piątek, 1 sierpnia 2014

Magia zaklęta w czasie cz. 2

+18

W pewnym momencie wszystko gwałtownie ustało. Barwy przestały wirować, przytłumione, dobiegające jak zza szyby dźwięki rozmów również niespodziewanie przycichły, a Severusa ogarnęła nienaturalna wręcz cisza. Choć w głowie wciąż bardzo mu się kręciło, a przed oczami migały mu wszystkie istniejące kolory, rozejrzał się w panice. Dopiero teraz, kiedy podniecenie związane ze znalezieniem tego tajemniczego przyrządu opadło, zdał sobie sprawę, jak głupio się zachował. Mógł wybrać jakieś odludne, ukryte w cieniu miejsce, chociażby Zakazany Las albo lochy, aby cofnąć się w czasie. Gabinet dyrektora Hogwartu był chyba najgorszy do tego rodzaju wycieczek. Z bijącym mocno sercem otrząsnął się z szoku, którego doznał i omiótł rozbieganym wzrokiem okrągły pokoik. Żelazna dłoń ściskająca jego żołądek puściła, przynosząc nieopisaną ulgę, choć czoło wciąż pokrywały mu maleńkie, zimne kropelki potu. Severus miał więcej szczęścia niż rozumu. Gabinet wyglądał identycznie, jak jeszcze kilka chwil temu, jedynie słońce ocieplało nieco surowe wnętrze. Poza młodym Ślizgonem nie było tu nikogo, jedynie namalowane postacie dawnych dyrektorów szkoły drzemały w ramach, co chwile pomrukując lub wzdychając cicho.
Udało się.
Severus nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Szybko schował pod szatą maleńką, złotą klepsydrę i podpełzł pod zamknięte drzwi, które musiał otworzyć różdżką. Zaledwie zbliżył jej koniec do żelaznego zamka, a usłyszał dobiegający zza jego pleców głos, który sprawił, że serce podskoczyło mu do gardła:
— A co ty tutaj robisz, młodzieńcze?
Wypowiedział to jeden z wymalowanych na starym płótnie czarodziejów. Snape nawet się nie obejrzał, tylko czmychnął czym prędzej i zatrzasnął za sobą drzwi. Musiał jak najszybciej oddalić się od gabinetu Dumbledore’a i opanować nerwy. Jeśli faktycznie udało mu się przenieść w czasie do momentu, o którym myślał, Lily nadal była jego przyjaciółką. Nadal miał szansę. Spojrzał prędko na zegarek — wskazówki ustawiły się właśnie idealnie na dwunastce, co oznaczało, że powinien być w drodze nad jezioro, gdzie miała czekać na niego Gryfonka. Mijani po drodze uczniowie odbijali się od niego, ponieważ młody Ślizgon biegł niemalże na oślep; czuł jednocześnie wypełniającą go radość, ale i nieprzyjemne ukłucia niepokoju. A co, jeśli przygoda z cofnięciem się w czasie to tylko sen, a on obudzi się za chwilę z bolącą głową w ciemnym dormitorium? Nie mógł znieść tej niepewności, dlatego przyspieszył kroku i wypadł na zalane słońcem błonia. Mocne, ciepłe promienie oślepiły go na krótki moment, kiedy jednak oczy przyzwyczaiły się do jasności, Snape rozejrzał się. Nieliczna młodzież postanowiła tego gorącego dnia spędzić popołudnie na zewnątrz, większość z nich wolała chłodzić się wewnątrz zamku, gdzie przed słońcem i wysoką temperaturą chroniły ich grube, kamienne mury. Severus wytężył wzrok i… Było tak, jak sobie wymarzył. Ujrzał niewyraźny zarys drobnej, dziewczęcej postaci siedzącej na brzegu jeziora, kiedy zaś z bijącym mocno sercem podszedł bliżej, poznał burzę rudych, błyszczących w słońcu włosów.
To ona!
Radość rozpierała go tak, jak nigdy dotąd. Nie przypuszczał, że kiedyś na widok Lily tak bardzo się ucieszy. Zrozumiał, że docenił jej przyjaźń dopiero wtedy, kiedy ją utracił. A teraz wszystko miało w magiczny sposób się naprawić.
Nogi miał jak z waty, kiedy pokonywał ostatnie dwa metry; Evans usłyszała jego kroki i obejrzała się, a na jej twarzy pojawiło się rozbawienie. W dłoniach ściskała mały bukiecik stokrotek, które musiała nazbierać, kiedy zmierzała w kierunku miejsca spotkania.
— Pierwszy raz widzę cię takiego zadowolonego — zagadnęła go na przywitanie, a jej twarz diametralnie zmieniła wyraz na groteskowo zagniewany. — Mieliśmy pójść na spacer, spóźniłeś się. Dlaczego?
Ślizgon spoczął obok niej na kamienistym brzegu i wyciągnął przed siebie wygodnie długie, pająkowate nogi. Kiedy tylko ujrzał uśmiech malujący się na twarzy dziewczyny, wiedział, że wszystko poszło zgodnie z planem. W tej chwili był najszczęśliwszym człowiekiem na całym świecie.
— Flitwick mnie zatrzymał, przepraszam — skłamał gładko, a serce mocniej mu zabiło, kiedy Lily niby przypadkiem przysunęła się do niego o jeden lub dwa cale. Dokładnie tak, jak zapamiętał.
— Nic nie szkodzi — odparła, całkowicie skupiona na wrzucaniu do wody drobnych, różowawych kwiatków.
Gładką, nieruchomą taflę zburzył delikatny powiew wiatru, który rozwiał także rude loki dziewczyny. Wyciągnęła powoli dłoń, a koniuszki jej palców spoczęły na rozgrzanej, drżącej dłoni Severusa. Serce załomotało mu w piersi, a on nie mógł uwierzyć, że to wszystko znów się powtarza.
— Petunia odpisała na mój list — powiedziała dokładnie tak, jak kilka dni temu. W jej głosie brzmiał doskonale dosłyszalny zawód. — Nie chce, abym jechała z nią do Francji.
Mimo że zabrzmiała smutno, wargi wykrzywione miała w delikatnym uśmiechu. Snape zauważył, że Evans powstrzymuje się, aby na niego nie patrzeć, on jednak nie miał aż tyle silnej woli. Wpatrywał się w jej piegowatą, zarumienioną nieco twarz i oczekiwał, aż zrobi pierwszy krok. Dokładnie tak, jak we wspomnieniu.
— Nie wyglądasz, jakbyś się tym przejęła — odparł cicho, patrząc, jak dziewczyna wrzuca do jeziora resztę kwiatów i przysuwa się tak blisko, jak nigdy wcześniej. Przynajmniej ona tak myślała.
Coś w żołądku mocno go ścisnęło, kiedy ich twarze dzieliło zaledwie kilka cali. Zaśmiała się cichutko pod nosem, gdy ujrzała, jak Severus się zarumienił, on natomiast z walącym z całej siły sercem oczekiwał, aż dotknie jego twarzy. Wszystko działo się tak, jak to sobie zapamiętał. Jakby… oglądał po raz drugi mugolski film w telewizorze swego ojca.
Stało się…

Jej palce były delikatne i ciepłe, kiedy spoczęły na jego rozpalonym policzku. Wstrzymał oddech, kiedy dziewczyna przymknęła oczy i przechyliła lekko głowę. Jeszcze nigdy się tak nie bał, choć jednocześnie pragnął tego najbardziej na świecie. Poddał się naporowi Gryfonki, której miękkie, rozgrzane wargi złączyły się z jego drżącymi lekko ustami. W tej chwili zmieniła się przeszłość. Smukłe dłonie spoczęły na jego plecach i karku, więc i on odważył się ją objąć. Zrobił to delikatnie i niepewnie, a Lily całowała go ostrożnie, z pewną dozą niepokoju, gdyż sama bardzo obawiała się przełamać granicę przyjaźni, którą sama między nimi wytyczyła. 
Severus leżał na swoim łóżku ukryty za szmaragdowozielonymi zasłonami. Wargi wciąż paliły go słodkim ogniem, który trawił go pamiętnego pierwszego pocałunku. Nadal nie mógł uwierzyć w to, co się stało, jednak udało mu się już opanować myśli. Umówił się z Lily na krótki spacer zaraz po jutrzejszym obiedzie. Bardzo cieszył się na ich pierwszą oficjalną randkę, choć w jego głowie pojawił się kolejny problem. James Potter. Zawsze był zazdrosny o relacje Snape’a z Evans, jednak był przekonany, że tak ładna, mądra i popularna dziewczyna nigdy nie będzie spotykać się z czymś takim, jak Smarkerus Snape.

*

Mimo że zazdrosny Gryfon nie był aż tak wielkim problemem, jak Severus myślał, nie pomylił się co do jego zachowania. Po Hogwarcie szybko się rozniosło, że ten dziwny Snape zaczął chodzić z Lily Evans. Budziło to wśród starszych uczniów żywe zainteresowanie, ale raczej nie ze względu na popularność dziewczyny i charakterystyczny sposób bycia chłopaka; większą sensację budził swego rodzaju… mezalians, który był czymś na kształt pokoju między rywalizującymi ze sobą domami. W większości Gryfoni radowali się, gdyż naiwnie sądzili, że związek Lily i Severusa zapoczątkuje przyjaźń między nimi i mieszkańcami Domu Węża, jednak na Ślizgonach nie wywarło to żadnego wrażenia. Od zawsze traktowali zainteresowanie Snape’a tą rudą szlamą jako chwilowe ogłupienie, można było nawet powiedzieć, że cieszył ich tak szybki rozwój akcji, gdyż sądzili, że Smarkerusowi zależy tylko na jednym.
Najbardziej owe „plotki” zdenerwowały oczywiście Jamesa. Piątoklasista już od dawna usiłował bezskutecznie umówić się z Evans, która teraz chodziła tak zakochana i szczęśliwa, że idiotyczne komplementy Pottera nie robiły na niej najmniejszego wrażenia. Zaczęła nawet żałować, że wcześniej nie otworzyła się na nieśmiałe zaloty Severusa, gdyż zauważyła, jak ciekawą miał osobowość. Jednak wewnętrzne piękno Snape’a nie oczarowało Jamesa Pottera ani trochę. Poczuł się upokorzony przez swego największego wroga, ponieważ wszyscy śmiali się po kątach, że najlepszy uczeń, szukający i najprzystojniejszy chłopak w Hogwarcie został wystrychnięty na dudka przez tego dziwaka z wiecznie tłustymi włosami. Wiedział, że nigdy mu tego nie wybaczy. Razem z Syriuszem Blackiem robili wszystko, aby uprzykrzyć Ślizgonowi życie. Niejednokrotnie zamknęli go w damskiej toalecie, wieszając jednocześnie pod samym sufitem głową w dół. Biedak wisiał tak nawet kilkadziesiąt minut, zanim go nie uwolniła jedna z przerażonych dziewcząt. To dziwne, ale od kiedy Snape zaczął chodzić z Lily, jego wizerunek bardzo się ocieplił w oczach wielu uczennic.
Zamykanie w łazienkach nie było najgorsze. Kiedy Potter spotykał Ślizgona na jakimś bardziej opustoszałym korytarzu (co było podczas egzaminów czymś naturalnym), znienacka obrzucał go wraz z Blackiem całą masą zmyślnych zaklęć, przed którymi Severus mógł bronić się jedynie za pomocą czarnej magii, choć od kiedy zaczął spotykać się z Lily, uroczyście przyrzekł, że już nigdy nie użyje nawet najprostszego, nielegalnego zaklęcia. Jeszcze nigdy nie zależało mu na kimś tak jak na Evans, dlatego zazwyczaj po takich nierównych pojedynkach Snape wychodził z doprawionymi do pleców rogami, z przyczepioną do pośladków drugą parą ramion albo z kilkoma męskimi członkami przyklejonymi do twarzy. Pani Pomfrey załamywała ręce za każdym razem, kiedy Severus zjawiał się w skrzydle szpitalnym.
— Nie możesz się im jakoś postawić?  pytała, odczarowując mu z powrotem włosy, które Syriusz Black usunął za pomocą jakiegoś nieznanego Ślizgonowi zaklęcia.
Snape jednak zawsze kręcił głową. Czuł się upokorzony i niejednokrotnie rozsadzała go złość, kusząc złamaniem danego Lily słowa, jednak chłopak nadal miał przed oczami wściekłą Evans z przeszłości. Przyrzekł sobie, że już nigdy nie sprawi jej niczym przykrości.

SUM-y dobiegały już końca. Po każdym egzaminie Severus włamywał się do kuchni i podkradał skrzatom domowym trochę lodów, którymi następnie częstował swoją dziewczynę. Uwielbiał ją zaskakiwać, a nic nie sprawiało mu takiej przyjemności, jak szczerzy, szeroki uśmiech rozjaśniający jej twarz. Miał setki pomysłów na urozmaicenie czasu nie tylko podczas tych ostatnich w tym semestrze dni w Hogwarcie, ale i później. Cieszył się, że spędzą razem te wakacje. W duchu nawet błogosławił znienawidzoną siostrę Lily, która miała przesiedzieć cały lipiec u ciotki we Francji.
Ostatnim egzaminem była obrona przed czarną magią, którą zdawała niespodziewana w tym roku liczba uczniów. Kiedy wszyscy opuścili Wielką Salę, Severus natychmiast podbiegł do Gryfonki, która z wypiekami na twarzy dzieliła się ze swymi koleżankami informacjami na temat piekielnie trudnego pytania numer czterdzieści trzy. Kiedy jednak ujrzała Snape’a, szybko objęła go za szyję i uraczyła słodkim, szybkim całusem. Dwie nieznane Ślizgonowi dziewczyny zachichotały, wymieniły ze sobą znaczące spojrzenia i natychmiast odeszły, aby nadal omawiać pytania, które pojawiły się na egzaminie.
— Jak ci poszło? — zapytała Evans, kiedy wyszli już na błonia oblegane przez całą masę uczniów cieszących się z zakończenia SUM-ów, choć dobrze znała odpowiedź.
— Czuję, że będzie wybitny — odparł nieskromnie Snape i uśmiechnął się szeroko. Wszystko, co związane z czarną magią i obroną przed nią, interesowało go od dawna, dlatego nie miał najmniejszego problemu z dzisiejszym egzaminem. — Może poszlibyśmy dzisiaj…?
— Chcę się z tobą kochać — przerwała mu szeptem dziewczyna, a jej twarz spłonęła rumieńcem.
Oczy Severusa zrobiły się okrągłe niczym dwie monety, a w żołądku poczuł pustkę, jakby niespodziewanie stanął na fałszywym stopniu. Oboje zatrzymali się gwałtownie; Lily z uśmiechem na ustach i żarem w oczach, Snape z przerażeniem i niepokojem. Oczywiście niejednokrotnie zastanawiał się nad tym, jednak nigdy nie przyszło mu do głowy, aby zaproponować dziewczynie wspólną noc. Teraz, kiedy miał już za sobą seks z Nancy, czuł się nieco pewniej, gdyż znał już zarys swoich możliwości, jednak doskonale wiedział, że beznamiętny seks z dziwką a wyjątkowa noc spędzona z ukochaną dziewczyną to dwie zupełnie różne sprawy. Przez chwilę nawet myślał, że Evans sobie z niego żartuje, ale kiedy wspomniała cicho, że chciałaby to zrobić tego wieczora, był już pewien. Serce urosło mu w piersi, kiedy sobie pomyślał, że może kogokolwiek pociągać, ale niepewność wciąż nie pozwalała mu się cieszyć z propozycji Lily.
Nie miał jednak szans dłużej zastanawiać się nad jej słowami, ponieważ w tej samej chwili poczuł, jak ktoś z całej siły go popycha. Był tak wątły, że prawie się przewrócił. Zanim odwrócił głowę, aby spojrzeć za siebie, wiedział, że to James postanowił zrobić z niego idiotę na oczach Lily. I wcale się nie mylił. Ujrzał stojących nad nim Jamesa i Syriusza, natomiast w cieniu wielkiego dębu obserwował całą scenę podniecony Peter Pettigrew. Remus Lupin skrywał swe oblicze za książką, choć Snape był przekonany, że ubogi Gryfon tylko udawał, że czyta. Sytuacja się powtórzyła, ale Severus wiedział, że tym razem nie da się sprowokować.
— Czego chcesz? — warknął, a jego ciemne oczy błysnęły złowrogo, kiedy James Potter uśmiechnął się złośliwie.
— Jak ci poszedł egzamin, śmieciu? — zapytał, a jego towarzysz ryknął śmiechem, na co Lily odpowiedziała:
— Nie mów tak do niego.
— Cicho bądź, Evans, to ciebie nie dotyczy. To są porachunki między mną a Smarkiem, dlatego byłbym wdzięczny, gdybyś się oddaliła.
Skinął na Syriusza, który chwycił dziewczynę za ramię i odciągnął najdelikatniej, jak potrafił, na bok. Snape natychmiast zerwał się na równe nogi i w sekundę zjawił się przy Blacku, którego z całej siły trzasnął w twarz. Gryfon zachwiał się z zaskoczeniem malującym się na twarzy. Ani on, ani James nie spodziewali się takiej reakcji Ślizgona, dlatego zamarli na krótką chwilę. Otrzeźwiły ich pojedyncze, nieśmiałe śmiechy obserwujących tę scenę uczniów, którzy wyszli na błonia, aby odpocząć po męczącym egzaminie. Twarz Syriusza szybko pokraśniała, jednak nie był to zdrowy rumieniec. Ciemnoczerwone plamy pokryły jego szyję i policzki, tuszując ślad po uderzeniu. Bluznął w kierunku Snape’a porcją najokropniejszych wyzwisk, jakie znał, i już rwał się w jego stronę, aby samemu wymierzyć sprawiedliwość, ale jego przyjaciel przytrzymał go mocno za ramię i coś szepnął mu do ucha. Z początku rozbawiła go reakcja znienawidzonego Ślizgona, dopiero w momencie, kiedy padły pierwsze śmiechy uczniów, rozgorzał w nim gniew, jednak jego wzrok padł na twarz Lily. Jeszcze nigdy dotąd nie widział na niej tak przerażającej nienawiści i odrazy. Ściskała swego nowego chłopaka za przedramię i patrzyła tymi pięknymi, zielonymi, płonącymi wściekłością oczami prosto na Jamesa.
— Dobrze, że mu przywaliłeś — mruknęła do Severusa, kiedy maszerowali szybko w kierunku szkoły. — Dostał za swoje. Dupek…
Snape nie odpowiedział. Wciąż był zdenerwowany propozycją Lily i przepychankami na błoniach, a Evans, która nagle przestała przypominać Evans, przewróciła wszystko do góry nogami. Wiedział, że Potter i Black będą chcieli się na nim zemścić za upokorzenie, którego doznali. Wcześniej raczej bawili się jego kosztem, robiąc mu okrutne dowcipy tak często, kiedy tylko mieli na to ochotę. Teraz zaś chodziło o rewanż. Mimo że dziewczyna popierała jego uczynek, zaczął się zastanawiać, czy nie lepiej było po prostu Potterowi się wyszczekać. Rzuciłby na niego kilka głupich zaklęć, ubrał mu na głowę swoje własne majtki i byłoby po krzyku. A teraz… Jednak postanowił wziąć się w garść; nie chciał, aby Lily poznała, że sprzeczka z Potterem i Blackiem w jakiś sposób go zaniepokoiła.
— Mówiłaś poważnie? No wiesz… to z… — zająknął się, a jego policzki pokryły się delikatnym rumieńcem, kiedy spuścił głowę, aby uniknąć kontaktu wzrokowego z dziewczyną, która zachichotała cicho.
— Tak — odparła i również sama się zaczerwieniła. — Liczę, że coś przygotujesz na dzisiaj. Przyjdź po mnie wieczorem o dziewiątej pod portret Grubej Damy, dobrze?
Snape skinął głową, a Lily pożegnała się z nim czule i pobiegła do swoich koleżanek czających się na dziedzińcu. Severus natomiast wrócił do swojego dormitorium, aby na spokojnie zastanowić się, co mógłby przygotować. Zawsze miał mnóstwo pomysłów, które zaskakiwały Evans, teraz jednak w jego głowie nie było niczego poza pustką. Nigdy wcześniej nie planował romantycznego wieczora zwieńczonego seksem. Jego jedyne doświadczenie z nagą kobietą zakończyło się zapłaceniem za usługę. Byłoby to bardzo dziwne, gdyby zabrał Lily do łazienki, po czym zaoferowałby jej galeony za seks. Na samą myśl o tym parsknął nerwowym śmiechem, po czym skarcił się w myślach. Gryfonka zaufała mu, nie mógł jej zawieść.

*

Przyszedł po Lily o umówionej godzinie. Korytarzami wciąż przechadzali się szósto czy siódmoklasiści, którym pobłażano bardziej niż młodszym uczniom. Severus jednak nie obawiał się, że coś tego wieczora pójdzie nie tak. Okazało się, że wymyślenie czegoś, co zaskoczyłoby ukochaną, nie było wcale takie trudne, jak przypuszczał. Wcześniej zakradł się do kuchni i wydębił od skrzatów trochę piwa kremowego, jakieś ciastka i całą masę innych smakołyków, które teraz dźwigał w torbie. Chciał, aby ich pierwszy raz wypadł perfekcyjnie, choć jednocześnie wciąż niedowierzał, że Lily chciała z nim być. Jego największe marzenie realizowało się, a on w duchu pragnął każdego dnia dziękować Evans za to, że postanowiła dać im szansę.
Dziewczyna już na niego czekała. Ubrana była w prostą, szarą, zapinaną na błyszczące guziki sukienkę z kołnierzykiem, a uczesane, ciemnorude pukle jak zwykle opadały łagodnymi falami na jej ramiona. Uśmiechnęła się szeroko, kiedy spostrzegła nieco zdenerwowanego, ale uśmiechniętego Snape’a.
— Skonfundowałem Filcha, żeby nie zamknął drzwi, ale musimy się spieszyć, bo ktoś inny może to zrobić — rzucił na wydechu i wyciągnął dłoń, aby ująć swoją dziewczynę za rękę.
— Myślałam, że wybierzesz jakąś klasę…
— Nie jestem aż tak przewidywalny… chyba. Chodź, spodoba ci się.
W holu znaleźli się zaledwie kilka minut później. Po drodze spotkali tylko snującego się opustoszałymi korytarzami Krwawego Barona; Lily przyspieszyła kroku, kiedy tylko ujrzała jego perłowo białą, na wpół przezroczystą sylwetkę. Wyszli na całkiem puste błonia. Delikatny wiaterek poruszał trawą, na którą rozlewały się ostatnie promienie zachodzącego słońca. Aromat drzew z Zakazanego Lasu, kwiatów hodowanych przez Hagrida i nagrzanej ziemi wypełniał płuca młodych, kiedy szli powoli i oddychali głęboko, rozkoszując się pięknymi zapachami i widokami. W końcu Evans nie wytrzymała i zapytała, z trudem panując nad emocjami:
— Dokąd mnie prowadzisz?
— Do miejsca, gdzie będziemy całkiem sami. Nie pożałujesz.
Pociągnął ją za rękę i oboje puścili się pędem przez rozległe błonia w kierunku Bijącej Wierzby, która powoli usypiała. Nareszcie mogła odpocząć po całodziennym odpędzaniu się od uczniów, którzy zakładali się, kto dotknie jej pnia i zdoła uniknąć ciosu. Severus polecił Lily, aby trzymała się z daleka, sam zaś machnął różdżką w kierunku narośli. Kiedy snop pomarańczowych iskier padł na czułe miejsce drzewa, wijące się niespokojnie gałęzie zamarły. W tym czasie dwójka piątoklasistów wczołgała się przez niewielki otwór pomiędzy korzeniami na wąski korytarz. Bardzo szybko udało im się dostać do miejsca, o którym myślał Snape. Ani Lily, ani Severus nie byli nigdy wewnątrz Wrzeszczącej Chacie. Niewielki, zakurzony hol był cały zrujnowany. Roztrzaskane krzesła wyglądały tak, jakby ktoś chwycił je i walił raz po raz o odrapane ściany. Gryfonka przylgnęła do pleców Snape’a, a on wyczuł jej bijące szybko serce.
— Słyszałam, że Wrzeszcząca Chata jest nawiedzona — wyszeptała mu do ucha.
— Przecież w Hogwarcie też są duchy — odparł cicho i rozejrzał się dookoła poszukiwaniu jakichś schodów. — Nie bój się, ze mną nic ci nie grozi.
Wziął ją za rękę i poprowadził w kierunku zamkniętych drzwi na półpiętrze. Kiedy je otworzyli i wśliznęli się do środka, okazało się, że pokój jest w jeszcze gorszym stanie niż hol na dole. Ktoś całkiem niedawno pozabijał deskami okna, podarte firanki leżały poskręcane na podłodze razem z mieszaniną jakichś starych, podartych gazet i kurzu. Snape skarcił się w duchu za wybór miejsca; nie podejrzewał, że wnętrze Wrzeszczącej Chaty będzie aż tak zniszczone. Jednak Lily wydawała się być zachwycona tym miejscem. Mimo początkowego strachu stała teraz całkiem pewnie u boku swego chłopaka i z zachwytem rozglądała się po komnacie pełnej potrzaskanych mebli. Nigdy wcześniej nie była w takim miejscu, jej rodzice zawsze zapewniali jej wszystko, czego zapragnęła, i starali się chronić jej delikatną duszę przed wszystkim, co złe i obrzydliwe. Natomiast dla Severusa nędza, brud i chaos były całkowicie naturalnym środowiskiem, dlatego na samym początku ich znajomości obawiał się zapraszać wrażliwą Lily do swojego domu, gdzie wiecznie panowała bieda i bałagan.
— Przepraszam, myślałem, że…
— Jest cudownie! — wyszeptała z promiennym uśmiechem i wyciągnęła z kieszeni swej skromnej sukienki jakąś małą, różową chusteczkę, którą jednym machnięciem różdżki powiększyła i pościeliła na zakurzonej, drewnianej podłodze.
Zaskoczony, choć bardzo zadowolony Severus usiadł na brzegu zaczarowanego koca i zaoferował Lily kremowe piwo, jednak Gryfonka najwyraźniej od razu chciała przejść do rzeczy. Pocałowała go gwałtownie i namiętnie, a serce biło jej w piersi tak, jakby dopiero co przebiegła kilkakrotnie całe boisko do quidditcha. Dłonie jej drżały, kiedy błądziły po ciele Severusa, szukając guzików, które mogła odpiąć, aby dostać się do jego nagiej skóry. On natomiast przyciskał swoje wargi do jej ust, czując, jak nienaturalne wręcz gorąco rozpiera jego krocze. Nie mógł sobie tego wyobrazić… W uszach mu szumiało, wydawało mu się, że podłoga pod nimi trzeszczy. Coś chyba zajęczało, zawyło… Wrzeszcząca Chata faktycznie musi być nawiedzona.
Dłoń Lily powędrowała w kierunku brzucha Ślizgona, po czym zsunęła się niżej. Jeszcze niżej… Ujęła rozgrzaną, sztywną męskość i przesunęła po niej kilka razy palcami. Krew pulsowała w jej ciele, a z gardła wyrwało się jej ciche, niekontrolowane westchnienie, kiedy dłoń Severusa zaczęła delikatnie pieścić jej płeć. Ich pocałunki stawały się coraz gorętsze, a oni zapomnieli o całym świecie, skupiając się tylko i wyłącznie na przyjemności. Uczynili nierozważnie, ale kiedy już się zorientowali, co się kroiło, było już za późno.
Drzwi do pokoju, w którym ukryli się przed światem zakochani, zostały w jednej chwili roztrzaskane. Potwór sprowadzony do Wrzeszczącej Chaty przez Syriusza i Jamesa natychmiast poczuł aromat obcej krwi. Severus zerwał się z przerażeniem, ale wilkołak już szalał po komnacie. Zostali zapędzeni w pułapkę, a towarzyszyły temu znajome śmiechy chłopców dobiegające z korytarza. Lily wrzasnęła i cofnęła się gwałtownie, uderzając plecami o obdartą, brudną ścianę. Wilkołak skoczył w kierunku Snape’a, który był bliżej drzwi; chłopak jednak zdążył wydobyć różdżkę, z której wytrysnął snop szkarłatnych iskier i ugodził wielkiego potwora prosto w owłosioną pierś. Zwierz zawył, a zawtórowały mu przekleństwa Blacka i Pottera. Napuścili na znienawidzonego Ślizgona przemienionego Remusa, ale nie mieli pojęcia, że będzie z nim Evans. Natychmiast zdarli pelerynę-niewidkę, Syriusz momentalnie przemienił się w psa i rzucił się na wilkołaka, natomiast James skoczył w kierunku swoich rówieśników, aby pomóc im wydostać się na zewnątrz. Jednak nie było to takie proste, ponieważ Severus nadal był bojowo nastawiony. Z jego różdżki wystrzeliły kolejne szkarłatne iskry, on sam natomiast zasłonił swoim ciałem sparaliżowaną ze strachu dziewczynę, która stała jak słup soli i wpatrywała się w walkę wielkiego, czarnego psa z rannym już wilkołakiem.
— Ty kretynie, mogłeś nas zabić!  ryknął Snape, kiedy Syriuszowi udało się wyciągnąć przemienionego Lupina na korytarz.
— Nie ma czasu! — odwarknął mu Potter, chwycił Lily za ramię i wypchnął ją z pokoju.
Przerażony i jednocześnie wściekły Ślizgon nie miał wyjścia. Musiał pobiec za parą Gryfonów, choć na usta cisnęło mu się jeszcze wiele gorzkich słów i obelg, którymi chciał obrzucić Jamesa. Kiedy przeciskali się wąskim, ciemnym korytarzem, nie mógł zrozumieć, jak można być tak nieodpowiedzialnym i głupim. Jednym zaklęciem sparaliżował Bijącą Wierzbę, po czym od razu rzucił się z pięściami w kierunku Pottera. Oberwało mu się tak samo, jak jeszcze kilka godzin temu Blackowi. Najpierw rozbrzmiało głuche łupnięcie, a sekundę później Gryfon zataczał się już i trzymał za obolałe czoło, przeklinając pod nosem. Severus stał sparaliżowany z zaciśniętą pięścią i przypatrywał się jej z zaskoczeniem. Lily natomiast była zbyt przerażona i zawstydzona, aby wykrztusić z siebie choćby jedno słowo. Dwaj szkolni dowcipnisie nakryli ją w niedwuznacznej sytuacji ze swoim wrogiem; była pewna, że następnego dnia cała sprawa rozejdzie się po szkole.
— Odbiło ci?! — zawołał Potter, wciąż trąc bolącego, czerwonego guza, który wyrósł mu na samym środku czoła.
— Powinienem cię zawlec do tego wilkołaka i zostawić! — warknął Snape, a jego głos poniósł się echem po rozległych błoniach. Obaj chłopcy byli tak zaabsorbowani tym, co się zdarzyło, że nie zauważyli otwierających się w chatce Hagrida drzwi. — To ty sprowadziłeś go do Wrzeszczącej Chaty! Skąd wy w ogóle wytrzasnęliście wilkołaka, do jasnej cholery?
Podszedł do Lily i przytulił ją. Dziewczyna drżała na całym ciele, ale oczy miała szeroko otwarte i spokojne. To ona pierwsza ujrzała wielką postać Hagrida zbliżającego się szybko w ich kierunku.
— Co wy tu, cholibka, robicie? I to o tej porze! — zawołał gajowy, po czym zwrócił się do Jamesa: — Kto ci nabił takie limo?
Ale Gryfon tylko mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i spuścił głowę. Severus natomiast okazał się być o wiele bardziej rozmowny od swego wroga:
— Ten idiota zwabił wilkołaka do Wrzeszczącej Chaty, trzeba natychmiast wezwać dementorów, niech go zabierają do Azkabanu. Zaraz idziemy do dyrektora i o wszystkim mu opowiemy. Skończy się twoje panowanie w tej szkole, Potter.
Ostatnie słowo wypowiedział z takim jadem i obrzydzeniem, na jakie go było stać. Nie oczekiwał, że gajowy cokolwiek uczyni w ich sprawie; doskonale wiedział, że Hagrid bardzo lubił Huncwotów, zwłaszcza Jamesa i Syriusza, zatem będzie ich bronić. Objął więc troskliwie swoją dziewczynę ramieniem i poprowadził w kierunku szkoły, a za nimi podążył James i Hagrid, który z oburzeniem komentował nie tylko nocną wyprawę Ślizgona do Wrzeszczącej Chaty, ale i nieodpowiedzialne zachowanie Gryfona.

Dumbledore bardzo przejął się tą sprawą, aczkolwiek nie wyglądał na zaskoczonego wieścią, że u stóp Bijącej Wierzby ukryte jest tajne przejście do opuszczonej chaty, w której buszuje wilkołak. Ze skupieniem wysłuchał wściekłego Snape’a, kiwał też powoli głową podczas chaotycznych tłumaczeń Pottera. Kiedy w gabinecie zapanowała martwa cisza, przemówił spokojnie:
— Zanim wam wszystko wyjaśnię, oczekuję odpowiedzi na podstawowe pytanie: jakim cudem znaleźliście się o tej porze we Wrzeszczącej Chacie? Dobrze wiecie, że uczniowie nie mogą nocą chodzić samotnie po zamku. O opuszczaniu szkoły już nie wspomnę.
Patrzył raz na skruszoną Lily, raz na Snape’a, który bił się z myślami. Wiedział, że jeśli uda się do dyrektora, wszystko się wyda, jednak bardziej zależało mu na ukaraniu wroga niż na ocaleniu własnej skóry. Severus już otwierał usta, aby wyznać całą prawdę, kiedy James wpadł mu w słowo:
— To ja ich tam zwabiłem, panie profesorze. Zachowałem się nieodpowiedzialnie, wiem o tym. Przepraszam. Nie pomyślałem, że takie mogą być tego konsekwencje.
Spuścił skromnie głowę i utkwił wzrok we własnych stopach. Snape zamrugał szybko i spojrzał ukradkiem na Gryfona. Nie mógł uwierzyć w jego słowa. W jego głowie natychmiast pojawiło się pytanie: dlaczego? Nie dość, że razem z koleżką wpuścił wilkołaka do Wrzeszczącej Chaty, to jeszcze wziął całą winę na siebie. Snape wiedział, że James Potter szczyci się od dawien dawna swoim męstwem i odwagą, ale nie podejrzewał go o taką głupotę. Był pewien, że Gryfon natychmiast zostanie wydalony ze szkoły. Jednak Dumbledore uśmiechnął się lekko, a wyraz jego twarzy nieco się ocieplił.
— Odwaga godna pochwały, panie Potter. Zgadzam się, że pańskie zachowanie było skrajnie nieodpowiedzialne. Przypuszczam, że pan Black również brał w tym udział… No cóż, ciężko będzie wymyślić karę dla pana, dlatego pozostawiam jej wybór profesor McGonagall. Zatem może się już pan oddalić, zalecam jednak, aby udał się pan z Hagridem na błonia i poszukał pana Blacka.
James, wciąż niezwykle pokorny i nieco skulony, pożegnał się z dyrektorem i opuścił gabinet, natomiast Severus nie miał pojęcia, dlaczego Dumbledore potraktował go tak ulgowo. Złość na Gryfona eksplodowała w nim jeszcze gwałtowniej niż w momencie, kiedy ujrzał jego głupkowatą twarz w drzwiach Wrzeszczącej Chaty.
— Zaraz! — zawołał, wstając z krzesła. — Przez jego kretyński pomysł o mało nie zginęliśmy! Ja i Lily! A pan puszcza mu to płazem?!
Oburzenie Ślizgona najwyraźniej rozbawiło dyrektora, który tylko uśmiechnął się pobłażliwie i rzekł uspokajającym głosem:
— Jeśli mi pan pozwoli, wyjaśnię wszystko, przez co spojrzycie na tę sytuację z nieco innej strony. Niemniej jednak prosiłbym, aby to, co ode mnie usłyszycie, pozostało między nami, sprawa jest bardzo intymna.
Na ostatnie wypowiedziane przez Dumbledore’a słowo Lily zarumieniła się gwałtownie i spuściła skromnie oczy, Ślizgon natomiast kiwnął tylko sztywnie głową i opadł z powrotem na swoje krzesło, dysząc ciężko. Wiedział, że obojętnie, co powiedziałby mu dyrektor szkoły, jego nienawiść do Huncwotów nie zmaleje ani trochę.
— Musicie wiedzieć, że nie pochwalam głupiego żartu pana Pottera, choć, bądź co bądź, wyciągnął was z Wrzeszczącej Chaty, ratując tym samym przed wilkołakiem.
— Gdyby go tam nie sprowadzał, nie trzeba by nas było ratować — wtrącił Snape, krzyżując buntowniczo ramiona na piersi.
Dyrektor zignorował ten komentarz i ciągnął dalej:
— Ten wilkołak tak naprawdę nie został tam ściągnięty przez pana Pottera. Jest nim jeden z naszych uczniów, Remus Lupin, panna Evans chyba go dobrze zna, zgadza się? Pogryzł go Fernir Greyback, kiedy był małym chłopcem, jednak byłbym bardzo niesprawiedliwy, gdyby z powodu tej przykrej przypadłości zabronił mu uczyć się w Hogwarcie razem ze zdrowymi dziećmi, dlatego razem z panią Pomfrey wpadliśmy na taki pomysł, aby połączyć Wrzeszczącą Chatę korytarzem ze szkolnymi błoniami. Każdą pełnię pan Lupin spędzał w chacie i nie stanowiło to większego problemu… aż do dzisiaj. Gdyby jednak ta informacja dotarła do rodziców któregoś z uczniów, natychmiast rozpocząłby się protest, a ja musiałbym Remusa Lupina usunąć ze szkoły. Jesteście inteligentnymi, młodymi ludźmi, dlatego sądzę, że zachowacie tę wiadomość dla siebie. Mogę na was liczyć?
Błękitne oczy dyrektora rozbłysły w półmroku, kiedy oboje pokiwali milcząco głowami. Słowa, które przed chwilą padły z ust Dumbledore’a, tak zszokowały Lily, że nie mogła mu odpowiedzieć. Uczucia Snape’a natomiast w ogóle się nie zmieniły. Owszem, współczuł Lupinowi, za nic w świecie nie chciałby cierpieć na tę przypadłość, jednak nie zmieniało to faktu, że za każdym razem, kiedy jego przyjaciele znęcali się nad nim, ten ani razu nie zwrócił im na to uwagi.

Szli powoli korytarzem i nie odzywali się do siebie. Kiedy emocje już opadły, Snape doszedł do wniosku, że najrozsądniej było po prostu wrócić do normy, zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Żałował jednak, że do niczego między nim a Lily nie doszło, teraz zaczął się niepokoić, że dziewczyna całkowicie zrazi się do czułości i następna taka okazja może się już nie nadarzyć. Postanowił jednak na razie o tym nie wspominać. Szturchnął delikatnie Gryfonkę ramieniem i zapytał cicho:
— Dobrze się czujesz?
— Tak, ale… — westchnęła.
— Ale…?
— Słyszałeś, o czym mówił Dumbledore. — W jej głosie zabrzmiało szczere współczucie. — Nie miałam pojęcia, że Lupin jest wilkołakiem. Biedny… A ja wrzuciłam go do jednego wora z tym pajacem, Potterem i Blackiem. Chociaż wziął na siebie całą winę…
Pierwszy raz od momentu, kiedy zaczęli ze sobą chodzić, Snape poczuł w sercu nieprzyjemne ukłucie zazdrości. Doskonale wiedział, że James zrobił to tylko i wyłącznie dlatego, żeby przypodobać się Lily. I najwyraźniej uzyskał zamierzony skutek, bo jej uczucia do niego najwyraźniej się ociepliły. Nie potrafił znieść myśli, że Evans mogłaby go kiedyś zostawić dla znienawidzonego Gryfona.
— Zrobił to, żebyś nie miała kłopotów — odpowiedział, a serce zabiło mu mocniej. — On się w tobie podkochuje, a teraz jest dodatkowo o mnie zazdrosny. Zauważył, że niczego nie zyska, więc wybrał inną metodę. Proszę, nie daj się mu zwieść.
Zatrzymał się i chwycił ją mocno za ręce. Dziewczyna uśmiechnęła się i pocałowała go czule w usta. Była zauroczona jego staraniami. Dopiero teraz zauważyła, że Severus zabiegał o jej względy niemal od samego początku ich znajomości, a ona, ślepa, tego nie dostrzegała.
— Potter to zgrywus, nie jest dla ciebie żadną konkurencją — rzekła. — Dziękuję za cały wieczór. Co prawda mógł się inaczej skończyć, ale… Nie było źle. Do zobaczenia jutro.
Jeszcze raz go pocałowała i odeszła w kierunku wieży, w której Gryfoni mieli swoje dormitorium. Severus został sam, słyszał tylko grasującego w oddali Irytka, na którego już od czterech lat nie zwracał uwagi. Westchnął ciężko i powlókł się schodami na dół. Zamierzał natychmiast położyć się do łóżka i zasnąć, aby choć na kilka godzin zapomnieć o potwornym zdarzeniu we Wrzeszczącej Chacie. Jednak nie było mu dane jeszcze wrócić do lochów, ponieważ zza zakrętu wypadł na niego James Potter. Nie był już tak pokorny i spokojny, jak w gabinecie Dumbledore’a, wręcz przeciwnie. Chwycił Ślizgona za kołnierz i przycisnął do kamiennej ściany, a ich twarze niemal się zetknęły. Wargi Gryfona wygięły się w pogardliwym, zaciętym uśmiechu, a ciemne oczy błyszczały złowrogo.
— I co, myślałeś, że sobie pociupciasz, co, Smarkerusie? — wysyczał złośliwie. — Tak, miałeś rację, wziąłem całą winę na siebie nie dlatego, że nagle poczułem chęć obrony uciśnionych smarków, po prostu chciałem pomóc Evans. Poza tym taki kochany i pomocny chyba lepiej wypadłem w jej oczach, co? Jeszcze kilka takich sytuacji i będzie jeść mi z ręki. Kopnie cię w tyłek i w końcu poleci na mnie. A tak mało brakowało, co? Już prawie zamoczyłeś. Ej, Smarkerusie, Smarkerusie… Nie wiem, jakiego urazu głowy dostała Evans, że zaczęła z tobą chodzić, ale kiedy już się jej poprawi, to ja z nią będę, a ty będziesz się temu przyglądał. Gdybyś miał trochę klasy, zrozumiałbyś, że ona nie będzie z tobą szczęśliwa.
Wściekłość uderzyła do głowy Severusowi niczym gorączka. Odepchnął Pottera, ale tym razem ani nie sięgnął po różdżkę, ani się nie zamachnął, tylko poprawił szatę i wycedził przez zaciśnięte zęby:
— Jesteś skurwysynem, Potter. Największym, jakiego spotkałem.
Odwrócił się na pięcie i odszedł, pozostawiając rechoczącego Gryfona pod zimną, kamienną ścianą. Serce waliło mu w piersi jak oszalałe, a on cały się trząsł. Myślał, głupi, że w zalotach Jamesa chodziło o jakieś uczucia wobec Lily. O jakąś… sympatię. Kiedy słuchał tego potoku słów wydobywających się z ust Pottera, pragnął rzucić nim o podłogę i walić butem o jego twarz tak długo, aż pozostanie z niej jedynie krwawa plama, niemniej jednak cieszył się, że Gryfon powiedział mu to wszystko. Teraz wiedział, że musi chronić Lily za wszelką cenę.

*

Okazało się, że wieść o zdarzeniu we Wrzeszczącej Chacie nie rozniosła się po szkole. Jedynym urozmaiceniem ostatnich dni w Hogwarcie była niespodziewana wizyta Remusa przy stole Ślizgonów, który poprosił Severusa i Lily na stronę, gdzie przeprosił ich za swoje czyny. Snape skinął tylko głową, Evans natomiast wyraziła swoje głębokie współczucie. Severus jeszcze nigdy nie widział jej tak zmartwionej; najwyraźniej dręczyły ją wyrzuty sumienia z powodu pochopnej oceny Gryfona. Kiedy chłopak się oddalił, Ślizgon zagadnął swoją dziewczynę:
— Przestań o tym myśleć tak, jakby to była twoja wina, że Lupin jest wilkołakiem.
Lily spojrzała na niego karcąco, nie wierząc w to, co przed chwilą usłyszała.
— Teraz, kiedy już o tym wiem, powinnam go wspierać. Ty również… Poza tym dużo myślałam o wczorajszym wydarzeniu i… i wydaje mi się, że nawet podczas przemian on może być człowiekiem, wystarczy tylko mu to przypomnieć.
Tym razem to Snape wytrzeszczył oczy ze zdziwienia i odparł szczerze urażony:
— Chyba żartujesz. Jeśli chcesz, możesz mu pomagać, to twoja sprawa. Ale ja nie zamierzam tego robić. Kiedy jego kumple znęcali się nade mną i zdejmowali mi przy wszystkich gacie, on nie odezwał się ani słowem, żeby jakoś ich powstrzymać, a jest prefektem. Nie zamierzam go teraz pocieszać.
Odwrócił się na pięcie i zostawił zaskoczoną Gryfonkę w Wielkiej Sali, sam zaś udał się na przechadzkę, aby ochłonąć. Pierwszy raz tak naprawdę przeciwstawił się Lily. Z jednej strony czuł się podle i bał się, że dziewczyna może z nim zerwać albo zrobić coś jeszcze głupszego, z drugiej zaś cieszył się, że w końcu postawił na swoim. Bardzo kochał Evans, ale nie mógł ustępować jej w każdej sprawie. Odrzucił już dla niej kumpli, z którymi dzielił poglądy.

Mimo że ich pierwsza sprzeczka z początku była dość poważna, Lily jeszcze tego samego wieczora poprosiła Severusa o spotkanie i szczerze przeprosiła go za swoje zachowanie, czym zyskała w jego oczach jeszcze więcej. Snape nie potrafił się na nią długo gniewać, choć czasami jej naiwność i wręcz groteskowe miłosierdzie irytowało go bardziej niż głupkowate dowcipy Jamesa Pottera. Jednak natychmiast wszystko jej wybaczył i para wróciła do Londynu następnego dnia wraz z setką pozostałych uczniów, aby spędzić w domu rodzinnym letnie wakacje. Lily bardzo cieszyła się na powrót, dla Severusa zaś wiązał się on jedynie z kolejnymi sprzeczkami, wstydem i strachem o to, czy ojciec znów wróci tej nocy pijany i powita syna kolejną pijacką awanturą. Kiedy Ślizgon był młodszy, z płaczem chował się do szafy lub zamykał w swoim pokoju i robił wszystko, aby nie słuchać kolejnych sprzeczek i odgłosów tłuczonych naczyń, jednak rok temu postanowił pierwszy raz sprzeciwić się ojcu i stanąć w obronie matki. Było to tuż przed jego wyjazdem do Hogwartu. Okazał się jednak zbyt słaby i dostał takie lanie, jak jeszcze nigdy dotąd. Nie oczekiwał też, że ojciec tym razem przyjdzie wraz z matką na peron dziewięć i trzy czwarte. Nigdy tego nie robił.
Jednak nie wszystko wyglądało tak źle. Jego jedynym światełkiem w ciemnym, samotnym tunelu była Lily. Całe wakacje postanowili spędzić razem jak najdalej od domu Snape’ów. Severus wcale się nie pomylił. Kiedy tylko Evans pobiegła do rodziców, którzy jak co roku odebrali ją po długiej, męczącej podróży (tak, jak się spodziewał, Petunia zrezygnowała z podróży na stację King’s Cross), chłopak szybko wypatrzył stojącą w tłumie matkę. Jej zmęczona, niepomalowana twarz, długie, czarne, nieuczesane włosy i wyblakłe mugolskie ubranie rzucały się w oczy już z daleka. Ale Severus nie wstydził się jej. Nie zważając na złośliwe uwagi i pogardliwe spojrzenia Huncwotów, czym prędzej podszedł do pani Snape i pozwolił się jej uściskać. Bardzo za nią tęsknił i ten rok, który w całości spędził poza domem, był dla niego bardzo ciężki. Kiedy postanowił po raz pierwszy postawić się ojcu, coś w nim pękło. Nie chciał go widzieć już nigdy więcej, choć gdzieś w duszy wiedział, że będzie musiał wrócić przynajmniej na letnie wakacje. I tak też się stało. Całkowicie już zapomniał o przygodzie ze Zmieniaczem Czasu, bo tylko ta teraźniejszość się liczyła.
— Jak egzaminy? — zapytała Eileen Snape, kiedy szli powoli opustoszałą ulicą.
Nie była dobrą matką, choć bez wątpienia bardzo się starała. Severus to widział i rozumiał, że jej umiejętność okazywania uczuć jest bardzo słaba. Nie miał jej tego za złe. Nigdy go nie broniła, kiedy jej mąż na niego krzyczał lub bił skórzanym paskiem, jednak w jej martwych, ciemnych oczach można było dostrzec coś na kształt współczucia. Kochała syna na swój ograniczony, płytki sposób i interesowała się jego losem. Niczego więcej Severus od niej nie wymagał. Miał przecież Lily, która niemal od zawsze była jego bratnią duszą, której mógł o wszystkim opowiedzieć.
— Całkiem nieźle — mruknął, wzruszając lekko ramionami. — A w domu? Coś ciekawego? Ojciec jeszcze żyje?
Eileen rzuciła mu karcące spojrzenie, choć końce jej warg drgnęły lekko.
— Spróbuj mu wybaczyć. On już taki jest. Staraj się po prostu schodzić mu z oczu i nie mieszaj się w nasze kłótnie — odparła spokojnie i wskoczyła na krawężnik, aby sprawdzić rozkład mugolskich autobusów. Musieli dostać się do Świętego Munga, skąd mogli za pomocą jednego z kominków przenieść się do domu.

W mieszkaniu zupełnie nic się nie zmieniło. Była taka sama bieda, bałagan i smród jak pierwszego września, kiedy Severus wyjeżdżał do Hogwartu. Westchnął z ulgą na myśl, że czeka go jeszcze dwa lata nauki w szkole. Wszystko było lepsze, niż marnowanie czasu w tym chlewie. Nawet znoszenie upokarzających żartów Huncwotów, na które lekarstwem był balsam pod postacią warg Lily. Perspektywa wspólnie spędzonych wakacji cieszyła go bardziej niż jej ostatnia propozycja. Wciąż o niej pamiętał i zastanawiał się, czy dziewczyna nadal chciała spędzić z nim noc. Co prawda Evans nie wspomniała o tym ani słowem od ich wyprawy do Wrzeszczącej Chaty, ale Severus po cichu liczył, że podczas tych dwóch wspólnych miesięcy coś się między nimi wydarzy.

*

I w tym się Severus nie pomylił. Kiedy minął pierwszy tydzień wakacji, dziewczyna zaprosiła go na wieczorny spacer, choć Snape od razu wyczuł podstęp. Jeszcze nigdy nie widział jej tak uradowanej, jednak postanowił dać wydarzeniom spokojnie się rozwijać i udawał, że absolutnie niczego się nie domyśla.
Słońce już zachodziło, rozlewając swe złotoczerwone promienie po powierzchni czystej, płynącej powoli wody, w której dzieciaki z okolicznych domów często przychodziły się kąpać. Robił to też zarówno Snape, jak i Lily, teraz jednak byli skupieni bardziej na sobie niż na zachęcającej, ciepłej wodzie. Dziewczyna chwyciła Ślizgona za rękę i oparła policzek na jego ramieniu.
— Pamiętasz, jak zaproponowałam ci wspólną noc? — zapytała nagle głosem niewinnym niczym anioł, choć mówiła przecież o tak grzesznych sprawach.
Snape automatycznie się zarumienił, jednak Lily nie zauważyła jego zmieszania. Mimo że domyślał się, do czego ów spacer zmierzał, bezpośredniość Gryfonki po raz kolejny sprawiła, że jego serce załomotało w piersi tak gwałtownie, jakby chciało się z niej wyrwać.
— Ciężko było zapomnieć. Wrzeszcząca Chata, wilkołak, interwencja Dumbledore’a… Ale sądziłem, że się rozmyśliłaś — zażartował, choć w środku cały drżał.
— Nie wyszło nam za pierwszym razem, ale możemy przecież spróbować jeszcze raz, wszystko jest już przygotowane. Powiedziałam rodzicom, że śpię u Mary Ann, ona też już o wszystkim wie, będzie nas kryła. Chyba że nie chcesz…
Entuzjazm w jednej chwili z niej wyparował, a błysk w oczach przygasł, kiedy patrzyła z iskierką nadziei w jego poważną twarz, na której szybko pojawił się nerwowy uśmiech, a Severus odpowiedział szybko:
— Nie, nie, oczywiście, że chcę! To znaczy… Ciągle nie może do mnie dotrzeć, że taka piękna i mądra dziewczyna chciałaby się kochać z kimś takim…
Nadal usiłował się uśmiechać, jednak przypominało to bardziej bolesny grymas. Lily natomiast zaśmiała się, słysząc jego słowa. Uniosła dłoń i pogładziła go delikatnie po policzku, jednocześnie dyskretnie przysuwając się do niego.
— Severusie, nie znam bardziej wartościowego i inteligentnego człowieka. Do tego doskonale mnie rozumiesz, jesteś moim najlepszym przyjacielem, a ja… ja czuję do ciebie coś więcej — mówiła to całkiem szczerze. — No i… całkiem przystojny z ciebie facet.
Zachichotała i pociągnęła go mocniej w stronę biednego osiedla, na którym mieszkali rodzice Snape’a. Ślizgon zaniepokoił się przez chwilę, ponieważ podejrzewał, że Lily zmierza w kierunku jego domu, jednak poczuł się już całkowicie zdezorientowany, kiedy minęli zapuszczone podwórko, które Tobiasz miał uprzątnąć dwa lata temu. Oświeciło go dopiero w momencie, kiedy ujrzał ruiny starego domu. Mieszkał w tym miejscu od urodzenia i nie przypominał sobie, aby owa posesja do kogoś należała. Ze zdziwieniem obserwował Lily, która przeciskała się przez wąską szparę w rozlatujących się drzwiach, po czym zbiegła do piwnicy. Kiedy sam pchnął ułamany zbitek desek, jego oczom ukazały się oświetlone przez świeczki schody, gdy zaś zszedł powoli na dół, zastał wysprzątany, ciasny pokoik przystrojony tak, że nie przypominał już zawalonej gratami piwnicy. Wszystkie niepotrzebne bibeloty zniknęły, a pomieszczenie wypełniały niskie, zapalone świeczki, które mieszały się niedbale z płatkami kwiatów, które Gryfonka musiała zerwać na pobliskiej łące. Po środku natomiast rozłożony był materac przykryty czystym, szerokim kocem. Lily zgrabnie wskoczyła na stworzone prowizorycznie łóżko i poklepała dłonią miejsce tuż obok siebie. Severus ruszył niezgrabnie w jej kierunku. Był pod ogromnym wrażeniem wysiłku, który dziewczyna musiała włożyć w usunięcie gratów i przystrojenie małej piwniczki.
— W porównaniu do mojej Wrzeszczącej Chaty…
Evans skutecznie zasłoniła mu usta swymi wargami. Serce w jej piersiach waliło mocno, a dłonie zaczęły prędko szukać dojścia do nagiego ciała Severusa. Chłopaka znów bardzo zdziwił zapał dziewczyny, przez głowę przeszła mu nawet absurdalna myśl, że być może Gryfonce zależy tylko na seksie z nim, jednak Lily całowała go z takim uczuciem, że nie mogło być ono udawane. Delikatnie i ostrożnie zdjął jej bluzkę, pod którą prezentowały się ładne, drobne piersi. Snape musnął ustami jej sutki, a jego członek momentalnie zdrętwiał, wyraźnie przebijając się przez spodnie. Nie uszło to uwadze dziewczyny, która natychmiast zażądała, aby chłopak zdjął resztę ubrań. Ślizgon bardzo wstydził się swej kościstej, bladej sylwetki, krzywych kolan i wystających żeber, jednak Lily potrafiła dostrzec w jego charakterystycznej budowie coś pięknego. Pochyliła się, odgarniając jednocześnie włosy opadające jej na twarz i, zanim Severus zdążył coś powiedzieć, otoczyła wargami jego sterczącą męskość. Po jego ciele rozlało się rozkoszne ciepło rozchodzące się elektryzującym dreszczem od czubka członka po najbardziej nieczułe z pozoru części ciała. Język Gryfonki drażnił niebezpiecznie intymne miejsce Ślizgona, który szybko zdał sobie sprawę, że jest mu zbyt przyjemnie. Delikatnie odsunął głowę dziewczyny, dając jej tym samym do zrozumienia, że nie powinna posuwać się dalej. Bez słowa poderwał jej krótką spódniczkę i wsunął rękę pod majtki, gdzie natknął się na gorące, wilgotne już sekretne miejsce Lily. Usiłował zachować zimną krew, jednak serce wciąż biło mu w piersi jak oszalałe. Powoli i spokojnie zaczął przesuwać palcami po wypukłym, czułym punkciku, a z ust Evans wyrwało się ciche westchnienie. Przymknęła oczy, kiedy zaczął całować ją po szyi, drugą ręką stymulując małe piersi. Dziewczyna dyszała coraz bardziej, więc Severus wsunął do małego, ciasnego otworu palec, jednak Lily skrzywiła się nieznacznie, a jej gardło opuścił jęk bólu, więc szybko cofnął rękę. Obawiał się, że nie podoła wyzwaniu, które przed nim stało. A Evans oczekiwała wiele. Nasunął na sztywnego wciąż członka zabezpieczenie, które podała mu dziewczyna, i położył się na niej pokracznie. Wszystko to wydawało mu się takie nienaturalne i dziwaczne, że każdy swój ruch interpretował jako niepoprawny. Łudził się jednak, że jego partnerka posiada tak samo malutką jak on wiedzę na temat współżycia seksualnego i nie zorientuje się, że coś jest ze Ślizgonem nie tak. Kiedy tylko dotknął jej rozgrzanego wejścia czubkiem członka, już wiedział, że nie będzie w stanie wytrwać zbyt długo, mimo to wsunął go do środka. Po drodze napotkał przeszkodę, która sprawiała Lily najwięcej bólu, jednak prędko ją usunął, podczas gdy ona wgryzała się w jego ramię. Wystarczył jeden mocniejszy ruch, aby cieniutka błona pękła, a na materac wyciekła strużka krwi. Mimo że członek Severusa poruszał się w jej wnętrzu coraz szybciej i mocniej, Evans nadal czuła dyskomfort, sztuczny kondom był nieprzyjemny w dotyku, a wypływająca z niej krew wydawała się obrzydliwa i brudna. Mimo to nie żałowała, że oddała się Snape’owi, cieszyła się, że w końcu mogła dać mu coś, dzięki czemu udowodniłaby mu swoje uczucia.
Z gardła Ślizgona wyrwał się przeciągły, z trudem tłumiony jęk rozkoszy. Chłopak opadł na drżące ciało Lily, usiłując jednocześnie jak najszybciej dojść do siebie. Spojrzał na Evans, która wciąż nieco się krzywiła, ale uśmiechała się teraz do Snape’a z zadowoleniem. Ich miłosny akt trwał zaledwie kilka minut, ale zapach czułości i namiętności wciąż unosił się w powietrzu. W oczach Lily błyszczało najprawdziwsze uczucie, którego Severus był teraz pewien w stu procentach.

Od tamtej spędzonej w piwnicy nocy młodzi spędzali ze sobą jeszcze więcej czasu, który płynął im zdecydowanie za szybko. Pod koniec lipca matka Lily zaprosiła Severusa na kolację, na co chłopak przystał z wielkim entuzjazmem. Petunia wciąż była na wakacjach we Francji, a mugolscy rodzice Gryfonki okazali się naprawdę sympatycznymi i otwartymi ludźmi. Wieczór udał im się wybornie, dlatego kilka dni później Ślizgon odważył się zaprosić Lily do siebie. Bardzo denerwował się przed tą wizytą, ponieważ jego ojciec był nieprzewidywalny i potrafił zrobić awanturę z niczego, jednak ktoś chyba zaczarował ów wieczór, ponieważ wszystko udało się znakomicie, nawet Tobiasz wydawał się miły dla panny Evans. Severus nie mógł uwierzyć w to, co się działo. Wystarczyło tylko delikatnie zmienić przeszłość, aby jego życie wywróciło się do góry nogami. Jeszcze nigdy nie był taki szczęśliwy i chyba po raz pierwszy spoglądał w przyszłość z optymizmem. Nie bał się tego, co przyniesie kolejny dzień. Każda minuta spędzana z Lily sprawiała, że inaczej patrzył też na mugoli. Mimo że był Ślizgonem i nadal tkwiła w nim głęboko zakorzeniona niechęć do owych „podludzi”, przemógł się i znalazł pracę u sąsiadów, u których pielił ogródki, kosił trawę i mył okna w zamian za jakieś drobne sumy pieniędzy, dzięki którym mógł obdarzać swoją dziewczynę drobnymi przyjemnościami. Pragnienia o służbie u Lorda Voldemorta i zniszczeniu mugoli całkowicie przestały się dla niego liczyć, teraz chciał jedynie widzieć uśmiech na twarzy Lily.

*

Jednak sielanka prędko się skończyła, wakacje dobiegły końca i trzeba było wracać do szkoły. Severus pierwszy raz w życiu poczuł na widok listu od Dumbledore’a ukłucie żalu. Tak dobrze bawił się z Lily, że perspektywa powrotu do miejsca, gdzie znów musiał rywalizować z Jamesem Potterem o uczucia Evans, wydała mu się tragiczna. Z jednej strony tęsknił za nauką, niepowtarzalnym klimatem szkoły i powrotem do stricte magicznego świata, z drugiej zaś wiązało się to ze spotkaniem z grupą szkolnych chuliganów, który mieli całe dwa długie miesiące na wymyślenie planu zemsty na swoim wrogu. Severus już dawno przestał się łudzić, że James Potter i Syriusz Black kiedyś zmądrzeją, wydorośleją i przestaną się z niego naigrywać. Był jednak pewien jednego: Remus Lupin już zawsze będzie patrzył na niego inaczej. Był dobrym człowiekiem i często lubił czuć się winny, więc był dla gnębionego Snape’a dodatkową deską ratunku.

A co do Lupina… 
Lily z radością powróciła do Hogwartu. Podobnie jak Severus tęskniła za szkołą i przyjaciółkami, które stanowiły ważną część jej życia. Przez wakacje była bardzo szczęśliwa, bo nareszcie czuła, że ktoś kocha ją bezwarunkowo nie tylko za wygląd i inteligencję, ale i za charakter. Wiedziała, że Snape uwielbiał jej pozytywne cechy, a także akceptował wady, których miała niemało. Jednak coś nie dawało jej spokoju. Nie powiedziała o tym swojemu chłopakowi, ale przez cały lipiec i sierpień korespondowała z Remusem Lupinem. Nie potrafiła zapomnieć tego, czego była świadkiem we Wrzeszczącej Chacie, miała też wyrzuty sumienia, ponieważ uważała się za bystrą i pomocną, a nie zauważyła niczego dziwnego w zachowaniu kolegi przez pięć lat. Postanowiła więc to naprawić, dlatego zaraz po przyjeździe do domu chwyciła atrament, pióro i pergamin, aby napisać do Lupina list. Odpowiedź przyszła zaledwie po dwóch dniach i tak wszystko się zaczęło. Zawsze najbardziej z czwórki Huncwotów lubiła Remusa, a właściwie był jedyną osobą z czteroosobowego kółka wzajemnej adoracji, którego tolerowała. Wiedziała, że nie był płytki i arogancki jak reszta jego przyjaciół, mimo to postanowiła być ostrożna, gdyż zaczęła się obawiać, że Gryfon zaraz wszystko wyjawi Jamesowi i ten spróbuje się do niej zbliżyć. Lily doskonale wiedziała, że to o niego Severus był najbardziej zazdrosny i nie zniósłby, gdyby Evans zaczęła się z nim zadawać. Dlatego wygodniej i rozsądniej było zataić przed Ślizgonem ów niewielki, acz istotny fakt. Evans po prostu nie potrafiła przestać myśleć o wilkołakach. Natychmiast wypożyczyła ze szkolnej biblioteki książki w jakiś sposób związane z tematyką owego nieprzyjemnego schorzenia, a kiedy dotarły do niej sowią pocztą, natychmiast zabrała się za ich studiowanie. W pewnym momencie przestała już trzeźwo myśleć i ubzdurała sobie, że podczas przemiany człowiek nadal jest w stanie kontrolować wilczy instynkt. Wiedziała, że Severus natychmiast starałby się wybić jej to z głowy, dlatego i tę informację zachowała tylko dla siebie. Z przyjemnością czytała powściągliwe, acz często nasączone emocjami listy od Lupina i starała się pomóc mu na różne sposoby. Mimo to była przekonana, że nie osiągnie pożądanego efektu jedynie za pomocą listownej korespondencji, dlatego postanowiła spotkać się z nim podczas pełni. Cały plan już dawno miała ułożony i tylko czekała na pierwszą podczas roku szkolnego pełnię.

Drżała na całym ciele, kiedy oczekiwany dzień nareszcie nadszedł. Schowała się w małej łazience dla dziewcząt w dormitorium Gryfonów i postanowiła czekać, aż Huncwoci zejdą na dół, aby wymknąć się nocą, kiedy zacznie się ściemniać. Wiedziała, że James Potter miał pelerynę-niewidkę, dlatego musiała bardzo wytężać słuch. Jednak okazało się, że po latach wymykania się z zamku Huncwoci przestali być ostrożni i teraz nawet nie kryli się z tym, że wychodzą z dormitorium. Evans wychyliła głowę przez niewielką szparę i ujrzała całą czwórkę zmierzającą ku małemu, ciemnemu korytarzykowi. Minęło kilka sekund i dziewczyna usłyszała stłumiony odgłos odsuwającego się portretu, a odgłosy rozmów Huncwotów natychmiast ucichły. Lily natychmiast wypadła z łazienki i pobiegła w stronę portretu Grubej Damy, wpadając w międzyczasie w kilku wystraszonych pierwszoroczniaków. Nie miała jednak czasu na przeprosiny. Domyślała się, że chłopcy udadzą się do Wrzeszczącej Chaty, jednak nie chciała stracić ich z oczu. Jej uszy na nowo wyłapały przyciszone odgłosy wesołej paplaniny, jednak nie mogła dostrzec wymykającej się czwórki; Gryfoni z pewnością ukryli się już pod peleryną. Najciszej, jak potrafiła, zbiegła schodami do holu, po czym odczekała chwilę, aż Huncwoci wyjdą na błonia. Była tak przejęta swoją misją, że przestała myśleć o dyskrecji. Nie zauważyła siedzącego na schodach prowadzących do lochów Ślizgona z siódmej klasy, który popijał jakiś bursztynowo złoty alkohol i przeglądał pismo dla dorosłych czarodziejów. Oderwał na chwilę wzrok od mrugającej do niego jasnowłosej czarownicy z odsłoniętymi piersiami i kroczem, aby spojrzeć na przebiegającą przez przepastny hol dziewczynę. Natychmiast rozpoznał w niej tę Gryfonkę, która od niedawna spotykała się ze Snape’em. Szybko połączył fakty, gdyż wcześniej wydawało mu się, że usłyszał głos znienawidzonego Jamesa Pottera. Z kpiącym uśmiechem wstał, złożył powoli gazetę i udał się w kierunku ukrytego w lochach dormitorium, zadowolony z przebiegu zdarzeń. Salon wciąż był pełen ludzi, ale Ślizgon prędko odnalazł Severusa, który siedział w kącie ze swoim zniszczonym podręcznikiem do eliksirów i studiował pilnie jego siedemnastą stronę.
— Co tam, brachu? — zagadnął go starszy kolega i usiadł naprzeciwko niego na niskiej, skórzanej pufie.
Snape podniósł powoli głowę znad lektury i zmierzył go chłodnym, acz pobłażliwym spojrzeniem swych ciemnych oczu, unosząc wysoko brwi.
— Od kiedy jestem twoim „brachem”? — zapytał cierpko i powrócił do książki.
Siódmoklasista zachichotał i pociągnął zdrowo z prawie już opróżnionej butelki.
— Od kiedy twoja Gryfoneczka puściła cię kantem dla tego Pottera. Co, zdziwiony? Wszyscy wiedzieli, że to będzie tylko kwestia czasu, chociaż i tak jestem pełen podziwu, że wytrzymała z tobą tak długo.
Tym razem Severus odłożył na bok podręcznik i spojrzał koledze prosto w oczy. Nie chciał dać po sobie poznać, że dotknęły go te słowa, choć w środku zadrżał z przerażenia, a w żołądku coś mu podskoczyło. Świadomość nakazała mu bronić godności Lily za wszelką cenę, jednak rozsądek natychmiast zdmuchnął płomyk nadziei, który zatlił się w jego piersi. Ten Ślizgon nie musiał zmyślać, nie zależało mu ani na związku Severusa, ani na jego rozpadzie, a owa informacja miała go tylko w jakiś sposób zdołować albo rozwścieczyć. Mimo wszystko postanowił spytać:
— Nie mów tak o Lily. Widziałeś ich teraz razem? Na jakiejś randce albo…?
— Nie, ale ze szkoły najpierw wypadł Potter z kumplami, a później pobiegła Evans. Bardzo jej się spieszyło, najwyraźniej szykuje się niezła orgia. Myślisz, że od razu przejdą do rzeczy, czy może zdecydują się jeszcze na spacer w świetle księżyca?
Snape zbladł, a serce w nim zamarło. Natychmiast zorientował się, o co chodziło. Cisnął książkę gdzieś w kąt, a sam wystrzelił jak z procy w kierunku wyjścia, potrącając przeklinających i niezadowolonych uczniów, którzy stawali mu na drodze. Przebiegł przez loch, hol, różdżką otworzył sobie drzwi wejściowe i puścił się pędem przez oświetlane przez promienie księżyca błonia. Przez całe wakacje Lily zachowywała się trochę dziwnie, jednak podejrzewał, że jest to spowodowane ich gwałtownym krokiem w dorosłość, wszak jej decyzja o wspólnych nocach nie była czymś błahym. Okazało się natomiast, że Evans wciąż myślała o zdarzeniu z Wrzeszczącej Chaty. Snape modlił się w duchu, aby nie było za późno.
Może jeszcze zdążę… może zdążę… może nie jest za późno…  

Lily gramoliła się ciasnym korytarzem w kierunku maleńkiego światełka na jego końcu. Słyszała jakieś przytłumione jęki i krzyki, więc się domyśliła, że Remus w tej chwili się przemieniał. Serce biło jej w piersi jak szalone, a w żołądku czuła skurcz podniecenia. Dłoń, w której ściskała różdżkę, była już śliska od potu. Jednocześnie dziewczyna bardzo się bała tego spotkania, z drugiej jednak strony nie mogła się go doczekać. Miała w głowie przygotowaną mowę, ewentualne zaklęcia obronne, które mogły jej pomóc uchronić się przed groźną paszczą wilkołaka. Postanowiła sobie, że nie da się już zaskoczyć. Musiała obudzić w sobie spryt Ślizgonów, bo napędzającą odwagę Gryfonów już miała. Czołgała się tak jeszcze przez jakiś czas, zostało jej jeszcze kilka metrów do pokonania, kiedy usłyszała za sobą jakieś dziwaczne chroboty, jakby ktoś próbował dostać się do przejścia prowadzącego do Wrzeszczącej Chaty, jednak jej uwagę natychmiast odciągnęło psie szczekanie. Zacisnęła zęby i wystawiła głowę przez niewielki otwór. Mały korytarzyk był całkiem pusty, ale z dołu dochodziły jakieś jęki, powarkiwania i szuranie długich pazurów po drewnianej podłodze. Ostrożnie i najciszej, jak tylko potrafiła skierowała kroki na parter, a serce tłukło jej się o żebra tak, jakby za chwilę miało zrobić w nich dziurę i wylecieć na zewnątrz.

I wtedy to zobaczyła… 
Ogromny, niemalże dwumetrowy potwór miotał się niespokojnie po niewielkim pomieszczeniu, ocierając się o obdarte, brudne ściany, jakby chciał zostawić na nich swój zapach. Wystarczył ułamek sekundy, aby wilkołak zwrócił swój wielki, brzydki pysk w kierunku dziewczyny, która stała na dygocących nogach, z różdżką wycelowaną w niego i mówiła coś stanowczym, acz drżącym głosem. Paplała coś o sile ducha, zwracała się do niego po imieniu i prosiła, aby przywołał jakieś najszczęśliwsze wspomnienie z dzieciństwa, które pomogłoby mu się wyrwać z wilczych objęć… Na próżno. Stwór skoczył w jej kierunku zanim duży, czarny pies i imponujący jeleń zdążyli w jakiś sposób zareagować. Lily całkowicie zapomniała o różdżce, którą ściskała w dłoni, wrzasnęła i zasłoniła głowę ramionami, jednak siła potężnej łapy wilkołaka była większa, niż przypuszczała. Przeleciała przez całą szerokość pokoju i uderzyła plecami o ścianę, po której osunęła się aż na podłogę, gdzie spoczęła niemalże bez zmysłów. Z nosa pociekła jej krew. W tym czasie czarny pies dopadł przemienionego Lupina i starał się odciągnąć go od dziewczyny, podczas gdy jeleń powrócił już do swej ludzkiej postaci. Po raz kolejny narażał się dla osoby, która miała go za nic. Jednak nic nie mógł w tej chwili zdziałać, bo wilkołak warczał już Lily do ucha. Dopiero po kilku sekundach jego uwagę zwróciły jakieś niespodziewane odgłosy dobiegające z półpiętra. Potwór natychmiast skoczył do Snape’a, który nie spodziewał się spotkać go tak prędko. Jednak na klatce schodowej rozbłysło oślepiające, białe światło, a Lupin zawisł pod sufitem głową w dół, szamocząc się rozpaczliwie i rycząc, jakby zdzierano szorstką szczecinę z jego grzbietu. Z pyska kapała mu wymieszana z krwią ślina. Ślizgon stał tuż pod nim z różdżką w dłoni, usta miał rozchylone w niemym zaskoczeniu, gdyż to jego zaklęcie na krótki moment unieszkodliwiło przemienionego Gryfona. Szybko otrząsnął się z szoku i podbiegł do nieprzytomnej dziewczyny, nad którą już pochylał się Potter.
— Boże, ona jest cała we krwi! — wydyszał, obmacując drżącymi rękami podrapane ramiona Lily.
— Musimy ją natychmiast zanieść do skrzydła szpitalnego! — James wyglądał na nieco bardziej skupionego, ale drżał na całym ciele tak, jakby dostał padaczki. Natychmiast zwrócił się też do swoich przemienionych w zwierzęta przyjaciół: — Pilnujcie Remusa, a ja się nią zajmę.
Jednak został natychmiast odepchnięty przez bojowo nastawionego Ślizgona, który szybko pochylił się i wziął (nie bez trudu) Evans w ramiona, sycząc do Pottera:
— Odwal się od niej! To wszystko wasza wina! Dumbledore nie powinien wpuszczać do szkoły wilkołaka, ale nie, wolał okazać miłosierdzie… Jeśli Lupin zaraził Lily, nigdy wam tego nie wybaczę.

Przeciskanie się przez wąski tunel trwało wieczność, a droga powrotna do szkoły okazała się męczarnią. Evans wciąż była nieprzytomna, a Snape czuł na swoich rękach krew, która wciąż sączyła się z jej ran. Łzy mieszały się z potem, który zrosił nie tylko twarz, ale i resztę ciała Ślizgona. Ból w plecach i ostre kłucie w płucach nie miały znaczenia, liczyła się tylko walka z czasem. W głowie miał pustkę, kiedy starał się biec z Lily na rękach, ścigany przez równie przerażonego Jamesa Pottera.
— Pani Pomfrey, niech pani tu przyjdzie! Szybko!
Położył Gryfonkę na najbliższym łóżku i skoczył w stronę drzwi, zza których wyłoniła się blada, wystraszona pielęgniarka. Kiedy ujrzała spoconego, zakrwawionego Snape’a, leżącą bez oznak życia dziewczynę uwalaną od stóp do głów kurzem, krwią i ziemią, oraz dyszącego i krztuszącego się Pottera, niemalże złapała się za głowę.
— Co tu się stało? Przecież ona jest cała podrapana…!  wyrzuciła z siebie na wydechu, a Ślizgon dokończył za nią:
— Widziałem, jak rzuca się na nią wilkołak we Wrzeszczącej Chacie, ale nie widziałem, żeby została ugryziona. Proszę to jakoś sprawdzić… zrobić jakieś testy albo… rzucić jakieś zaklęcie… nie wiem! Cokolwiek!
Opadł na stojące obok łóżka krzesło i ukrył twarz w dłoniach, a jego ramiona zatrzęsły się od tłumionego szlochu. James natomiast stał w drzwiach jak sparaliżowany i zerkał to na Ślizgona, to na pielęgniarkę. Pierwszy raz zapomniał języka w gębie, nie potrafił wykrztusić ani słowa, choć trochę się już uspokoił. Pani Pomfrey natomiast, mimo że była bardzo młodą i niedoświadczoną pielęgniarką, zachowała zimną krew. Kazała posłać po profesora Dumbledore’a i McGonagall, sama zaś szybko sprawdziła dziewczynie puls, zajrzała pod powieki i zaczęła szperać w pobliskiej szafce w poszukiwaniu jakiegoś eliksiru. Kiedy tylko Potter opuścił salę, Severus podniósł się z krzesła i zapytał:
— Ona jest cała podrapana. Czy wirus mógł na nią… przejść?
— Nie wiem tego, chłopcze, wciąż bardzo mało wiemy o tej przypadłości. Ale powiedz mi… Albus wspominał, że ty i ta mała wiecie o Remusie. Po co, do jasnej cholery, szliście za nim do Wrzeszczącej Chaty?
Ślizgon nie odpowiedział. Teraz, gdy miał chwilę, aby zebrać myśli, wina spłynęła na niego niczym czysty strumień. Gdyby nie to, że chciał zaimponować Lily kreatywnością, nigdy nie dowiedzieliby się o Lupinie. Byliby teraz szczęśliwymi uczniami szóstego roku, a ich jedynym zmartwieniem mogła być trudna praca domowa, którą McGonagall zadała im na przyszły czwartek, czy test sprawdzający z eliksirów. A teraz… teraz siedział przy łóżku, na którym leżała poszarpana Evans, a jej zdrowie i życie stało pod znakiem zapytania. Wolałby nigdy nie cofać czasu i pozwolić, aby Lily znienawidziła go i zaczęła umawiać się z Potterem. Severus bardzo chciał być z nią szczęśliwy, ale nie kosztem jej życia. Pragnął, aby to, co się teraz działo, było jedynie koszmarnym snem, z którego za chwilę się obudzi z potwornym bólem głowy we własnym łóżku, a Lily będzie na niego wściekła za bluźnierstwo, którym ją określił.

James wrócił z Dumbledore’em i McGonagall zaledwie po kwadransie. Oboje wyglądali na bardzo zaniepokojonych, natychmiast poprosili Severusa i panią Pomfrey o wyjaśnienia. Kiedy Ślizgon starał się im wytłumaczyć wszystko tak dokładnie, jak sam potrafił, pielęgniarka nagle jęknęła i zakryła sobie usta dłonią. W jej oczach błysnęły łzy, kiedy powiedziała:
— Albusie, spójrz…
Odwróciła nieprzytomną Lily na prawy bok i odsłoniła jej szkolną szatę. Na karku i plecach widniały wyraźne ślady zębów. McGonagall wydała z siebie zduszony okrzyk, Potter osunął się zrezygnowany po ścianie na podłogę, Snape zaczął szarpać się za włosy, a dyrektor rzekł:
— Pani Pomfrey, niech pani spróbuje ją obudzić. To straszna tragedia, wszyscy się chyba ze mną zgodzicie, ale panna Evans jest silna i z pewnością sobie z tym poradzi. Zakładam, że nie zostawi jej pan w tak trudnych chwilach, panie Snape.
Ślizgon nie był w stanie odpowiedzieć dyrektorowi na tę uwagę. Usiadł przy łóżku i ujął dłoń Gryfonki, a jego twarz błyszczała od łez, które nadal nieustannie płynęły wyznaczonym korytem. Pielęgniarka wypowiedziała jedno proste zaklęcie, a Lily natychmiast doszła do siebie. Czuła się fatalnie, wszystko ją bolało, a miejsce tuż nad lewą łopatką pulsowało gorąco i nieprzyjemnie. Głowa okazała się zbyt ciężka, by mogła ją podnieść, więc tylko przewróciła oczami. Nie pamiętała niczego sprzed wyjścia z tunelu, świat wirował, a dźwięk był zbyt cichy, aby mogła cokolwiek z niego zrozumieć.
— G-gdzie ja jestem? Co s-się stało? S-Severusie…? — wyszeptała, szukając wzrokiem Ślizgona, który mocniej uścisnął jej dłoń.
— Wszystko będzie dobrze, pani Pomfrey się tobą zajmie. — W gardle czuł szybko rosnącą gulę, która utrudniała mówienie.
— Ale dlaczego jestem w skrzydle szpitalnym? Severusie, co Potter tutaj robi? Profesor Dumbledore?
Dyrektor uśmiechnął się uspokajająco i położył dłoń na ramieniu Ślizgona, mówiąc:
— Muszę porozmawiać z panem Snape’em, ale nie zabiorę go pani na długo. W tym czasie zostanie z tobą profesor McGonagall.
Ponaglił Severusa, który wstał i powlókł się za nim na korytarz. Nie bał się kary, gdyż wiedział, że na nią zasłużył. Zasłużył na nią od momentu, kiedy zakradł się do gabinetu dyrektora i zabrał zmieniacz czasu. Był już przekonany.
— To, co się stało ponownie we Wrzeszczącej Chacie…
— Pan nie rozumie — przerwał mu stanowczo Ślizgon, a głos mu zadrżał, jednak chłopak nie pozwolił sobie na kolejne łzy. — To wszystko moja wina.
Dumbledore uśmiechnął się łagodnie, a w jego niebieskich oczach zaigrały przyjazne iskierki, które miały dodać otuchy młodemu Snape’owi, lecz tylko bardziej go rozjuszyły.
— To panna Evans postanowiła śledzić Remusa Lupina, pan chciał ją tylko powstrzymać. Uratowałeś jej życie, jesteś bohaterem.
— Niech pan przestanie pieprzyć! — warknął przez zaciśnięte zęby i chwycił się z całej siły za włosy, jakby chciał je wszystkie naraz wyrwać. — Nie jestem żadnym cholernym bohaterem, to ja do tego doprowadziłem! Może to zabrzmi dziwnie, ale… ale wykradłem z pana gabinetu pewien przyrząd… Ja… cofnąłem się w czasie, żeby zmienić jedną mało znaczącą sprawę, która tak naprawdę miała wpływ na wszystko! W przeszłości nazwałem Lily szlamą, ona… ona mnie znienawidziła, więc postanowiłem to zmienić i… i cofnąłem się w czasie, ona zaczęła się ze mną spotykać, spędziliśmy razem wakacje, a ona teraz… jest pogryziona! Kiedy nadejdzie kolejna pełnia, przemieni się i to jest tylko moja wina!
Miotał się pod drzwiami do skrzydła szpitalnego, szlochał i przeklinał na zmianę, a profesor Dumbledore obserwował go z uwagą. Był zaskoczony tym, co usłyszał od ucznia, jednak nie potraktował jego słów tak lekko, jak Severus przypuszczał. Uśmiech spełzł z jego twarzy, a entuzjazm w oczach zgasł. Natomiast Snape zapytał teraz już o wiele ciszej i uprzejmiej:
— Przepraszam, nie powinienem był tego robić, gdybym znał konsekwencje, nigdy bym nie ukradł tego zmieniacza… Czy można to jakoś cofnąć? Wrócić do tego momentu, kiedy nazwałem Lily szlamą? Ona będzie mnie nienawidzić, ale przynajmniej nie natrafi na wilkołaka, nie zostanie pogryziona… będzie miała normalne życie. Proszę mi pomóc.
Dumbledore uśmiechnął się lekko i pokręcił powoli głową.
— Severusie, to, że panna Evans została ugryziona, nie przekreśla jej szansy na normalne życie. Jeśli tylko będziesz przy niej trwał i wspierał ją w ciężkich chwilach, możecie żyć normalnie i szczęśliwie. Wybacz, ale nie można już tego cofnąć. Minęło zbyt wiele czasu. Proszę cię, nie myśl, że jest to kara za zmianę, której dokonałeś. Ludzie używają Zmieniaczy Czasu i nie dzieją się żadne straszne rzeczy. Tak po prostu miało być. A teraz idź do niej, ciebie właśnie potrzebuje.
W tej samej chwili dobiegł ich zza drzwi stłumiony szloch i jakieś wyrzucane chaotycznie słowa. Ślizgon spojrzał jeszcze raz na pomarszczoną twarz Dumbledore’a. Dostrzegł w niej taki spokój, jakby nic się właściwie nie wydarzyło. A może… naprawdę nic takiego się nie stało? Owszem, Lily stała się wilkołakiem, ale czy to miało zniszczyć ich szczęście? Kochał ją. Kochał ją od dawna i był pewien, że nic nie zmieni jego uczuć, nawet ta przypadłość.
Gryfonka siedziała na łóżku. Wszystkie rany miała już opatrzone, na plecach i karku sterczał jej ogromny garb z bandaży i waty, a jej twarz była zaczerwieniona, mokra od łez i wykrzywiona w grymasie rozpaczy. Profesor McGonagall i pani Pomfrey próbowały ją pocieszyć, ale ich słowa odbijały się od Evans jak zaklęcia od tarczy. Kiedy ujrzała Severusa, natychmiast zawołała:
— Przepraszam cię, miałeś rację, a ja byłam naiwna i głupia! Teraz nie będę już sobą, Boże… Boże…!
Ukryła twarz w dłoniach i uderzyła w tak żałosny i przejmujący szloch, że pielęgniarka musiała odwrócić głowę, aby ukryć łzy. Severus również wzruszył się jej rozpaczą, jednak spokój, którym wypełnił go Dumbledore tylko wzmocnił jego siłę. Poprosił, aby zgromadzeni w skrzydle szpitalnym zostawili ich samych; kiedy drzwi zamknęły się za Potterem, Snape zwrócił się do Gryfonki:
—Nie płacz, przecież to nie koniec świata. Nie jesteś głupia, nie mów tak. Po prostu uwierzyłaś, że jesteś w stanie pomóc Lupinowi. Ale to już nie jest ważne. Jesteś piękna, nigdy cię nie opuszczę. Lily, kocham cię… Kocham cię od momentu, kiedy się poznaliśmy. Pozwól mi sobie pomóc.
Evans wydała z siebie dziwny odgłos, chyba zakrztusiła się łzami, jednak chłopak ujrzał cień uśmiechu na jej twarzy.
— Ja też cię kocham — wykrztusiła, a łzy dalej płynęły jej po twarzy. — Ale nie chcę zniszczyć ci życia, powinnam jak najszybciej opuścić szkołę, żeby nie narażać innych uczniów…
— Sama jeszcze jakiś czas temu mówiłaś, że z taką przypadłością można żyć — przerwał jej stanowczo Snape. — Pomogę ci we wszystkim, znajdziemy jakieś lekarstwo, które pozwoli ci łagodniej przechodzić pełnie, a może nawet całkowicie cię uzdrowi. Zrobię dla ciebie wszystko.
Spojrzeli na siebie, a twarz Lily złagodniała. Emocje wciąż sprawiały, że ich ciała drżały w niekontrolowany sposób, choć w środku byli już spokojni. Evans już wiedziała, że Severus był tym jedynym, z którym chciała iść przez życie. Śmiała się z własnej głupoty, że dostrzegła to dopiero niedawno, choć przecież znali się od tylu lat. Wiedziała, że nikt inny nie zaopiekuje się nią tak dobrze, jak Severus, jednak panicznie bała się normalnego funkcjonowania wśród osób, które tak łatwo mogła zranić i zarazić swoją chorobą. Nie była jeszcze na to gotowa, dlatego wyszeptała:
— Severusie, ucieknijmy.
A on odpowiedział bez zastanowienia:
— Zrobimy to rano.

~ koniec ~

Uciekną? A może podejmą walkę i zostaną w szkole?
To już musicie sobie samo dopowiedzieć.
Oj, męczyłam się z tą drugą częścią, męczyłam. Ale w końcu powstała, a ja mogę zacząć pisać kolejną miniaturkę, którą już obiecałam jakiś czas temu. Mam nadzieję, że od Nowego Roku pisanie pójdzie mi jakoś sprawniej, do tego Snily jakoś nie mogłam się przekonać, choć pomysł miałam nie najgorszy. Chyba. Nie wiem, czym było to spowodowane.

Wiem, że to nie jest możliwe, abym kolejną miniaturkę i rozdział na DLR dodała w jeden dzień, ale zawsze mogę się połudzić. Jedną z tych dwóch bankowo dodam w najbliższym czasie, ale co to będzie… Okaże się. xD
Tekst zbetowany.

18 komentarzy:

  1. Ooooo, pierwsza :))))
    Jak miło, že i tutaj pojawi sie nowość. Strasznie długo czekałam :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, najlepiej - bożonarodzeniowa miniaturka, a opublikowana w wielkanoc <3

      Usuń
    2. Nie, nie chce czekac do wielkanocy jak coś xD troche przydługo, prawda?
      Opublikuj w tym miesiącu :-)

      Usuń
    3. Nom, nie czekałaś do Wielkanocy, ale do Bożego Narodzenia ;_; Ej, nie rób takich żartów, bo następnym razem ziści się to, że miniaturka będzie np. za 3 lata. I co wtedy? :(

      Usuń
  2. U nas tez chodza z pielgrzymką. Ty też uczestniczysz ? Jesli tak, to zapytam dlaczego? Robisz to, by w ten sposó b odreagowac od tego co robisz na co dzien czy po prostu uwielbiasz pielgrzymki ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewno, na Kalwarię Pacławską.
      Ogólnie chodzę, pierwszy raz mama mnie zwerbowała, jak szłam do gimnazjum, z początku mi się nie podobało, ale potem się okazało, że to coś wspaniałego. I po prostu chodzę. To takie prawdziwe zbliżenie do Boga, modlitwy są takie bardziej... od serca, itp.

      Usuń
    2. Moja pierwsza pielgrzymka zaczela sie na poczatku pierwszej gimnazjum...pozniej nie mialam okazji uczestniczyc... moze dlatego, ze szkoła przestala bardziej interesowac sie religijnymi wycieczkami, to troche smutne... bo pielgrzymki nie sa nudne.mozna poznac wielu ciekawych osób. Poza tym chętnie bym się wybrała..ale teraz to nie ma jak huz w ogole...

      Usuń
    3. To jest bardzo piękne uczucie, kiedy już dociera się do celu. Mimo że bolą nogi, jest gorąco albo znowu paskudnie leje...

      Usuń
  3. Kiedy nowość?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pielgrzymce xD Teraz wpadłam na pomysł mojego pierwszego Dramione z fabułą, nie miniaturka, tylko całe opowiadanie i jestem w szale tworzenia xD

      Usuń
    2. u dramione! czekam!

      i wybaczam!

      Usuń
  4. na peilgrzymce sa 2lata młodsze twje "znajome" ze szkoły :) z lo xD
    ponoc kojarzysz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. popraw te błędy, bo walą w oczy xD

      Usuń
    2. Błoże Błoże, jeśli ja robię błędy, to jak nazwać to, co Ty uczyniłeś w tym komentarzu? ;_;

      Usuń
  5. Mam jedno pytanie: czy mogłabym przeprowadzic z Tobą krótki wywiad i opublikować go na swoim blogu ? Jeśli tak - proszę o poczte e - mail. Tam wyśle pytania, gdyz ostatnio mało jestem na gg :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że tak, przepraszam, że tak późno odpisuję, ale nie przeglądałam komentarzy od sierpnia, bo nie sądziłam, że ktoś tu jeszcze wchodzi xD

      Usuń
  6. Czekam z ciekawością + podziwiam Twoje podejście do pielgrzymek :)

    OdpowiedzUsuń

Byłoby mi niezmiernie miło, gdybyś po przeczytaniu rozdziału wyraził swoją opinię na jego temat. Każda wypowiedź niezmiernie motywuje, pozwala pracować nad sobą i opowiadaniem.