W Dzielnicy Rozkoszy
wrzało jak w ulu. Choć były tu tylko dwa burdele, plac między Śmiertelnym
Nokturnem a Pokątną stał się najchętniej uczęszczanym miejscem w Londynie.
Przyciągał głównie ciekawskich, którzy chcieli zobaczyć prostytuujące się
goblinki, skrzatki domowe czy elfki, przy których zwykłe czarownice wypadały
dosyć przeciętnie, choć i tak nie brakowało im klientów. Były przecież całkiem
młode.
Od Drugiej Bitwy o
Hogwart, która zakończyła się śmiercią Harry’ego Pottera, minął zaledwie rok, a
ulica Pokątna zmieniła się nie do poznania. Gdyby nie podrdzewiałe tabliczki
nad drzwiami kamienic, można byłoby pomyśleć, że zabłądziło się na Śmiertelnym
Nokturnie. Zaraz po wojnie prawie wszystkie witryny zabito deskami, ale wystarczyło
kilka tygodni, aby sklepy przejęli nowi właściciele — pasujący do
nowego porządku świata. I znów na ulicach zrobiło się gwarno, wesoło i tłoczno,
z tym że ową radość przynosił zupełnie inny sort ludzi, w tej chwili zwany
„lepszym”.
Ale dla tych gorszych w
nowym świecie też znalazło się miejsce, Czarny Pan ostatecznie okazał wielką
łaskę, wzbudzając w swoich poplecznikach jeszcze większy szacunek. Życie mogło
być nawet całkiem proste, wystarczyło nie zwracać uwagi na propagandowe hasła
krzyczące z każdego muru i oczywiście przestrzegać zasad. Były proste i
krótkie, aczkolwiek wygrani i tak zgodnie twierdzili, że większość ich nie
zrozumie — przecież oni nie
umieją czytać. Dlatego w każdym radiu co pół godziny głos Rity Skeeter
recytował nowe przykazania, które miały zapisać się w każdym sercu.
Po
pierwsze: Czarny Pan jest naszym Panem.
Po
drugie: Jego imię jest tabu dla nas niegodnych.
Po
trzecie: posiadanie różdżki karane jest śmiercią.
Po
czwarte: czcimy czystą krew i tych, w których żyłach płynie.
Po
piąte: nie pojmujemy, więc nie mamy prawa do edukacji.
Po
szóste: żyjemy i rozmnażamy się tylko we własnych gatunkach.
Po
siódme: przebywamy poza gettem — skazujemy na śmierć całą rodzinę.
Pierwsza wiosna złotej ery
rozwinęła się na dobre, wolne od szlam ulice jeszcze nigdy nie były tak czyste,
a element już dawno zdążył się zaaklimatyzować w nowym świecie. Na Pokątnej
powoli ciemniało, ale ze sklepów przez witryny przebijało ciepłe światło, które
zachęcało do wieczornych spacerów równym brukiem. Gdyby ktoś wyjęty z
rzeczywistości spojrzał na ten obrazek, nie dostrzegłby niczego budzącego
podejrzenia — czarownice plotkujące o najmodniejszych w tym sezonie
rondach tiar, radosny harmider i wszędzie uśmiechnięte i odprężone gęby. Ale
wystarczy trochę zwolnić, zerknąć na niektóre oczy — tylko
dyskretnie, bo te oczy szybko odpowiadają na spojrzenia — i już się
wie, że tamtemu lepiej nie zaleźć za skórę. Racja, czasami lepiej się nie
przyglądać. Było już kilku takich, którzy zajrzeli zbyt głęboko w jedne z oczu,
sprzed których lepiej schodzić, pomyśleli zbyt dużo, a kilka słów później getto
nieznacznie się uszczupliło.
Nieznacznie.
Tym
lepiej, będzie więcej miejsca.
Ale takie problemy nie
zaprzątały myśli Dracona i Blaise’a. Chłopcy wybrali się na symboliczny kufel
kawalerskiego kremowego piwa, który szybko zmienił się w dwa, trzy, a potem w jeszcze
coś mocniejszego. Zadowoleni i lekko podchmieleni wyszli z Dziurawego Kotła i
ruszyli — Zabini standardowo krokiem węża — krawężnikiem
wzdłuż kolorowych witryn. Nocne życie kwitło, choć do łamania immanentnych
zasad nikogo nie korciło. W każdym miejscu spotykali znajome twarze, ale już
dawno przestało ich to dziwić — w końcu czuli się tutaj jak ryby w
wodzie, a takich ryb w tym wyjątkowo małym stawie pływało całkiem sporo.
— Upiłem
się — stwierdził Malfoy, kiedy mijali sklep Ollivandera. Mimo że
mężczyzna od niedawna znów prowadził interes, o tej porze wąska witryna była
przysłonięta grubą okiennicą.
— Ty nawet nie stałeś
koło upicia. — Zabini zaczął gadać od rzeczy. — Czy jakoś
tak. To wszystko wina tej dziewczyny, całkowicie cię zmieniła, normalnie nie
poznaję kumpla…
— Astoria jest w
Hogwarcie i nie ma pojęcia o tym, co robię — odparł Draco, ale i tak
poczuł się dotknięty symulacjami przyjaciela. — Poza tym mówisz to
dzisiaj już trzeci raz.
Ale Zabini i tak wiedział
swoje.
— Tak? Zapomniałem…
Próbował iść po wąskim
krawężniku, stawiając stopę za stopą, lecz nierówny bruk troił mu się w oczach,
więc co chwilę lądował to na ulicy, ale nie wyróżniał się z tłumu, bo w piątkowy
wieczór na Pokątnej roiło się od lekko wstawionych czarodziejów. Za to Draco
czuł się jak jego ojciec. Od wyjścia z baru Blaise zdziecinniał, strugał kozaka
i mówił dużo głośniej, co Malfoyowi powoli zaczęło działać na nerwy. Wydawało
mu się, że wszyscy im się przyglądali.
— Myślałem, żeby dać
sobie spokój z…
— Ty, Malfoy,
zobacz! — przerwał mu chłopak i wskazał palcem w bliżej nieokreślonym
kierunku.
Draco musiał przez chwilę
wytężać wzrok, żeby zobaczyć, co takiego podnieciło jego kumpla, ale kiedy już
to dojrzał, coś nieprzyjemnie przewróciło mu się w żołądku. Od razu się
domyślił, że Zabiniemu zaraz przyjdzie do głowy coś głupiego, w czym Draco nie
do końca chciałby brać udział. Choć okrągły placyk pełny był czarownic,
czarodziejów i innych magicznych istot, kiedy Malfoy już zobaczył grupkę
dziewcząt stłoczonych pod odrapaną ścianą sklepu z używanymi szatami, nie mógł
od nich oderwać wzroku. Czarownice wyglądały na trochę starsze, ale domyślił
się, że musiały być mniej więcej w jego wieku. Nie, nie domyślił się. On to wiedział, bo od razu poznał dwie z
trzech wyzywająco ubranych dziewczyn. Blaise najwyraźniej też, bo szybko dodał:
— Zaraz, momencik…
Czy to nie jest ta Weasley? Ta ruda… A tamta to… cholercia, to Granger! No
popatrz, ale się nam trafiło!
Malfoy już wiedział, co
Zabini sobie ubzdurał, i przeklął się w duchu, że pozwolił mu zamówić ostatnią
szklaneczkę Ognistej Whisky. Lecz nie było możliwości, żeby odwieść go od
pomysłu, bo chłopak prawie biegiem pokonał plac, całkiem pewnie lawirując
między ludźmi, więc Draco niechętnie ruszył za nim. Kątem oka zobaczył
tandetny, krzykliwy szyld z napisem Błękitna
Laguna przytwierdzony nad wejściem do wysokiej kamienicy. Okna były od
wewnątrz dokładnie zasłonięte grubymi, czerwonymi kotarami, a przy głównych
drzwiach stali dwaj mężczyźni ubrani w czarne płaszcze. Chłopcom zrobiło się
gorąco, ale każdemu z zupełnie innego powodu. Malfoy zdecydował, że to ostatnia
chwila, żeby wyperswadować przyjacielowi ten
głupi zamiar, więc w ostatnim rozpaczliwym ruchu szarpnął Blaise’a za ramię
i mruknął:
— Daj spokój, idziemy
stąd… Nie jesteśmy tacy.
Zabiniego wcale to nie
zdziwiło. Przystanął w połowie drogi do upatrzonego celu, a na jego ciemnej
twarzy pojawił się zaczepny uśmieszek. Było mu przyjemnie wesoło, w głowie
lekko się kręciło, ale nie na tyle, żeby czuł mdłości, a widok znajomych dziewcząt
stojących pod przysłowiową latarnią wzniecił w nim chęć do żartów. A później
może do czegoś jeszcze.
— Malfoy, jeszcze
sobie pomyślę, że jesteś z tych „miętkich” — zaśmiał się, choć Draco
dosłyszał też nutkę groźby. — No zobacz, taka okazja! Nie mów, że
nigdy sobie nie myślałeś, żeby…
— Nie. Nie
myślałem — przerwał mu stanowczo i wzdrygnął się na sam przebłysk
wizji, że miałby spółkować ze szlamą albo ze zdrajczynią krwi.
Ale Zabini nie zamierzał
dać za wygraną, bo doskonale znał kumpla i wiedział, że ten tylko się z nim
droczył. Klepnął go przyjacielsko po ramieniu i rzekł uroczyście:
— Rozumiem stary, ale
nie przejmuj się. Ja stawiam.
Jego wielkie, białe zęby
błysnęły w półmroku rozpraszanym przez latarnie, a Zabini chwycił Malfoya za
ramię i pociągnął lekko w kierunku dziewcząt. Z zaskoczeniem zauważył, że nie
spotkał się z uporem. Oboje podeszli śmiało do trzech czarownic (Blaise
prowadził), zgrywając ważniaków, i nawet Draco trochę się rozluźnił pod wpływem
myśli, że przecież nic go nie kosztuje chwila podrażnienia się z dziewczynami.
Kolejna
okazja, żeby udowodnić, kto teraz rządzi, pomyślał.
A Zabini na koniec pewnie
stchórzy, tak przynajmniej wmawiał sobie Malfoy. Kiedy znaleźli się już
naprawdę blisko, ostentacyjnie kierując się w stronę czarownic, po ich
twarzach, choć ukrytych za imponującą warstwą makijażu, od razu poznali, że nie
były zachwycone. Wszystkie trzy stały w małej grupce i rozmawiały, ale na widok
zmierzających ku nim mężczyzn urwały i odwróciły się, aby móc się lepiej
zaprezentować. Hermiona Granger wyraźnie zbladła i spuściła wzrok, ale
posłusznie wysunęła się do przodu, starając się ukryć za przyjaciółką, co
wprawiło Dracona w zakłopotanie. Pierwszy raz widział na jej twarzy taką
uległość. Włosy miała spięte w rozlatujący się kok, a oczy obwiedzione czarną
kredką. Choć była starsza od Ginny, która w szkole zawsze uchodziła za młodszą
niż w rzeczywistości, teraz Weasley wyglądała na kobietę przynajmniej
trzydziestoletnią. Długie, rude włosy miała starannie wygładzone, usta
umalowane czerwoną szminką wydawały się znacznie większe, pod grubą warstwą
makijażu starała się — niezbyt precyzyjnie — ukryć zmęczenie.
Blaise zajrzał prowokacyjnie w jej wyeksponowany dekolt odsłaniający trochę już
sflaczałe piersi. Obdarzył mało znaczącym spojrzeniem trzecią jasnowłosą
dziewczynę, która musiała być starsza od Granger i Weasley przynajmniej o
siedem lat, po czym natarł na Ginny.
— Tak? — zapytała
zajadle i taksowała go spojrzeniem, dopóki Blaise jej nie odpowiedział.
— Nieźle się
urządziłyście — odparł, kiwając się nonszalancko na krawężniku. Draco
nadal czaił się z tyłu. — Ciebie, Weasley, jeszcze rozumiem, ale ty,
Granger, nie masz chyba zbyt wielkiego wzięcia, co?
I tak już różowa twarz
młodszej Gryfonki poczerwieniała, a oczy błysnęły charakternie, co najwyraźniej
bardzo spodobało się Zabiniemu, ale dziewczyna nie śmiała odpyskować. Przygryzała
przez chwilę wargi, wyraźnie bijąc się z myślami, po czym podjęła:
— A co, może
chciałbyś to zmienić?
Chłopcy wymienili znaczące
spojrzenia, a Blaise wydał z siebie pomruk i uniósł z zadowoleniem brwi. Nie
było wątpliwości, która z dziewcząt lepiej poradziła sobie z sytuacją, w którą
wrzucił je los. Ginny nie dość, że była znacznie odważniej ubrana, zachowała
resztkę dawnego temperamentu, za to Hermiona całkowicie się poddała. Jej twarz
wyglądała na skostniałą, jakby od miesięcy nie zaznała uśmiechu, Granger
trzymała się też jakoś tak pokracznie, a Malfoy przez moment był przekonany, że
jej oczy zaszkliły się, zanim znów wbiła wzrok w swoje stopy. W pewnym momencie
wydawało mu się nawet, że poczuł do niej coś na kształt współczucia, ale tylko
przez krótką chwilę, bo Blaise szturchnął go lekko w żebra i zapytał:
— To co, Malfoy, damy
dziewczynkom trochę zarobić?
Draco jeszcze raz
przyjrzał się każdej z nich, tym razem trochę krócej, zrobił krok naprzód i
uśmiechnął się, ale nie wyszło mu z tego nic poza koślawym grymasem. Granie
złośliwego dupka znacznie lepiej szło mu w szkole, co również zauważył, ale
postanowił ciągnąć scenkę. Miał powyżej uszu tych głupkowatych komentarzy
Zabiniego. Spojrzał na szlamę — patrzyła tak, jakby wolała znaleźć
się w tej sytuacji z każdym, nawet z martwym Dumbledore’em, byle nie z nimi. W
Malfoyu wezbrała złość, która zaskoczyła nawet jego samego; to wszystko jej wina. Gdyby się tu nie pojawiła…
Gdyby umarła jak reszta… Gdyby jej nie było… Draco zignorował natłok
absurdalnych tłumaczeń, ogłuchł też na głosiki z jego głowy, które wypominały
brak asertywności.
— Przygotuj się na
najlepszą godzinę swojego życia, złotko. — Malfoy wyciągnął rękę i
poklepał Ginny po policzku, podczas gdy Blaise grzebał w wypchanej sakiewce w
poszukiwaniu drobnych.
Dziewczyna z godnością zniosła
zaloty Dracona, co dało chłopakowi do
myślenia, że najprawdopodobniej musiała się zgadzać na gorsze traktowanie, ale
tym razem nie poczuł ani odrobiny współczucia. W żołądku przewracała mu się
pustka, choć pół godziny temu wlał w siebie kilka kufli kremowego piwa. Z
jednej strony miał ochotę pokazać tym wywłokom, z kim mają do czynienia, ale z
drugiej ogarnęła go panika, zwłaszcza w momencie, kiedy Zabini zapytał o cenę.
— Płaci się
przed — odparła po tym, jak szepnęła mu coś na ucho, po czym dodała,
widząc, jak Blaise wyszczerzył się głupio: — Tylko nie próbuj
sztuczek, Zabini.
Ta uwaga tylko pogłębiła
jego uśmiech, kiedy objął ją stanowczo i posesywnie, a dziewczyna skierowała
się ku żelaznej bramce, za którą najprawdopodobniej znajdowało się boczne
wejście do burdelu.
— Dla ciebie pan Zabini, ale nie martw się, skarbie,
mamy pieniądze. Jesteśmy u siebie, nie potrzebujemy
oszukiwać — odparł i odwrócił się do Malfoya, żeby puścić mu oczko.
W tym czasie Draco, nie za
bardzo wiedząc, jak się zachować, szarpnął Hermionę i mruknął coś
nieprzyjemnego, ale dziewczyna usłyszała tylko wyrwane z kontekstu szlamo. To słowo powtarzane jak mantra
przez klientów kilkadziesiąt razy dziennie przestało robić na niej wrażenie.
Odbierała je jako przerywnik, którym się do niej zwracano, a swoje imię
słyszała już tylko od Ginny. Była jedyną szlamą w burdelu i nawet inne
dziewczyny nią gardziły — propaganda poprzewracała w głowach nawet
im, choć same w większości były jej ofiarami.
Zabini był zachwycony
Ginny. Kiedy wchodzili po krętych, skrzypiących schodach na drugie piętro, z
przyjemnością podszczypywał ją i szturchał w kibić, ale dziewczyna ignorowała
jego zaczepki. Draco wiedział, że podobała mu się jeszcze w szkole, ale dopiero
teraz mógł uzewnętrznić swoje uczucia: pożądanie i jednoczesny wstręt, nic
więcej. Blaise po prostu taki był. Pragnął jedynie mieć.
Na drugim piętrze były dwa
wolne pokoje, a na małym korytarzu pod ścianą — jak zresztą na
pierwszym i trzecim — siedział ubrany na czarno mężczyzna. W ręku ściskał
przygotowaną różdżkę, ale skinął uprzejmie głową, kiedy pojawili się kolejni
klienci. Kiedy Blaise wyciągnął ku niemu rękę z odliczonymi monetami, Dracona
sparaliżowała świadomość, że zaraz naprawdę zerżnie szlamę. Hermionę Granger,
tę samą szlamę, która działała mu na nerwy przez sześć lat, która umknęła
śmierci w Malfoy Manor. Mokrą od potu dłonią sięgnął do kieszeni po swoją
sakiewkę, ale Zabini zaśmiał się głośno i rzucił, że przecież to jego ostatni
kawalerski wyskok, że wszystko już opłacone, a on ma iść i dobrze się bawić.
Na drugim piętrze były
cztery pomieszczenia, ale dwa z nich musiały być zajęte, bo muskularny
czarodziej wskazał im dwa konkretne pomieszczenia po tej samej stronie
korytarza. Blaise nawet się nie obejrzał, tylko wszedł pewnie za Ginny, więc
Draco powielił jego ruch. Hermiona spłoszyła się na głośne trzaśnięcie drzwi,
ale chłopak tego nie zauważył — był zbyt zestresowany czekającym go
wyzwaniem, żeby myśleć o tym, jak Granger mogła się czuć. Interesowało go tylko
udowodnienie po części jej, ale przede wszystkim samemu sobie, że był tym
silnym, stanowczym mężczyzną, na jakiego kreował go Lucjusz.
Pokój okazał się naprawdę
maleńki; pod zasłoniętym czerwoną kotarą oknem stało krzesło, na środku znajdowało
się duże łóżko nakryte patchworkową kołdrą, a w brudnym palenisku leżało kilka
tlących się węgielków. Hermiona podsyciła ogień jednym szturchnięciem
zardzewiałego pogrzebacza, podczas gdy Malfoy stał plecami do niej i przyglądał
się niewidzącym wzrokiem ładnej, staroświeckiej tapecie. Dźwięk odkładanego
pręta wybił go z transu. Natychmiast się odwrócił, zdjął wierzchnią część szaty
i cisnął ją na podłogę; zacisnął wargi, żeby ukryć drżenie szczęki, ale nie
uszło to uwadze dziewczyny, która w jego zestresowaniu zobaczyła swoją szansę.
Pracowała tu od dawna.
Myślała, że zmierzyła się już ze wszystkim, czasami pozwalała sobie nawet na
momencik podziwu — że jest taka silna i tak zaskakująco dobrze sobie
z tym radzi. Niewystarczające, żeby wywołać uśmiech, ale dość, by wymościć
sobie przed snem miejsce w myślach na jakieś dzikie marzenia — coś o
białym koniu i księciu o twarzy Rona. Już prawie zapomniała o dawnym świecie, a
tu nagle zjawia się Draco Malfoy ze starym kumplem Zabinim i wywracają jej ustabilizowany
świat do góry nogami.
Jakby
przez ostatni rok jej stabilność miała jakiekolwiek znaczenie.
Malfoy myślał dokładnie
tak samo.
— Rozbieraj
się — rzucił krótko i sam zaczął rozpinać białą koszulę; w pewnym
momencie szarpnął trochę za mocno i jeden z guzików odprysnął gdzieś w stronę
drzwi.
Granger przez sekundę lub
dwie rozmyślała, jak miała zachować się w tej sytuacji. Udać, że się nie znają?
Zagadnąć go? Liczyć na łagodniejsze traktowanie? Draco nie wyglądał ani na
odprężonego, ani na zadowolonego z towarzystwa, jakie mu przypadło. Hermiona
postanowiła to wykorzystać.
— Nie słyszałaś?
— Co się
zmieniło? — zapytała ochrypłym od milczenia głosem.
— Co?!
Odetchnęła, żeby uspokoić
drżenie ciała, ale niewiele to pomogło. Zakasłała dwukrotnie, przypomniawszy
sobie absurdalnie o Umbridge, i powtórzyła, tym razem trochę wyraźniej:
— Co się zmieniło?
Jestem tą samą szlamą co kiedyś. Dawniej byś mnie nie dotknął, a teraz… Więc co
się zmieniło?
Malfoy skrzywił się
mimowolnie na brzmienie jej głosu. Był dokładnie taki, jak przed laty, może
trochę bardziej ochrypły i całkowicie wyzuty z przemądrzałego tembru, który tak
dobrze pamiętał. Zaskoczyło go też, że powiedziała tak dużo, bo przecież na
korytarzu wciąż wyglądała jak zbita suka. Znów poczuł uderzenie litości, ale
tym razem natychmiast zamaskował to gniewem — był wściekły, że znów
kazała sobie współczuć.
— Nadal się brzydzę,
nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego! — warknął i jednym machnięciem
różdżki przyprawił sobie guzik z powrotem do koszuli. — Zrobię, co do
mnie należy, i wracam… co mi tam, skoro Zabini płaci.
Złożył koszulę na szacie i
podszedł do Hermiony, której znów zaczęły się szklić oczy. Westchnął ciężko,
aby zrzucić z sumienia ciążące zniecierpliwienie, zastanawiając się, jak
żałosną dziwką musi być ta dziewczyna, skoro zbierało jej się na płacz przy takim kliencie. Bo przecież teraz nie
mogła narzekać, w końcu nie codziennie trafiają tu tacy wypachnieni i
przystojni klienci. Draco powiedział to sobie w myślach i nawet byłby zdolny w
to uwierzyć, gdyby nie ten rozpaczliwy grymas, który pociągnął za sobą kolejny,
tym razem na twarzy Malfoya.
Brzydziły go jej łzy,
brzydziło przerażenie. Brzydziła go cała. Stała się jednym trzęsącym się
zaprzeczeniem, kręciła głową, kiedy do niej dopadł i rozpuścił jej włosy.
Drżącymi — wmawiał sobie, że ze złości — rękami rozwiązywał
wstążki mugolskiej bluzki, ciągnąc je tak, że na chudej szyi pojawiły się czerwone
ślady od sztywnego kołnierza. Nie opierała się. Po prostu stała koślawo w
skórzanych kozakach na wysokim obcasie i miętoliła w dłoniach spódniczkę, która
i bez tego prawie odsłaniała jej pośladki. Czarne kabaretki niewiele
zasłaniały, ale Granger już dawno przestała o tym myśleć. Ważne, żeby po prostu
nie myśleć, lecz w tym momencie się nie dało, kiedy dzieliło ich tak wiele
niedobrych wspomnień.
Kiedy odsłonił beżowy,
koronkowy stanik, przez który prześwitywały jej piersi, myślała, że za chwile
zapadnie się ze wstydu pod ziemię, a nadal wściekły Draco walczył z absurdem,
który go ogarnął. To wszystko wyglądało jak jakiś sen, Hermiona Granger w
niczym nie przypominała tej Hermiony Granger, której obraz nosił w
głowie — zapłakana, zahukana, stojąca przed nim w tak niepasującym do
niej stroju, bez tego zadziornego błysku w oczach. I sytuacji daleko było do
normalnej. Ale on nadal w to brnął, zdarł z niej bluzkę i odrzucił od siebie,
martwiąc się jednocześnie brakiem fizycznej reakcji na widok szlamiastego,
lecz — bądź co bądź — ładnego ciała dziewczyny. Pierwszy
raz zmroziło go przerażenie na myśl: czy
podoła?
— Proszę… nie chcesz
tego… — wyjąkała łamiącym się głosem.
Widziała, że Draco wcale
nie chciał tego robić. Mało tego, wiedziała, że nie chciał tego prawdopodobnie
z tych samych przyczyn co ona. Czuła, że gdyby między nimi do czegoś doszło,
runąłby ten codziennie odbudowywany świat, papierowy szkielet zawaliłby się pod
ciężarem nonsensu, do którego właśnie dochodziło. Co więcej, wiedziała, że
zawaliłby się też świat Malfoya.
— Nie przypominam
sobie, żebym ci płacił za mielenie ozorem — wycedził, usiłując
rozpiąć jej biustonosz, lecz trzęsące się i spocone ręce nie ułatwiały mu
sprawy. — A jednak nic się nie zmieniłaś…
— Draco, proszę. Nie
musisz taki być… Nie jesteś złym człowiekiem.
Powiedziała to gładko i
cicho, głos nie odzwierciedlał emocji, które wykrzywiały jej twarz w coraz
dziwniejszych grymasach, co chłopakiem trochę wstrząsnęło. Miał ochotę wymierzyć
jej policzek, przy okazji odpłacając jej za incydent z końca trzeciej klasy,
ale zachował w sobie odrobinę samokontroli. Jednocześnie czuł coraz większą
ochotę na opuszczenie tego miejsca. Słowa Hermiony rozjuszyły go jeszcze
bardziej — oceniali go wszyscy, nawet tania dziwka, za którą Zabini
zapłacił resztą z ich kawalerskiej popijawy.
— Nie masz pojęcia,
do czego jestem zdolny! Nie masz pojęcia… Nie wiesz, co robiłem…
Głos mu się załamał, a
Malfoy odskoczył od dziewczyny, przerażony, że naprawdę zwerbalizował to w ten
sposób. Płaczliwie i żałośnie, jakby znów miał dwanaście lat i żalił się ojcu
na Ślizgonów ze starszych klas. Odwrócił głowę, nie mogąc znieść myśli, że ta
szlama mogła znowu spojrzeć na niego w ten przemądrzały, oceniający sposób. Nie
ona, nie w tej sytuacji. Skrzypienie materaca i dźwięki, które wydawał za
ścianą Blaise, wcale mu nie pomagały.
— Masz rację, nie
mam.
Słowa, które wypowiedziała
Granger, zabrzmiały cicho i spokojnie. Prawie kojąco. Kątem oka, które notabene
zaczęło go nieznośnie piec, zauważył, jak szybko doprowadza się do porządku.
Zasznurowała koszulę aż pod samą szyję i automatycznie obciągnęła spódniczkę,
zanim usiadła na kraju materaca. Obok niego.
Zdał
sobie sprawę, że siedzi przy wezgłowiu łóżka.
Choć oboje trochę się
uspokoili, w Draconie wciąż szalała wściekłość. Już dawno nie wpadł w taką
furię, którą jednocześnie musiał hamować, żeby nie ściągnąć do pokoju
koczującego na korytarzu czarodzieja. Wystarczyło mu, że szlama zobaczyła go w
takim stanie.
— No właśnie! Gówno
wiesz! Co dziwka może wiedzieć… — ulało mu się, choć wcale nie chciał
tego powiedzieć. — Siedzisz tu sobie… zamknięta… Nie masz pojęcia,
jak jest na zewnątrz! Dalej trzeba się pakować w te wszystkie machlojki, w te
szemrane… interesy, w te… mroczne szachrajstwa… Niby jest bezpiecznie, ale
jeśli komuś z góry nie podpasujesz, wylatujesz na zbity pysk!
Wylewał z siebie te
nieskładne żale, jakby zapomniał, że jego słuchaczką jest obecna prostytutka,
jego eks-koleżanka ze szkoły i nadal
szlama, lecz pozwolił sobie na chwilę słabości właśnie dlatego, że to była ona.
Od kiedy wszystko się przesądziło, wiedział, że nikomu ze swoich nie może na tyle zaufać, aby się poskarżyć. A skarżyć się
było na co. Hermiona nawet nie skinęła głową, tylko siedziała i wpatrywała się
w niego, jakby przybył tu z innej planety.
— Chrzanisz od
rzeczy, Draco — powiedziała cicho, kiedy zamilkł, żeby nabrać
powietrza.
— Chrzanię…! Bo tak
tam właśnie jest — odparł już nieco spokojniej, ale nadal był zbyt
rozemocjonowany, żeby poskładać myśli do kupy. — Jest od rzeczy.
Odetchnął głęboko.
Kiedy po chwili
przeanalizował to, co powiedział, wydał się sam sobie idiotycznie zabawny.
Nawet zaśmiał się nerwowo pod nosem, ale szybko na powrót spoważniał, bo
spostrzegł wzrok dziewczyny. Bez wątpienia słuchający, ale pusty i nieobecny.
To sprowadziło go z powrotem na ziemię. Przez kilka minut milczeli, studiując
swoje twarze ukryte po części w sztucznym, czerwonym półmroku, a ciszę
przerywało rytmiczne stukanie łóżka o ścianę.
— A
ty… — zaczął niepewnie Malfoy. — Zmieniłaś się. Dawniej…
wybacz, działałaś mi na nerwy tym swoim Ja-Wiem-Wszystko, a teraz jesteś taka…
Długo już tak pracujesz?
Zmieszał się zaraz po tym,
jak zadał to pytanie, ale Hermiona nie wyglądała na urażoną. Ba, spod
ociężałych powiek patrzyła tak, jakby już żadne słowa nie mogły jej
urazić — chłodno i obojętnie. Na twarzy wciąż miała resztki starych
łez, i choć oczy nie szkliły się już w ten płaczliwy sposób, Malfoyowi wydawało
się, że bez przerwy mają ten sam wyraz zaszczucia.
— Prawie pół
roku — odparła lakonicznie, ale po krótkiej chwili
dodała: — Nie taką przyszłość sobie wyobrażałam… Ginny też. Ona to
znosi trochę lepiej, zawsze była silniejsza. Jest lepsza w niemyśleniu. Na
początku wydawało mi się, że takie życie będzie niemożliwe,
ale — wzruszyła ramionami — nie jest tak źle. W Azkabanie
było gorzej… na swój sposób.
Powoli miękło mu sumienie,
gdy tego słuchał, choć Hermiona mówiła spokojnie i bez grama emocji w głosie, a
może właśnie dlatego, że opowiadała o tym w ten sposób. Przez cały czas jej
twarz przypominała maskę, gdy wspomniała o Azkabanie, zdawało mu się, że
dostrzegł jakieś drgnięcie w okolicy jej warg. Był tak zaciekawiony i jednocześnie
osłupiały, że kolejne pytanie wyszło z jego ust, zanim zdążył przemyśleć, czy
wypada ciągnąć tę rozmowę.
— A co z twoją
rodziną? Z bliskimi? Czy oni…?
— Nie żyją.
Dokończyła za niego tak
gładko, jakby mówiła o pogodzie, a Draco przeżył kolejny mały wstrząs, mimo że
chodziło o mugoli. MUGOLI, których w dodatku nie znał. Granger ani na chwilę
nie odwróciła od niego wzroku, jej sposób patrzenia się nie zmienił, ale Malfoy
i tak się speszył. Dziewczyna najwyraźniej nie miała już nic więcej do powiedzenia,
bo mijały minuty, a ona milczała, oddalając się o kolejne mile od wizerunku
Hermiony Granger, który zapadł chłopakowi w pamięci. Hermiona Granger, która
nic nie mówi — gdyby to wydarzyło się kilka lat wcześniej, wszyscy
jej znajomi byliby pod ogromnym wrażeniem.
Podczas gdy oni walczyli z
niezręcznością, w drugim pokoju nie było miejsca na żadne faux pas. Pociskane
na podłodze ubrania tworzyły krótką ścieżkę do łóżka, a zwichrowana pościel pod
dwójką nastolatków mogła zaświadczyć, że poczynali sobie w różnych pozycjach,
bez myślenia o wstydzie. Kiedy za ścianą Draco wyłaził ze skóry, żeby jakoś
przetrwać w towarzystwie Hermiony opłaconą godzinę, Ginny klęczała na czworaka
między poduszkami, licząc po raz tysięczny paski na tapecie, którą miała przed
nosem, ale jej beznamiętność wcale nie przeszkadzała Blaise’owi, wręcz
przeciwnie, był zadowolony z długich, płomiennorudych włosów Weasley, które od
dawna mu się podobały, i skupiony na własnej przyjemności.
Hermiona nabrała trochę
odwagi, zrozumiawszy, że jej towarzysz się zmieszał. Po chwili zdała sobie
sprawę, że to był chyba pierwszy raz, kiedy zobaczyła go tak zbitego z tropu i
jednocześnie zasmuconego. Minęło dużo czasu, zanim zdobył się na te słowa.
— Przykro mi.
W tej samej chwili
zobaczył na jej twarzy uśmiech — szorstki i nieporadny, jakby nie
robiła tego od dawna — i pomyślał naprawdę szczerze, że warto było to
powiedzieć, choć była przecież zwykłą ulicznicą, a jej dni prędzej czy później
policzy jakiś nadgorliwy klient.
— Może zostało w
tobie coś z człowieka — powiedziała cicho, a jej oczy błysły po staremu,
jakby pierwszy raz od trafienia tutaj zebrało się jej na
wspominki. — Kiedy chodziliśmy do szkoły, nie za bardzo cię lubiłam.
Im dłużej się znaliśmy, tym bardziej cię nie lubiłam, ale jednocześnie…
widzisz, zaczęłam dostrzegać, jaki jesteś samotny, jak bardzo ci nie pasuje
rola śmierciożercy… Nigdy nie miałam cię za złego człowieka, Draco.
Pozwoliła sobie
zdecydowanie na zbyt wiele, niż kiedykolwiek od miesięcy mogła, ale poczuła, że
właśnie mogła. Właśnie teraz, choć twarz Malfoya sflaczała i przestała wyrażać
emocje, i tak naprawdę Hermiona do końca nie wiedziała, czego mogła się po nim
spodziewać. A Draco był jej słowami zażenowany, gdyż zdał sobie sprawę, że ta
szlama, którą przez lata gardził tak dobrze go rozumiała. Był zły na siebie i
na nią, że to właśnie ona, ona
wykrzesała z siebie odrobinę empatii, choć była w nieporównywalnie gorszej
sytuacji, a nie on. Już kilkanaście minut temu dał sobie spokój z odstawianiem
bonzy, ale Hermiona i tak go przejrzała. Ona również przygasła; nawet teraz, kiedy
na jej codzienność składało się okrucieństwo i lekceważenie, nie chciała
sprawiać ludziom przykrości. Ostrożnie wyciągnęła rękę, sunąc palcami po zimnej
kołdrze, aż napotkała dłoń — ciepłą, zadbaną i niespracowaną, taką,
jakie rzadko tutaj widywała. Draco o dziwo nie odtrącił jej, lecz Granger
poczuła, że znowu się spiął. Tkwili w takim bezruchu przez kolejne minuty,
każde wpatrzone tym samym niewidzącym wzrokiem w inny punkt pokoju, głusi na
dzikie skrzypienie łóżka w sąsiednim pokoju. Choć cisza między nimi nie była
już specjalnie niezręczna, żadne nie chciało odezwać się pierwsze. A czas,
który im pozostał, powoli się kończył.
Nagle Draco uświadomił
sobie, że wcale nie chce opuszczać tego pomieszczenia. Nie chce jej zostawiać,
choć nie potrafił sobie wyobrazić, że miałby zagrozić swemu dotychczasowemu
życiu, żeby jej pomóc. Hermiona Granger tkwiła na straconej
pozycji — tak było mu przyjemnie myśleć.
— A inne dziewczyny…
no wiesz… z przeszłości… Też tutaj
są? — zapytał nieśmiało.
Jej twarz straciła ostatnie
ślady uśmiechu, z którego Draco był taki zadowolony, ale kiedy Hermiona
odpowiedziała, znowu miała ten spokojny i ciepły głos:
— Nie. Tylko ja i
Ginny. Była jeszcze Luna, ale…
— Ale?
— Zabiła się.
Malfoy wytrzeszczył oczy.
Po prostu nie mógł się powstrzymać, choć przecież już od dawna się domyślał, że
wszyscy powiązani z Zakonem Feniksa albo od miesięcy gryzą ziemię, albo siedzą
w Azkabanie. I choć nigdy nie myślał o Lunie Lovegood, założyłby raczej tę
drugą opcję. Był zbyt zszokowany, żeby zadać kolejne pytanie, a Hermiona zdawała
się wiedzieć znacznie więcej, niż Draco się spodziewał. Ale ona kontynuowała:
— Rzuciła się z
dachu. Nie mogła znieść pierwszego typa, który do niej przyszedł. I ja po tym
myślałam, żeby ze sobą skończyć, ale stchórzyłam. — Wydała z siebie
dźwięk przypominający śmiech, ale jej twarz wciąż była
skostniała. — Nawet Ginny o tym nie wie. Od kiedy tu jestem, nic mi
się nie śni. Zanim zasnę, myślę sobie o bliskich, próbuję sobie przypomnieć,
jak wyglądają…
Brzmiała tak, jakby mówiła
do siebie, przeciągając dziecinnie sylaby, a jej oczy zaszły mgłą, kiedy
wpatrywała się w dłoń Malfoya, którą nadal bezwiednie ściskała, Dracona zaś
przeszył prawdziwy strach. Hermiona łypała na niego naprawdę niepokojąco, a
kiedy zapytała cicho o to, czy jest zadowolony ze swojego życia, pomyślał, że
musiało jej się pomieszać w głowie. Miał ochotę wybiec z pokoju, nie bacząc na
stan ubrania.
Mimo to odważył się na
odpowiedź.
— Nie jest do końca
tak, jak to sobie wyobrażałem — odparł lakonicznie. — Posłuchaj…
Gdybyś chciała, mógłbym spróbować… Nie musisz już tego robić, mogłabyś uciec
gdzieś za granicę. Jestem pewien, że ci, którzy przeżyli…
Dziewczyna kręciła głową,
dopóki nie zamilkł. Zauważył, że znów się uśmiechała, tym razem trochę pusto i przerażająco,
ale kiedy spojrzała mu w oczy, wzrok miała naprawdę silny. Pierwszy raz, od
kiedy znów się spotkali.
— Nie. To nie ma
sensu.
W tym samym momencie do
drzwi ktoś załomotał, a Malfoy poznał stłumiony głos Blaise’a:
— Stary, ale z ciebie
długodystansowiec! Zamówić drugą godzinę?
— Już
idę! — Malfoy zerwał się z łóżka i rzucił się po ubrania, obserwowany
przez Hermionę, która teraz uśmiechała się już prawie na pewno
ciepło. — Przemyśl to jeszcze. Chcesz do końca życia obciągać starym
dziadom fiuty? Może jesteś szlamą, ale ja też nigdy nie chciałem… nigdy nie
miałem cię za…
— Wiem,
Draco — przerwała mu cicho i również wstała. — Nie musisz
się tłumaczyć. Od kiedy zginął Harry, wierzę, że któregoś dnia znajdzie się
ktoś, kto to wszystko naprawi. Może właśnie dlatego się nie zabiłam. Wierzę, że
jest ktoś taki, kto przywróci normalny porządek, wszyscy będziemy równi, nie
będzie podziałów na szlamy i czarodziejów czystej krwi, na lepszych i gorszych.
Chłopak był już ubrany,
czuł presję ze strony czekającego za drzwiami Zabiniego, ale słowa Granger i
spokój, z jakim je wypowiedziała, wywarły na nim kolejne małe wrażenie. Ale
trzeba było wrócić na scenę, do odgrywanej roli, z którą zrósł się tak bardzo,
że stała się niczym druga skóra. Wzruszył tylko ramionami, obiecał Hermionie,
że spróbuje się z nią jakoś skontaktować, ale ona znów pokręciła głową.
— Ten dzień jest
bliżej, niż ci się wydaje, Draco.
Zanim to wyszeptała,
chłopak przekroczył próg. Dla zachowania pozorów nawet się nie obejrzał, choć
oczami wyobraźni widział, jak czarownica stoi koślawo w za dużych kozakach i wpatruje
się w niego tymi rozmarzonymi, zamglonymi oczami. Szybko przywołał na twarz zawadiacki
uśmiech, poklepał kumpla po plecach w podzięce za prezent, po czym oboje zniknęli
na wąskiej klatce schodowej.
Mężczyzna filujący na korytarzu
usiadł z powrotem na kulawym krześle i w dwóch słowach kazał dziewczynom ogarnąć
się i zapierdalać do roboty. Hermiona dostrzegła stojącą w progu Ginny — była
zmęczona i zlana potem, a ubrania miała potargane, jakby Zabini sam postanowił je
z niej zedrzeć. Wyciągnęła papierosa i odpaliła od zapałki.
— Wszystko gra? — mruknęła,
oparłszy się o framugę.
Hermiona posłała jej kolejne
zaskakująco spokojne spojrzenie.
— Chodźmy już.
~ koniec
~
Proszę mi wybaczyć kilkudniową
obsuwę.
Sesja powoli wypływa na pierwszy plan, chociaż do egzaminów jeszcze sporo ponad miesiąc. Smutne życia studenta. ;_;
Z tą miniaturką poszło mi zadziwiająco gładko, chociaż chyba nie potrafię myśleć o Dramiona inaczej niż w taki czysty sposób, nawet mimo burdelowej tematyki.
* Tytuł miniaturki zawdzięczam pierwszej części Wiedźmina
(jestem zapaloną fanką gry), a konkretniej
jednemu z pobocznych zadań.
Sesja powoli wypływa na pierwszy plan, chociaż do egzaminów jeszcze sporo ponad miesiąc. Smutne życia studenta. ;_;
Z tą miniaturką poszło mi zadziwiająco gładko, chociaż chyba nie potrafię myśleć o Dramiona inaczej niż w taki czysty sposób, nawet mimo burdelowej tematyki.
* Tytuł miniaturki zawdzięczam pierwszej części Wiedźmina
(jestem zapaloną fanką gry), a konkretniej
jednemu z pobocznych zadań.
Najpierw może napiszę, że miniaturka mi się nie podobała, ale tylko dlatego, że nie przepadam za takimi klimatami i zupełnie nie wyobrażam sobie Hermiony ani Ginny w takiej sytuacji, jednak to moje osobiste preferencje. Jeśli jeszcze chodzi o treść miniaturki, wyrzuciłabym Blinny. To oklepane. O wiele lepiej czytałoby się to, gdyby na miejscu Ginny była chociażby Cho Chang.
OdpowiedzUsuńZaś jeśli chodzi o styl i poprawność, to nie mam się do czego doczepić, bo piszesz świetnie. Masz bogaty zasób słownictwa, ciekawe opisy, tekst się nie dłuży, czyta się go lekko (o ile to przy takiej tematyce możliwe…).
Dziękuję bardzo za komentarz. :) Też mogę przyznać, że średnio przepadam za Blinny (przynajmniej w Dramione, oddzielnie nie mam pojęcia, jak strawne to jest, bo nigdy nie czytałam), ponieważ zawsze jest to na siłę wciskane w opowiadania, ot, żeby Hermiona i Draco mieli drugą parkę z wrogich domów do towarzystwa, żeby było im raźniej. Jednak tutaj już pierwotnie 2-3 lata temu założyłam, że będzie tu Blinny, ponieważ Ginny była raczej waleczną osobą i dużo znaczyła zarówno w GD, jak i później w nowym pokoleniu członków Zakonu, więc stwierdziłam, że tutaj właśnie Cho, Luna czy Lavender Brown (zakładając, że nie zginęła w bitwie) byłaby tym zapychaczem, żeby tylko wcisnąć tu kumpelę Hermiony. Żeby jej było raźniej.
UsuńKlimat - wiadomo - kontrowersyjny, o takich rzeczach raczej się nie pisze, przynajmniej ja się nie spotkałam. Albo są typowo miłosne Dramione, albo mega pojechane, z gwałtami, torturami i innymi cudami, ale w to się nie chciałam pchać, wolałam coś typowo lekkiego (jak na tematykę, prostytucja z przymusu nie jest niczym lekkim do przyjęcia, tak samo jak gwałty i tortury). Tak więc - co do Cho czy innej czarownicy raczej się nie zgadzam, miałam do wyboru jedną, góra dwie dziewczyny z towarzystwa Hermiony, nie chciałam do burdelu pchać połowy damskiej populacji Hogwartu, a Ginny i (epizodycznie) Luna wydały mi się najlepsze, co do reszty - jak najbardziej, cieszę się, że chciało Ci się przeczytać coś, co nie wpisuje się w Twoje ,,lubię", więc bardzo dziękuję za komentarz. :)
Gorzki, wyjątkowo dojrzały tekst. Alternatywny świat znanej historii - co by było, gdyby zwyciężył Voldemort? I co stałoby się z tymi, którzy przeżyli? W mojej ocenie w pełni oddałaś charakter Draco - jego obawy, to jaki wpływ miał na niego ojciec. I mimo, że Hermiona poddała się - czemu się w ogóle nie dziwię, to wciąż tli się w niej nadzieja (co jest tak bardzo zgodne z jej charakterem).
OdpowiedzUsuńZastanawiam się tylko, czy będzie kontynuacja tej historii?
Pozdrawiam, życząc czasu i weny!
Zauważyłam, że to już któraś moja miniaturka, która pozostawia niepewne zakończenie, a jest tylko jednoczęściowa. Bo w końcu Draco obiecał, że się z nią skontaktuje, mógł typowo dla siebie stchórzyć, ale mógł też popisać się odwagą i faktycznie spróbować wyciągnąć ją z tego bagna. Nie planowałam raczej tego kontynuować, żeby nie przedobrzyć; wydaje mi się, że lepiej albo zostawić takie niepewne zakończenie, albo pociągnąć znacznie dalej i zrobić z tego opowiadanie. Może komuś spodoba się pomysł i sam napisze kontynuację? Byłabym ciekawa, jakby się to potoczyło, gdyby autor zachował charaktery Hermiony i Dracona, bo w typowym romansie wiadomo - prędzej czy później by się w sobie zakochali, nie bacząc na ich ciężką przeszłość. :)
Usuńświetna miniaturka jeśli chodzi o ten klimat to jak najbardziej dobrze napisana .. i tak opowiadanie byłoby świetne :D proszę proszę proszę pisz :D
Usuńpozdrawiam życzę weny
Mina
Bardzo mi miło. :)
UsuńCo tu mówić... miniaturka była bardzo orginalna, pomysłowa i ciekawa. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Jednak wyżuciłabym Blinny, bardzo lubię tą pare jednak tutaj, a ja wiem po prostu nie pasuje. Kończąc miniaturka ciekawa i czekam na kolejną część ��������
OdpowiedzUsuńNiestety (a może stety?) kolejnej części nie będzie, następna miniaturka będzie o Hagridzie i Hermionie (haha, już zniechęcam do odwiedzania mojego bloga, zanim jeszcze opublikowałam tekst). xD
UsuńOgólnie rzecz biorąc, bardzo mi się podobało. Ostatnio interesuję się właśnie takimi bardziej mrocznymi tematami i Twoja miniaturka zdecydowanie przypadła mi do gustu. Jeśli chodzi o błędy, to jest tylko jedna rzecz, do której mogę się przyczepić - liczne, naprawdę liczne, powtórzenia. Gdyby ich nie było, czytałoby się na pewno jakoś przyjemniej. Był może ze dwa zdania, którym nawalała składnia i były po prostu "nie po polsku", ale reszta świetna. Brakowało mi tylko jakieś mocnej końcówki, czegoś większego niż same słowa, ale i tak było okej :D
OdpowiedzUsuńTak czy siak, miniaturka na pewno na plus. Tematyka też oryginalna, raczej się z niczym takim wcześniej nie spotkałam. W sumie nawet zachęciłaś mnie, do ogarnięcia innych miniaturek :D Może się za to nawet zabiorę, w końcu jestem już po maturze i mam trochę więcej czasu.
Pozdrawiam gorąco i życzę dużo weny, Atelier z {pod-oslona-switu.blogspot.com}
Bez przesady, nie aż tak liczne, a jeśli są, to są (w większości) zamierzone, tekst jest niezbetowany, więc możliwe, że jakieś są niechciane, aczkolwiek większość jest chciana.
UsuńA mogłabym prosić o wymienienie tych dwóch składniowych? Od razu bym poprawiła, co by nie gryzły innych po oczach. :)
Co do końcówki - fakt, to już kolejna z rozmazanym zakończeniem, chociaż lubię pozostawiać Czytelnikom miejsce na własną interpretację. Chyba powinnam napisać w końcu coś, co kończy się w oczywisty sposób, może nawet następną (Hagmione)?
Dzięki za opinię. :)
Witam Cię Frozenko.
OdpowiedzUsuńDawno tu nie komentowałam, ale czytałam Twoje miniaturki - tak jak ostatnią "Lolitka", która przyprawiła mnie o dreszcze, a natomiast ta minaiturka "Pracujące Dziewczynki" były takim uzupełnieniem(wybacz, jak to zle określiłam), gdyż obie miniaturki przedstawiają Hermionę z takiego jednego punktu/sytuacji. W obu miniaturkach nie była wolną kobietą, a żyła na uwięzi, choć w tej miniaturce mogła swobodnie chodzić. Oraz sprzedawała się, jak i w Lolitce (choć w niej była zmuszana i gwałcona oraz to, że nie przyzwyczaiła się do swojego losu). Ok, może obie jednak się różnią w sobie, ale jedno je łączy Hermiona wykorzystywana dla celów seksualnych. Brzmi paradoksalnie, ale cóż, lubię takie wydobywanie drugiej strony danej postaci.
Co by było gdyby Czarny Pan zwyciężył? - w tej miniaturce dałaś nam jasno do zrozumienia, że postacie z Hogwartu nie miałyby łatwego życia, a nawet by się z nim pożegnaŁy. W tekście pokazałaś rzeczywistość, która czekałaby, gdyby Voldemort zwyciężył. I szczerze powiedziawszy nie uśmiechało mi się to.. Taki wielki chaos.
Więc mamy odpowiedz w twoim tekscie, co by było gdyby Harry nie żył, więc nie muszę sobie wyobrażać jak by wyglądał Hogwart, co stałoby się z Hermioną itp. Po prostu Twoja miniaturka pokazuje nam i bardzo łatwo przy czytaniu wyobrazić sobie to wszystko. Bardzo ładnie piszesz, znacznie lepiej, ale z pewnością to słyszałaś/czytałaś wiele razy. Twój warsztat pisarski jest na wysokim poziomie, wiec pomyśl o wydaniu książki. Bardzo chętnie ją kupię :)
Co do Hermiony, strasznie się na nią uwzięłaś, aż mi się jej szkoda zrobiło, choć nie przepadałam za nią...po prostu wszystkowiedząca i tyle, o i drażniąca. Ale ładnie się czyta Twoje miniaturki nawet gdy Hermiona jest w nich jako główna postać, czy poboczna.
Pisz jak najczęściej ;D
Z pozdrowieniami, Fan Cro.
Heh, tak się akurat trafiło, że opublikowałam jedną po drugiej, ,,Lolitka" nawiedziła mnie nagle i musiałam ją napisać od razu, a ,,Pracujące dziewczynki" pisało mi się bardzo szybko (w porównaniu do pozostałych z PG), chociaż już od dłuższego czasu czaję się z Hagmione.
UsuńBardzo mi zależało na tym, żeby pokazać Hermionę jako dziewczynę do towarzystwa, co nie jest do końca kanonem, ponieważ Granger i inne pewnie zostałyby zabite razem z Harrym, Ronem i innymi znaczącymi (może nie od razu, ale jednak), a los, który spotkał dziewczyny... No cóż, zależy, jak na to patrzeć, ale chyba jest jako tako lajtowy, bo mogły trafić jak Hermiona z ,,Lolitki". :)
Oj tam, zaraz uwzięłam. :D Może trochę, chociaż i tak dzięki tym miniaturkom lubię ją trochę bardziej, więc chyba wyszło mi (choć nie do końca Hermionie) to na dobre. xD
Hej, dawno nie odwiedzałam tego bloga, ale teraz tytuł posta jakoś przykuł moją uwagę. I muszę Ci powiedzieć, że to jedna z najlepszych miniaturek Dramione, jakie czytałam. Mroczna, zaskakująca, trochę surrealistyczna i przede wszystkim bardzo dojrzale opisana.
OdpowiedzUsuńNiełatwo pisać o prostytucji, żeby nie być wulgarnym, Tobie natomiast to się udało. Masz świetne wyczucie równowagi. Oprócz tego świetnie ukazałaś charaktery głównych postaci, dużo uwagi poświęciłaś ich psychologii. Aż żal ściska, kiedy czyta się o takiej zrezygnowanej, wynędzniałej Hermionie. A Draco jest tutaj taki, jakiego najbardziej lubię, czyli ludzki, z błędami przeszłości, ale jednocześnie nicią moralności i dobroci. Zakończenie niejasne, ale w dziwny sposób daję otuchę, przynajmniej w porównaniu z tym, co było na początku.
Aż szkoda, że nie będzie ciągu dalszego! ;)
Pozdrawiam serdecznie ^^
Ojej, bardzo dziękuję za taką pozytywną opinię, żebym tylko nie osiadła na laurach. XD
UsuńKurcze, jak tak czytam, że każdy chce ciąg dalszy, to aż się zastanawiam, jak by wyglądało. Mam pomysł na dłuższe oopowiadanie Dramione, ale kusi mnie, żeby je zamienić na podobny pomysł co w miniaturce. Jeszcze chwila i ulegnę. :)
Nope. Juz uległam. :-(
Będzie opowiadanie. :D
Ooo super, jestem za ^^
UsuńWeny, Frozenko! :)
Dzięki, przyda się, to będzie ciężki kawał chleba. :D
UsuńOch... jeszcze nie zaczęłam czytać i obawiam się, iż w ogóle ciężko będzie mi zacząć, a winę ponosi tutaj twój... szablon. W wersji mobilnej NIC nie widać, a nie przywykłam do męczenia oczu na komputerze ;(
OdpowiedzUsuńA jednak przeczytałam w wersji komputerowe na telefonie. Też męczyło oczy... ale no już trudno.
UsuńPodziwiam twój zasób słownictwa i umiejętność pisania opisów. Było jedno miejsce, gdzie chyba próbowałaś napisać jedno zdanie, po czym wpadłaś na coś innego i wyszedł taki dziwny twór. Na wattpadzie bym Ci pokazała, a tutaj... no, dlatego nie lubię czytać na blogach ;)
Zazdroszczę talentu! Oby tak dalej!
I błagam... zmień ten szablon, albo go dostosuj do urządzeń mobilnych...
Właśnie nie wiem, u niektórych jest możliwość ustawienia na telefonie to, co jest na kompie, a u niektórych nie, chyba faktycznie będę musiała zmienić na coś bardziej ogarniętego.
UsuńBardzo możliwe, że są w tekście jakieś kwiatki albo jakieś zdanie jest nie ten tego, jeszcze nie zbetowałam tej miniaturki, przed weekendem pewnie to zrobię. Sesja idzie, więc czas zająć się wszystkim, tylko nie nauką. XD
Hej, część i czołem! :)
OdpowiedzUsuńChyba pierwszy raz przeczytałam coś na tym blogu, więc wypadałoby skomentować.
Od razu ostrzegam, że nie jestem dobra w pisaniu komentarzy. :/
Ogólnie miniaturka bardzo... Jakbym powiedziała, że fajna zabrzmiałoby to dziwnie, biorąc pod uwagę jej tematyke, która wcale taka łatwa nie jest. Miniaturka jest naprawdę ciekawa.
Na początku nie podchodziłam z entuzjazmem do Gin i Hermiony pracujących w burdelu, ale stwierdziłam iż nie ma co się zrażać na samym początku. I czekało mnie miłe zaskoczenie.
Miniaturka ma swój klimat. Wszystko jest takie... Hm, nasuwa mi się tu słowo "smętne", ale to chyba nie to. :P Oj, chodzi mi o ten obraz świata przedstawionego w opowiadaniu. Ma coś w sobie.
Kurczę, dawno nie czytałam czegoś gdzie tak wczuwałam się w emocje towarzyszące bohaterom. Hermiona wywołała we mnie tyle emocji. Było mi jej strasznie szkoda. Nie mogłam uwierzyć, iż to ta sama Hermiona. :O
Ginny wyszła na taką trochę odważną, pyskata. Powiem szczerze, że taka ją sobie zawsze wyobrażam.
Postać Draco również wyszła Ci naprawdę dobrze. Super uchwycilas jego emocje, a także przywołałas kilka wspomnień z dzieciństwa. W pewnym momencie, jak już był z Hermiona w pokoju, to myślałam, że rzeczywiście nie przeciwstawi się sobie samemu.
Blaise to Blaise. Nic dodać, nic ująć.
Do błędów się nie mam co przyczepić, bo aż tak się nie znam, a sama nic nie wychwyciłam. :P
Podsumowując, miniaturka jest naprawdę fajna i myślę, że za jakiś czas przeczytam ja sobie jeszcze raz, tak, jak będzie mi się nudziło.
Przepraszam Cię za wszystkie błędy, przeinaczenia itd., ale piszę z telefonu, a moje kochana autokorekta robi, co jej sie żywnie podoba. :/
To chyba tyle.
Pozdrawiam i weny życzę! :)
P.S. W najbliższym czasie postaram się coś jeszcze przeczytać. ;)
No, i zapomniałam...Taki króciutki dopisek - również uwielbiam Wiesia (Wiedźmina) ^^
UsuńKiedy pisałam ten tekst, cały czas miałam wrażenie, że miniaturka jest zakurzona, więc wiem, o czym piszesz. XD Też się w komentarzach nie mogę wysłowić i cały czas mam wrażenie, że autor mnie nie rozumie, więc podaję tysiące przykładów, a potem komentarz na dwanaście stron. [*]
UsuńPostaram się tekst zbetować jakoś w przyszłym tygodniu (w poniedziałek mam kolokwium, będę musiała przez weekend pocisnąć, więc jestem zawieszona we wszystkich przyjemnościach ;_;), bo jesteś drugą nową osobą, która zaczyna czytać miniaturki z tego bloga właśnie od "Pracujących dziewczynek", nie mogę pozostawiać takiego złego pierwszego wrażenia. XD
Najprawdopodobniej (tzn. na 100%, ale nie wiem, kiedy) będę pisała pełnoprawne opko na podstawie tej miniaturki, będę mogła trochę rozwinąć Zabiniego, bo trochę jest tutaj blady.
Pisanie komentarzy to wbrew pozorom trudna sztuka. xD
UsuńFajnie, że planujesz opowiadanie na podstawie miniaturki, bo chętnie przeczytam. ^^
I nie pozostawiasz złego wrażenia. Miniaturka jest naprawdę fajna. ;)
Bardzo dobra miniaturka. Jest mroczna, taki klimat lubię. Porwałaś mnie od początku do końca, czytałam z zainteresowaniem i z myślą - jak to właściwie się skończy? Doskonale pokazałaś Draco, jego emocje i wahania, także zmiana jaka zaszła w Hermionie, jej obojętny, wyprany z emocji glos, gdy mówiła chociażby o śmierci najbliższych - to wszystko bylo interesujące i dobrze napisane. Brawo!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że stworzysz jeszcze jakiś tekst dramione. Z chęcią coś takiego przeczytam spod Twojego pióra.
Pozdrawiam!
ten tekst uruchomił moją wyobraźnię i zastanowiłam się, jak mozna zmienić rzeczywistość, o której rozmawiali bohaterowie,kto by tego dokonal, kto zastąpiłby Pottera? Jak dla mnie, ta miniaturka byłaby swietnym wstępem do dłuższego opowiadania. ^^
UsuńBardzo mi miło. :)
UsuńZ początku miałam do tego tekstu podejść tylko jak do miniaturki, ale po jakimś czasie stwierdziłam (hehe, nie no, pod wpływem komentarzy), że będzie kontynuacja "Pracujących dziewczynek", ale już w formie dłuższego opowiadania. Zatem może niebawem coś się pojawi, ale to niebawem to pewnie takie dłuższe. XD
Będę czekać! :D
UsuńJezu, ja uwielbiam twój styl pisania. Rewelacyjna miniaturka-nihil novi.
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę doczekać się następnej ;)
Ps.Może nie mam uczuć, ale nie było mi jakoś szczególnie żal Hermiony, ale ja w ogóle raczej za nią nie przepadam :P