o wiele bardziej rozmowny od swego wroga:
— Ten
idiota zwabił wilkołaka do Wrzeszczącej Chaty, trzeba natychmiast wezwać
dementorów, niech go zabierają do Azkabanu. Zaraz idziemy do dyrektora i o
wszystkim mu opowiemy. Skończy się twoje panowanie w tej szkole, Potter.
Ostatnie
słowo wypowiedział z takim jadem i obrzydzeniem, na jakie go było stać. Nie
oczekiwał, że gajowy cokolwiek uczyni w ich sprawie; doskonale wiedział, że
Hagrid bardzo lubił Huncwotów, zwłaszcza Jamesa i Syriusza, zatem będzie ich
bronić. Objął więc troskliwie swoją dziewczynę ramieniem i poprowadził w
kierunku szkoły, a za nimi podążył James i Hagrid, który z oburzeniem
komentował nie tylko nocną wyprawę Ślizgona do Wrzeszczącej Chaty, ale i
nieodpowiedzialne zachowanie Gryfona.
Dumbledore
bardzo przejął się tą sprawą, aczkolwiek nie wyglądał na zaskoczonego wieścią,
że u stóp Bijącej Wierzby ukryte jest tajne przejście do opuszczonej chaty, w
której buszuje wilkołak. Ze skupieniem wysłuchał wściekłego Snape’a, kiwał też
powoli głową podczas chaotycznych tłumaczeń Pottera. Kiedy w gabinecie
zapanowała martwa cisza, przemówił spokojnie:
— Zanim
wam wszystko wyjaśnię, oczekuję odpowiedzi na podstawowe pytanie: jakim cudem
znaleźliście się o tej porze we Wrzeszczącej Chacie? Dobrze wiecie, że uczniowie
nie mogą nocą chodzić samotnie po zamku. O opuszczaniu szkoły już nie wspomnę.
Patrzył
raz na skruszoną Lily, raz na Snape’a, który bił się z myślami. Wiedział, że
jeśli uda się do dyrektora, wszystko się wyda, jednak bardziej zależało mu na
ukaraniu wroga niż na ocaleniu własnej skóry. Severus już otwierał usta, aby
wyznać całą prawdę, kiedy James wpadł mu w słowo:
— To
ja ich tam zwabiłem, panie profesorze. Zachowałem się nieodpowiedzialnie, wiem
o tym. Przepraszam. Nie pomyślałem, że takie mogą być tego konsekwencje.
Spuścił
skromnie głowę i utkwił wzrok we własnych stopach. Snape zamrugał szybko i
spojrzał ukradkiem na Gryfona. Nie mógł uwierzyć w jego słowa. W jego głowie
natychmiast pojawiło się pytanie: dlaczego? Nie dość, że razem z koleżką
wpuścił wilkołaka do Wrzeszczącej Chaty, to jeszcze wziął całą winę na siebie.
Snape wiedział, że James Potter szczyci się od dawien dawna swoim męstwem i
odwagą, ale nie podejrzewał go o taką głupotę. Był pewien, że Gryfon
natychmiast zostanie wydalony ze szkoły. Jednak Dumbledore uśmiechnął się
lekko, a wyraz jego twarzy nieco się ocieplił.
— Odwaga
godna pochwały, panie Potter. Zgadzam się, że pańskie zachowanie było skrajnie
nieodpowiedzialne. Przypuszczam, że pan Black również brał w tym udział… No
cóż, ciężko będzie wymyślić karę dla pana, dlatego pozostawiam jej wybór
profesor McGonagall. Zatem może się już pan oddalić, zalecam jednak, aby udał
się pan z Hagridem na błonia i poszukał pana Blacka.
James,
wciąż niezwykle pokorny i nieco skulony, pożegnał się z dyrektorem i opuścił
gabinet, natomiast Severus nie miał pojęcia, dlaczego Dumbledore potraktował go
tak ulgowo. Złość na Gryfona eksplodowała w nim jeszcze gwałtowniej niż w
momencie, kiedy ujrzał jego głupkowatą twarz w drzwiach Wrzeszczącej Chaty.
— Zaraz! — zawołał,
wstając z krzesła. — Przez jego kretyński pomysł o mało nie
zginęliśmy! Ja i Lily! A pan puszcza mu to płazem?!
Oburzenie
Ślizgona najwyraźniej rozbawiło dyrektora, który tylko uśmiechnął się
pobłażliwie i rzekł uspokajającym głosem:
— Jeśli
mi pan pozwoli, wyjaśnię wszystko, przez co spojrzycie na tę sytuację z nieco
innej strony. Niemniej jednak prosiłbym, aby to, co ode mnie usłyszycie,
pozostało między nami, sprawa jest bardzo intymna.
Na
ostatnie wypowiedziane przez Dumbledore’a słowo Lily zarumieniła się gwałtownie
i spuściła skromnie oczy, Ślizgon natomiast kiwnął tylko sztywnie głową i opadł
z powrotem na swoje krzesło, dysząc ciężko. Wiedział, że obojętnie, co
powiedziałby mu dyrektor szkoły, jego nienawiść do Huncwotów nie zmaleje ani
trochę.
— Musicie
wiedzieć, że nie pochwalam głupiego żartu pana Pottera, choć, bądź co bądź,
wyciągnął was z Wrzeszczącej Chaty, ratując tym samym przed wilkołakiem.
— Gdyby
go tam nie sprowadzał, nie trzeba by nas było ratować — wtrącił
Snape, krzyżując buntowniczo ramiona na piersi.
Dyrektor
zignorował ten komentarz i ciągnął dalej:
— Ten
wilkołak tak naprawdę nie został tam ściągnięty przez pana Pottera. Jest nim
jeden z naszych uczniów, Remus Lupin, panna Evans chyba go dobrze zna, zgadza
się? Pogryzł go Fernir Greyback, kiedy był małym chłopcem, jednak byłbym bardzo
niesprawiedliwy, gdyby z powodu tej przykrej przypadłości zabronił mu uczyć się
w Hogwarcie razem ze zdrowymi dziećmi, dlatego razem z panią Pomfrey wpadliśmy
na taki pomysł, aby połączyć Wrzeszczącą Chatę korytarzem ze szkolnymi
błoniami. Każdą pełnię pan Lupin spędzał w chacie i nie stanowiło to większego
problemu… aż do dzisiaj. Gdyby jednak ta informacja dotarła do rodziców
któregoś z uczniów, natychmiast rozpocząłby się protest, a ja musiałbym Remusa
Lupina usunąć ze szkoły. Jesteście inteligentnymi, młodymi ludźmi, dlatego
sądzę, że zachowacie tę wiadomość dla siebie. Mogę na was liczyć?
Błękitne
oczy dyrektora rozbłysły w półmroku, kiedy oboje pokiwali milcząco głowami.
Słowa, które przed chwilą padły z ust Dumbledore’a, tak zszokowały Lily, że nie
mogła mu odpowiedzieć. Uczucia Snape’a natomiast w ogóle się nie zmieniły.
Owszem, współczuł Lupinowi, za nic w świecie nie chciałby cierpieć na tę
przypadłość, jednak nie zmieniało to faktu, że za każdym razem, kiedy jego
przyjaciele znęcali się nad nim, ten ani razu nie zwrócił im na to uwagi.
Szli
powoli korytarzem i nie odzywali się do siebie. Kiedy emocje już opadły, Snape
doszedł do wniosku, że najrozsądniej było po prostu wrócić do normy, zapomnieć
o tym, co się wydarzyło. Żałował jednak, że do niczego między nim a Lily nie
doszło, teraz zaczął się niepokoić, że dziewczyna całkowicie zrazi się do
czułości i następna taka okazja może się już nie nadarzyć. Postanowił jednak na
razie o tym nie wspominać. Szturchnął delikatnie Gryfonkę ramieniem i zapytał
cicho:
— Dobrze
się czujesz?
— Tak,
ale… — westchnęła.
— Ale…?
— Słyszałeś,
o czym mówił Dumbledore. — W jej głosie zabrzmiało szczere
współczucie. — Nie miałam pojęcia, że Lupin jest wilkołakiem. Biedny…
A ja wrzuciłam go do jednego wora z tym pajacem, Potterem i Blackiem. Chociaż
wziął na siebie całą winę…
Pierwszy
raz od momentu, kiedy zaczęli ze sobą chodzić, Snape poczuł w sercu
nieprzyjemne ukłucie zazdrości. Doskonale wiedział, że James zrobił to tylko i
wyłącznie dlatego, żeby przypodobać się Lily. I najwyraźniej uzyskał zamierzony
skutek, bo jej uczucia do niego najwyraźniej się ociepliły. Nie potrafił znieść
myśli, że Evans mogłaby go kiedyś zostawić dla znienawidzonego Gryfona.
— Zrobił
to, żebyś nie miała kłopotów — odpowiedział, a serce zabiło mu
mocniej. — On się w tobie podkochuje, a teraz jest dodatkowo o mnie
zazdrosny. Zauważył, że niczego nie zyska, więc wybrał inną metodę. Proszę, nie
daj się mu zwieść.
Zatrzymał
się i chwycił ją mocno za ręce. Dziewczyna uśmiechnęła się i pocałowała go
czule w usta. Była zauroczona jego staraniami. Dopiero teraz zauważyła, że
Severus zabiegał o jej względy niemal od samego początku ich znajomości, a ona,
ślepa, tego nie dostrzegała.
— Potter
to zgrywus, nie jest dla ciebie żadną konkurencją — rzekła. — Dziękuję
za cały wieczór. Co prawda mógł się inaczej skończyć, ale… Nie było źle. Do
zobaczenia jutro.
Jeszcze
raz go pocałowała i odeszła w kierunku wieży, w której Gryfoni mieli swoje
dormitorium. Severus został sam, słyszał tylko grasującego w oddali Irytka, na
którego już od czterech lat nie zwracał uwagi. Westchnął ciężko i powlókł się
schodami na dół. Zamierzał natychmiast położyć się do łóżka i zasnąć, aby choć
na kilka godzin zapomnieć o potwornym zdarzeniu we Wrzeszczącej Chacie. Jednak
nie było mu dane jeszcze wrócić do lochów, ponieważ zza zakrętu wypadł na niego
James Potter. Nie był już tak pokorny i spokojny, jak w gabinecie Dumbledore’a,
wręcz przeciwnie. Chwycił Ślizgona za kołnierz i przycisnął do kamiennej
ściany, a ich twarze niemal się zetknęły. Wargi Gryfona wygięły się w
pogardliwym, zaciętym uśmiechu, a ciemne oczy błyszczały złowrogo.
— I
co, myślałeś, że sobie pociupciasz, co, Smarkerusie? — wysyczał
złośliwie. — Tak, miałeś rację, wziąłem całą winę na siebie nie
dlatego, że nagle poczułem chęć obrony uciśnionych smarków, po prostu chciałem
pomóc Evans. Poza tym taki kochany i pomocny chyba lepiej wypadłem w jej
oczach, co? Jeszcze kilka takich sytuacji i będzie jeść mi z ręki. Kopnie cię w
tyłek i w końcu poleci na mnie. A tak mało brakowało, co? Już prawie
zamoczyłeś. Ej, Smarkerusie, Smarkerusie… Nie wiem, jakiego urazu głowy dostała
Evans, że zaczęła z tobą chodzić, ale kiedy już się jej poprawi, to ja z nią będę,
a ty będziesz się temu przyglądał. Gdybyś miał trochę klasy, zrozumiałbyś, że ona
nie będzie z tobą szczęśliwa.
Wściekłość
uderzyła do głowy Severusowi niczym gorączka. Odepchnął Pottera, ale tym razem
ani nie sięgnął po różdżkę, ani się nie zamachnął, tylko poprawił szatę i
wycedził przez zaciśnięte zęby:
— Jesteś
skurwysynem, Potter. Największym, jakiego spotkałem.
Odwrócił
się na pięcie i odszedł, pozostawiając rechoczącego Gryfona pod zimną, kamienną
ścianą. Serce waliło mu w piersi jak oszalałe, a on cały się trząsł. Myślał, głupi,
że w zalotach Jamesa chodziło o jakieś uczucia wobec Lily. O jakąś… sympatię.
Kiedy słuchał tego potoku słów wydobywających się z ust Pottera, pragnął rzucić
nim o podłogę i walić butem o jego twarz tak długo, aż pozostanie z niej
jedynie krwawa plama, niemniej jednak cieszył się, że Gryfon powiedział mu to
wszystko. Teraz wiedział, że musi chronić Lily za wszelką cenę.
*
Okazało
się, że wieść o zdarzeniu we Wrzeszczącej Chacie nie rozniosła się po szkole.
Jedynym urozmaiceniem ostatnich dni w Hogwarcie była niespodziewana wizyta
Remusa przy stole Ślizgonów, który poprosił Severusa i Lily na stronę, gdzie
przeprosił ich za swoje czyny. Snape skinął tylko głową, Evans natomiast wyraziła
swoje głębokie współczucie. Severus jeszcze nigdy nie widział jej tak
zmartwionej; najwyraźniej dręczyły ją wyrzuty sumienia z powodu pochopnej oceny
Gryfona. Kiedy chłopak się oddalił, Ślizgon zagadnął swoją dziewczynę:
— Przestań
o tym myśleć tak, jakby to była twoja wina, że Lupin jest wilkołakiem.
Lily
spojrzała na niego karcąco, nie wierząc w to, co przed chwilą usłyszała.
— Teraz,
kiedy już o tym wiem, powinnam go wspierać. Ty również… Poza tym dużo myślałam o
wczorajszym wydarzeniu i… i wydaje mi się, że nawet podczas przemian on może być człowiekiem, wystarczy tylko
mu to przypomnieć.
Tym
razem to Snape wytrzeszczył oczy ze zdziwienia i odparł szczerze urażony:
— Chyba
żartujesz. Jeśli chcesz, możesz mu pomagać, to twoja sprawa. Ale ja nie
zamierzam tego robić. Kiedy jego kumple znęcali się nade mną i zdejmowali mi
przy wszystkich gacie, on nie odezwał się ani słowem, żeby jakoś ich
powstrzymać, a jest prefektem. Nie zamierzam go teraz pocieszać.
Odwrócił
się na pięcie i zostawił zaskoczoną Gryfonkę w Wielkiej Sali, sam zaś udał się
na przechadzkę, aby ochłonąć. Pierwszy raz tak naprawdę przeciwstawił się Lily.
Z jednej strony czuł się podle i bał się, że dziewczyna może z nim zerwać albo zrobić
coś jeszcze głupszego, z drugiej zaś cieszył się, że w końcu postawił na swoim.
Bardzo kochał Evans, ale nie mógł ustępować jej w każdej sprawie. Odrzucił już dla
niej kumpli, z którymi dzielił poglądy.
Mimo
że ich pierwsza sprzeczka z początku była dość poważna, Lily jeszcze tego
samego wieczora poprosiła Severusa o spotkanie i szczerze przeprosiła go za
swoje zachowanie, czym zyskała w jego oczach jeszcze więcej. Snape nie potrafił
się na nią długo gniewać, choć czasami jej naiwność i wręcz groteskowe miłosierdzie
irytowało go bardziej niż głupkowate dowcipy Jamesa Pottera. Jednak natychmiast
wszystko jej wybaczył i para wróciła do Londynu następnego dnia wraz z setką
pozostałych uczniów, aby spędzić w domu rodzinnym letnie wakacje. Lily bardzo
cieszyła się na powrót, dla Severusa zaś wiązał się on jedynie z kolejnymi
sprzeczkami, wstydem i strachem o to, czy ojciec znów wróci tej nocy pijany i powita
syna kolejną pijacką awanturą. Kiedy Ślizgon był młodszy, z płaczem chował się
do szafy lub zamykał w swoim pokoju i robił wszystko, aby nie słuchać kolejnych
sprzeczek i odgłosów tłuczonych naczyń, jednak rok temu postanowił pierwszy raz
sprzeciwić się ojcu i stanąć w obronie matki. Było to tuż przed jego wyjazdem
do Hogwartu. Okazał się jednak zbyt słaby i dostał takie lanie, jak jeszcze
nigdy dotąd. Nie oczekiwał też, że ojciec tym razem przyjdzie wraz z matką na
peron dziewięć i trzy czwarte. Nigdy tego nie robił.
Jednak
nie wszystko wyglądało tak źle. Jego jedynym światełkiem w ciemnym, samotnym
tunelu była Lily. Całe wakacje postanowili spędzić razem jak najdalej od domu
Snape’ów. Severus wcale się nie pomylił. Kiedy tylko Evans pobiegła do
rodziców, którzy jak co roku odebrali ją po długiej, męczącej podróży (tak, jak
się spodziewał, Petunia zrezygnowała z podróży na stację King’s Cross), chłopak
szybko wypatrzył stojącą w tłumie matkę. Jej zmęczona, niepomalowana twarz,
długie, czarne, nieuczesane włosy i wyblakłe mugolskie ubranie rzucały się w
oczy już z daleka. Ale Severus nie wstydził się jej. Nie zważając na złośliwe
uwagi i pogardliwe spojrzenia Huncwotów, czym prędzej podszedł do pani Snape i
pozwolił się jej uściskać. Bardzo za nią tęsknił i ten rok, który w całości
spędził poza domem, był dla niego bardzo ciężki. Kiedy postanowił po raz
pierwszy postawić się ojcu, coś w nim pękło. Nie chciał go widzieć już nigdy
więcej, choć gdzieś w duszy wiedział, że będzie musiał wrócić przynajmniej na
letnie wakacje. I tak też się stało. Całkowicie już zapomniał o przygodzie ze Zmieniaczem
Czasu, bo tylko ta teraźniejszość się liczyła.
— Jak
egzaminy? — zapytała Eileen Snape, kiedy szli powoli opustoszałą
ulicą.
Nie
była dobrą matką, choć bez wątpienia bardzo się starała. Severus to widział i
rozumiał, że jej umiejętność okazywania uczuć jest bardzo słaba. Nie miał jej
tego za złe. Nigdy go nie broniła, kiedy jej mąż na niego krzyczał lub bił
skórzanym paskiem, jednak w jej martwych, ciemnych oczach można było dostrzec
coś na kształt współczucia. Kochała syna na swój ograniczony, płytki sposób i
interesowała się jego losem. Niczego więcej Severus od niej nie wymagał. Miał
przecież Lily, która niemal od zawsze była jego bratnią duszą, której mógł o
wszystkim opowiedzieć.
— Całkiem
nieźle — mruknął, wzruszając lekko ramionami. — A w domu?
Coś ciekawego? Ojciec jeszcze żyje?
Eileen
rzuciła mu karcące spojrzenie, choć końce jej warg drgnęły lekko.
— Spróbuj
mu wybaczyć. On już taki jest. Staraj się po prostu schodzić mu z oczu i nie
mieszaj się w nasze kłótnie — odparła spokojnie i wskoczyła na
krawężnik, aby sprawdzić rozkład mugolskich autobusów. Musieli dostać się do
Świętego Munga, skąd mogli za pomocą jednego z kominków przenieść się do domu.
W
mieszkaniu zupełnie nic się nie zmieniło. Była taka sama bieda, bałagan i smród
jak pierwszego września, kiedy Severus wyjeżdżał do Hogwartu. Westchnął z ulgą
na myśl, że czeka go jeszcze dwa lata nauki w szkole. Wszystko było lepsze, niż
marnowanie czasu w tym chlewie. Nawet znoszenie upokarzających żartów
Huncwotów, na które lekarstwem był balsam pod postacią warg Lily. Perspektywa
wspólnie spędzonych wakacji cieszyła go bardziej niż jej ostatnia propozycja.
Wciąż o niej pamiętał i zastanawiał się, czy dziewczyna nadal chciała spędzić z
nim noc. Co prawda Evans nie wspomniała o tym ani słowem od ich wyprawy do
Wrzeszczącej Chaty, ale Severus po cichu liczył, że podczas tych dwóch
wspólnych miesięcy coś się między nimi wydarzy.
*
I
w tym się Severus nie pomylił. Kiedy minął pierwszy tydzień wakacji, dziewczyna
zaprosiła go na wieczorny spacer, choć Snape od razu wyczuł podstęp. Jeszcze
nigdy nie widział jej tak uradowanej, jednak postanowił dać wydarzeniom
spokojnie się rozwijać i udawał, że absolutnie niczego się nie domyśla.
Słońce
już zachodziło, rozlewając swe złotoczerwone promienie po powierzchni czystej,
płynącej powoli wody, w której dzieciaki z okolicznych domów często
przychodziły się kąpać. Robił to też zarówno Snape, jak i Lily, teraz jednak
byli skupieni bardziej na sobie niż na zachęcającej, ciepłej wodzie. Dziewczyna
chwyciła Ślizgona za rękę i oparła policzek na jego ramieniu.
— Pamiętasz,
jak zaproponowałam ci wspólną noc? — zapytała nagle głosem niewinnym niczym
anioł, choć mówiła przecież o tak grzesznych sprawach.
Snape
automatycznie się zarumienił, jednak Lily nie zauważyła jego zmieszania. Mimo
że domyślał się, do czego ów spacer zmierzał, bezpośredniość Gryfonki po raz
kolejny sprawiła, że jego serce załomotało w piersi tak gwałtownie, jakby
chciało się z niej wyrwać.
— Ciężko
było zapomnieć. Wrzeszcząca Chata, wilkołak, interwencja Dumbledore’a… Ale
sądziłem, że się rozmyśliłaś — zażartował, choć w środku cały drżał.
— Nie
wyszło nam za pierwszym razem, ale możemy przecież spróbować jeszcze raz,
wszystko jest już przygotowane. Powiedziałam rodzicom, że śpię u Mary Ann, ona
też już o wszystkim wie, będzie nas kryła. Chyba że nie chcesz…
Entuzjazm
w jednej chwili z niej wyparował, a błysk w oczach przygasł, kiedy patrzyła z
iskierką nadziei w jego poważną twarz, na której szybko pojawił się nerwowy
uśmiech, a Severus odpowiedział szybko:
— Nie,
nie, oczywiście, że chcę! To znaczy… Ciągle nie może do mnie dotrzeć, że taka
piękna i mądra dziewczyna chciałaby się kochać z kimś takim…
Nadal
usiłował się uśmiechać, jednak przypominało to bardziej bolesny grymas. Lily
natomiast zaśmiała się, słysząc jego słowa. Uniosła dłoń i pogładziła go
delikatnie po policzku, jednocześnie dyskretnie przysuwając się do niego.
— Severusie,
nie znam bardziej wartościowego i inteligentnego człowieka. Do tego doskonale
mnie rozumiesz, jesteś moim najlepszym przyjacielem, a ja… ja czuję do ciebie
coś więcej — mówiła to całkiem szczerze. — No i… całkiem przystojny
z ciebie facet.
Zachichotała
i pociągnęła go mocniej w stronę biednego osiedla, na którym mieszkali rodzice
Snape’a. Ślizgon zaniepokoił się przez chwilę, ponieważ podejrzewał, że Lily
zmierza w kierunku jego domu, jednak poczuł się już całkowicie zdezorientowany,
kiedy minęli zapuszczone podwórko, które Tobiasz miał uprzątnąć dwa lata temu. Oświeciło
go dopiero w momencie, kiedy ujrzał ruiny starego domu. Mieszkał w tym miejscu
od urodzenia i nie przypominał sobie, aby owa posesja do kogoś należała. Ze
zdziwieniem obserwował Lily, która przeciskała się przez wąską szparę w
rozlatujących się drzwiach, po czym zbiegła do piwnicy. Kiedy sam pchnął
ułamany zbitek desek, jego oczom ukazały się oświetlone przez świeczki schody,
gdy zaś zszedł powoli na dół, zastał wysprzątany, ciasny pokoik przystrojony
tak, że nie przypominał już zawalonej gratami piwnicy. Wszystkie niepotrzebne bibeloty
zniknęły, a pomieszczenie wypełniały niskie, zapalone świeczki, które mieszały
się niedbale z płatkami kwiatów, które Gryfonka musiała zerwać na pobliskiej
łące. Po środku natomiast rozłożony był materac przykryty czystym, szerokim
kocem. Lily zgrabnie wskoczyła na stworzone prowizorycznie łóżko i poklepała
dłonią miejsce tuż obok siebie. Severus ruszył niezgrabnie w jej kierunku. Był
pod ogromnym wrażeniem wysiłku, który dziewczyna musiała włożyć w usunięcie
gratów i przystrojenie małej piwniczki.
— W
porównaniu do mojej Wrzeszczącej Chaty…
Evans
skutecznie zasłoniła mu usta swymi wargami. Serce w jej piersiach waliło mocno,
a dłonie zaczęły prędko szukać dojścia do nagiego ciała Severusa. Chłopaka znów
bardzo zdziwił zapał dziewczyny, przez głowę przeszła mu nawet absurdalna myśl,
że być może Gryfonce zależy tylko na seksie z nim, jednak Lily całowała go z
takim uczuciem, że nie mogło być ono udawane. Delikatnie i ostrożnie zdjął jej
bluzkę, pod którą prezentowały się ładne, drobne piersi. Snape musnął ustami
jej sutki, a jego członek momentalnie zdrętwiał, wyraźnie przebijając się przez
spodnie. Nie uszło to uwadze dziewczyny, która natychmiast zażądała, aby
chłopak zdjął resztę ubrań. Ślizgon bardzo wstydził się swej kościstej, bladej
sylwetki, krzywych kolan i wystających żeber, jednak Lily potrafiła dostrzec w
jego charakterystycznej budowie coś pięknego. Pochyliła się, odgarniając
jednocześnie włosy opadające jej na twarz i, zanim Severus zdążył coś
powiedzieć, otoczyła wargami jego sterczącą męskość. Po jego ciele rozlało się
rozkoszne ciepło rozchodzące się elektryzującym dreszczem od czubka członka po
najbardziej nieczułe z pozoru części ciała. Język Gryfonki drażnił
niebezpiecznie intymne miejsce Ślizgona, który szybko zdał sobie sprawę, że
jest mu zbyt przyjemnie. Delikatnie odsunął głowę dziewczyny, dając jej tym
samym do zrozumienia, że nie powinna posuwać się dalej. Bez słowa poderwał jej
krótką spódniczkę i wsunął rękę pod majtki, gdzie natknął się na gorące,
wilgotne już sekretne miejsce Lily. Usiłował zachować zimną krew, jednak serce
wciąż biło mu w piersi jak oszalałe. Powoli i spokojnie zaczął przesuwać
palcami po wypukłym, czułym punkciku, a z ust Evans wyrwało się ciche
westchnienie. Przymknęła oczy, kiedy zaczął całować ją po szyi, drugą ręką
stymulując małe piersi. Dziewczyna dyszała coraz bardziej, więc Severus wsunął
do małego, ciasnego otworu palec, jednak Lily skrzywiła się nieznacznie, a jej gardło
opuścił jęk bólu, więc szybko cofnął rękę. Obawiał się, że nie podoła wyzwaniu,
które przed nim stało. A Evans oczekiwała wiele. Nasunął na sztywnego wciąż
członka zabezpieczenie, które podała mu dziewczyna, i położył się na niej
pokracznie. Wszystko to wydawało mu się takie nienaturalne i dziwaczne, że
każdy swój ruch interpretował jako niepoprawny. Łudził się jednak, że jego
partnerka posiada tak samo malutką jak on wiedzę na temat współżycia
seksualnego i nie zorientuje się, że coś jest ze Ślizgonem nie tak. Kiedy tylko
dotknął jej rozgrzanego wejścia czubkiem członka, już wiedział, że nie będzie w
stanie wytrwać zbyt długo, mimo to wsunął go do środka. Po drodze napotkał
przeszkodę, która sprawiała Lily najwięcej bólu, jednak prędko ją usunął, podczas
gdy ona wgryzała się w jego ramię. Wystarczył jeden mocniejszy ruch, aby
cieniutka błona pękła, a na materac wyciekła strużka krwi. Mimo że członek
Severusa poruszał się w jej wnętrzu coraz szybciej i mocniej, Evans nadal czuła
dyskomfort, sztuczny kondom był nieprzyjemny w dotyku, a wypływająca z niej
krew wydawała się obrzydliwa i brudna. Mimo to nie żałowała, że oddała się
Snape’owi, cieszyła się, że w końcu mogła dać mu coś, dzięki czemu udowodniłaby
mu swoje uczucia.
Z
gardła Ślizgona wyrwał się przeciągły, z trudem tłumiony jęk rozkoszy. Chłopak
opadł na drżące ciało Lily, usiłując jednocześnie jak najszybciej dojść do siebie.
Spojrzał na Evans, która wciąż nieco się krzywiła, ale uśmiechała się teraz do
Snape’a z zadowoleniem. Ich miłosny akt trwał zaledwie kilka minut, ale zapach
czułości i namiętności wciąż unosił się w powietrzu. W oczach Lily błyszczało
najprawdziwsze uczucie, którego Severus był teraz pewien w stu procentach.
Od
tamtej spędzonej w piwnicy nocy młodzi spędzali ze sobą jeszcze więcej czasu,
który płynął im zdecydowanie za szybko. Pod koniec lipca matka Lily zaprosiła
Severusa na kolację, na co chłopak przystał z wielkim entuzjazmem. Petunia
wciąż była na wakacjach we Francji, a mugolscy rodzice Gryfonki okazali się naprawdę
sympatycznymi i otwartymi ludźmi. Wieczór udał im się wybornie, dlatego kilka
dni później Ślizgon odważył się zaprosić Lily do siebie. Bardzo denerwował się
przed tą wizytą, ponieważ jego ojciec był nieprzewidywalny i potrafił zrobić
awanturę z niczego, jednak ktoś chyba zaczarował ów wieczór, ponieważ wszystko
udało się znakomicie, nawet Tobiasz wydawał się miły dla panny Evans. Severus
nie mógł uwierzyć w to, co się działo. Wystarczyło tylko delikatnie zmienić
przeszłość, aby jego życie wywróciło się do góry nogami. Jeszcze nigdy nie był
taki szczęśliwy i chyba po raz pierwszy spoglądał w przyszłość z optymizmem.
Nie bał się tego, co przyniesie kolejny dzień. Każda minuta spędzana z Lily
sprawiała, że inaczej patrzył też na mugoli. Mimo że był Ślizgonem i nadal
tkwiła w nim głęboko zakorzeniona niechęć do owych „podludzi”, przemógł się i
znalazł pracę u sąsiadów, u których pielił ogródki, kosił trawę i mył okna w
zamian za jakieś drobne sumy pieniędzy, dzięki którym mógł obdarzać swoją
dziewczynę drobnymi przyjemnościami. Pragnienia o służbie u Lorda Voldemorta i
zniszczeniu mugoli całkowicie przestały się dla niego liczyć, teraz chciał
jedynie widzieć uśmiech na twarzy Lily.
*
Jednak
sielanka prędko się skończyła, wakacje dobiegły końca i trzeba było wracać do
szkoły. Severus pierwszy raz w życiu poczuł na widok listu od Dumbledore’a
ukłucie żalu. Tak dobrze bawił się z Lily, że perspektywa powrotu do miejsca,
gdzie znów musiał rywalizować z Jamesem Potterem o uczucia Evans, wydała mu się
tragiczna. Z jednej strony tęsknił za nauką, niepowtarzalnym klimatem szkoły i
powrotem do stricte magicznego świata, z drugiej zaś wiązało się to ze
spotkaniem z grupą szkolnych chuliganów, który mieli całe dwa długie miesiące
na wymyślenie planu zemsty na swoim wrogu. Severus już dawno przestał się
łudzić, że James Potter i Syriusz Black kiedyś zmądrzeją, wydorośleją i
przestaną się z niego naigrywać. Był jednak pewien jednego: Remus Lupin już
zawsze będzie patrzył na niego inaczej. Był dobrym człowiekiem i często lubił
czuć się winny, więc był dla gnębionego Snape’a dodatkową deską ratunku.
A
co do Lupina…
Lily
z radością powróciła do Hogwartu. Podobnie jak Severus tęskniła za szkołą i przyjaciółkami,
które stanowiły ważną część jej życia. Przez wakacje była bardzo szczęśliwa, bo
nareszcie czuła, że ktoś kocha ją bezwarunkowo nie tylko za wygląd i
inteligencję, ale i za charakter. Wiedziała, że Snape uwielbiał jej pozytywne
cechy, a także akceptował wady, których miała niemało. Jednak coś nie dawało
jej spokoju. Nie powiedziała o tym swojemu chłopakowi, ale przez cały lipiec i
sierpień korespondowała z Remusem Lupinem. Nie potrafiła zapomnieć tego, czego
była świadkiem we Wrzeszczącej Chacie, miała też wyrzuty sumienia, ponieważ
uważała się za bystrą i pomocną, a nie zauważyła niczego dziwnego w zachowaniu
kolegi przez pięć lat. Postanowiła więc to naprawić, dlatego zaraz po
przyjeździe do domu chwyciła atrament, pióro i pergamin, aby napisać do Lupina
list. Odpowiedź przyszła zaledwie po dwóch dniach i tak wszystko się zaczęło.
Zawsze najbardziej z czwórki Huncwotów lubiła Remusa, a właściwie był jedyną
osobą z czteroosobowego kółka wzajemnej adoracji, którego tolerowała. Wiedziała,
że nie był płytki i arogancki jak reszta jego przyjaciół, mimo to postanowiła
być ostrożna, gdyż zaczęła się obawiać, że Gryfon zaraz wszystko wyjawi
Jamesowi i ten spróbuje się do niej zbliżyć. Lily doskonale wiedziała, że to o
niego Severus był najbardziej zazdrosny i nie zniósłby, gdyby Evans zaczęła się
z nim zadawać. Dlatego wygodniej i rozsądniej było zataić przed Ślizgonem ów
niewielki, acz istotny fakt. Evans po prostu nie potrafiła przestać myśleć o
wilkołakach. Natychmiast wypożyczyła ze szkolnej biblioteki książki w jakiś
sposób związane z tematyką owego nieprzyjemnego schorzenia, a kiedy dotarły do
niej sowią pocztą, natychmiast zabrała się za ich studiowanie. W pewnym
momencie przestała już trzeźwo myśleć i ubzdurała sobie, że podczas przemiany
człowiek nadal jest w stanie kontrolować wilczy instynkt. Wiedziała, że Severus
natychmiast starałby się wybić jej to z głowy, dlatego i tę informację
zachowała tylko dla siebie. Z przyjemnością czytała powściągliwe, acz często
nasączone emocjami listy od Lupina i starała się pomóc mu na różne sposoby.
Mimo to była przekonana, że nie osiągnie pożądanego efektu jedynie za pomocą
listownej korespondencji, dlatego postanowiła spotkać się z nim podczas pełni.
Cały plan już dawno miała ułożony i tylko czekała na pierwszą podczas roku
szkolnego pełnię.
Drżała
na całym ciele, kiedy oczekiwany dzień nareszcie nadszedł. Schowała się w małej
łazience dla dziewcząt w dormitorium Gryfonów i postanowiła czekać, aż Huncwoci
zejdą na dół, aby wymknąć się nocą, kiedy zacznie się ściemniać. Wiedziała, że
James Potter miał pelerynę-niewidkę, dlatego musiała bardzo wytężać słuch.
Jednak okazało się, że po latach wymykania się z zamku Huncwoci przestali być
ostrożni i teraz nawet nie kryli się z tym, że wychodzą z dormitorium. Evans wychyliła
głowę przez niewielką szparę i ujrzała całą czwórkę zmierzającą ku małemu,
ciemnemu korytarzykowi. Minęło kilka sekund i dziewczyna usłyszała stłumiony
odgłos odsuwającego się portretu, a odgłosy rozmów Huncwotów natychmiast
ucichły. Lily natychmiast wypadła z łazienki i pobiegła w stronę portretu
Grubej Damy, wpadając w międzyczasie w kilku wystraszonych pierwszoroczniaków.
Nie miała jednak czasu na przeprosiny. Domyślała się, że chłopcy udadzą się do
Wrzeszczącej Chaty, jednak nie chciała stracić ich z oczu. Jej uszy na nowo
wyłapały przyciszone odgłosy wesołej paplaniny, jednak nie mogła dostrzec
wymykającej się czwórki; Gryfoni z pewnością ukryli się już pod peleryną.
Najciszej, jak potrafiła, zbiegła schodami do holu, po czym odczekała chwilę, aż
Huncwoci wyjdą na błonia. Była tak przejęta swoją misją, że przestała myśleć o dyskrecji.
Nie zauważyła siedzącego na schodach prowadzących do lochów Ślizgona z siódmej
klasy, który popijał jakiś bursztynowo złoty alkohol i przeglądał pismo dla
dorosłych czarodziejów. Oderwał na chwilę wzrok od mrugającej do niego
jasnowłosej czarownicy z odsłoniętymi piersiami i kroczem, aby spojrzeć na
przebiegającą przez przepastny hol dziewczynę. Natychmiast rozpoznał w niej tę
Gryfonkę, która od niedawna spotykała się ze Snape’em. Szybko połączył fakty,
gdyż wcześniej wydawało mu się, że usłyszał głos znienawidzonego Jamesa
Pottera. Z kpiącym uśmiechem wstał, złożył powoli gazetę i udał się w kierunku
ukrytego w lochach dormitorium, zadowolony z przebiegu zdarzeń. Salon wciąż był
pełen ludzi, ale Ślizgon prędko odnalazł Severusa, który siedział w kącie ze
swoim zniszczonym podręcznikiem do eliksirów i studiował pilnie jego
siedemnastą stronę.
— Co
tam, brachu? — zagadnął go starszy kolega i usiadł naprzeciwko niego
na niskiej, skórzanej pufie.
Snape
podniósł powoli głowę znad lektury i zmierzył go chłodnym, acz pobłażliwym
spojrzeniem swych ciemnych oczu, unosząc wysoko brwi.
— Od
kiedy jestem twoim „brachem”? — zapytał cierpko i powrócił do
książki.
Siódmoklasista
zachichotał i pociągnął zdrowo z prawie już opróżnionej butelki.
— Od
kiedy twoja Gryfoneczka puściła cię kantem dla tego Pottera. Co, zdziwiony?
Wszyscy wiedzieli, że to będzie tylko kwestia czasu, chociaż i tak jestem pełen
podziwu, że wytrzymała z tobą tak długo.
Tym
razem Severus odłożył na bok podręcznik i spojrzał koledze prosto w oczy. Nie
chciał dać po sobie poznać, że dotknęły go te słowa, choć w środku zadrżał z
przerażenia, a w żołądku coś mu podskoczyło. Świadomość nakazała mu bronić
godności Lily za wszelką cenę, jednak rozsądek natychmiast zdmuchnął płomyk
nadziei, który zatlił się w jego piersi. Ten Ślizgon nie musiał zmyślać, nie
zależało mu ani na związku Severusa, ani na jego rozpadzie, a owa informacja
miała go tylko w jakiś sposób zdołować albo rozwścieczyć. Mimo wszystko
postanowił spytać:
— Nie mów tak o Lily. Widziałeś ich teraz
razem? Na jakiejś randce albo…?
— Nie,
ale ze szkoły najpierw wypadł Potter z kumplami, a później pobiegła Evans.
Bardzo jej się spieszyło, najwyraźniej szykuje się niezła orgia. Myślisz, że od
razu przejdą do rzeczy, czy może zdecydują się jeszcze na spacer w świetle
księżyca?
Snape
zbladł, a serce w nim zamarło. Natychmiast zorientował się, o co chodziło.
Cisnął książkę gdzieś w kąt, a sam wystrzelił jak z procy w kierunku wyjścia,
potrącając przeklinających i niezadowolonych uczniów, którzy stawali mu na
drodze. Przebiegł przez loch, hol, różdżką otworzył sobie drzwi wejściowe i
puścił się pędem przez oświetlane przez promienie księżyca błonia. Przez całe
wakacje Lily zachowywała się trochę dziwnie, jednak podejrzewał, że jest to
spowodowane ich gwałtownym krokiem w dorosłość, wszak jej decyzja o wspólnych
nocach nie była czymś błahym. Okazało się natomiast, że Evans wciąż myślała o
zdarzeniu z Wrzeszczącej Chaty. Snape modlił się w duchu, aby nie było za
późno.
Może jeszcze zdążę… może zdążę… może
nie jest za późno…
Lily
gramoliła się ciasnym korytarzem w kierunku maleńkiego światełka na jego końcu.
Słyszała jakieś przytłumione jęki i krzyki, więc się domyśliła, że Remus w tej
chwili się przemieniał. Serce biło jej w piersi jak szalone, a w żołądku czuła
skurcz podniecenia. Dłoń, w której ściskała różdżkę, była już śliska od potu.
Jednocześnie dziewczyna bardzo się bała tego spotkania, z drugiej jednak strony
nie mogła się go doczekać. Miała w głowie przygotowaną mowę, ewentualne
zaklęcia obronne, które mogły jej pomóc uchronić się przed groźną paszczą
wilkołaka. Postanowiła sobie, że nie da się już zaskoczyć. Musiała obudzić w
sobie spryt Ślizgonów, bo napędzającą odwagę Gryfonów już miała. Czołgała się
tak jeszcze przez jakiś czas, zostało jej jeszcze kilka metrów do pokonania,
kiedy usłyszała za sobą jakieś dziwaczne chroboty, jakby ktoś próbował dostać
się do przejścia prowadzącego do Wrzeszczącej Chaty, jednak jej uwagę
natychmiast odciągnęło psie szczekanie. Zacisnęła zęby i wystawiła głowę przez
niewielki otwór. Mały korytarzyk był całkiem pusty, ale z dołu dochodziły
jakieś jęki, powarkiwania i szuranie długich pazurów po drewnianej podłodze.
Ostrożnie i najciszej, jak tylko potrafiła skierowała kroki na parter, a serce
tłukło jej się o żebra tak, jakby za chwilę miało zrobić w nich dziurę i
wylecieć na zewnątrz.
I
wtedy to zobaczyła…
Ogromny,
niemalże dwumetrowy potwór miotał się niespokojnie po niewielkim pomieszczeniu,
ocierając się o obdarte, brudne ściany, jakby chciał zostawić na nich swój
zapach. Wystarczył ułamek sekundy, aby wilkołak zwrócił swój wielki, brzydki
pysk w kierunku dziewczyny, która stała na dygocących nogach, z różdżką
wycelowaną w niego i mówiła coś stanowczym, acz drżącym głosem. Paplała coś o
sile ducha, zwracała się do niego po imieniu i prosiła, aby przywołał jakieś
najszczęśliwsze wspomnienie z dzieciństwa, które pomogłoby mu się wyrwać z
wilczych objęć… Na próżno. Stwór skoczył w jej kierunku zanim duży, czarny pies
i imponujący jeleń zdążyli w jakiś sposób zareagować. Lily całkowicie
zapomniała o różdżce, którą ściskała w dłoni, wrzasnęła i zasłoniła głowę
ramionami, jednak siła potężnej łapy wilkołaka była większa, niż przypuszczała.
Przeleciała przez całą szerokość pokoju i uderzyła plecami o ścianę, po której
osunęła się aż na podłogę, gdzie spoczęła niemalże bez zmysłów. Z nosa pociekła
jej krew. W tym czasie czarny pies dopadł przemienionego Lupina i starał się
odciągnąć go od dziewczyny, podczas gdy jeleń powrócił już do swej ludzkiej
postaci. Po raz kolejny narażał się dla osoby, która miała go za nic. Jednak
nic nie mógł w tej chwili zdziałać, bo wilkołak warczał już Lily do ucha.
Dopiero po kilku sekundach jego uwagę zwróciły jakieś niespodziewane odgłosy
dobiegające z półpiętra. Potwór natychmiast skoczył do Snape’a, który nie
spodziewał się spotkać go tak prędko. Jednak na klatce schodowej rozbłysło
oślepiające, białe światło, a Lupin zawisł pod sufitem głową w dół, szamocząc
się rozpaczliwie i rycząc, jakby zdzierano szorstką szczecinę z jego grzbietu.
Z pyska kapała mu wymieszana z krwią ślina. Ślizgon stał tuż pod nim z różdżką
w dłoni, usta miał rozchylone w niemym zaskoczeniu, gdyż to jego zaklęcie na
krótki moment unieszkodliwiło przemienionego Gryfona. Szybko otrząsnął się z
szoku i podbiegł do nieprzytomnej dziewczyny, nad którą już pochylał się
Potter.
— Boże,
ona jest cała we krwi! — wydyszał, obmacując drżącymi rękami
podrapane ramiona Lily.
— Musimy
ją natychmiast zanieść do skrzydła szpitalnego! — James wyglądał na
nieco bardziej skupionego, ale drżał na całym ciele tak, jakby dostał padaczki.
Natychmiast zwrócił się też do swoich przemienionych w zwierzęta przyjaciół: — Pilnujcie
Remusa, a ja się nią zajmę.
Jednak
został natychmiast odepchnięty przez bojowo nastawionego Ślizgona, który szybko
pochylił się i wziął (nie bez trudu) Evans w ramiona, sycząc do Pottera:
— Odwal
się od niej! To wszystko wasza wina! Dumbledore nie powinien wpuszczać do
szkoły wilkołaka, ale nie, wolał okazać miłosierdzie… Jeśli Lupin zaraził Lily,
nigdy wam tego nie wybaczę.
Przeciskanie
się przez wąski tunel trwało wieczność, a droga powrotna do szkoły okazała się
męczarnią. Evans wciąż była nieprzytomna, a Snape czuł na swoich rękach krew, która
wciąż sączyła się z jej ran. Łzy mieszały się z potem, który zrosił nie tylko
twarz, ale i resztę ciała Ślizgona. Ból w plecach i ostre kłucie w płucach nie
miały znaczenia, liczyła się tylko walka z czasem. W głowie miał pustkę, kiedy
starał się biec z Lily na rękach, ścigany przez równie przerażonego Jamesa
Pottera.
— Pani
Pomfrey, niech pani tu przyjdzie! Szybko!
Położył
Gryfonkę na najbliższym łóżku i skoczył w stronę drzwi, zza których wyłoniła
się blada, wystraszona pielęgniarka. Kiedy ujrzała spoconego, zakrwawionego
Snape’a, leżącą bez oznak życia dziewczynę uwalaną od stóp do głów kurzem, krwią
i ziemią, oraz dyszącego i krztuszącego się Pottera, niemalże złapała się za
głowę.
— Co
tu się stało? Przecież ona jest cała podrapana…! — wyrzuciła
z siebie na wydechu, a Ślizgon dokończył za nią:
— Widziałem,
jak rzuca się na nią wilkołak we Wrzeszczącej Chacie, ale nie widziałem, żeby
została ugryziona. Proszę to jakoś sprawdzić… zrobić jakieś testy albo… rzucić
jakieś zaklęcie… nie wiem! Cokolwiek!
Opadł
na stojące obok łóżka krzesło i ukrył twarz w dłoniach, a jego ramiona
zatrzęsły się od tłumionego szlochu. James natomiast stał w drzwiach jak
sparaliżowany i zerkał to na Ślizgona, to na pielęgniarkę. Pierwszy raz
zapomniał języka w gębie, nie potrafił wykrztusić ani słowa, choć trochę się
już uspokoił. Pani Pomfrey natomiast, mimo że była bardzo młodą i
niedoświadczoną pielęgniarką, zachowała zimną krew. Kazała posłać po profesora
Dumbledore’a i McGonagall, sama zaś szybko sprawdziła dziewczynie puls,
zajrzała pod powieki i zaczęła szperać w pobliskiej szafce w poszukiwaniu
jakiegoś eliksiru. Kiedy tylko Potter opuścił salę, Severus podniósł się z
krzesła i zapytał:
— Ona
jest cała podrapana. Czy wirus mógł na nią… przejść?
— Nie
wiem tego, chłopcze, wciąż bardzo mało wiemy o tej przypadłości. Ale powiedz
mi… Albus wspominał, że ty i ta mała wiecie o Remusie. Po co, do jasnej
cholery, szliście za nim do Wrzeszczącej Chaty?
Ślizgon
nie odpowiedział. Teraz, gdy miał chwilę, aby zebrać myśli, wina spłynęła na
niego niczym czysty strumień. Gdyby nie to, że chciał zaimponować Lily
kreatywnością, nigdy nie dowiedzieliby się o Lupinie. Byliby teraz szczęśliwymi
uczniami szóstego roku, a ich jedynym zmartwieniem mogła być trudna praca
domowa, którą McGonagall zadała im na przyszły czwartek, czy test sprawdzający
z eliksirów. A teraz… teraz siedział przy łóżku, na którym leżała poszarpana
Evans, a jej zdrowie i życie stało pod znakiem zapytania. Wolałby nigdy nie
cofać czasu i pozwolić, aby Lily znienawidziła go i zaczęła umawiać się z
Potterem. Severus bardzo chciał być z nią szczęśliwy, ale nie kosztem jej
życia. Pragnął, aby to, co się teraz działo, było jedynie koszmarnym snem, z
którego za chwilę się obudzi z potwornym bólem głowy we własnym łóżku, a Lily
będzie na niego wściekła za bluźnierstwo, którym ją określił.
James
wrócił z Dumbledore’em i McGonagall zaledwie po kwadransie. Oboje wyglądali na
bardzo zaniepokojonych, natychmiast poprosili Severusa i panią Pomfrey o
wyjaśnienia. Kiedy Ślizgon starał się im wytłumaczyć wszystko tak dokładnie,
jak sam potrafił, pielęgniarka nagle jęknęła i zakryła sobie usta dłonią. W jej
oczach błysnęły łzy, kiedy powiedziała:
— Albusie,
spójrz…
Odwróciła
nieprzytomną Lily na prawy bok i odsłoniła jej szkolną szatę. Na karku i
plecach widniały wyraźne ślady zębów. McGonagall wydała z siebie zduszony
okrzyk, Potter osunął się zrezygnowany po ścianie na podłogę, Snape zaczął
szarpać się za włosy, a dyrektor rzekł:
— Pani
Pomfrey, niech pani spróbuje ją obudzić. To straszna tragedia, wszyscy się
chyba ze mną zgodzicie, ale panna Evans jest silna i z pewnością sobie z tym
poradzi. Zakładam, że nie zostawi jej pan w tak trudnych chwilach, panie Snape.
Ślizgon
nie był w stanie odpowiedzieć dyrektorowi na tę uwagę. Usiadł przy łóżku i ujął
dłoń Gryfonki, a jego twarz błyszczała od łez, które nadal nieustannie płynęły wyznaczonym
korytem. Pielęgniarka wypowiedziała jedno proste zaklęcie, a Lily natychmiast
doszła do siebie. Czuła się fatalnie, wszystko ją bolało, a miejsce tuż nad lewą
łopatką pulsowało gorąco i nieprzyjemnie. Głowa okazała się zbyt ciężka, by
mogła ją podnieść, więc tylko przewróciła oczami. Nie pamiętała niczego sprzed
wyjścia z tunelu, świat wirował, a dźwięk był zbyt cichy, aby mogła cokolwiek z
niego zrozumieć.
— G-gdzie
ja jestem? Co s-się stało? S-Severusie…? — wyszeptała, szukając
wzrokiem Ślizgona, który mocniej uścisnął jej dłoń.
— Wszystko
będzie dobrze, pani Pomfrey się tobą zajmie. — W gardle czuł szybko rosnącą
gulę, która utrudniała mówienie.
— Ale
dlaczego jestem w skrzydle szpitalnym? Severusie, co Potter tutaj robi?
Profesor Dumbledore?
Dyrektor
uśmiechnął się uspokajająco i położył dłoń na ramieniu Ślizgona, mówiąc:
— Muszę
porozmawiać z panem Snape’em, ale nie zabiorę go pani na długo. W tym czasie
zostanie z tobą profesor McGonagall.
Ponaglił
Severusa, który wstał i powlókł się za nim na korytarz. Nie bał się kary, gdyż
wiedział, że na nią zasłużył. Zasłużył na nią od momentu, kiedy zakradł się do
gabinetu dyrektora i zabrał zmieniacz czasu. Był już przekonany.
— To,
co się stało ponownie we Wrzeszczącej
Chacie…
— Pan
nie rozumie — przerwał mu stanowczo Ślizgon, a głos mu zadrżał,
jednak chłopak nie pozwolił sobie na kolejne łzy. — To wszystko moja
wina.
Dumbledore
uśmiechnął się łagodnie, a w jego niebieskich oczach zaigrały przyjazne
iskierki, które miały dodać otuchy młodemu Snape’owi, lecz tylko bardziej go
rozjuszyły.
— To
panna Evans postanowiła śledzić Remusa Lupina, pan chciał ją tylko powstrzymać.
Uratowałeś jej życie, jesteś bohaterem.
— Niech
pan przestanie pieprzyć! — warknął przez zaciśnięte zęby i chwycił
się z całej siły za włosy, jakby chciał je wszystkie naraz wyrwać. — Nie
jestem żadnym cholernym bohaterem, to ja do tego doprowadziłem! Może to zabrzmi
dziwnie, ale… ale wykradłem z pana gabinetu pewien przyrząd… Ja… cofnąłem się w
czasie, żeby zmienić jedną mało znaczącą sprawę, która tak naprawdę miała wpływ
na wszystko! W przeszłości nazwałem Lily szlamą, ona… ona mnie znienawidziła,
więc postanowiłem to zmienić i… i cofnąłem się w czasie, ona zaczęła się ze mną
spotykać, spędziliśmy razem wakacje, a ona teraz… jest pogryziona! Kiedy
nadejdzie kolejna pełnia, przemieni się i to jest tylko moja wina!
Miotał
się pod drzwiami do skrzydła szpitalnego, szlochał i przeklinał na zmianę, a
profesor Dumbledore obserwował go z uwagą. Był zaskoczony tym, co usłyszał od
ucznia, jednak nie potraktował jego słów tak lekko, jak Severus przypuszczał.
Uśmiech spełzł z jego twarzy, a entuzjazm w oczach zgasł. Natomiast Snape
zapytał teraz już o wiele ciszej i uprzejmiej:
— Przepraszam,
nie powinienem był tego robić, gdybym znał konsekwencje, nigdy bym nie ukradł
tego zmieniacza… Czy można to jakoś cofnąć? Wrócić do tego momentu, kiedy
nazwałem Lily szlamą? Ona będzie mnie nienawidzić, ale przynajmniej nie natrafi
na wilkołaka, nie zostanie pogryziona… będzie miała normalne życie. Proszę mi
pomóc.
Dumbledore
uśmiechnął się lekko i pokręcił powoli głową.
— Severusie,
to, że panna Evans została ugryziona, nie przekreśla jej szansy na normalne
życie. Jeśli tylko będziesz przy niej trwał i wspierał ją w ciężkich chwilach,
możecie żyć normalnie i szczęśliwie. Wybacz, ale nie można już tego cofnąć.
Minęło zbyt wiele czasu. Proszę cię, nie myśl, że jest to kara za zmianę,
której dokonałeś. Ludzie używają Zmieniaczy Czasu i nie dzieją się żadne
straszne rzeczy. Tak po prostu miało być. A teraz idź do niej, ciebie właśnie
potrzebuje.
W
tej samej chwili dobiegł ich zza drzwi stłumiony szloch i jakieś wyrzucane
chaotycznie słowa. Ślizgon spojrzał jeszcze raz na pomarszczoną twarz
Dumbledore’a. Dostrzegł w niej taki spokój, jakby nic się właściwie nie
wydarzyło. A może… naprawdę nic takiego się nie stało? Owszem, Lily stała się
wilkołakiem, ale czy to miało zniszczyć ich szczęście? Kochał ją. Kochał ją od
dawna i był pewien, że nic nie zmieni jego uczuć, nawet ta przypadłość.
Gryfonka
siedziała na łóżku. Wszystkie rany miała już opatrzone, na plecach i karku
sterczał jej ogromny garb z bandaży i waty, a jej twarz była zaczerwieniona,
mokra od łez i wykrzywiona w grymasie rozpaczy. Profesor McGonagall i pani
Pomfrey próbowały ją pocieszyć, ale ich słowa odbijały się od Evans jak
zaklęcia od tarczy. Kiedy ujrzała Severusa, natychmiast zawołała:
— Przepraszam
cię, miałeś rację, a ja byłam naiwna i głupia! Teraz nie będę już sobą, Boże…
Boże…!
Ukryła
twarz w dłoniach i uderzyła w tak żałosny i przejmujący szloch, że pielęgniarka
musiała odwrócić głowę, aby ukryć łzy. Severus również wzruszył się jej
rozpaczą, jednak spokój, którym wypełnił go Dumbledore tylko wzmocnił jego
siłę. Poprosił, aby zgromadzeni w skrzydle szpitalnym zostawili ich samych;
kiedy drzwi zamknęły się za Potterem, Snape zwrócił się do Gryfonki:
—Nie
płacz, przecież to nie koniec świata. Nie jesteś głupia, nie mów tak. Po prostu
uwierzyłaś, że jesteś w stanie pomóc Lupinowi. Ale to już nie jest ważne.
Jesteś piękna, nigdy cię nie opuszczę. Lily, kocham cię… Kocham cię od momentu,
kiedy się poznaliśmy. Pozwól mi sobie pomóc.
Evans
wydała z siebie dziwny odgłos, chyba zakrztusiła się łzami, jednak chłopak
ujrzał cień uśmiechu na jej twarzy.
— Ja
też cię kocham — wykrztusiła, a łzy dalej płynęły jej po twarzy. — Ale
nie chcę zniszczyć ci życia, powinnam jak najszybciej opuścić szkołę, żeby nie
narażać innych uczniów…
— Sama
jeszcze jakiś czas temu mówiłaś, że z taką przypadłością można żyć — przerwał
jej stanowczo Snape. — Pomogę ci we wszystkim, znajdziemy jakieś
lekarstwo, które pozwoli ci łagodniej przechodzić pełnie, a może nawet
całkowicie cię uzdrowi. Zrobię dla ciebie wszystko.
Spojrzeli
na siebie, a twarz Lily złagodniała. Emocje wciąż sprawiały, że ich ciała
drżały w niekontrolowany sposób, choć w środku byli już spokojni. Evans już
wiedziała, że Severus był tym jedynym, z którym chciała iść przez życie. Śmiała
się z własnej głupoty, że dostrzegła to dopiero niedawno, choć przecież znali
się od tylu lat. Wiedziała, że nikt inny nie zaopiekuje się nią tak dobrze, jak
Severus, jednak panicznie bała się normalnego funkcjonowania wśród osób, które
tak łatwo mogła zranić i zarazić swoją chorobą. Nie była jeszcze na to gotowa,
dlatego wyszeptała:
— Severusie,
ucieknijmy.
A
on odpowiedział bez zastanowienia:
— Zrobimy
to rano.
~
koniec ~
Uciekną? A może
podejmą walkę i zostaną w szkole?
To już musicie
sobie samo dopowiedzieć.
Oj, męczyłam się z
tą drugą częścią, męczyłam. Ale w końcu powstała, a ja mogę zacząć pisać
kolejną miniaturkę, którą już obiecałam jakiś czas temu. Mam nadzieję, że od
Nowego Roku pisanie pójdzie mi jakoś sprawniej, do tego Snily jakoś nie mogłam
się przekonać, choć pomysł miałam nie najgorszy. Chyba. Nie wiem, czym było to
spowodowane.
Wiem, że to nie
jest możliwe, abym kolejną miniaturkę i rozdział na DLR dodała w jeden dzień,
ale zawsze mogę się połudzić. Jedną z tych dwóch bankowo dodam w najbliższym
czasie, ale co to będzie… Okaże się. xD
Tekst zbetowany.
Tekst zbetowany.
Ooooo, pierwsza :))))
OdpowiedzUsuńJak miło, že i tutaj pojawi sie nowość. Strasznie długo czekałam :)
Pozdrawiam :*
Haha, najlepiej - bożonarodzeniowa miniaturka, a opublikowana w wielkanoc <3
UsuńNie, nie chce czekac do wielkanocy jak coś xD troche przydługo, prawda?
UsuńOpublikuj w tym miesiącu :-)
Nom, nie czekałaś do Wielkanocy, ale do Bożego Narodzenia ;_; Ej, nie rób takich żartów, bo następnym razem ziści się to, że miniaturka będzie np. za 3 lata. I co wtedy? :(
UsuńU nas tez chodza z pielgrzymką. Ty też uczestniczysz ? Jesli tak, to zapytam dlaczego? Robisz to, by w ten sposó b odreagowac od tego co robisz na co dzien czy po prostu uwielbiasz pielgrzymki ?
OdpowiedzUsuńPewno, na Kalwarię Pacławską.
UsuńOgólnie chodzę, pierwszy raz mama mnie zwerbowała, jak szłam do gimnazjum, z początku mi się nie podobało, ale potem się okazało, że to coś wspaniałego. I po prostu chodzę. To takie prawdziwe zbliżenie do Boga, modlitwy są takie bardziej... od serca, itp.
Moja pierwsza pielgrzymka zaczela sie na poczatku pierwszej gimnazjum...pozniej nie mialam okazji uczestniczyc... moze dlatego, ze szkoła przestala bardziej interesowac sie religijnymi wycieczkami, to troche smutne... bo pielgrzymki nie sa nudne.mozna poznac wielu ciekawych osób. Poza tym chętnie bym się wybrała..ale teraz to nie ma jak huz w ogole...
UsuńTo jest bardzo piękne uczucie, kiedy już dociera się do celu. Mimo że bolą nogi, jest gorąco albo znowu paskudnie leje...
UsuńKiedy nowość?
OdpowiedzUsuńPo pielgrzymce xD Teraz wpadłam na pomysł mojego pierwszego Dramione z fabułą, nie miniaturka, tylko całe opowiadanie i jestem w szale tworzenia xD
Usuńu dramione! czekam!
Usuńi wybaczam!
na peilgrzymce sa 2lata młodsze twje "znajome" ze szkoły :) z lo xD
OdpowiedzUsuńponoc kojarzysz ;)
popraw te błędy, bo walą w oczy xD
UsuńBłoże Błoże, jeśli ja robię błędy, to jak nazwać to, co Ty uczyniłeś w tym komentarzu? ;_;
UsuńMam jedno pytanie: czy mogłabym przeprowadzic z Tobą krótki wywiad i opublikować go na swoim blogu ? Jeśli tak - proszę o poczte e - mail. Tam wyśle pytania, gdyz ostatnio mało jestem na gg :)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że tak, przepraszam, że tak późno odpisuję, ale nie przeglądałam komentarzy od sierpnia, bo nie sądziłam, że ktoś tu jeszcze wchodzi xD
UsuńCzekam z ciekawością + podziwiam Twoje podejście do pielgrzymek :)
OdpowiedzUsuńJuż jest! Aż sama w to nie wierzę! :D
Usuń